wtorek, 9 kwietnia 2019

„Openminder” Magdalena Świerczek-Gryboś

Jak stworzyć państwo idealne i uczynić jego obywateli szczęśliwymi? Wielu już tego próbowało. Szczęście jest pojęciem tak subiektywnym, że nawet ustalenie jego definicji może odbywać się inaczej w różnych miejscach, czasach i okolicznościach. Pozostaje jednak wątpliwym, czy można kogoś do szczęścia zmusić, zapewnić mu je niejako odgórnie, bez pytania go o zgodę, ustaliwszy pewne sztywne kryteria, jakimi ogół ludzi ma się od pewnego punku kierować w swoim postępowaniu. W tym miejscu już części osób zapala się czerwona lampka i pojawiają się myśli na temat wolnej woli, możliwości wyboru, a nawet praw człowieka… W przewidywaniu konsekwencji kolejnych działań zmierzających ku radykalnej poprawie ogólnej szczęśliwości narodów prześcigają się autorzy – co ciekawe, głównie obracając się wokół mniej lub bardziej głębokiej dystopii. Nie inaczej zdaje się być w przypadku „Openmindera” Magdaleny Świerczek-Gryboś. 

Kraków, rok 2076. W kwestii podziału politycznego Europy i stosunków pomiędzy krajami zmieniło się wiele. Polska jest częścią bloku państw zachodnich  – po wyniszczającej wojnie postanowiono zbudować je od nowa na zupełnie innych zasadach, pozbawiając ludzkość wszystkiego, co mogłoby umożliwić jej krzywdzenie siebie nawzajem. Świat nadal  jednak pozostaje w konflikcie. Nikodem uczestniczy w programie Openminder – jego specjalne zdolności mają zapewnić mu nie tylko specjalne miejsce w hierarchii społecznej, ale też nadać jego życiu sens i kierunek, wiążący się z przyszłą misją swoistego nawracania „dzikiego” Wschodu. Szkolenie jest ściśle tajne, a w jego skład wchodzi wiele elementów, które powszechnie uważa się za wiedzę zakazaną, zaś zbawianie świata okazuje się zajęciem mającym więcej wspólnego z regularną walką niż spokojną dyplomacją.

W powieści wyjątkowo wyraźnie zarysowane jest tło polityczne i obyczajowe świata przedstawionego, a zwłaszcza zmiany, jakie dokonały się w nim względem czasów sprzed wojny. Wstęp operuje głównie terminologią polityczno-ideologiczną, co może stanowić twardy orzech do zgryzienia dla osób, które takich wątków nie lubią – a że sama do nich należę, trudno było mi zapanować nad początkowym sceptycznym podejściem. Później jednak okazało się, że wszelkie obawy były niepotrzebne, a „Openminder” jest szaloną mieszanką wszystkiego, co w fantastyce było dobre. I tu wspomniana polityka wraz z jej ideologicznym zarysem zaczyna działać na korzyść powieści, dając bohaterom świat, w którym powinni czuć się dobrze – ale z jakiegoś powodu wcale nie jest tak pięknie.

Idea „dobrozmysłu”, który oddziałuje na społeczeństwo, wytyczając mu określone ścieżki postępowania i karząc już nie za czyny potencjalnie zagrażające innym – bo do takich nie ma prawa dojść, gdy są one tłumione już na etapie przelotnej myśli o czymś takim – przypomina żywo film „Equilibrium” i tamtejsze Prosium obowiązkowo łykane co rano. Ono jednak tłumiło emocje w ogóle, tu mamy zaś działanie bardziej precyzyjne i specyficzne. Oczywiście i od tego są wyjątki, wcale nie dziwi też obecność w powieści jednostek, których nadrzędnym celem jest wyrwanie się spod tej tyranii ogólnej szczęśliwości. Co więcej, oczywiście, że taka sytuacja stwarza ogromne pole do nadużyć, czego nie omieszkała w pełnej krasie ukazać autorka – i co mnie przekonało najbardziej do wykreowanego przez nią świata przyszłości. I czy zdziwi czytelnika bardzo to, że osobami, które myślą w pełni wolno i samodzielnie są… czarne charaktery?

