Sporo ostatnio trafia się nam krótkich tekstów różnych autorów do publikacji, a to wszystko dzięki wydawnictwu Genius Creations, które w swej szczodrości dzieli się z czytelnikami coraz to nowymi próbkami twórczości spod swoich skrzydeł. Chyba powstanie z tego nawet osobny cykl... jak już wymyślimy stosowną nazwę (; A na razie - wieczorynka! Czyli tekścik do poczytania przed snem. Dzisiaj jest to opowiadanie Marcina Jamiołkowskiego ("Okup krwi"!), o tytule "Mohernet". Zapraszam do lektury (;
Pułkownik Stanisław Kalina czekał.
Krzesło było twarde i niewygodne, a tępy ból w krzyżu i kolanach
przypominał o niedawno zdiagnozowanym reumatyzmie. Stojąca na biurku
popielniczka sugerowała, że można palić, sięgnął więc do kieszeni po paczkę.
Zdążył wypalić dwa papierosy zanim drzwi do gabinetu otworzyły się i w
drzwiach stanął generał Jedlik.
– Jesteś w końcu – warknął Kalina. – Dupa mi zdrętwiała od siedzenia, a
nieczęsto się to zdarza.
– Wiadomo, hartowana w najgorszym ogniu. – Po Jedliku nie widać było
nawet śladu współczucia. Obszedł biurko i zasiadł w swoim fotelu: dużym,
skórzanym i miękkim, jak ocenił pułkownik.
– Mógłbyś chociaż zasalutować. – Jedlik otworzył szufladę i również wyjął
papierosy.
– Nie przyszedłem lizać ci butów. Czekam chyba z pół godziny, gdybym
wiedział, że się spóźnisz…
– Sprawy służbowe – powiedział generał i zaciągnął się z lubością, po
czym wypuścił dym w stronę sufitu. – No co tam, Stasiek? Tylko streszczaj się,
czasu nie mam.
– Potrzebuję pożyczyć od ciebie agentkę.
– Uuuuu! – Jedlik wydął usta. – No wiesz, da się załatwić. Jakieś
szczególne wymagania?
– Ma być sprawna. I najlepiej z jedynką.
– Gdzie ty sprawną jedynkę znajdziesz, Stasiu?
– Nie pierdol mi tu, Andrzej, wiem, że takie macie. To ważne, nie
zawracałbym ci dupy, jakbym nie miał pewności.
Jedlik westchnął.
– Lata w wywiadzie uczą ostrożności – mruknął, otwierając laptopa.
Postukał chwilę w klawiaturę i odwrócił komputer w stronę gościa.
– Mamy obecnie trzy aktywne jedynki. – Na ekranie ukazały się zdjęcia
trzech kobiet w wieku około siedemdziesięciu lat. – To królowe Kier, Karo i
Trefl. Królowa Pik przeszła ostatnio na emeryturę, jeśli wiesz, co mam na
myśli.
Kalina wiedział. W żargonie agencji „emerytura” oznaczała przedłużający
się w nieskończoność pobyt na cmentarzu.
Przypatrzył się kobietom. Wszystkie powoli zbliżały się emerytury. Tej
agencyjnej, bo sądząc po wieku, świadczenia od państwa pobierały już od dobrych
dziesięciu lat.
– Stare pudła – powiedział cicho, ale generał i tak dosłyszał.
– Stare pudła – powiedział cicho, ale generał i tak dosłyszał.
– Nam też niewiele brakuje – rzucił krótko. – Którą chcesz?
– Bo ja wiem? Ty mi poleć.
Generał wybrał zdjęcie z lewej.
– Królowa Kier, Zenobia Zbych, lat dziewięćdziesiąt, czarny pas w
ubiegłorocznych mistrzostwach „Kontra-Renta”, gdzie rozniosła w pył siedemnastu
lekarzy-orzeczników. Jej znak rozpoznawczy to wydrążona drewniana laska
zakończona ostrym bolcem. Niezwykle sprytna, w firmie mawiają, że to nie ona
będzie miała problem z demencją, tylko demencja z nią. Niestety od kilku lat
zbyt nerwowa, a często wręcz agresywna. Mamy trochę materiałów z akcji, w
której brutalnie przegania dziennikarza podczas jakiegoś wiecu. Wszystko
utajnione, to ci nie pokażę.
Kalina skrzywił się.
– Eeee, i tak nie chcę takiego zakapiora. Potrzebuję kogoś do wtopienia
się w tłum, a nie „krejzolki”, która będzie świrować na lewo i prawo.
