
Już będąc dzieckiem, większość z nas planuje przyszłość. Są
to najczęściej marzenia, które nigdy się nie spełnią, bo po drodze poznaje się
jeszcze wiele nowych możliwości, jednak już kilkulatki wiedzą, kim chcą być jak
dorosną i próbują robić coś w tym kierunku, choćby rozwijając zainteresowania w
danej dziedzinie. Te dziecięce marzenia mają pewien wpływ na to, jak się
odnajdujemy w rzeczywistości już jako dorośli, znajdując też swoje miejsce w
chwilach refleksji nad tym, jacy kiedyś byliśmy beztroscy i jak wiele dobrego
świat zdawał się mieć dla nas. Taką refleksją nad minionym życiem, jego
blaskami i cieniami, jest powieść „Złoty sen” Grażyny Jeromin-Gałuszki.
Lili i Arleta były kiedyś najlepszymi przyjaciółkami. Razem,
trzymając się za ręce, poszły by wziąć udział w powstaniu warszawskim, razem je
przetrwały, wspierając się wzajemnie, razem też, jak to bywa, zakochały się w
tym samym mężczyźnie. Wraz z końcem wojny kres przyszedł też na przyjaźń obu
pań, a poszło właśnie o miłość, jako że pan mógł wybrać tylko jedną. Szczęśliwa
wybranka żyła sobie spokojnie z mężem i dziećmi, nieświadoma już tego, że jest
obserwowana z domu po drugiej stronie ulicy, gdzie Liliana, pozostając przez
większość czasu samotna, spędzała czas na rozważaniach. W międzyczasie do jej
domu przyjeżdża Ada – córka jednej z pań, które spędzały w willi Liliany lato.
Nie wiadomo, dlaczego się tam zjawiła, niezbyt mile widziana już teraz przez podstarzałą
właścicielkę pragnącą spokoju, chce odciąć się od dotychczasowego życia. To do
niej przede wszystkim wraca przeszłość w postaci przyjaciółki z lat
dziecięcych, niespełnionej artystki Kaliny, której życie potoczyło się zupełnie
nie tak, jak sobie to zaplanowała. A czy sama Ada jest szczęśliwą i spełnioną
kobietą, tak jak zdają się być o tym przekonani jej krewni?
Tytuł książki, jej okładka i klimat treści idealnie ze sobą
współgrają. Uwielbiam ten melancholijny, jesienny nastrój pełen wspomnień,
które nie zawsze są dobre, ale przecież w tym czasie nabiera się już do nich
odpowiedniego dystansu, by móc je rozważyć na spokojnie. „Złoty sen” to przede
wszystkim zbiór emocji, dawnych i obecnych, przeżywanych przez kilka pokoleń
kobiet. Ada jest postacią bardzo enigmatyczną, poza swoim „tu i teraz” niewiele
o niej wiadomo, poza czasem dorastania, gdy przebywała w towarzystwie Kaliny.
No właśnie, Kalina. Tu jest o czym posłuchać, bo tak barwnej osoby po
przejściach, która w rezultacie skończyła zaskakująco wręcz źle, można ze
świeca szukać. Buntowniczka już od najmłodszych lat, ofiara źle ulokowanych
uczuć i własnej głupoty, wyciągnięta z samego dna przez Adę. Proces jej powrotu
do normalności, jaki daje czytelnikowi obserwować autorka, jest niesamowity,
przejmujący, skłaniający do zastanowienia nad tym, jak wielki wpływ mamy czasem
na losy innych ludzi. Ale to nie wszystko, bo każda bohaterka „Złotego snu” to
osobna, intrygująca historia, opowiedziana na dodatek z perspektywy różnych
osób.
Jedynym problemem przy czytaniu, w moim przypadku, była
nieco chaotyczna z początku fabuła. Autorka wprowadza do akcji wiele postaci na
raz, i trudno było mi się zorientować kto jest kim, kto jest córką albo
przyjaciółką kogo – pojawia się wiele imion, ale za mało informacji, by je ze
sobą jakoś powiązać, prostuje się to dopiero po przejściu przez dobrych kilka
rozdziałów, kiedy opowiedziane zostaje już trochę z przeszłości każdej z pań.
To jedna z tych książek, którym przydałoby się dramatis personae umieszczone na
początku, by mieć gdzie zajrzeć w razie wątpliwości. To zmieszanie znikło gdy
już oswoiłam się z opisywaną gromadką, a na jego miejsce wskoczyła chęć
śledzenia losów każdej z niecierpliwością, gdy wydarzenia przeskakiwały z
czasów obecnych w przeszłe i z powrotem, fragmentarycznie przedstawiając jedne
i drugie.
Brakowało mi bardzo przez większość czasu informacji na
temat losów wspomnianej na początku pani Klarysy, mieszkanki domu opieki, która
opowiadała wciąż jedną i tą samą historię o kobiecie, której wydawało się, że
mąż chce ją zabić. Historia była nieprawdopodobna, co zauważał każdy, kto jej
wysłuchał, trudno jednak odmówić jej uroku – wręcz temat na osobną opowieść. Ona
i osoby jej towarzyszące nie grają z początku z właściwą częścią książki,
wydają się być częścią zupełnie innej opowieści, co może się gryźć – wszystko
jednak znajduje uzasadnienie w końcowej części. To duża zaleta tej powieści:
zakończenie wszystkich poruszanych w niej wątków tak, że nie zostawia ona
czytelnika z wrażeniem niedosytu bądź irytacji, a dorzucając do tego fakt, że
spora część z tych kwestii powiązana jest w zaskakujący, nieoczywisty sposób,
otrzymujemy książkę, która nie tylko wciąga, ale i warta jest czasu spędzonego
z nią.
„Złoty sen” to książka, która nie każdemu przypadnie do
gustu. Opisuje ona losy ludzkie w sposób bardzo szczegółowy, wnikając głęboko w
motywy i skutki większości działań. Same bohaterki, będąc już w dojrzałym
wieku, czują potrzebę rozliczenia się ze swoim dotychczasowym życiem bądź
wprowadzenia zmian, a dom madame Lili jest idealnym do tego miejscem, będąc
przesiąkniętym wspomnieniami i przeszłością, od której nie potrafi się uwolnić
Liliana. Mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że czyta się ją dobrze,
lekko, pomimo poważnej tematyki, i nie sposób nie dać się wciągnąć w odkrywanie
dawnych losów grupki kobiet, z których każda ma do powiedzenia sporo o sobie i
reszcie z nich. Muszę też przyznać, że to lektura idealna na jesiennie
wieczory, którą najlepiej czyta się pod kocem do wtóru szumu kropli deszczu zza
okna. Polecam fanom opowieści nie dynamicznych, ale wzruszających i
zaskakujących.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Złoty sen
Autor: Grażyna Jeromin-Gałuszka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 440