Wracając do bohaterów, czyli głównie Nikodema i Darii, z epizodycznie występującymi innymi przyszłymi openminderami – wydaje się, że do tej roli wybierane są jednostki w pewnym sensie „wybrakowane”, niepasujące do zadanego schematu, co czyni je od początku postaciami, które albo dość szybko pokażą potencjał, albo staną się sztampowymi specjalnymi płatkami śniegu. O ile więc Nikodem przekonał mnie do siebie dość szybko, głównie dzięki głębi, jaką nadało mu nakreślenie tragicznych wydarzeń z przeszłości (i kot – no dobrze, jak jest kot, to od razu jest lepiej), o tyle z Darią było trudniej. Zdecydowanie jednak warto poczekać, bo choć ujawnia ona charakter ukryty za grubym murem dystansu i odmienności bardzo późno, to jej postępowanie jest solidnie umotywowane – i jakimś przewrotnym sposobem sprawia, że to właśnie z nią zaczyna się sympatyzować najbardziej. Trzeba też dla formalności zaznaczyć, że autorka zadbała o resztę postaci, dając im trochę własnej historii i cech indywidualnych, ale jednocześnie nie pozwalając im na zawłaszczenie głównego wątku na długo.

A kiedy myśli się, że to już wszystko, co można wiedzieć o świecie przedstawionym, bohaterowie wsiadają do mechów i lecą na lekcję przetrwania do zniszczonego centrum Krakowa, przypominającego bardziej radioaktywną zonę pełną zmutowanej fauny i flory. I to właśnie Lemowisko (jakże trafna nazwa!) jest punktem w „Openminderze”, którego najchętniej nie opuszczałabym (ten – i hangar pełen mechów), jako że miejsce to opisane zostało tak barwnie, że podczas czytania płynnie przechodziłam z poczucia grozy do zachwytu i z powrotem. Wątków zaskakujących jest tu zresztą więcej, znacznie więcej, nie wszystkie zostały wyjaśnione, nie każdy jest jasny – ale być może dowiemy się więcej w kolejnym tomie. 

„Openminder” jest książką bardzo specyficzną, bo stanowi w moim odczuciu połączenie wątków znanych z „Equilibrium”, „Neon Genesis Evangelion”, klasycznych powieści postapo, kosmicznego science-fiction i wielu innych, ale jednocześnie jest w tym pomieszaniu tak spójna i przemyślana, że tworzy wyjątkowo przystępną całość. Mam jednak wrażenie, że ze względu na lekkie zabarwienie ideologiczne będzie różnie odbierania przez czytelników, pozostawiając im pewną swobodę interpretacyjną w zakresie tego, gdzie leży słuszność i co w świecie przedstawionym jest dobre, a co nie. Ja skłonię się raczej ku wnioskowi, że jednoznacznego podziału nie da się tu przeprowadzić - a obie skrajności, reprezentowane tu nie tylko przez kierunki wschód-zachód, mają swoje mroczne oblicze. W książce znajdziemy też ilustracje autorstwa Marka Grybosia, które doskonale oddają klimat powieści, a także przedmowę Michała Cetnarowskiego. Ja zaś mogę „Openmindera” tylko polecić i czekać na dalszy ciąg opowieści.

Dane ogólne:
Tytuł: Openminder. Tom 1. Koty
Autor: Magdalena Świerczek-Gryboś
Wydawnictwo: SQN
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 304

czwartek, 4 kwietnia 2019

„Nemezis i inne utwory poetyckie” Howard Phillips Lovecraft


Nikomu chyba nie trzeba przedstawiać Howarda Phillipsa Lovecrafta, samotnika z Providence, literackiego geniusza, którego twórczość odkryto, niestety, dopiero na wiele lat po tym, kiedy zmarł młodo i w samotności. W dwudziestym pierwszym wieku w kulturze alternatywnej roi się od nawiązań tudzież zapożyczeń ze stworzonej przez mistrza weird fiction mitologii Cthulhu. Jego opowiadania czy krótkie powieści po dziś dzień niepokoją, zachwycają i inspirują. Pewnej części czytelników być może zdarzyło się natknąć na wzmiankę, że Lovecraft to nie tylko proza, ale też poezja – wierszowane utwory mistrza nigdy jednak nie uzyskały popularności równej opowiadaniom grozy. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Vesper szeroki odbiorca ma teraz okazję, aby nieco nadrobić zaległości – za sprawą „Nemezis i innych utworów poetyckich”, nowego zbioru dzieł autora w tłumaczeniu Mateusza Kopacza, ilustrowanego miniaturami Krzysztofa Wrońskiego. 

