czwartek, 25 lutego 2016

Okiem laika:"Najtwardsi z twardych" Huberta Meyera

Całkiem sporo trafia do mnie ostatnio publikacji historycznych, a zwłaszcza tych, które traktują o drugiej wojnie światowej. Z jednej strony może cieszyć rosnące, wydawałoby się, zainteresowanie tą tematyką, z drugiej, jakość niektórych pozycji, mimo wszystko, pozostawia wiele do życzenia. Taka sytuacja ma miejsce głównie w przypadku tłumaczeń zagranicznych, a spowodowana jest zazwyczaj brakiem korekty – również, niestety, merytorycznej. Zwiększające się zainteresowanie tematyką daje jednak nadzieję na poprawę tej sytuacji. Tymczasem, do czytelników trafiają coraz to nowe i ciekawsze tematycznie pozycje, traktujące nie tylko o polskich zmaganiach na froncie. Książką, która trafiła do mnie ostatnio, jest druga część historii 12. Dywizji Pancernej SS Hitlerjugend: „Najtwardsi z twardych” Huberta Meyera.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Kryminalne Zagadki Warszawy, czyli "Order" Marcina Jamiołkowskiego

Herbert Kruk to postać już znana wśród fanów polskiej fantastyki. Osobiście, z książką „Okup krwi” relację miałam dość skomplikowaną: o ile początek niezbyt mnie porwał, rozwijająca się akcja zaciekawiła, ale z pewnymi zastrzeżeniami, o tyle przy zakończeniu dopiero udało mi się odczuć w pełni magię zawartą w nim – mocny koniec, będący nie rozwiązaniem tajemnicy, a jej właściwym początkiem po prostu musiał zaintrygować. Była to zresztą typowa przynęta na czytelnika, na którą się całą świadomością i przyjemnością złapałam. Nieodparta okazała się też chęć zobaczenia trochę więcej magii, z której korzysta główny bohater - dotarł więc do mnie „Order” Marcina Jamiołkowskiego.

niedziela, 21 lutego 2016

ŚBK: Autorzy, którzy poruszają nasze dusze

Dziś 21, czas więc na pierwszy post specjalnego cyklu notek. Dołączyliśmy niedawno do Śląskich Blogerów Książkowych, gdzie doszliśmy do wniosku, że fajną sprawą są tego typu tematyczne notki i warto zrobić kolejną edycją - do której miałam okazję dołączyć :3 Posty z tej serii będą się ukazywać 21-go każdego miesiąca, przez pół roku.

Pierwszym zadanym tematem są autorzy. Nie byle jacy, bo chodzi o osoby specjalne, których twórczość w jakimś względzie oddziałuje na nas i pozostanie z nami na dłużej, by do niej wracać co jakiś czas. Niekoniecznie są to twórcy, których każdą pozycję przyjmuje się z otwartymi ramionami, by się nią zachwycać, nie zawsze poszukuje się innych dzieł - po prostu ktoś, kogo słowa wpłynęły na nas bardziej niż zwykle...

Postanowiłam wyłonić w swoim czytelniczym skarbczyku trzy takie osoby. Zobaczmy...

1. Tomek Tryzna
Jego "Panna Nikt" towarzyszy mi już od niemal 15 lat. Jest pierwszą książką, która zrobiła na mnie aż takie wrażenie, pierwszą, w której się odnalazłam i w której utopiłam znaczną część swojego młodzieńczego buntu. Jest to tez pozycja, która silnie oddziaływuje na mnie po dziś dzień, z której bohaterką identyfikuję się i potrafię wzruszyć się na samo wspomnienie niektórych scen. Mało który autor potrafił tak zagrać mi na emocjach, jak Tryzna. Mam do przeczytania jeszcze dwie jego książki, "Idź, kochaj" i "Blady Niko", nie są one jednak tak popularne i dostępne jak "Panna Nikt". I szczególnie nie spieszę się do znajomości z nimi. "Panna Nikt" jest po prostu kompletną opowieścią, po której ostatnim, co można by czuć, jest niedosyt czy potrzeba większej ilości wrażeń.


2. J.R.R. Tolkien
Nie mogło być inaczej. Wiele jest osób, które chętnie podyskutowałyby na temat pierwszeństwa, inspiracji, nowości, ale tu nie o spory chodzi. Książki Tolkiena zebrały wszystko to, co kochałam w fantasy i folkowych opowieściach w jedną cudowną całość. Śródziemie jest miejscem, w którym mogłabym żyć, więc jeśli istnieje portal, który mógłby mnie przenieść tam, to proszę, chcę wiedzieć, jak do niego dotrzeć i wykupić swój one way ticket! Dziękuję panu, sir, za "Władcę Pierścieni", za "Silmarillion" i resztą twórczości.




3. Marion Zimmer-Bradley
Ta pani odgrzebała w mojej pamięci wszystko to, co było dobre w starej magii, znanej z legend o Królu Arturze. Z "Mgłami Avalonu" pierwszy kontakt miałam, gdy trafiłam przypadkiem na film, kręcony na podstawie książki. Ot, leciało coś w telewizji w czasach, gdy ją jeszcze oglądałam: jakieś okołoarturiańskie rzeczy, dobra, oglądam. No i się zakochałam. Potem pilnie poszukiwana książka... Nie udało mi się wtedy jej znaleźć, w bibliotece znalazłam jedynie "Leśny dom". To wystarczyło. "Mgły Avalonu" wzięłam w ręce dopiero, jak dostałam je kiedyś w ramach prezentu urodzinowego, dobrych parę lat później. Polskie tłumaczenie jest dosyć dziwne - "Morgiana"? Dlaczego tak? To nie brzmi! - ale i tak jestem szczęśliwa, mogąc wracać do tej książki za każdym razem, gdy się za nią stęsknię. A to tylko opowiedziana jeszcze raz historia Króla Artura... ale jak opowiedziana! Z kobiecego, bardzo emocjonalnego punktu widzenia, postawiła na głowę wiele wartości głoszonych przez tę legendę, mieszając dobro ze złem i pokazując, że nic nie jest stałe i jednoznaczne.

Tyle ode mnie... Mogłabym wymienić więcej, dodać kilku ulubionych autorów fantasy (Pierumowa chociażby, Pratchetta, Sandersona, Sapkowskiego choćby!), ale to wszystko wymaga jeszcze kilku lat weryfikacji. Z przyjemnością napiszę jeszcze kiedyś podobne zestawienie by sprawdzić, co się w tej kwestii zmieniło.

 Milczek się nie dopisuje, jako że cierpi na bezwenie, może mu jednak przejdzie za jakiś czas i coś dorzuci (;

Zapraszam na fanpage Śląskich Blogerów Książkowych:


piątek, 19 lutego 2016

Wyniki kolorowego, antystresowego rozdania (:

Trochę późno, bośmy byli bardzo zajęci w ten ponury, deszczowy piątek, ale wreszcie udało się zebrać i wylosować osobę, która dostanie od nas kolorowankę wraz z kredkami (:
Ilość chętnych nie przekroczyła 15 osób, więc do wydania była tylko jedna sztuka, ale! 
Tak czy inaczej, dziękuję wszystkim za udział, nie spodziewałam się aż 11 osób - dziękuję każdemu z osobna za każdy "like" na fanpage'u bloga (: 

Nie będziemy niepotrzebne przeciągać, kolorowanka i tak już za długo leży i czeka...


Robienie zdjęć w warunkach wieczornych jest trudne, mam nadzieję, że jednak będzie coś widać.. Kogóż więc wskazała karząca dłoń Milczka, zagłębiająca się w stos zielonych karteczek?


Kolorowanka "Piękne tatuaże" wraz z kredkami powędruje do...

gemili88!

Gratulujemy i prosimy o odpowiedź na maila w ciągu 7 dni (:

Dziękuję raz jeszcze wszystkim uczestnikom (:

czwartek, 18 lutego 2016

Konkurs na opowiadanie wiedźmińskie - Nowa Fantastyka

Hej! Dzisiaj przychodę z ciekawą informacją - dla siebie i dla każdego, kto lubi słynnego polskiego Wiedźmina i jego dzieje.