Jedlik pokiwał głową ze zrozumieniem, kliknął w środkowe zdjęcie i
wyświetlił inne akta. Zaczął streszczać:
– Królowa Karo, Janina Kowalska, siedemdziesiąt trzy lata. Emerytka i
rencistka, pierwsza grupa inwalidzka orzeczona osiem lat temu i niemożliwa do
podważenia, choć lekarze na zusowskich komisjach stawali na głowach, żeby się
dopieprzyć. Zawsze ma w rękawie potrzebne zaświadczenie, wygrała niejedno
odwołanie. Utalentowana symulantka, wyszkolona hipochondryczka, bezwzględna w
sytuacjach skrajnych. Chcesz zobaczyć wideo?
– Pewnie. To jakieś nagranie operacyjne?
– Tak, patrz.
Film, nagrywany ukrytą kamerą, ukazywał Kowalską na przystanku
tramwajowym. Ubrana była w długą, plisowaną spódnicę w paski i puchową kurtkę
spod której wystawał szary, wełniany sweter. W ręku ściskała kulę ortopedyczną,
na której lekko się opierała. Ciemnozielony beret na głowie trzymał się jak
przyklejony, kiedy kobieta rozglądała się na boki. Otaczał ją spory tłum
spieszących do pracy ludzi. Tramwaj stojący na przystanku ruszył powoli i
ustąpił miejsca drugiemu, właśnie nadjeżdżającemu. Oczekujący zaczęli się
przemieszczać nerwowo po przystanku, poszukując najlepszego miejsca, ale
agentka Karo zrobiła jedynie niewielki krok w bok i stanęła wyczekująco.
Drzwi zatrzymały się dokładnie przed jej nosem.
– Widziałeś? – wtrącił Jedlik – Za chwilę miały się zmienić światła, nie
było do końca pewne czy poprzedni tramwaj zdąży odjechać, czy zostanie, a to
mogło kosztować ją bieg do drugiego. Ale nie. Bestia była w stanie wszystko
skalkulować: wymierzyć odległość, obliczyć czas i ustawić się w najlepszej
pozycji. Patrz teraz.
Ktoś z przechodzących zasłonił na moment obiektyw kamery, a kiedy znowu
było widać co się dzieje, Kalina pokiwał z uznaniem głową. Nikt nie zdążył
jeszcze wysiąść z tramwaju, a Kowalska była już w połowie schodów do środka.
Jakiś mężczyzna usiłował ją odepchnąć, ale kula – niby przypadkiem – zaplątała
mu się między nogi i facet mało nie wypadł na przystanek. Jeszcze dwa kroki i
Królowa Karo przepychała się już w środku pojazdu. Kamerzysta przesunął się w
prawo, podążając za agentką. Przez szyby widać było, jak staruszka szuka
wolnego miejsca. Na chwilę Kalina stracił z oczu zielony beret, ale zaraz
odnalazł ponownie – Kowalska pochylała się nad siedzącą młodą kobietą. Agentka
powiedziała coś głośno. Nie było dźwięku, ale Kalina zauważył konsternację u
otaczających ją ludzi. Głupie uśmieszki, niesmak na twarzach. To
charakterystyczne odwracanie głowy w rodzaju „nie mieszam się do tego”.
Młoda kobieta wstała z trudem i skierowała się do wyjścia. Kowalska
zajęła jej miejsce wyraźnie zadowolona. Na zbliżeniu Kalina ujrzał, jak usta
Królowej Karo poruszają się nerwowo, jakby przeżuwała resztki jadu, którym tak
hojnie obdarowała swoją ofiarę.
Kamera podążyła za wychodzącą. Kobieta wyszła z tramwaju, przytrzymując się poręczy. Młoda dziewczyna, ocenił Kalina. Może dwadzieścia pięć lat. Po jej twarzy płynęły łzy, ramiona drgały nerwowo. To nie płacz, to szloch! Kamera zrobiła oddalenie i dopiero teraz spostrzegł, że dziewczyna jest w zaawansowanej ciąży.
Kamera podążyła za wychodzącą. Kobieta wyszła z tramwaju, przytrzymując się poręczy. Młoda dziewczyna, ocenił Kalina. Może dwadzieścia pięć lat. Po jej twarzy płynęły łzy, ramiona drgały nerwowo. To nie płacz, to szloch! Kamera zrobiła oddalenie i dopiero teraz spostrzegł, że dziewczyna jest w zaawansowanej ciąży.
– I ona ją tak jednym zdaniem….? – zapytał pułkownik.
– No. Bach! – Jedlik klasnął w dłonie. – Niezła, co? Prawdziwa ninja.
Bierzesz?
– Biorę!
– Świetnie! – Jedlik zamknął z trzaskiem pokrywę laptopa. – To jeszcze
powiedz, po co ci ona.
Kalina westchnął. Oczywiście, operacja była tajna, ale zdawał sobie
sprawę, że tutaj obowiązuje handel wymienny.