W „Nemezis” znajdziemy trzy podzbiory. Pierwszy z nich, „Grzyby z Yuggoth i inne wiersze”, zawiera ciąg krótkich utworów powiązanych luźno jedną fabułą, opowiadających historię bezimiennego poszukiwacza ezoterycznej wiedzy, który przypadkowo natyka się na księgę-klucz do tajemnic kryjących się za zasłoną rzeczywistości (to właśnie „Grzyby z Yuggoth”), a także wiele innych tekstów – tematycznie zorientowanych wokół mitów Cthulhu bądź nie – mieszczących się w ramach gatunkowych weird fiction. Drugi, „Pozostałe wiersze niesamowite”, nieco odchodzi od tej formuły, wciąż jednak składając się z tekstów z silnym motywem nadprzyrodzonym – a wśród nich jednych z najbardziej monumentalnych poetyckich tworów autora, takich jak „Psychopompos: opowieść rymowana” czy „Astrofobos”. Część trzecia, „Inne wiersze”, gromadzi wiersze Lovecrafta o nieco bardziej „zwyczajnej” naturze – znajdziemy tu teksty okolicznościowe, jak życzenia („Wyrafinowanemu młodemu dżentelmenowi” czy „Do niemowlęcia”), utwory inspirowane klasycznymi tekstami literackimi („Poemat o Ulissesie albo Odyseja”), a nawet… żartobliwe („Do matki w Dniu Dziękczynienia”). Całość wieńczy obszerny dodatek od tłumacza, zawierający dokładną bibliografię, posłowie oraz zbiór komentarzy i objaśnień do poszczególnych utworów.

Nie jestem zwolennikiem recenzowania poezji – tutaj jak nigdzie indziej ważny jest przecież osobisty odbiór utworu, który dla każdego czytelnika może znaczyć coś zupełnie innego, z czymś innym się kojarzyć, budzić zupełnie różne odczucia. Nie mogę jednak nie skomentować jakości tłumaczenia, jakie wykonano na tekście źródłowym. Krótko mówiąc: jest ono bardzo dobre. Mateusz Kopacz nie bawi się tutaj w dosłowność, starając się przede wszystkim oddać głębię poszczególnych wersetów. Często obserwujemy tutaj, że tekst po tłumaczeniu nieco różni się pod względem szczegółowości opisu poszczególnych elementów sceny – niektóre są szerzej, inne bardziej ubogo opisane niż uczynił to autor – zdecydowanie jednak nie można tłumaczowi odmówić wyczucia, z jakim podjął ten dość ryzykowny zabieg przesunięcia ciężaru. Zachowany bowiem został nie tylko sens, ale również swoisty klimat każdego utworu, tak trudny do uchwycenia, gdy pracuje się nad zjawiskiem takim, jak twórczość HPLa. Za solidne przygotowanie merytoryczne i rozumienie kwintesencji tego fenomenu należy się tutaj piątka z plusem.

Możemy to docenić dzięki kolejnemu genialnemu zabiegowi wydawnictwa Vesper – tekstom w przekładzie towarzyszą strona w stronę te oryginalne. Czytelny układ pozwala wnikliwym odbiorcom (takim jak niżej podpisany) analizę porównawczą wers po wersie. A jeśli świetny przekład nie trafi w czyjś gust, zawsze może on salwować się tekstem w pierwotnym jego brzmieniu. To doskonałe rozwiązanie, które powinno być praktykowane znacznie szerzej.

„Nemezis” zostało wydane nie tylko solidnie pod względem praktycznym, ale i estetycznym. Czarno-białe ilustracje Krzysztofa Wrońskiego są minimalistyczne, w kapitalny sposób jednak korespondują z treścią utworów, którym towarzyszą. Dzięki zaś prostej, ale niezwykle starannej kresce świetnie potęgując wrażenie wyobcowania i niepokoju, jakie towarzyszy przy lekturze.

Tak jak poezja nie jest dla każdego, to samo można powiedzieć o „Nemezis”. Specyficzny klimat całości nie każdemu przypadnie do gustu – ba, wiele jest głosów posądzających Lovecrafta o grafomanię czy o to, że jego utwory wierszowane są mało ambitne – jednak to obowiązkowa pozycja dla każdego, kto chciałby nieco staranniej zgłębić twórczość artysty czy zanurzyć się raz jeszcze w tej mgle ponadnaturalnej grozy, ale w nowy, nieznany wcześniej sposób. Warto, zdecydowanie warto doświadczyć tego na własnej skórze.

Dane ogólne:
Tytuł: Nemezis i inne utwory poetyckie
Autor: Howard Phillips Lovecraft
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 494