Nie wszyscy wiedzą, że Wiedźmin pojawił się publicznie po raz pierwszy dokładnie 30 lat temu na łamach znanego i lubianego pisma "Nowa Fantastyka". Grudzień 1986, bo wtedy miało miejsce to zdarzenie, był miesiącem, kiedy w aktualnym wtedy numerze "Fantastyki" ukazało się opowiadanie Andrzeja Sapkowskiego o tytule "Wiedźmin". Była to pamiętna sprawa ze strzygą... Obecne opowiadanie to jest dostępne w zbiorze "Ostatnie życzenie", było też dołączone do pierwszej części gry o tym samym tytule, wydanej przez CDProjekt.

Ale do rzeczy... z okazji urodzin Geralta, instytucja niejako odpowiedzialna za jego pojawienie się i początki popularności postanowiła zorganizować konkurs. Zapytano więc samego Andrzeja Sapkowskiego, co o tym myśli, a on wyraził zgodę, więc tematem konkursu będzie...

Opowiadanie z akcją osadzoną w uniwersum Wiedźmina.

Dla fanów niezła okazja, dla osób grających w "Wiedźmin - gra wyobraźni" jeszcze lepsza, dla prowadzących tę grę - wręcz idealna (a samą siebie mogę zaliczyć do tych ostatnich, dlatego tak ucieszył mnie ten konkurs) (:

Jakie wymagania musi spełniać tekst, by zostać zakwalifikowanym do konkursu? Otóż musi:
* mieć objętość do 60 000 znaków (licząc ze spacjami);
* posiadac akcję rozgrywającą się w uniwersum Wiedźmina, znanym z cyklu książek (gry się nie liczą);
* jeśli wprowadzane są elementy, których wyżej wymienione oryginalnie nie zawiera (np. potwory), ich pojawienie się musi być uzasadnione fabularnie;
* opowiadanie nie może być parodią;
* nie może być też nigdzie wczesniej publikowane.

Tekst w formacie doc lub rtf należy przesłać na adres wiedzmin@fantastyka.pl, dołączając swoje dane kontaktowe, do dnia 31 lipca 2016 roku. Redakcja "Nowej Fantastyki" wybierze najlepsze, które zostanie (zostaną?) opublikowane na łamach pisma, w numerze grudniowym.

Zapraszam do śledzenia informacji na fanpage'u pisma oraz na jego stronie internetowej.


poniedziałek, 15 lutego 2016

Kryminał na dwa głosy. "Księżyc myśliwych" Katarzyny Krenz i Julity Bielak

Dwie osoby piszą książkę… jedną i tą samą. Co to za zwyczaje? Jak dogadują się co do tego, co ma się wydarzyć? Jak rozwiązują kwestię różnicy zdań? Czy któraś pisze lepiej, a któraś gorzej? Jak to się stało, że postanowiły zrobić coś takiego? Te i wiele innych pytań przechodziły mi przez głowę, gdy patrzyłam na – skądinąd bardzo urokliwą – okładkę „Księżyca myśliwych” Katarzyny Krenz i Julity Bielak. Dwie panie – jedna to znana poetka, pisarka i dziennikarka, druga to zupełna debiutantka; aż dziwne, że takie przedsięwzięcie się udało… A jednak udało się i to nie najgorzej. Ale o tym za chwilę.

Wyspa Sylt to enigmatyczne miejsce. Chłodne, nieprzyjazne, nawiedzane przez sztormy, ale zamieszkane – ludzie, którzy decydują się tu zostać, muszą posiadać pewną twardość charakteru, nie dać się zniechęcić wieloma przeszkodami. Do takich osób należy Eva Waltzer, pracująca jako pielęgniarka w miejscowym szpitalu. To ona była na nocnym dyżurze, gdy przywieziono ciężko rannego chłopaka, znalezionego, gdy leżał po prostu na ulicy. Młody mężczyzna przeżył, nie miał jednak przy sobie żadnych rzeczy osobistych, nie dało się więc ustalić jego tożsamości. Eva wraca do domu zmęczona – do domu pustego i zimnego. Jej mąż zginął na morzu kilka lat temu, córka niechętnie utrzymuje kontakt. Tymczasem do List przyjeżdża Jasmine, studentka i bliska przyjaciółka Sophie Waltzer. Wezwana przez Cyryla, narzeczonego, który zdążył jeszcze wyznać jej, że tak naprawdę kocha „tę drugą”, udaje się w umówione miejsce, ale byłego chłopaka nie zastaje. Poznaje za to Oliviera, dziennikarza śledczego, który po prostu przysiadłszy się do jej stolika w pizzerii szybko nawiązuje z nią bliską znajomość i naciąga na zwierzenia.

Przede wszystkim „Księżyc myśliwych” jest książką bardzo nierówną. W ogólnie sennym i statycznym klimacie wyspy, niemal pozbawionej akcji fabule wybijają się czasem momenty bardzo dynamiczne, na tyle jednak rzadko, że trudno nie odczuć nastroju miejsca akcji na własnej skórze tylko czytając. Z początku sprawia też wrażenie mocno przegadanej: wszystko, co się dzieje, zostaje przytłoczone czy to przez wewnętrzne monologi poszczególnych postaci, czy też opisy. Zaprzepaszczony został w ten sposób bardzo miły smaczek podrzucony przez Evę już na wstępie: fragment jej wspomnień na temat wpływu księżyca na ludzi i związane z tym przesądy – za kontynuację w tym stylu gotowa byłabym oddać duszę. Motyw wraca później, niestety pozytywne wrażenie zostało zatarte, ponieważ najzwyczajniej w świecie w międzyczasie zrobiło się nudno. Nastrój monotonii zwiększają przerywniki w postaci listów od niejakiej B. do J. – kim są te osoby? Tajemnica wychodzi na jaw w wyjątkowo powolny sposób.

Odnosząc się do samych bohaterów, tu jest o wiele lepiej. Zróżnicowanie charakterologiczne na wyspie, w małym List, gdzie zdają się żyć głownie ludzie przyjezdni, którzy uciekali skądś, by pozostać na „końcu świata”, z dala od problemów, jest bardzo przyjemnym punktem do rozważań. Johannes, niewidomy właściciel knajpki, do której schodzą się wszyscy, by pogadać i rozluźnić się po ciężkim dniu pracy; Vincent, artysta z Francji o niejasnej przeszłości, lubiący siadywać zawsze w stałym miejscu; miejscowe plotkary i przyjezdni turyści, ciężarna Rose, notorycznie podkradająca mężczyznom swetry... O każdym można opowiedzieć dużo i autorki skwapliwie korzystają z tego faktu, wplatając historię każdej z tych osób w nurt kryminalnych wydarzeń na wyspie. Głównych bohaterów jest kilkoro: Evę, Jasmine i Oliviera można wymienić na samym początku, ale o ile panie są bardzo dopracowane pod względem osobowości, o tyle pan prezentuje się już w straszliwie stereotypowy sposób. Ot, przystojniak, uwodziciel i ktoś, komu się zawsze powodzi, a ponadto: manipulant. Czuje się, że powinien być postacią pozytywną; nic z tego. Jako osoba po prostu zniechęca zbytnią pewnością siebie i jawnym wykorzystywaniem wszystkich naokoło.

A gdzie podziewa się wspomniana zagadka kryminalna? Co łączy znalezionego na ulicy, poturbowanego chłopaka ze zmarłym w wypadku mężem Evy? Czego na wyspie szuka Olivier von Otter i dlaczego ukrywa się pod przybranym nazwiskiem? Jest o czym pisać, jednak na wyjaśnienie tajemnic przyjdzie czytelnikowi trochę poczekać. Nie  można za to nie przyznać, że sam sekret intryguje, wspominane przez Ottera w rozmowach z Evą szczegóły pracy jej męża, okoliczności śmierci i jego przypuszczenia stanowią haczyk, na który chętnie się złapałam, dzielnie przetrzymując nawet rozwlekłe opisy życia osobistego pewnego francuza czy pisane trudnym językiem listy niewiadomego pochodzenia. Całość bardzo ładnie dopełnia klasyczna drama w wykonaniu trójki Jasmine-Cyryl-Sophie, czyli on jeden, one dwie oraz kto z kim i dlaczego. Bardzo odświeżający motyw, nawet jeśli oklepany do bólu.

Ostatecznie, chociaż poza rozróżnieniem pomiędzy właściwą fabułą a listowymi wstawkami nie doszukałam się elementów, które wskazywałyby na to, że książkę pisały dwie różne osoby, książkę czyta się jak dwie powieści złączone w jedno. Rzecz w tym, że nie w listach tkwi problem, a w wyraźnym rozgraniczeniu pomiędzy wątkami osobistymi bohaterów a właściwą akcją. Widać pewne różnice w sposobie prowadzenia narracji, przeskakuje z poetyckiego na o wiele bardziej konkretny dość często, co może powodować lekką dezorientację czytelnika; jednak zdarza się to dość często nawet w o wiele mniejszych objętościowo dziełach i jest uzasadnione przez odmienną tematykę fragmentów. Dodatkowym utrudnieniem będą bardzo rozbudowane dygresje dotyczące filmu, zwłaszcza na temat życia i twórczości Ingmara Bergmana, którymi może i była zafascynowana jedna z bohaterek i co najmniej jedna autorka, dla mnie jednak są elementem odrobinę zbędnym, bez którego książka obeszłaby się dobrze, ponieważ niewiele do niej wnoszą, poza może specyficznym smaczkiem, który docenią wielbiciele kinematografii. „Księżyc myśliwych” z całą pewnością jest pozycją specyficzną, którą warto znać, bo znajdzie w niej coś dla siebie wiele osób z różnych biegunów gustu literackiego. Nie określę jej jako fascynującej, niesamowitej ani wybitnej – jednak na pewno jest jedyna w swoim rodzaju.

Za egzemplarz recenzencki dziekuję wydawnictwu Znak.
Recenzja napisana dla portalu Sztukater.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Księżyc myśliwych
Autor: Katarzyna Krenz, Julita Bielak
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 512

niedziela, 14 lutego 2016

Nasz patronat: Geniusze fantastyki. Antologia

Hej! Czas byłby się pochwalić. Otóż pod skrzydłami wydawnictwa Genius Creations ukaże się niedługo antologia opowiadań pod tytułem "Geniusze fantastyki" (a będzie to miało miejsce już 28 lutego) i to pod naszym patronatem!

Ponad 1000-stronnicowy zbiór opowiadań to chyba najlepszy sposób, żeby uczcić urodziny wydawnictwa - już drugie - a czytelnikom dać szansę na bliższe poznanie twórczości wielu świetnych autorów. Okazję do tego będzie miał każdy, jako że pozycja ukaże się jedynie w formie ebooka, a dostępna będzie zupełnie za darmo (:


Kogo tam znajdziemy? Lista tekstów jest długa:

Pierwsze zdanie – Michał Chmielewski
Wszystkich Świętych – Michał Chmielewski
Zachwianie równowagi emocjonalnej – Michał Chmielewski
Zombie w naszym mieście – Michał Chmielewski
Bunt maszyn – Michał Cholewa
Polowanie na Patriotyczną Ostrygę – Michał Cholewa
Mamonie – Rafał Cuprjak
Uchodźca – Rafał Cuprjak
Cykady nie mają dusz – Maria Dunkel
Judasz – Maria Dunkel
Ludzie, którym odebrano błoto – Maria Dunkel
Odcienie pustki – Maria Dunkel
Zimowa kraina – Maria Dunkel
Inny, Zabójca smoków – Marcin A. Guzek
Łzy niebios – Marcin A. Guzek
Potępieniec – Marcin A. Guzek
…według Obolewian – Wiesław Gwiazdowski
Centurion – Wiesław Gwiazdowski
Myśliwi – Wiesław Gwiazdowski
Stanisz – Wiesław Gwiazdowski
Koriana – Agnieszka Hałas
W oczekiwaniu – Sebastian Hejankowski
Igła – Anna Hrycyszyn
Niespokojny ogród – Paweł Imperowicz
Czarny Roman – Marcin Jamiołkowski
Joachim – Marcin Jamiołkowski
Mohernet – Marcin Jamiołkowski
Nowy Rok – Marcin Jamiołkowski
Szarawa – Marcin Jamiołkowski
Ekstrakcja – Dawid Kain
Epilepsja jest tańcem – Dawid Kain
Incydent – Dawid Kain
Sztuka porozumienia – Anna Kańtoch
Serce z lodu – Anna Karnicka
Drugi – Tomasz Kilian
Wspomnij mnie – Tomasz Kilian
Maski normalności – Iza Korsaj
Daję życie, biorę śmierć – Marta Krajewska
Ostatnia myśl – Marta Krajewska
Zapach jej czerwony – Marta Krajewska
Zimna – Marta Krajewska
Nieświt – Magdalena Kubasiewicz
Pieśń żywiołów – Artur Laisen
Pocałunek Królowej Piasku – Artur Laisen
Czarny piesek gryzie światło – Paweł Majka
Tam pracuj, ręko moja, tam świstaj, mój biczu – Paweł Majka
Cyberdziadek – Anna Nieznaj
Eggenburg pod Giewontem – Daniel Nogal
Golem z Festung Krakau – Daniel Nogal
Mechaniczny kanarek Chyrnowskiego – Daniel Nogal
Pan Mortimer, banshee i kiełbasa z dzika – Daniel Nogal
Armia ślepców – Romuald Pawlak
Krótki sen o opisaniu świata – Romuald Pawlak
Casus de Strigis – Marcin Pągowski
Szklany kompas – Marcin Podlewski
Miasteczko – Joanna Krystyna Radosz
Zwierciadło Czarnoksiężnika – Joanna Krystyna Radosz
Dom – Katarzyna Rupiewicz
Śląska legenda – Katarzyna Rupiewicz
Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina – Jacek Wróbel
Po drugiej stronie oka – Jacek Wróbel
Stawka większa niż życie – Jacek Wróbel
Świąd – Jacek Wróbel
Traktat o transmechanizmie – Jacek Wróbel

Część z wymienionych wyżej autorów czytelnik tego bloga będzie dobrze znał, pojawiały się u nas recenzje ich książek, a nawet niektóre z opowiadań (w ramach cyklu "Wieczorynka"), część będzie nowa. Co do gatunków, tu różnorodność jest spora, więc każdy znajdzie coś dla siebie. No i jest Haxerlin. I Cuprjak, i coś z "Pokoju światów", i Anna Nieznaj i nawet Dawid Kain! No to może być dziwnie ;D Tak czy siak: dobrze byłoby śledzić fanpage wydawnictwa bądź po prostu naszego bloga, żeby być na bieżąco z informacjami, i oczekiwać wraz z nami na ukazanie się tego cuda, sukcesywnie będziemy też aktualizować zakładkę "Patronat medialny" na blogu.

Zapraszam! (:


Pięć (plus dwie!) najciekawszych książkowych par - post walentynkowy

Równo rok temu, w walentynki, wiedziona pewną przekorą opublikowałam listę 5 mężczyzn z kart powieści, którzy mogliby mi się podobać, gdyby byli postaciami realnymi. Lista ta nie była szczególnie rozbudowana czy odkrywcza, jako że zawierała niemal wyłącznie panów o dość specyficznym uroku tak zwanego "złego chłopca", na dodatek posiadających nieco wyższy od przeciętnej iloraz inteligencji. Cóż, tacy mi się podobają, nie ma co się oszukiwać, i z takim panem właśnie, kilka dni temu, obchodziłam drugą rocznicę... Dwa lata wytrzymywania ze sobą. Tylko tyle i aż tyle.

Jak na "wytrzymywanie" idzie całkiem nieźle... Pamiętam ledwie chyba trzy sytuacje, w których naprawdę chcieliśmy się pozabijać! -M.

Chcąc w całości poddać się nastrojowi dnia, postanowiłam tym razem wziąć pod lupę... pary.

Związki, mniej lub bardziej udane, małżeństwa bądź będące w fazie "coś jest na rzeczy", a czasem nawet tylko przypuszczenia, że coś mogło być, ale... Muszę przyznać, że takie poszukiwania potrafią wciągnąć, zwłaszcza, jeśli nie ma się jeszcze informacji, co z daną parą będzie i czy w ogóle będą razem. Polowanie na spoilery kolejnych tomów niektórych z moich ulubionych serii dało mi też pewną satysfakcję... ale na pewne info i tak muszę jeszcze poczekać. A - i pod uwagę brałam tylko książki fantastyczne!

Co do samej listy, mogłabym pewnie prędzej zrobić zupełnie przeciwną, czyli "pary, które najbardziej mnie wkurzały". Bohaterowie Kronik Duszorośli chociażby, jako sztandarowy przykład relacji "ona mnie tak, ja jej nie, więc prześpię się z nią i zwieję". Bądź też inni, którzy bardzo się kochają, ale nie będą ze sobą, "bo nie!". To wyjątkowo irytująca przypadłość wątków miłosnych w zdacydowanie zbyt wielu książkach. Na szczęście udało mi się zebrać kilka co bardziej udanych (bądź mających szanse być). Zajrzyjmy.

Uwaga - spoilery!


1. Samuel Vimes i lady Sybil Ramkin

Stare, dobre małżeństwo... a może nie do końca? Bo czy to nie była czasem wielka miłość ponad podziałami? Mało która scena tak mnie poruszyła, jak zawalony obowiązakmi służbowymi i ratowaniem świata Vimes, biegnący, by dowiedzieć się, co z rodzącą, niemłodą już przecież, żoną. Przekochane.
W Świecie Dysku można wyłonić zresztą wiele ciekawych par, jak choćby Marchewa i Angua, albo Magrat Garlick i Verence - swoją drogą, tryumf nieporadności, aż cud, że to się udało - wybrałam jednak tą jedną, ponieważ wydawała mi się strzałem w dziesiątkę w kwestii ludzi niemłodych już, będących przeciwieństwami z charakteru i stylu życia, a jednak kochających się i nie myślących o rozstaniu.
Nic dodać, nic ująć! Byłoby czymś właściwym - na stare lata być razem tak, jak oni. -M.
Aww.. :3
discworld.pl



2. Shallan Davar i Adolin/Kaladin

Tu trudno mi sie zdecydować. W "Słowach światłości" nie zostało jeszcze powiedziane, z którym z tych panów ostatecznie zostanie moja ulubiona bohaterka (a może z żadnym?), jednak mi podobają się obie wersje. Zarówno lalusiowaty, ale niegłupi Adolin, jak i tragiczny Kaladin wydają się w pewnym sensie współgrać charakterami z rudą zadziorą, obaj dość opornie, ale jednak... Uwielbiam zarówno scenę, w której Shallan przerzuca się złośliwościami z Kaladinem, jak i jej udane próby zaskoczenia i zawstydzenia Adolina, które jemu samemu zdają się podobać coraz bardziej (rozmowa o wypróżnianiu się na polu bitwy, w pełnej zbroi... aaaaauć!). Czytelnicy jednak zdają się lubić bardziej wersję z Kalem, sądząc po ilości dostępnych grafik, przedstawiających tą parę.
Obstawiam Kaladina. Nic tak nie łączy dwojga ludzi jak zabieranie sobie butów. -M.
Chyba, że zabierają sobie bieliznę. Albo tulą się po zakamarkach i jaskiniach.
http://mjusi.deviantart.com/

3. Sarene i Hrathen

Znowu para sandersonowska, tym razem z "Elantris". I tu jest gorzej, bo to właściwie żadna para, Sarene oficjalnie jest żoną Raodena i to bez żadnych "ale". Raoden jednak, pomimo tego, że jest postacią ciekawą, z charakteru wydaje się być trochę mdławy. Natomiast Hrathen... cóż, nie zdążył pozyć na tyle długo, by zagrozić pozycji prawowitego męża, wyraził za to żywe, że tak powiem, zaiteresowanie panią. Na tyle, by nie chcieć jej zabić. Czyż to nie urocze?
Nie potrafię wyobrazić sobie lepszego sposobu wyrażania uczuć, kiedy jest się mnichem-skrytobójcą. -M.
No nie, żartuję oczywiście, chyba nawet wyznał w monologu wewnętrzym gdzieś tam przed śmiercią, że ją kocha. Mniej urocze, ale jednak.

wikipedia.com

4. Enrissa i Wanr Passois

Tu za to mamy parę zupełnie nieoficjalną. Enrissa ("Namiestniczka", W. Szkolnikowa), z racji wykonywanego urzędu, nie może mieć kochanków, ale oczywiście udaje jej się to obejść. Pan Passois jest wyborem dość nieszczęśliwym, będąc szpiegiem. W tej relacji podoba mi się fakt, jak świadomie i rozsądnie do własnego uczucia podeszla Enrissa: jej romans nie został wykryty, nawet gdy urodziła dziecko. Kochanka, co do którego roli i zamiarów nigdy nie miała wątpliwości, pozbyła się przed własną śmiercią, zapewniając mu jednocześnie bezpieczeństwo; to samo zrobiła dla własnego syna. Gdzie więc tu miejsce na miłość? Przeczytajcie, dowiecie się.


5. Waxilium Ladrian i Steris Harms

Sanderson znowu. Tego też nie wiadomo. Wax i Steris to typowe narzeczeństwo "z rozsądku" w wyższych sferach, ponieważ "trzeba się ustatkować, a ona jest dobrą partią". Wydaje się, że związek nie ma szans przetrwać, jednak zakończenie "Stopu prawa" daje pewne nadzieje na zmianę, a widząc okładkę "Żałobnych opasek" już mam w ogóle skrzydełka szczęśliwości. Dlaczego tak, dlaczego nie Marasi, nad którą powstało tyle zachwytów, nawet ze strony samego Waxa? Dlatego, że jest płytka. Pozornie wykształcona, ale mimo wszystko głupia i naiwna, zachowuje się jak typowa bohatereczka romansu. Szkoda mi takiego faceta, jak Wax, nie sądzę by chciał spędzić resztę życia z kimś takim. A dlaczego Steris? Nie jest zbyt lubiana, nawet przez czytelników, z tego co widzę. Wyniosła, chłodna, rzeczowa, mało się udziela... Mnie jednak zdobyła całkowicie jednym zdaniem, wypowidzianym, gdy podjęta została kwestia "być albo nie być" ich narzeczeństwa: "Nie radzę sobie zbyt dobrze... w kontaktach z ludźmi, lordzie Waxilium." Ona wam jeszcze pokaże, zobaczycie!
Cykl o Scadrial w ogóle nie ma szczęścia do sensownych żeńskich bohaterek. Może Steris naprawi, co zepsuły Vin i Marasi? Może "żałobne opaski" dotyczą żałoby po nieodżałowanej, heh, Marasi, która zginie w paskudnych okolicznościach, a jej zwłoki zostaną dodatkowo upokorzone przez obwożenie po całym świecie i prezentowanie, co powinno się robić z takimi postaciami?
W sumie to miałam podobne nadzieje.
Teraz ja. Nie jestem może osobą, która "kupuje" wątki romansowe w czytanych przez siebie książkach, ale ponieważ to konkretne święto powinno polegać na robieniu rzeczy razem, postanowiłem jednak się dopisać. -M.

6. Konował i Pani

Tym razem na celowniku Glen Cook oraz dwójka bohaterów jego najsłynniejszego cyklu, "Czarnej Kompanii". Dla mnie - podręcznikowy przykład toksycznego związku, który nie miał prawa się udać, a mimo to jakimś cudem trwa. Ona - władczyni-tyran krainy, najbardziej znienawidzona osoba na świecie, która nie ufa nikomu, nawet dziesiątce swoich przybocznych (i słusznie, bo jak się okazuje, knują przeciwko niej na każdym kroku). Co więcej, niezbyt dobra kandydatka na partnerkę z uwagi na to, że jej mąż - jeszcze gorszy sukinsyn - jest właśnie w trakcie czegoś w rodzaju dożywotniej odsiadki (kicha, kiedy jest się nieśmiertelnym czarnoksiężnikiem i byłym władcą największego imperium na ziemi - to zostawia sporo czasu na hodowanie zamkniętych w środku złych emocji). A on - oficer, lekarz i pisarz-amator, ale mimo wszystko prosty najemnik z niezdrową tendencją do romantycznego fantazjowania. No i proszę - fantazja się ziściła. I chociaż z początku Konował nie może uwierzyć w to, co się dzieje, szybko zaczyna rozumieć, że osoba, która tak go fascynuje, bardzo niewiele wspólnego ma z człowiekiem, a co dopiero z istotą z pisanych przez niego wierszy...
Ale wtedy JESZCZE miała charakter! Jak dla mnie, mogła sobie zostać w tej nadprzyrodzonej postaci, kolejne tomy czytałoby się lepiej.
No i jaki on jest paskudny na tym arcie... - V.