– Rozpoczynamy inwigilację Mohernetu – przyznał w końcu niechętnie.
– Czego? – Generał zatarł ręce. – To coś nowego? Mów, mów, posłucham z
chęcią.
– Jak wiesz, jakiś czas temu ktoś rozpoczął propagandową operację
antyrządową. Nie udało się namierzyć sposobu rozchodzenia się wiadomości i
przekazywania poleceń do grup zorganizowanych. A regularnie mamy do czynienia z
małymi okupacjami. To grupa staruszków stanie tu, to tam, protestują raz
przeciwko temu, raz tamtemu. Dopiero miesiąc temu wpadliśmy na to, że ktoś nimi
steruje. Zrobiliśmy symulacje, próbowaliśmy zbadać propagację informacji,
kierunek rozchodzenia się zmian, tempo… Ktoś zrobił sieć z… moherów. Ktoś
puszcza wiadomość – informacja rozłazi się po całym kraju, bez dostępu do
radia, mediów, bez Internetu. Często przekaz zostaje zniekształcony, a mimo to
zachowuje swój rdzeń, jakby oś przekazu. Tempo propagacji bywa różne, czasem
minie kilka dni nim ogarnie cały kraj, czasem trwa to dłużej. Nie mogliśmy się
z tym połapać. Aż ostatnio jeden z moich ludzi trafił na dziwną korelację.
Chodzi o to, że informacja utyka w okolicach weekendu i dystrybucja zostaje
podjęta dopiero od poniedziałku. I to był dobry kierunek. Widzisz… okazało się,
że ktoś rozpuszcza informację przez staruszków. Najpierw zaszczepiają wiadomość
jednej, podatnej osobie. Następnie wymiana informacji odbywa się w miejscach,
które nazywamy węzłami sieci. To oddziały ZUS, urzędy pocztowe, miejsca, w
których są kolejki i łatwo o kontakt. Największe węzły to przychodnie i ławki
pod gabinetami lekarskimi. Tam przepływ informacji jest największy. Nasi
informatycy pracują nad rozszyfrowaniem protokołów komunikacyjnych. Musimy
oczyścić sygnał, wyeliminować elementy redundantne i dotrzeć do nadawcy.
Potrzebujemy do tego agentki, która wmiesza się w taką sieć, to bardzo ułatwi
nam pracę…
– Dobra, przestań już gadać – przerwał mu Jedlik, krzywiąc się. – To
jakiś bełkot. Myślałem, że to coś ciekawego, a to te wasze informatyczne
bzdury.
– Taka praca – uśmiechnął się kwaśno pułkownik. – To kiedy dostanę tę…
Królową Karo?
– Przyślę ją jutro do twojego biura.
Obaj wstali. Kalina wyciągnął rękę.
– Dzięki, Andrzej.
– Jasne. Spadaj, bo za chwilę mam kolejne spotkanie.
***
Dwa tygodnie później pułkownik Kalina zwijał się ze słuchawką przy uchu,
tłumacząc się telefonicznie Jedlikowi. Minę miał nietęgą.
– Andrzej, przepraszam, nie wiem jak ją zidentyfikowali. Wiem, że jest
spalona, ale…
– Spalona?! Spalona, do cholery! – wydzierał się generał. – Załatwiliście
mi najlepszą agentkę! Ktoś sypnął! Cofnęli jej grupę inwalidzką. Coś na nią
znaleźli. I zorientowali się, że emeryturę zaczęła pobierać o cztery lata za
wcześnie! Recepty, które chciała zrealizować w aptece – wszystkie nieważne! Podobno
jakiś błąd w numerze PESEL! Dostała tyle wezwań do różnych urzędów, że targnęła
się na życie. Wiesz jak się targnęła, Stasiek?! Wiesz jak?! Odkręciła gaz! I
co? Gówno, bo już jej zdążyli odłączyć! Rozumiesz?! Nawet kulę jej świsnęli w
sklepie, na jakiejś przecenie…
– Rozumiem, ale to nie nasza wina. Mohernet jest zorganizowany lepiej niż
przypuszczaliśmy!
– Niech cię szlag, Kalina!
Generał rozłączył się, a Kalina zapalił papierosa. Trudno. Jakoś to się
wyprostuje. Agenci czasem są demaskowani i Jedlik na pewno sobie poradzi.
Załatwi jej jakiś dom spokojnej starości albo inny przybytek. Należy się za
lata służby.
Ale ofiara Królowej Karo opłaciła się. Ustalili najważniejsze. Znaleźli
wektor rozchodzenia się informacji.
Wszystkie sygnały miały źródło w Toruniu.
Marcin Jamiołkowski
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: