Tajemnicza przesyłka przeznaczona dla Barona zostaje przechwycona
przez nieznanego napastnika. Łuska pocisku, nosząca na sobie
nietypowe znaki, znaleziona w miejscu tragicznej śmierci kuriera,
staje się ważną poszlaką w śledztwie, które podejmuje Paweł
„Incognito” Czarnecki – jak zawsze ze szczerą intencją
przytarcia przestępczemu władyce nosa. Na drodze do przechwycenia
zagadkowego neseseru będzie musiał przepytać pewnego handlarza
broni, ponownie sprzymierzyć się z Alicją i właściwie wywołać
wojnę gangów, a także... Przeżyć gorzkie rozczarowanie. Z
grubsza tak prezentuje się czwarty zeszyt z serii „Incognito.
Niesamowity przypadek Pawła K.”, noszący tytuł „Wrogowie moich
wrogów”.
Najważniejszą rzeczą, która zwróciła moją
uwagę, jest zakończenie. Piotr Czarnecki podjął tu całkiem
skuteczną próbę wykorzystania starej sztuczki z postawieniem
wszystkiego na głowie. Kiedy zawartość tajemniczej przesyłki
staje się wreszcie jawna... Cóż, zaskoczenie jest spore, czytelnik
nabiera też pewnego szacunku dla arcyłotra Barona, który z
nieokreślonej postaci tła staje się nagle zagrożeniem, realnym,
rzeczywistym i przebiegłym jak diabli. Wydaje mi się, że nawet
jeśli nie był to oczekiwany przeze mnie moment przełomu, to
zdecydowanie dodał on całości nieco charakteru i może nawet
zwiastuje, że akcja będzie od tej pory tylko i wyłącznie nabierać
rumieńców.
Dialogi! Incognito już w
poprzednich zeszytach miał tendencję do łamania czwartej ściany,
o ile jednak wcześniej wydawało mi się to nieco wymuszone (budując
skojarzenia z pewnym człowiekiem-stawonogiem, niekoniecznie
pozytywne), o tyle tutaj jego sposób bycia jakoś zaskoczył.
Rzucona mimochodem opowieść o spotkaniu z pijaczkiem na przystanku
w czasie starcia z dwoma dresiarzami („Pomyślałem: kurczę,
chciałbym tak po prostu zniknąć. A wtedy przypomniałem sobie, że
przecież mogę!”) czy sarkastyczne docinki w czasie wyciągania
informacji od lokalnego handlarza bronią („Dlaczego akurat
przychodzisz z tym do mnie?” „Widziałeś zawartość swojej
piwnicy?”) – dodają Kamińskiemu trochę jaj i sprawiają, że
przestaje być po prostu „tym facetem, który wygląda trochę jak
Rorschach dla ubogich”.
Jedyny element, który
jakoś mi tutaj nie przypasował, to scenka z życia rudej
przyjaciółki Pawła, która ściągnęła swojego chłopaka na
wieczorny seans klasycznego kina s-f. Widzę sposób, w jaki miała
ona pokazać, że w związku Eli nie za bardzo się układa – nie
mogę się jednak pozbyć wrażenia, że nie bardzo leżała wśród
przepełnionej akcją i emocjami całości. To, albo miała stanowić
pretekst, by nawiązać do pewnego sławnego monologu – i choćby
za to nie mogę się na scenarzystę za bardzo gniewać.
Kreska – cóż, niewiele
się zmieniło w porównaniu z zeszłymi zeszytami. Jest nieźle,
satysfakcjonująco mrocznie w ten brudny, „niechlujny” sposób,
który staje się już znakiem rozpoznawczym tak serii, jak i Łukasza
Ciżmowskiego. Raz na jakiś czas trafi się kadr, w którym
proporcje sylwetek są zaburzone albo twarz któregoś z bohaterów
świetnie wykrzywiona, ale da się do tego przyzwyczaić, nie zaburza
to odbioru całości.
„Wrogowie moich
wrogów” to dobry zeszyt, zdecydowanie bardziej charakterny niż
poprzednie jego części. Dzieje się tu sporo – morderstwo z
rabunkiem, wojny gangów, przesłuchania i, co najważniejsze,
tajemnicza czarna walizka ze złowróżbną zawartością. To dużo
akcji jak na trzydzieści dwie strony komiksu. Ci, którzy zdążyli
już polubić „Incognito” mogą przygotować się na kolejną
porcję tego, co już znają, tylko mocniej i lepiej – pozostali,
których „Niesamowity przypadek Pawła K.” nie porwał tym razem
mogą się nieco zdziwić... A może nawet zmienić zdanie?
Dane
ogólne:
Tytuł: Incognito #4: Wrogowie moich wrogów. Część
1.
Autorzy: Piotr Czarnecki (scenariusz), Łukasz Ciżmowski
(ilustracje)
Wydawnictwo: Sol Invictus
Rok wydania: 2017
Liczba
stron: 32