Źródło: okładka "Imię jej Ciemność", oryginalne,
pierwsze wydanie


7. Roland i Susan

Kolej na "Mroczną Wieżę" i romans pomiędzy młodym rewolwerowcem Rolandem a prostą dziewczyną z małego miasteczka, Susan, szczegółowo opisany w czwartym tomie serii, "Czarnoksiężniku i Krysztale". Niby nic, bo to korzystająca z klasycznych motywów historia zakazanej miłości - ot, młody rycerz na służbie wdaje się w niebezpieczną, choć jednocześnie uroczo niewinną relację z dziewczyną przyobiecaną staremu, lubieżnemu burmistrzowi przez tonącą w długach rodzinę. Kochankowie stają razem naprzeciwko straszliwych przeciwności losu i pokonują je wszystkie, by na koniec... Wskutek niefortunnego zbiegu okoliczności stracić to wszystko. To jak "Romeo i Julia" opowiedziani na nowo, ale w konwencji postapokaliptycznego westernu z odrobiną magii. W jakiś sposób wciąż chwyta za serce - samo to, że coś tak czystego może istnieć na tle zrujnowanego, zepsutego Świata, Który Poszedł Naprzód - i świetnie wpisuje się w całość sagi.
To mi smutki tym obrazkiem zrobiłeś... Ale mam jeszcze jeden powód, by przeczytać MW. - V.

Żródło

To tyle z książkowych miłości na dziś. A Wy? Jakie pary literackie lubicie?

piątek, 12 lutego 2016

A może rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady? "Po drugiej stronie" Rafała Cuprjaka

Większość z nas lubi książki, które czyta się łatwo i przyjemnie. Nawet będąc wielbicielem literatury ambitnej, ma się czasem ochotę wziąć w ręce coś niewymagającego, o prostej, przewidywalnej fabule i naiwnych, niezręcznych bohaterach: coś, co na pewno skończy się dobrze, ślubem, dziećmi, szczęściem w ogóle. Nie ma w tym nic złego. Są też jednak wśród czytelników osoby, których satysfakcjonuje jedynie tekst o niejasnych przesłankach, pisany dla odbiorcy lubującego się w odnajdywaniu drugiego, a nawet i trzeciego dna w opowiedzianej historii, gdzie zakończenie stanowi jeszcze jeden powód do późniejszego „kaca”. Osobiście pomieszkuję w obu tych szufladkach, lubię przemieszczać się pomiędzy nimi naprzemiennie, szukając różnego rodzaju bodźców dla mojego czytelniczego głodu. Tym razem trafiła mi się pozycja trudna do zgryzienia, przetrawienia i opisania, wokół której krążyłam dłużej niż powinnam, poszukując odpowiednich słów, w jakie mogłabym ubrać moje wrażenia z lektury. Wspomnianą książką jest „Po drugiej stronie” Rafała Cuprjaka.

Antoni jest biznesmenem i pracoholikiem. Wcale nie uważa, żeby ten stan rzeczy był w jakiś sposób zły, zwłaszcza że trafiają mu się okazje do „ucieczki” od roboty, poświęcane, jak teraz, na górskie spacery z nieodłącznym netbookiem przy sobie (tak na szelki wypadek). Tym razem wypad w Bieszczady przebiega niezbyt pomyślnie – zaskoczony przez burzę mężczyzna dociera do schroniska, zamieszkanego jedynie przez właściciela, gdzie może przeczekać niepogodę we w miarę znośnych warunkach. Jego spokój nie potrwa jednak długo…

Cypis i Monika na pierwszy rzut oka wydają się być normalną parą studentów: trochę zakręceni, trochę niedogadani, ale szalejący za sobą, na spontanicznie zorganizowanej wycieczce w góry. Patrząc na nich nikt nie powiedziałby, że ona jest z patologicznej, rozbitej rodziny, uzależniona od wirtualnych „randek” z nieznajomymi, a ten wyjazd to próba ucieczki od beznadziejnej rzeczywistości przy pomocy zakochanego w niej po uszy chłopaka. W schronisku na szlaku poznają Antoniego, z którym Monika szybko nawiązuje nić porozumienia, w przeciwieństwie do swojego towarzysza…

Natalia nie narzeka na brak pieniędzy. Ma bogatych sponsorów: panów w średnim wieku, właścicieli dużych firm, w większości żonatych. Dobre życie kończy się jednak, gdy wiedziona impulsem wyznaje jednemu z nich, Rajmundowi, że jest z nim w ciąży, nie spodziewając się, że rozterka pomiędzy domniemanym uczuciem do młodej dziewczyny a miłością do rodziny doprowadzi mężczyznę do samobójstwa. Od tego momentu wiedzie jej się coraz gorzej, nawet wśród pozornie nieświadomych jej podwójnego życia rówieśników.

Powyższe informacje dają nam już trzy główne wątki, a przecież to jeszcze nie wszystko. To bohaterowie współcześni, których historie przeplatają się z tymi dawnymi: Izaakiem i Krysią, parą mieszanego pochodzenia żyjącą w czasie prześladowań Żydów. Jest jeszcze podstarzały malarz, Aleksander, z towarzyszącym mu wiernie „Aniołkiem”, głosem w swojej głowie, który nie pozwala mu pogrążyć się pijaństwie, czekając na jakieś ważne wydarzenie… I wszechobecna wielka niewiadoma: Adam. To naprawdę dużo jak na 350 stron książki. Jak się w tym nie zgubić? Odpowiem: trudno. Historie poszczególnych osób są podzielone na bardzo krótkie fragmenty układane naprzemiennie, pozornie bez żadnego związku ze sobą. Ten brak relacji pomiędzy nimi daje wrażenie totalnego chaosu, przez co czytanie jest z początku trudne nawet pomimo faktu, że każda z wymienionych osób stanowi obiekt wyjątkowy i interesujący. Im dalej, tym jednak lepiej, poszczególne fragmenty układanki trafiają na swoje miejsce, ujawniają się relacje, wyjaśniają niewiadome, a choć dzieje się to powoli i w dość zawoalowany często sposób, warto doczytać do końca i dać się zaskoczyć. Bo pewne jest, że fabuła „Po drugiej stronie” potrafi zaskoczyć niejednokrotnie. Czy pozytywnie – to już jednak inna sprawa.

W książce zastosowano narrację pierwszoosobową, co daje pełniejszy wgląd w „mówiącego” akurat bohatera. Nie zawsze jednak jasne jest od razu, z którym z nich akurat ma się do czynienia. Lepiej przyswajalne są pod tym względem wątki współczesne - bohaterowie wydają się być bardziej dopracowani i zróżnicowani pod względem charakterów i sposobów wysławiania się, co widać zwłaszcza w przypadku Cypisa, Moniki i Natalii. Z Krysią i Izaakiem rzecz ma się nieco gorzej, poza Krystyną, która mówi w sposób bardzo emocjonalny. Reszta jest po prostu trudna do określenia. Ciekawym zjawiskiem jest za to Aleksander, prowadzący nieustający dialog: tu trudno powiedzieć czasem, który z nich – mężczyzna czy głos w jego głowie – jest osobą mówiącą. Cechą szczególną tak prowadzonej narracji – i chociaż nie jest to żadne novum, jednak w przypadku „Po drugiej stronie” szczególnie rzuciło mi się to w oczy – jest fakt, jak dobrze można poznać bohatera, pozwalając mu mówić samemu o sobie. Wspomnienia, retrospekcje, przemyślenia – jest tego dużo, a w większości są to rzeczy, których żadna z postaci nie wypowiada na głos. Nawet gdy powinna.

Wspomniana wcześniej cecha powoduje, że dzieło pana Cuprjaka, chociaż nie pozbawione akcji, jest też pełne napięcia. Moją absolutną faworytką w tej dziedzinie została pewna pani, „prześladująca” rodzinę Krysi i Jerzego przez własne nieszczęście, spowodowane przez drugiego męża Krystyny, nie potrafiąca więcej ułożyć sobie życia, trawiąc je na nieugaszonym żalu i wciąż rzucanych klątwach. Będąc już staruszką, zorientowawszy się, że pilnie obserwowana rodzina faktycznie niewiele szczęścia doświadczyła, wpada w ogromne poczucie winy… To niesamowite, jak dokładnie i przejmująco można oddać emocje, posługując się jedynie słowem pisanym i jak mocno potrafią oddziaływać one na czytelnika. Takie granie na uczuciach jest jedną z mocniejszych stron tej książki. Z drugiej strony: erotyka, której znajdziemy tu dość sporo, podana jest w sposób nieupiększony, w większości nawet brutalny. Gwałty, płatna miłość, Monika uzależniona od wirtualnego seksu z anonimowymi mężczyznami, to wszystko zostało opisane dobrze – choć wrażliwszemu czytelnikowi niektóre ze scen po prostu wydadzą się zbyt dosadne.

Gorzej mają się już niektóre wątki osobiste. Wspomniałam już o niejasnych relacjach między bohaterami: z czasem część z nich staje się wyraźniejsza, ale dochodzą też nowe. Momentami miałam wrażenie, że tej „dramy” jest miejscami za dużo, absolutną przesadą za to okazał się dla mnie motyw z Antonim i Natalią – nie będę zdradzać szczegółów, wystarczy powiedzieć, że kompletnie mnie zniesmaczył. Wolałabym nie czytać o czymś takim. Można pokusić się o stwierdzenie, że bohaterowie wraz z postępem wydarzeń są coraz mniej świadomi własnych działań, poddając się manipulacji „siły wyższej”, jakakolwiek by ona nie była, pozostaje to jednak w sferze domysłów i do własnej interpretacji. Podobnie jest z motywami nadprzyrodzonymi: mistycznym nożem przekazywanym z pokolenia na pokolenie, który wydaje się być kluczem do wszystkich wydarzeń, oraz z twórczością Aleksandra.

Podsumowując, „Po drugiej stronie” to książka trudna, która nie każdemu przypadnie do gustu. Wymaga ona od czytelnika odrobinę większego wysiłku wkładanego w zrozumienie i powiązanie ze sobą podawanych mu fragmentarycznie informacji. Warto jednak dać jej szansę - choćby dla samej satysfakcji z obserwowania, jak pozornie niezwiązane ze sobą sprawy łączą się, pokazując, że najprostsze i najoczywistsze rozwiązanie wcale nie jest tym właściwym, a wyjaśnienie jednej kwestii może pociągać za sobą powstanie kolejnych, trudniejszych i bardziej skomplikowanych. A także to, że czasem lepiej nie zadawać pytania, bo odpowiedź może nam się bardzo nie spodobać. Polecam „Po drugiej stronie” osobom lubiącym książki skłaniające do refleksji, takim, które lubią zaangażować się emocjonalnie w historie fikcyjnych bohaterów. We mnie książka pana Cuprjaka pozostawiła jedno istotne wrażenie: dobry uczynek wobec jednego człowieka może okazać się złem wyrządzonym komuś innemu i wcale nie jest jasne od razu, jakie będzie miał konsekwencje. Polecam więc spróbować samemu.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Genius Creations, a po własny egzemplarz zapraszam tutaj (:

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Po drugiej stronie
Autor: Rafał Cuprjak
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 350


środa, 10 lutego 2016

Ku gwiazdom! Zapowiedzi wydawnicze Drageus Publishing House 2016

Hej hej! Korzystając z małej przerwy w czytaniu opowiadań konkursowych (maaaatko! Wreszcie przerwa!) chciałabym pokazać, co też będzie się działo w początkach tego roku w kategorii science-fiction, czyli tam, gdzie najchętniej uciekałabym z czytelniczymi zapędami. Wydawnictwo Drageus uraczyło nas już kilkoma książkami, których recenzje pojawiały się już na blogu, przedsmak klimatyczny więc już można gdzieniegdzie poczuć. Zobaczmy jednak co będzie dalej - a zapowiada się trochę kosmicznych przyjemności.



Evan Currie, "Na srebrnych skrzydłach"
Seria: Hayden War
Data premiery: 10.02.2015
Liczba stron: 334

Opis wydawcy:
"W przyszłości ludzkość kolonizuje inne światy, eksploatuje pasy asteroid i wysyła swoje statki w ciemną przestrzeń, z której blask ich silników dociera na Ziemię po latach. W prawie każdym odwiedzanym systemie istnieje życie, ale jak dotąd człowiek nie spotkał innego inteligentnego gatunku.

Aż do dziś.

Kiedy kolonia na planecie zwanej Światem Haydena przestaje wysyłać informacje za pomocą nadświetlnego systemu komunikacji CASIMIR, Grupa Bojowa Floty Solarnej przybywa na miejsce, by zbadać sprawę. Sytuacja okazuje się na tyle zagadkowa, że zostaje podjęta decyzja o wysłaniu Zespołu Wojsk Specjalnych, by ten skontaktował się z kolonistami i ustalił, co się stało.

Tylko jeden z operatorów dostaje się żywy na planetę.

Sierżant Sorilla Aida staje naprzeciw obcych sił o nieznanych możliwościach. Co może im przeciwstawić? Swój pancerz bojowy, karabin, podstawowe wyposażenie i kilkuset haydeńskich cywilów, pragnących odzyskać swój dom.

Ale do takich misji została przecież wyszkolona."

Nowy rok, nowy cykl, ale autor wcale nie nowy. Evana Currie znamy już ze świetnego cyklu Odyssey One (i mojej recenzji pierwszego tomu) i zawartych w nim zapierających dech w piersiach scen starć w kosmosie. Tym razem, sądząc po opisie, będzie więcej survivalu niż lotów w przestrzeni, liczę jednak na to, że będzie opisany w podobnie pełen napięcia sposób. Głownym bohaterem jest kobieta, i to nie byle jaka, bo twardzielka! - nie może więc być nudno.
Książka już się ukazała, od dziś jest w sprzedaży - można łapać i czytać (:



Kennedy Hudner, "Zgiełk wojny t.1"
Seria: Zgiełk wojny
Data premiery: 16.03.2016
Liczba stron: 456 (szacunkowo)

Opis wydawcy:
"Ludzkość opuściła Starą Ziemię i skolonizowała odległe światy. Stało się to możliwe dzięki odkryciu tuneli czasoprzestrzennych, które skróciły drogę do układów gwiezdnych z planetami nadającymi się do zamieszkania. Nie są to jednak proste skróty, każdy tunel jest jednokierunkowy. Właśnie dlatego sektor Victorii stał się węzłem komunikacyjnym i handlowym dla pozostałych systemów zasiedlonych przez ludzi – znajduje się tutaj aż siedem tuneli czasoprzestrzennych. I aż siedem powodów, aby zdobyć ten obszar kosmosu.

Rozwijające się mocarstwa – Cesarstwo Tilleke i Dominium Zjednoczenia Ludowego – pragną zawładnąć sektorem Victorii. Chociaż od stuleci ludzkość żyje w pokoju, zawiązuje się spisek. Na wiktoriańskich granicach trwają przygotowania do wojny, największej wojny w historii zamieszkanego przez ludzkość wszechświata…

Emily Tuttle, historyczka, która nie znalazła perspektyw na swojej rodzimej planecie i postanowiła zaciągnąć się do Floty Kosmicznej Victorii, jeszcze nie wie, że już na początku swojej kariery weźmie udział w prawdziwych starciach w kosmosie i przeleje ludzką krew…

Rozpoczęła się największa wojna w zamieszkałym przez ludzkość wszechświecie."

Twórczości pana Hudnera jeszcze nie znam, wygląda też na to, że "Zgiełk wojny" będzie pierwszą jego książką wydaną przez Drageus Publishing House. Szybki zerk na blog autora ujawnia, że "Alarm of war" jest tak właściwie jego debiutem, a seria liczy sobie, póki co, dwa tomy, wydane w języku angielskim, trzeci natomiast jest w fazie twórczej. Wielka niewiadoma - ale będą spiski i walki, głowna bohaterka poki co sprawia wrażenie postaci uroczo naiwnej, dajmy jej jednak szansę pokazania co potrafi.


Arkady Saulski, "Czarna kolonia"
Seria: Kroniki Czerwonej Kompanii
Data premiery: 16.03.2016
Liczba stron: 344

Opis wydawcy:
"W niedalekiej przyszłości korporacje przejmują kontrolę nad podbojem kosmosu.
Trwa terraformacja i kolonizacja Marsa, na planetę przybywają zespoły naukowców, osiedleńcy i... najemnicy, zbrojne ramię wielkich firm.
Postęp technologii, nowe odkrycia, zmiana czerwonej marsjańskiej pustyni w urodzajne terytorium – to wszystko zdaje się spełnieniem marzeń ludzkości o nowym wspaniałym świecie, w którym każdy znajdzie swoje miejsce – tak przynajmniej wyglądają reklamy emitowane przez korporacje, które kontrolują planetę i procesy osiedleńcze.
Co naprawdę dzieje się na Czerwonej Planecie? Ilu najemników i ile broni sprowadziły tam wielkie firmy? I najważniejsze – w jakim celu? Co takiego jest na Marsie, że najpotężniejsze korporacje chcą położyć na tym łapę?
Wkrótce rozpęta się walka, bezpardonowa i krwawa, w której stawką jest przyszłość całej ludzkości."

Kolejny debiut, tym razem polskiego autora. Arkady Saulski co prawda nowicjuszem w tematyce s-f nie jest, publikował już opowiadania m.in. w "Nowej fantastyce", ma też spory dorobek dziennikarski w innych dziedzinach, jednak pełnowymiarowo, książkowo zaistnieje po raz pierwszy za pośrednictwem wydawnictwa Drageus. Motyw z terraformowaniem Marsa już znamy, choćby z serii "Red Rising", chętnie przeczytam jednak, jak do sprawy podszedł nasz rodak, zwłaszcza, że książka zapowiada się być bardziej fikcją polityczną, bądź korporacyjną. Czerwona Kompania żywo przywodzi mi na myśl Czarną, mam jednak nadzieję, że skończy lepiej niż tamta.


Pierce Brown, "Gwiazda zaranna"
Seria: Red Rising
Data premiery: 20.04.2016
Liczba stron: 512

Opis wydawcy:
"Darrow au Andromedus nie ma już nadziei. Stracił wszystko, o co walczył.

Przyjaciel zdradził go w dniu Triumfu. Towarzysze broni, Synowie Aresa, zostali zabici. Rodzina trafiła do niewoli okrutnego Szakala. Ukochana zniknęła bez słowa. Tajemnica jego przemiany z Czerwonego górnika w Złotego arystokratę wyszła na jaw. Jego misja, by siać chaos wśród Złotej Elity, straciła sens. Zamknięty w mrocznej, kamiennej celi Darrow powoli popada w obłęd. Jednak nie wszyscy buntownicy zginęli. Ci, którzy przeżyli, podjęli walkę i próbują wydostać Darrowa z więzienia. Muszą się śpieszyć. Wśród PodKolorów rodzi się powstanie przeciw władzy. A wśród Złotych powiększa się rozłam. W Układzie Słonecznym wybucha wojna.

Tylko Darrow może poprowadzić uciśnionych do zwycięstwa."

Serię Red Rising jest już szerzej znana, pojawiła się u nas recenzja pierwszego tomu (autorstwa Milczka, więc krytyczna bardzo, aż muszę te poglądy wziąć i zrewidować) i trochę zalegamy z drugim, jednak postaramy się to szybko nadrobić, zwłaszcza, że niedługo pojawi się kolejny. Źle się podziało Darrowowi, z tego co widzę... I czy Red Rising nie miało być czasem trylogią? Jeśli tak, to czeka nas zapewne porządny łomot na zakończenie - oby! Chłopak sobie zdecydowanie zasłużył na trochę dobrego. Tak czy siak - czekamy niecierpliwie! Seria została już doceniona w paru plebiscytach, nie może więc zawieść swoich fanów.

Tyle póki co - cztery książki w cztery miesiące. Po raz kolejny muszę zachwycić się designem okładek, tym razem widzę, że wydawnictwo poszło w kolory jesieni - odrobinę monotonnie, ale wyglądają świetnie, gdy rospatrywać każdą pozycję osobno. Co do samych książek, po prostu klasyka - nie wypada nie znać (:


wtorek, 9 lutego 2016

Magia na każdy dzień. "CzaroMarownik 2016. Twój magiczny kalendarz"

Spośród pozycji recenzenckich, które napływają do mnie co jakiś czas, daje się czasem wyłowić coś, co rzuca się w oczy pewną… nazwijmy to, nieszablonowością, przez co napisanie zwyczajowo prostej, zdawałoby się, notki, staje się pewnym wyzwaniem. Zazwyczaj bywa tak w przypadku wszelakich pozycji niebeletrystycznych, ale podręczniki różnego typu, biografie bądź książki z szeroko pojętej literatury faktu zdarzały się już u mnie, interesującą nowością była natomiast możliwość zrecenzowania… kalendarza. „CzaroMarownik 2016. Twój magiczny kalendarz” od wydawnictwa Illuminatio spodobał mi się od pierwszego wejrzenia, jako że łączy w sobie przyjemne z pożytecznym.

Wydany w twardej okładce kalendarz z piękną, utrzymaną w chłodnej zieleni grafiką, jest bardzo poręczny i zmieści się do każdej torebki – format A5 i niewiele ponad 200 stron to raczej nieuciążliwy dodatek do codziennego podręcznego wyposażenia. Ilustracja okładkowa kojarzy mi się wyjątkowo przyjemnie: księżyc, gwiazdy i postać małej, drobnej kobietki, którą odruchowo można określić mianem marzycielki, dla mnie – osoby uwielbiającej wszelakie nocne, czarownicze sprawy – jest strzałem w dziesiątkę, chociaż niektórym może bardziej pasować do sennika, niż kalendarza. Do tego wydania dołączono magnes na lodówkę z tą samą grafiką – bardzo miły gest. Ale zajrzyjmy do środka…

Całość rozpoczyna oczywiście miejsce na wpisanie danych, tutaj jednak mamy trochę bardziej rozbudowany kwestionariusz osobowy, który, oprócz rzeczy takich, jak imię, adres i data urodzenia zawiera: znak zodiaku, żywioł, kamień mocy, kolor astralny… Muszę przyznać, że w wielu przypadkach nie wiedziałam, co wpisać, a takie pojęcie jak „ascendent” po prostu pierwszy raz widzę. Dalej, zgodnie z przewidywaniami, znajdziemy horoskop na nadchodzący rok, opatrzony bardzo ładnymi grafikami, przedstawiającymi znaki zodiaku, w mojej ulubionej, nieprzesłodzonej formie. Zanim jednak przejdziemy do właściwej części kalendarzowej, będziemy musieli zapoznać się z objaśnieniami symboli, którymi gęsto okraszone są poszczególne dni: fazy księżyca, znaki zodiaku i zależności pomiędzy jednymi a drugimi. Na co drugiej stronie zamieszczono krótkie teksty o różnej tematyce: od rytuałów i zaklęć, przez podpowiedzi, jak wykonać proste domowe prace, ale z magiczną pomocą, przepisy, notki na temat świąt (ale nie tych katolickich!) bądź trochę wiedzy z zielarstwa. To zdecydowanie najciekawsza część kalendarza, nie sposób nie usiąść i nie przeczytać od razu wszystkiego, a znacznej części nie zastosować na co dzień. Do moich ulubionych należą proste zaklęcia i porady dotyczące empatii i zachowania równowagi ducha: są pisane na tyle przystępnym, nieudziwnionym językiem, że zdecydowanie łatwiej się je przyswaja i stosuje niż wiele tego typu tekstów, które serwuje nam prasa i internet, będąc zdecydowanie mniej… nachalne, mniej starające się ingerować w naturalny tok myślenia. Przypominają mi trochę specyficzną odmianę coachingu, polegającą na zrozumieniu siebie zanim zacznie się coś zmieniać. Na zakończenie dostaniemy kilka dłuższych poradników, tabelki z bardziej rozbudowanymi informacjami, dotyczącymi faz księżyca i zjawiskami z tym związanymi, a także trochę podstaw numerologii; prawdziwa niespodzianka czekała na mnie jednak, ukryta między tabelami a wolnym miejscem pozostawionym na notatki: kolorowanki! Cztery piękne mandale do pokolorowania. Nie było mi co prawda dane zająć się nimi, jako że wyprzedziła mnie pewna dwunastoletnia artystka, muszę jednak przyznać, że warto było zobaczyć efekty jej pracy.

Podsumowując, CzaroMarownik to najciekawszy kalendarz, jaki dane mi było trzymać w rękach. Jako że dotąd rzadko kiedy z takich udogodnień korzystałam, kończąc przygodę na zakupie, obmacaniu i odłożeniu na bok, sądzę, że może uda mi się to zmienić - dla samej przyjemności doczytywania od czasu do czasu zawartych w nim informacji i wypróbowania ich w praktyce. Po prostu jest przeuroczy i nie może leżeć odłogiem. Jeśli choć trochę interesuje Cię magia i towarzyszący jej klimat, jeśli potrzebujesz odrobiny wsparcia i pozytywnej energii w codziennym życiu, to CzaroMarownik jest dla Ciebie.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Illuminatio.
Recenzja napisana dla portalu Sztukater.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: CzaroMarownik 2016. Twój magiczny kalendarz
Autor: praca zbiorowa
Wydawnictwo: Illuminatio
Rok wydania: 2015

Liczba stron: 208

poniedziałek, 8 lutego 2016

Jak zgubić recenzenta w kosmosie, czyli "Kocioł duchów" Davida Webera

Sięgnąć gwiazd – to może być jedno z najstarszych, najbardziej wytartych marzeń naszej nacji. Choć daleko mi do ekspertki w tej dziedzinie, im dłużej się nad tym zastanawiam, tym częściej dochodzę do wniosku, że w sferze space opery naprawdę powiedziano już wszystko. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest to podgatunek militarnej fantastyki naukowej, któremu pozostaje już tylko powolne trawienie siebie samego. W końcu na ile sposobów można opowiedzieć to samo? Ile to razy ludzkość sięgała gwiazd, ale nie porzucała starych podziałów, wręcz wytwarzając coraz to nowsze i nowsze, tocząc ze sobą wojny na jeszcze większą skalę, międzyplanetarną, czasem międzygalaktyczną – albo i porzucała, tylko po to, by wśród gwiazd znaleźć nowych wrogów, nowe zagrożenia? Jednak, jakby nie zważając na to, wciąż powstają kolejne utwory, w tym także i powieści, tematycznie skupione wokół tego najstarszego marzenia. Jedną z takich powieści jest właśnie Kocioł Duchów, już trzydziesty tom serii Honor Harrington autorstwa Davida Webera i trzecia księga cyklu Królowej Niewolników.

Trzecia księga cyklu Królowej Niewolników oznacza małą odskocznię od głównego wątku serii. Zamiast śledzić losy tytułowej bohaterki (i całe szczęście – od samej wyliczanki wszystkich jej atutów i walorów może zemdlić czytelników o co słabszych nerwach), podążymy szlakiem dwójki elitarnych agentów specjalnych nowo powstałego sojuszu Republiki Haven i Imperium Manticore – Victora Cachata oraz Antona Zilwickiego. Ci zaś, pomimo spektakularnej wpadki podczas ich ostatniej wizyty na planecie Mesa (spektakularnej tak, jak tylko może być pokaźnych rozmiarów grzyb atomowy...), będą musieli niebawem tam powrócić podczas kolejnego ściśle tajnego zadania. Tym razem stawką mają być kluczowe informacje o Równaniu – tajemniczej, wrogiej organizacji, stanowiącej narastające zagrożenie wobec przyszłych losów całej ludzkości.

czwartek, 4 lutego 2016

Kolorowe, antystresowe rozdanie - kolorowanka "Piękne tatuaże" do wygrania!

Hej hej! Obiecywaliśmy konkurs, więc obietnicę spełniamy, chociaż z jednodniowym poślizgiem spowodowanym chęcią jak najszybszego powiadomienia świata o wrażeniach z lektury nowych Artefaktów - "Odwrócionego świata", Nie można tego dłużej odwlekać - przejdźmy więc od razu do rzeczy.

Lubicie tatuaże? Macie jakieś? Wzory, napisy, bardziej skomplikowane, kolorowe wzory? A może zawsze marzyliście, by sobie jakiś zrobić, ale brakło wam odwagi bądź funduszy? Mamy dla was małą "pocieszycielkę"...


Kolorowanka antystresowa dla dorosłych "Piękne tatuaże", wydawnictwa Amber, ma zamiar powędrować w pewne, spragnione kreatywnej pracy dłonie. Do nagrody dorzucamy zestaw kredek ekologicznych Tree Creation Natural - więc jeśli nie bawiłaś/łeś się jeszcze w kolorowanie, a chcesz, to zestaw startowy możesz wygrac u nas (:

Przyjrzyjmy się dokładniej...

środa, 3 lutego 2016

Pociągiem donikąd - "Odwrócony świat" Christophera Priesta

Kiedy poznałem Vyar, zacząłem dużo więcej podróżować, najczęściej pociągami. Raz na tydzień, czasem dwa, przez cztery godziny wlokłem się w jedną stronę, by za parę godzin wracać tą samą trasą. I kiedy tak gapiłem się przez okno na przesuwający się za nim monotonny krajobraz, przychodziło mi czasem do głowy pytanie – a co, jeśli podróż nigdy się nie skończy? Co, jeśli pociąg nigdy się nie zatrzyma, a ja skazany będę przez resztę życia na to kilka wagonów sunących przez szary, deszczowy świat? Jak się miało niebawem, bo ledwie dwa lata później, okazać, nie tylko ja wyobrażałem sobie takie sytuacje. Bardzo podobną historię opowiada recenzowana dziś przeze mnie książka – dziewiąta już pozycja z cyklu Artefaktów: oto "Odwrócony świat".

Miasto Ziemia jest olbrzymią konstrukcją z drewna i stali, osadzoną na czterech torach – dwóch wewnętrznych, dwóch zewnętrznych. Od samego początku, czyli prawie siedmiu tysięcy mil, pozostaje w ciągłym ruchu, podczas gdy cech Torowych wciąż i wciąż przenosi pokłady zza miasta przed nie, budując na bieżąco nowy szlak dla stalowego monstrum, cech Trakcyjnych na przemian zwija i rozwija przewody, zaś Badacze Przyszłości każdego dnia pracują nad wyznaczaniem dalszej trasy przez niegościnny, zrujnowany świat. Podróż trwa nieustannie i trwać musi, w przeciwnym razie wydarzy się coś strasznego, co doprowadzi do zagłady Miasta i wszystkich, którzy w nim mieszkają. Jak dotąd było niemal samowystarczalne, prowadząc czasem osobliwy handel ze społecznościami mijanych osad. Jednak im dłuższą drogę przebywa, tym więcej czeka je niebezpieczeństw, a spokojną, choć monotonną wędrówkę społeczności w końcu cechować zaczyna narastająca desperacja...

wtorek, 2 lutego 2016

More Books! #11 Styczeń - Luty '16. Królestwo Geniuszy i dalsze ciągi.

Mam czasem wrażenie, że blog nasz żyje tylko od stosiku do stosiku... a wtedy, jak już pochwalimy się zdobyczami, których zapewne nie uda nam się i tak przeczytać przez najbliższe kilka miesięcy, tempo zwalnia i trzeba się brać za obowiązki. Tak było ostatnim razem: stosik zawierał kilka cudownych, grubych tomisk, które teraz zachwycają, stojąc na półce. Kiedy to czytać? Ech, byle jak najszybciej. A taka szczęśliwa okazja trafi się nawet niedługo - kończymy jedną współpracę, zaczynamy inną, ale mniej wymagającą, stos egzemplarzy recenzenckich zaczyna powoli pokazywać dno, więc jest nadzieja na zmianę na lepsze - i wzięcie się wreszcie za własną kolekcję czytadeł. Swoją drogą, znów udało nam się w szybkim tempie zapełnić półki - pomimo faktu, że to, co jest obecnie z nami, nie stanowi nawet połowy obecnej liczby książek własnych.

Ale przejdźmy do najciekawszej części. Na początek pójdą dary od wydawnictwa Genius Creations - wreszcie! Na nie czekałam z największą niecierpliwością, jako że jak dotąd pojawiały się u mnie prawie wyłącznie w formie ebooków.
1. "Order" Marcina Jamiołkowskiego. Część druga recenzowanego przeze mnie "Okupu krwi", przeczytana, recenzja pojawi się w najbliższych dniach. No i - czy ta okładka nie jest piękna?
2. "Spalić Wiedźmę" Magdaleny Kubasiewicz, zrecenzowana już tutaj, bonusowy egzemplarz konkursowy natomiast jest już w drodze do nowej właścicielki (:
3. "Po drugiej stronie" Rafała Cuprjaka, również przeczytane, recenzja pisze się. O, to była specyficzna książka...
4. "Studnia Zagubionych Aniołów" Artura Laisena. Jedyna, której jeszcze nie skończyłam czytać, ale niedługo, niedługo!