wtorek, 6 października 2020

„Czerń nie zapomina” Agnieszka Hałas – Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta

„Teatr Węży” jako cykl ma za sobą zdecydowanie burzliwą przeszłość. Jego powstawanie trwało dziewięć lat i obiło się o aż trzy wydawnictwa, z czego dopiero ostatnie, Rebis, faktycznie zajęło się flagowym dziełem Agnieszki Hałas tak, jak na to zasługiwało. Długa i kręta droga została jednak pokonana, a do rąk czytelników trafiła wreszcie „Czerń nie zapomina”, ostatnia i być może najważniejsza część serii, temat dzisiejszego wpisu.

Akcja powieści ma miejsce na jakiś czas po wydarzeniach na Wyspach Śpiewu z poprzedniego tomu, gdy Brune Keare alias Krzyczący w Ciemności pokrzyżował plany demonów z Doliny Śniedzi i zapobiegł otwarciu bramy łączącej krainę śmiertelnych z Otchłanią. Dzięki obmyślonemu wcześniej podstępowi oraz ogromnej dozie szczęścia czarodziejowi udało się uniknąć pewnej śmierci, zapłacił jednak za to wysoką cenę. Osłabiony i narażony na zemstę z rąk demonicznych adwersarzy musiał się ukryć. Jak się okazuje, na swoje tajemnicze zniknięcie wybrał akurat ten moment, kiedy jego obecność była najbardziej potrzebna.

W świecie, w którym nawet Otchłań podzielona jest na państwa, powstrzymanie jednej frakcji demonów oznacza co najwyżej danie szansy pozostałym. No i proszę: oto straszliwa epidemia zbiera krwawe żniwo w stolicy Lossoru – a każdy zabity przez zarazę trafia w ręce władcy Doliny Rdzy. W ten sposób powiększa jego wpływy i moc, w miarę jak ten dąży do podporządkowania sobie nie tylko reszty demonów, ale i całej sfery śmiertelnych. Magiczna równowaga jest zagrożona jak nigdy wcześniej, a czuwające nad nią zgromadzenie srebrnych magów – Elita – musi imać się coraz bardziej radykalnych sposobów, by ją zachować. Akhania ar Vithanare, czarodziejka, która w poprzedniej odsłonie serii wysłała Krzyczącego na archipelag, zmusza dwóch innych Żmijów, Shial „Śnieg” Manesserię oraz Ferena „Żałobnika” Berlita, aby sprowadzili z powrotem jej niechętnego sługę. Trójka magów nie jest jednak jedynymi, którzy starają się dopaść Brune’a – oprócz żądnych zemsty demonów jego śladem podąża też wiedząca Lorraine Nevers w asyście Rożka, odmieńca dorabiającego walką na arenie, oraz pewnej złośliwej głowy na pajęczych odnóżach…

Czytając „Czerń nie zapomina” przyjdzie nam naprzemiennie śledzić losy zarówno mistrzyni Elity, jej dwóch zauszników z przymusu, jak i wróżbitki, z okazjonalnymi wtrętami na temat sytuacji w Otchłani. Z całej tej plejady protagonistów najlepsze wrażenie zrobił na mnie duet Shial-Feren. Magowie Czerni zmuszeni do służby Srebru z pozoru tworzą najgorzej dobraną parę na świecie, gdy co i rusz przekomarzają się albo próbują udowodnić swoją wyższość nad przypadkowym partnerem. Sceny z ich udziałem zdecydowanie czytało mi się najprzyjemniej. Trochę gorzej mają się sprawy z panną Nevers, bliską krewną jednej z moich najbardziej znielubionych postaci serii (podobieństwo jest duże!), choć jej wątek trochę ratuje obecność żarłocznego gaduły Zazela. Ogółem jednak miałem wrażenie, że odsunięcie Brune’a na dalszy plan i wprowadzenie nowych bohaterów było dobrym, odświeżającym posunięciem.

Akcja powieści stanowi pewien kompromis między tym, co działo się w poprzednich częściach – jest nieco mniej przygodowa niż „Śpiew potępionych”, ale za to dzieje się w niej zdecydowanie więcej niż w „W mocy wichru”. Pod tym względem książka najmocniej przypomina moją ulubioną „Pośród cieni”. Intryga, z jaką mamy tu do czynienia, jest zadowalająco złożona, a nagłe i zabójcze zwroty akcji (z naciskiem na „zabójcze” – gdybym powiedział tu cokolwiek więcej, zdradziłbym zbyt wiele) co i rusz przypominają czytelnikowi, w jak niebezpiecznym i zdradliwym świecie się znalazł. Poczucie towarzyszącego bohaterom ciągłego zagrożenia działa zbawiennie na zaangażowanie w lekturę, sprawia, że od „Czerń nie zapomina” trudno się oderwać. Jednak tym, co w moim odczuciu stanowi największy atut piątej części Teatru Węży, jest sposób, w jaki przedstawiono tutaj Elitę. Wcześniejsze powieści serii ukazywały zgromadzenie magów Srebra jako monolityczną, tajemniczą-jak-diabli organizację silną ręką utrzymującą porządek w opuszczonym przez bogów świecie. Tutaj dowiadujemy się na jej temat nieco więcej – okazuje się, że Srebrni nie są ani tak zgodni, ani tak wszechwładni, jak można było sądzić, co nie tylko uprawdopodabnia ich w świecie powieści, ale i czyni znacznie bardziej interesującymi.

Jedyne, co trochę mi tutaj zazgrzytało, to zakończenie. Jak już wcześniej wspomniałem, przez większość powieści Krzyczący pozostaje wielkim nieobecnym, którego różne stronnictwa, jak również główni bohaterowie, wydają się poszukiwać z różnych powodów. Nie będzie żadną niespodzianką, że Keare w końcu pojawia się na ostatnich stronach – po czym, kiedy już to robi, bez żadnego wysiłku rozwiązuje wszystkie problemy dzięki drzemiącej w nim boskiej mocy. Można by się kłócić, że o taki efekt chodziło przez cały czas poszukującym go bohaterom – dla mnie ciut za bardzo pachnie to deus ex machina… I dosłownie, i w przenośni.

„Czerń nie zapomina” jest powieścią godną uwagi, stanowi zadowalające (choć nadal otwarte) zwieńczenie Teatru Węży. Mimo zapowiedzi autorki, że cykl stanowi już całość mam szczerą nadzieję, że przyjdzie nam jeszcze kiedyś odwiedzić ten świat. Prawdę mówiąc, dopiero ostatnie dwa tomy pokazały nam, jak niewiarygodnie rozbudowane i złożone jest uniwersum wykreowane przez Agnieszkę Hałas – chociaż dopóki co nie istnieją oficjalne plany, aby je kontynuować, wydaje mi się, że prędzej czy później jeszcze o nim usłyszymy… Oby!

Dane ogólne:
Tytuł: Czerń nie zapomina
Autor: Agnieszka Hałas
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 464