niedziela, 7 stycznia 2018

„Incognito #4. Wrogowie moich wrogów. Część I” - recenzja komiksu

Tajemnicza przesyłka przeznaczona dla Barona zostaje przechwycona przez nieznanego napastnika. Łuska pocisku, nosząca na sobie nietypowe znaki, znaleziona w miejscu tragicznej śmierci kuriera, staje się ważną poszlaką w śledztwie, które podejmuje Paweł „Incognito” Czarnecki – jak zawsze ze szczerą intencją przytarcia przestępczemu władyce nosa. Na drodze do przechwycenia zagadkowego neseseru będzie musiał przepytać pewnego handlarza broni, ponownie sprzymierzyć się z Alicją i właściwie wywołać wojnę gangów, a także... Przeżyć gorzkie rozczarowanie. Z grubsza tak prezentuje się czwarty zeszyt z serii „Incognito. Niesamowity przypadek Pawła K.”, noszący tytuł „Wrogowie moich wrogów”.

Najważniejszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę, jest zakończenie. Piotr Czarnecki podjął tu całkiem skuteczną próbę wykorzystania starej sztuczki z postawieniem wszystkiego na głowie. Kiedy zawartość tajemniczej przesyłki staje się wreszcie jawna... Cóż, zaskoczenie jest spore, czytelnik nabiera też pewnego szacunku dla arcyłotra Barona, który z nieokreślonej postaci tła staje się nagle zagrożeniem, realnym, rzeczywistym i przebiegłym jak diabli. Wydaje mi się, że nawet jeśli nie był to oczekiwany przeze mnie moment przełomu, to zdecydowanie dodał on całości nieco charakteru i może nawet zwiastuje, że akcja będzie od tej pory tylko i wyłącznie nabierać rumieńców.


Dialogi! Incognito już w poprzednich zeszytach miał tendencję do łamania czwartej ściany, o ile jednak wcześniej wydawało mi się to nieco wymuszone (budując skojarzenia z pewnym człowiekiem-stawonogiem, niekoniecznie pozytywne), o tyle tutaj jego sposób bycia jakoś zaskoczył. Rzucona mimochodem opowieść o spotkaniu z pijaczkiem na przystanku w czasie starcia z dwoma dresiarzami („Pomyślałem: kurczę, chciałbym tak po prostu zniknąć. A wtedy przypomniałem sobie, że przecież mogę!”) czy sarkastyczne docinki w czasie wyciągania informacji od lokalnego handlarza bronią („Dlaczego akurat przychodzisz z tym do mnie?” „Widziałeś zawartość swojej piwnicy?”) – dodają Kamińskiemu trochę jaj i sprawiają, że przestaje być po prostu „tym facetem, który wygląda trochę jak Rorschach dla ubogich”.

Jedyny element, który jakoś mi tutaj nie przypasował, to scenka z życia rudej przyjaciółki Pawła, która ściągnęła swojego chłopaka na wieczorny seans klasycznego kina s-f. Widzę sposób, w jaki miała ona pokazać, że w związku Eli nie za bardzo się układa – nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że nie bardzo leżała wśród przepełnionej akcją i emocjami całości. To, albo miała stanowić pretekst, by nawiązać do pewnego sławnego monologu – i choćby za to nie mogę się na scenarzystę za bardzo gniewać.

Kreska – cóż, niewiele się zmieniło w porównaniu z zeszłymi zeszytami. Jest nieźle, satysfakcjonująco mrocznie w ten brudny, „niechlujny” sposób, który staje się już znakiem rozpoznawczym tak serii, jak i Łukasza Ciżmowskiego. Raz na jakiś czas trafi się kadr, w którym proporcje sylwetek są zaburzone albo twarz któregoś z bohaterów świetnie wykrzywiona, ale da się do tego przyzwyczaić, nie zaburza to odbioru całości.


Wrogowie moich wrogów” to dobry zeszyt, zdecydowanie bardziej charakterny niż poprzednie jego części. Dzieje się tu sporo – morderstwo z rabunkiem, wojny gangów, przesłuchania i, co najważniejsze, tajemnicza czarna walizka ze złowróżbną zawartością. To dużo akcji jak na trzydzieści dwie strony komiksu. Ci, którzy zdążyli już polubić „Incognito” mogą przygotować się na kolejną porcję tego, co już znają, tylko mocniej i lepiej – pozostali, których „Niesamowity przypadek Pawła K.” nie porwał tym razem mogą się nieco zdziwić... A może nawet zmienić zdanie?


Dziękujemy wydawnictwu Sol Invictus za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Dane ogólne:
Tytuł: Incognito #4: Wrogowie moich wrogów. Część 1.
Autorzy: Piotr Czarnecki (scenariusz), Łukasz Ciżmowski (ilustracje)
Wydawnictwo: Sol Invictus
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 32

piątek, 5 stycznia 2018

Stosik #34 Grudzień - Styczeń 2017 - 2018, czyli co Koty znalazły pod choinką...


Hej! Święta minęły, a wraz z nimi świąteczne, spodziewane szaleństwo książkowe. O ile jednak nie było tym razem wielkich stosów, czekających pod choinką - z różnych przyczyn - o tyle stosik z grudnia i tak prezentuje się wcale nieźle, głównie przez ilość egzemplarzy recenzenckich. Nasze świąteczne życzenia zaś kształtowały się w tym roku zupełnie inaczej, orbitując wokół kwestii bardziej przyziemnych i praktycznych (: Nadal jednak jest co czytać - i o czym pisać! Zajrzyjmy...

Stos pierwszy obejmuje jedną przesyłkę - dokładnie tyle dobra przyszło do nas w paczce od wydawnictwa Genius Creations (: Znalazły się tam:
1. „Armadillo” Bartosza Orlewskiego.  Łotr chwycił za tę książkę w pierwszej kolejności i przeczytał w jeden dzień. Nadal jednak zbiera się, by coś o niej napisać (; Chyba nie była aż tak przystępna, jak oczekiwaliśmy!
Boże... Minęło tyle czasu, a nadal mam myśli w jednej wielkiej rozsypce. - Ł.
2. „Noc kota, dzień sowy” Marty Kładź-Kocot. Przeczytałam, recenzja niedługo.
3. „Faza REM” Agnieszki Sudomir. Wylądowała w mojej kolejce recenzenckiej, jeszcze czeka (:
4. „Zima” Michała Ochnika, chyba wyląduje u mnie.
5. „Tropiciel” Małgorzaty Lisińskiej, również moja kolejka, miejsce pierwsze :D
6. „Pętle pamięci” Marcina Kowalczyka, zagarnięte przez Łotra.
7. „Vivo” Istvana Vizvary'ego. Jedna z najbardziej intrygujących pozycji w tym stosie, czytać będzie raczej Łotr, ale... kto wie (;
Znam jedno opowiadanie tego autora, „Wkład własny”, ze zbioru „Dobro złem czyń” od Genius Creations. Ogółem gorąco polecam, bo styl wybitny, a i pomysł nietuzinkowy, zaś na lekturę już się ogromnie cieszę.

Tu już stos mieszany:
8,9. „Dzienniki gwiazdowe II” i „Pokój na Ziemi”, Stanisław Lem, Wydawnictwo Literackie. Dalszy ciąg uzupełniania kolekcji (:
10. „Goth”, Otsu-Ichi, Wydawnictwo JPF. Manga, do recenzji od portalu Konwenty Południowe.
11. „Dom służących”, Kathleen Grissom, Papierowy Księżyc. Również egzemplarz recenzencki, będzie jako coś miłego w ramach przerywnika pomiędzy fantastyką.
12. „Ciężko być najmłodszym”, Ksenia Basztowa i Wiktoria Iwanowa, Papierowy Księżyc. Recenzentka, tym razem od portalu Creatio Fantastica, już przeczytana, recenzja ukaże się niedługo.
13,14,15. „Mróz”, „Wiatr” i „Mgła”, Marcin Ciszewski, WarBook. Od wydawnictwa celem przeczytania i opisania, jeszcze czeka w kolejce (:


Tu już czysto zakupowy stosik:
16,17. „Desperacja t.2” i „Wielki marsz”, Stephen King, Prószyński i S-ka, Albatros. Do kolekcji.
18. „Azyl“, Jarosław Grzędowicz, Fabryka Słów. Łotrowy zakup spontaniczny, przeczytany, oceniony bardzo pozytywnie (:
Hrm. Tak. Recenzja wkrótce!
19,20. „Smok Griaule” Lucius Shepard i „Córka żelaznego smoka. Smoki Babel” Michael Swanwich, Wydawnictwo Mag. Dalszy ciąg uzupełniania Uczty Wyobraźni.
21. „Dawca Przysięgi”, Brandon Sanderson, Wydawnictwo Mag. Pierwsza część trzeciego tomu (ech) cyklu Archiwum Burzowego Światła. Łotr był otrzymał ją (na życzenie zresztą) w ramach prezentu gwiazdkowego.
Co za pomysł, żeby takie fantastycznie grube knigi dzielić na odcinki?!
22. „Ilion”, Dan Simmons, Wydawnictwo Mag. Zakupiona okazyjnie, z ciekawości. Na czytanie trochę poczeka...
Ale niedługo... Mam tę śliczność na oku, od kiedy się pojawiła. Klimatem przywodzi na myśl dużo młodsze Red Rising, ciekawe, ile z tych pierwszych spostrzeżeń przetrwa.

Czym byłyby nasze Kocie stosiki bez jakichś gier do kompletu... Te konkretne miały być na święta, jednak problemy InPostu sprawiły, że całość przerwy (i urlopu) świątecznej przeleżały w bliżej nieokreślonym oddziale. Na szczęście ostatecznie udało się je stamtąd wydostać (;
23. „Scythe. Igrając z wiatrem”, Stonemaier Games, Phalanx. Dodatek do gry wprowadzający statki powietrzne. Znów kawałek szczęścia ze zdobyciem go, jako że wyprzedał się doszczętnie jeszcze w przedsprzedaży. To nawet trochę straszne x:
No, nie było tak źle. Parę sklepów ma jeszcze kilka egzemplarzy, ale jakaś panika w sieci się pojawiła.
24. „Roll Player”, Ogry Games. Zakupiony w przedsprzedaży trochę pod wpływem impulsu, okazał się fantastyczną grą z mnóstwem kostek. Może coś się napisze na jego temat wkrótce? (;
Pewnie się napisze...

Tyle od nas, grudzień był dobry pod względem zdobyczy, teraz czas przysiąść fałdów i czytać! (:
_________________________

Grafika ilustrująca wpis: CC by Thought Catalog on Unsplash

wtorek, 2 stycznia 2018

Kocie podsumowanie, część 2 - najlepsze i najgorsze książki 2017 roku


Wczorajsze podsumowanie dotyczyło naszej działalności na blogu i innych portalach, a także ogólnie wyników czytelniczych. Część z postanowień udało się wypełnić, część nie, jednak ogólny wynik i tak jest dość dobry - z nadzieją na dalszą poprawę w 2018. Poczyniliśmy też kilka postanowień (;

Drugą część podsumowania chcielibyśmy przeznaczyć na mały „plebiscyt” dotyczący najlepszych, najgorszych i, hmm... najładniejszych książek, przeczytanych przez nas w zeszłym roku. Zapraszamy!


Najlepsza książka 2017 roku według Kota w Bookach

Vyar:

Zdecydowanie będzie to „Krzyżowiec” Grzegorza Wielgusa. Ta książka po prostu wybija się na tle innych swoją odmiennością - po pierwsze, klimatem świata przedstawionego, ponurym, mrocznym, miejscami wręcz odrażającym, a jednocześnie wyjątkowo intrygującym. Po drugie - osobą głównego bohatera, niemego wędrowca (przez co w książce nie uświadczy się normalnego dialogu), zawieszonego gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią, ale z determinacją dążącego do celu. Po trzecie - wyjątkowo rozwiniętą, szczegółową i oddziałującą na wyobraźnię warstwą opisową. Z całą pewnością będę wypatrywać kolejnych książek autora, jeśli takie się ukażą.


Dobry Łotr:

Tu ponownie polski autor. „Barnim. Ogień” Bernarda Berga. Wszystkie opowieści o Barnimie, jakie ukazały się do tej pory, są moim zdaniem czymś fenomenalnym, ale uznałem, że palma pierwszeństwa należy się oryginałowi: wyśmienite opisy, interesująca konstrukcja głównego bohatera, trzymająca w napięciu historia i, przede wszystkim, bardzo dobry pomysł na świat przedstawiony (najbardziej optymistyczna postapokalipsa, jaką można sobie wyobrazić!). Jedna z najciekawszych propozycji polskiej fantastyki czasów obecnych, którą każdy znać powinien – i już.



Najładniejsza okładka książki w 2017 roku według Kota w Bookach

Vyar:

Od dłuższego czasu śledzę poczynania studia Dark Crayon w zakresie tworzenia ilustracji na okładki książek i muszę przyznać, że niewiele trafia się wśród nich takich, które nie wpasowują się w mój gust. Nie będzie tu wyjątku - spośród przeczytanych przeze mnie książek najładniejszą okładkę miały „Skrzydła nocy” Roberta Silverberga z serii Artefakty Wydawnictwa Mag. 


Dobry Łotr:

Wygląda na to, że studio Dark Crayon faktycznie nie ma sobie równych. Bez dwóch zdań „Cesarz Ośmiu Wysp” Lian Hearn. Sama książka też godna uwagi jako kawał nietypowego (bo mocno orientalnego) fantasy. Mam nadzieję napisać jakiś tekst o tej pozycji, bo i jest o czym opowiadać...



Najgorsza książka 2017 roku według Kota w Bookach

Vyar:

„Biała” Dominiki Olbrych wydana przez Oficynkę. Miałam trochę nadziei wobec tej książki - w sumie o mało nie załapała się na „Najładniejszą okładkę”. Można mieć wiele zastrzeżeń wobec literatury young adult, jednak książki z tego gatunku czytane przeze mnie dotychczas były co najmniej średnie, nawet jeśli znać było po nich braki warsztatowe autorów czy niedoróbki procesu wydawniczego. „Biała” posiada braki w obu tych kategoriach, po prostu nieco większego kalibru. To książka, w której brak przewodniej myśli fabularnej, chaotyczna, zmieniająca koncepcję w trakcie trwania akcji, brak jej logiki i konsekwencji. Być może pomogłaby jej twarda ręka redaktora (i, nie ma co ukrywać, korekty), jednak i tej zabrakło.


Dobry Łotr:

„Synowie Fenrisa” autorstwa duetu pod pseudonimem Lee Lightner. Lubię uniwersum Warhammera 40000, ale i tak uważam, że masowo produkowane fanfiki wydawane przez Black Library jako pełnoprawne powieści są akurat tą gałęzią biznesu, która powinna zgnić, odpaść i nigdy już nie wyrosnąć. Książka, o której mowa, to kompletne partactwo – fabuła nie trzyma się kupy, a bohaterowie sprawiają wrażenie wycinanych z papieru, w dodatku wedle tego samego szablonu. To może jeszcze dałoby się przełknąć i po prostu zapomnieć o „Synach” jako niezbyt mądrej próbie napisania czegoś o zakonie Kosmicznych Wilków – gdyby nie żenująco niski poziom literacki całości, w dodatku pogłębiony przez niestaranne tłumaczenie. Nie zatrzymujcie się, nie ma tu niczego wartego uwagi.


Nagroda specjalna:

Vyar:

Nagrodę specjalną postanowiłam przyznać dodatkowo, jako że mam jeszcze jedną pozycję, którą warto byłoby wymienić, jako że w pewien sposób zwróciła uwagę, wyróżniając się na tle innych. U mnie jest to „Szare Płaszcze: Komandoria 54” Marcina Guzka, do której przekonałam się bardzo szybko, pozostawiła też po czytaniu uczucie pewnej satysfakcji i tęsknoty za dalszymi wydarzeniami. „Komandorię” wymieniam właśnie tu (chociaż dostała ode mnie notę równie wysoką, co „Krzyżowiec”), bo z całą pewnością jeszcze do niej wrócę, a zamiar ten regularnie woła o zrealizowanie.


Dobry Łotr:

„Azyl” Jarosława Grzędowicza załapał się na to zestawienie niemal w ostatniej chwili – to również ostatnia książka, jaką przeczytałem w tym roku i zdecydowanie ta, dzięki której ów miniony rok będę wspominał dużo lepiej niż dotąd to sobie wyobrażałem. Od bardzo dawna żaden zbiór opowiadań nie sprawił, że czułem się odmieniony, poruszony – a zbiór wizji z różnych okresów twórczości Grzędowicza ma w sobie właśnie takie coś. Co takiego? Postaram się wkrótce to wyjaśnić!




_____________

Zdjęcie ilustrujące wpis: CC by abednego setio gusti on Unsplash

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Kocie podsumowanie, część 1 - rok 2017 w liczbach


Hej! Roczek minął szybko... Wydawałoby się, że parę dni temu sięgaliśmy po pierwsze w tym roku książki, obiecując sobie, że przeczytamy ich tyyyle... Grudzień 2016 przyniósł nam bardzo ładny stos dóbr - książek, komiksów, a nawet gier, które szybko zostały "przełożone" na kupkę przeczytanych i włączone na stałe do kolekcji. Jak to jednak bywa, nie wszystkie postanowienia udało się spełnić. Zapraszam na podsumowanie roku u Kotów w Bookach (:

Przeczytane książki

Na początku 2017 oboje zaczęliśmy korzystać z portalu Goodreads, co miało pozwolić nam na zrobienie takiego właśnie podsumowania. Założyliśmy wówczas także dostępne tam wyzwanie roczne - oboje ustaliliśmy ilość "do przeczytania" na całe 100 książek. Obojgu nam nie wyszło, niemniej jednak liczba uzyskana jest i tak sporo wyższa niż w roku poprzednim.

Łącznie przeczytaliśmy 134 książki, co razem dało 46 598 stron! Nasze wyniki kształtowały się jednak trochę różnie:

Vyar:
70 przeczytanych pozycji (książek i komiksów)
Liczących razem 21 392 stron
Najkrótsza przeczytana pozycja: komiks „Dragon Age” (24 strony)
Najdłuższa przeczytana pozycja: „Gra o Tron¨ (844 strony)
Średnia ocen wystawionych na Goodreads: 4,0
Średnia liczba stron na książkę: 306

Pierwsza książka przeczytana w 2017 roku: „Krüger. Szakal” M. Ciszewski
Ostatnia książka przeczytana w 2017 roku: „Ciężki być najmłodszym” K. Basztowa, W. Iwanowa

Dobry Łotr:
64 przeczytane pozycje (tylko książki)
Liczących razem 25 206 stron
Najkrótsza przeczytana pozycja: „Legion” B. Sanderona (88 strony)
Najdłuższa przeczytana pozycja: „Gra o Tron¨ (844 strony)
Średnia ocen wystawionych na Goodreads: 3,7
Średnia liczba stron na książkę: 394

Pierwsza książka przeczytana w 2017 roku: „Wojna starego człowieka” J. Scalzi
Ostatnia książka przeczytana w 2017 roku: „Azyl” J. Grzędowicz

Dziękujemy portalowi Goodreads za tak dokładne statystyki! <3
Od siebie chciałbym podziękować Vyar za ciągłe przypominanie mi o aktualizowaniu swojego spisu. Strasznie tego nie lubię, ale teraz widzę, do czego jest potrzebne. - Ł.


A co z recenzjami? 

Tych było dość sporo, chociaż większa część działalności skupiła się wokół portali. Blog na tym trochę stracił, nie planujemy jednak zostawiać go odłogiem (;

Ogółem w tym roku napisaliśmy 139 recenzji, co daje niemal 3 teksty na tydzień.

Na blogu ukazało się 49 recenzji, z czego 22 są autorstwa Vyar, a 27 Dobrego Łotra.

Portal Konwenty Południowe ma od nas 64 recenzje, 26 napisanych przez Vyar, a 38 (!) przez Dobrego Łotra.

Na portalu Creatio Fantastica spotkać nas można było 19 razy, odpowiednio 15 V, 4 DŁ.

Portal Kulturyści - kultura się kłania, z racji tego, iż jest jeszcze dość świeży, ma od nas 7 tekstów,  3 od Vyar, a 4 od Dobrego Łotra.

Jak widać, pod względem ilościowym wygrywa Łotr (:
Dopiero się rozkręcam! Ale i Ty nie byłaś daleko za mną. - Ł.

Jakościowo także jest sporo lepiej - osiągnęliśmy spory progres w ciągu tego roku, zaczęliśmy pisać recenzje gier i mang, doszliśmy też do punktu, w którym wiemy, jak ograniczyć objętość recenzji, aby nie traciła ona na czytelności  - choć nadal nie lubimy tego robić (:

Czytaliśmy znacznie więcej książek uważanych dziś za klasykę (głównie dzięki wydawnictwu Vesper oraz własnym zbiorom), wiemy już lepiej, na co powinniśmy zwracać uwagę przy czytaniu, a przede wszystkim - bardziej świadomie dobieramy sobie lektury.
To powiedziawszy, Vyar sięgnęła po „Legendę Sigmara.” - Ł.
Uczymy się też na błędach (;


Postanowienia na nowy rok?

Przede wszystkim - więcej konkretów, mniej odskoczni od głównego celu. Część naszej aktywności nadal będzie skupiać się na wymienionych portalach, niewykluczone jednak, że ulegnie dalszemu ograniczeniu w tym zakresie.

Na pewno lekko zmieni się blog. Nie będzie to duża zmiana - już jest bowiem widoczne, że nie podejmujemy tyle współprac, jak miało to miejsce wcześniej. Zamiast tego skupiamy się na kilku wybranych. Dodatkowo, blog będzie docelowo miejscem, w którym zamieszczać będziemy teksty pisane na podstawie lektur własnych - w założeniu postanowienie to ma nam pomóc wyczytać te zapasy, które nagromadziliśmy w trakcie minionego roku (:
Tak - pisanie o rzeczach przeczytanych dla przyjemności to nasz cel na ten rok. Wydaje mi się, że dzięki temu i do pisania podejdziemy z większym zaangażowaniem, przez co wzrośnie i ogólna jakość recenzji. - Ł.

Odnośnie ilości, tym razem nie zaszalejemy jak wcześniej - próg minimum wynosi (osiągalne już, jak wiemy) 52 książki. Jeśli będzie lepiej, to super!

Rok 2018 postanowiliśmy zacząć więc od lektury czegoś zakupionego. Oboje wybraliśmy książki z Uczty Wyobraźni: „Wurt” i „Maszyna różnicowa”.

W końcu jaki pierwszy dzień, taki cały rok, a więc - Zaczytanego Nowego Roku! <3