niedziela, 26 listopada 2017

„Jak wytresować Cthulhu. Tom 2: Coś na dachu” Maciej Jasiński, Jacek Frąś

Uwielbiam gry paragrafowe. Jeszcze nie tak dawno stary, dobry „Wojownik Autostrady” utrzymywał mnie przy życiu na wykładach z bioetyki, ochrony środowiska czy innej zapchajdziury, która miała zapewnić mi punkty ECTS niezbędne do ukończenia semestru. W końcu co może być lepsze od książki, w której możesz wziąć sprawy we własne ręce i zadecydować o tym, jak potoczy się dalsza akcja? Cóż, na pewno nie skrót założeń programu Natura 2000! Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że omawiana dzisiaj pozycja niejako wpasowuje się w ten nurt. Nie jest może grą w pełnym znaczeniu tego słowa, co po prostu historyjką, w której możemy sami wybrać swoją przygodę – na dodatek skierowaną do młodszego odbiorcy, luźno inspirowaną... mitologią Lovecrafta. Oto „Jak wytresować Cthulhu. Tom II: Coś na dachu” Macieja Jasińskiego, ilustrowana przez Jacka Frąsia.

Kasia jest nastoletnią dziewczynką. Ciekawa świata, wesoła i pogodna, różni się od wielu swoich rówieśniczek jednym, tycim szczegółem – jej dziadek był strażnikiem Księgi, którą to rolę objęła po jego nagłej śmierci. Cóż to za Księga? Nie wiemy, ale możemy się domyślać, skoro pierwszą rzeczą, jaką robi z nią Kasia, jest przygotowanie rytuału, który przyzwie z głębi R'Lyeh samego Wielkiego Cthulhu, Tego, Który Śpi Umarły. Przedwieczne bóstwo okazuje się... sympatycznym gamoniem, który nade wszystko uwielbia się najeść. Nastoletnia kultystka i Ten Z Mackami szybko zostają przyjaciółmi, zaś ten drugi w tajemnicy przed rodzicami tej pierwszej mieszka odtąd w jej pokoju.

U początku wakacji codzienną rutynę przerywa nagła, niezapowiedziana wizyta dawno nie widzianej ciotki Zenobii. Ta, pod pretekstem wizyty na grobie dziadka, wpada w życie Kasi jak huragan, a na dodatek składa jej rodzicom propozycję nie do odrzucenia – zapraszając młodą na tygodniowe wakacje na wsi, z opcją zwiedzania rodowej posiadłości (teraz opuszczonej, od kiedy kontrola z urzędu wykazała ryzyko zawalenia całego obiektu). Początkowy sceptycyzm dziewczynki kończy się jednak, gdy Wielki Przedwieczny zaczyna marudzić, że chętnie ruszyłby się gdzieś z domu. Dziewczynka i jej obcy bóg wyruszają zatem na wycieczkę, w czasie której przyjdzie im odkryć prawdziwe intencje Zenobii, zwiedzić stary dom, a nawet... Dziki Zachód lub starożytną Grecję, przy okazji dowiadując się tego i owego o zagrożeniach beztroskiego podróżowania w czasie.

Wspomniałem na początku, że nie jest to gra paragrafowa w pełnym znaczeniu tego słowa, tylko historia, której ciąg dalszy sami wybieramy z kilku możliwości (za pomocą kolorowych ilustracji, które ukazują nam sytuację – trochę przypomina to komputerowe gry przygodowe). Prawda jest taka, że chociaż możemy czytać „Jak wytresować Cthulhu” kilka razy i za każdym razem odkryć coś nowego (w tym nawet pewne poszlaki na temat motywacji niektórych bohaterów tej historii), większość podejmowanych przez nas decyzji jest czysto kosmetyczna – nie zmienia się zakończenie całej historii, które jest tylko jedno. Dwukrotnie w czasie całej lektury wybranie złej opcji może doprowadzić do nieszczęśliwego finału i przedwczesnego zakończenia całej przygody – to akurat miły smaczek, który zmusza do chwili zastanowienia. Innym razem stajemy przed standardowym dylematem z cyklu „które drzwi wybrać?”, z czego tylko jedne prowadzą dalej, inne zaś, po przeczytaniu krótkiego fragmentu historii, zawracają nas z powrotem do punktu wyjścia.

Normalnie obraziłbym się na coś takiego, gdyby nie fakt, że akurat warstwa treściowa „Jak wytresować Cthulhu” stoi na wysokim poziomie – mimo swobodnego, lekkiego, humorystycznego stylu i względnie prostej historii, autor potrafił całkiem przyzwoicie zbudować napięcie, które udzieliło się nawet osobie dużo starszej niż planowany target. Dlatego nawet lektura tych „ślepych uliczek” sprawia przyjemność i cieszy. Wspomniane wcześniej ilustracje także są bardzo przyjemne – lekka, swobodna, radosna kreska pana Frąsia świetnie pasuje do nastroju całości. Jedyne, czego mogę się tu sensownie czepić, to niezbyt jasne określenie w niektórych sytuacjach, które odnośniki prowadzą do danej decyzji. Przykład: w pewnym momencie możemy spróbować ruszyć prosto na głównego złego albo spróbować go podejść znienacka. Rozmieszczenie numerków na ilustracji w moim odczuciu nie dość jasno określało, który paragraf reprezentuje daną decyzję. Ale to kosmetyka.

Trochę żałuję też, że decyzje w czasie lektury nie wpływają na zakończenie, musimy jednak pamiętać, że „Coś na dachu” skierowana jest do młodszych adresatów, którzy, być może, dopiero rozpoczynają swoją przygodę z paragrafówkami, nie mogła więc być zbyt skomplikowana. Dla nich z całą pewnością będzie to chociaż kilka godzin dobrej zabawy (o dziwo, nieduża książeczka całkiem zadowalająco wypełnia sobą czas). Kolejny (ale niewielki) żal mam o to, że mity Cthulhu zostały tutaj potraktowane bardzo swobodnie i z mocnym przymrużeniem oka – w modny ostatnio, parodystyczny sposób przypisując istocie, której sama obecność miała wywoływać nieopisaną grozę, cechy typowe dla kapryśnego, ale uroczego zwierzątka domowego – ale kto wie? Może dla części odbiorców będzie to bodziec, by w przyszłości pójść w kierunku źródła?

Dość narzekania. Trzeba to otwarcie powiedzieć: nawet taki stary pierdziel jak ja, czytając „Coś na dachu”, czasem się przy lekturze uśmiechnął, a czasem zaniepokoił – co znaczy, że mamy do czynienia z czymś co najmniej dobrym. Obdarzeni bujną wyobraźnią młodsi czytelnicy na pewno będą śledzić nadprzyrodzone przygody Kasi i Cthulhu z wypiekami na twarzy.

Za udostępnienie książki do recenzji dziękujemy księgarni Czytam.pl.

Dane ogólne:
Tytuł: Jak wytresować Cthulhu. Tom II: Coś na dachu
Autorzy: Maciej Jasiński (tekst), Jacek Frąś (ilustracje)
Wydawnictwo: Tadam
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 96

piątek, 24 listopada 2017

Ałbena Grabowska „Ostatnia chowa klucz”

W wieku nastoletnim, zwłaszcza w czasie nauki w liceum, nietrudno jest wyłonić kilka rzeczy, które wydają się być najważniejsze w życiu. Konieczność uzyskania jak najlepszych wyników, oficjalnie stawiana na piedestale jako priorytet, łatwo schodzi na dalszy plan wobec spraw czysto uczuciowych i kontekstów towarzyskich. Wówczas każdy błahy problem, kłótnia z przyjaciółką czy nieuważne słowo wypowiedziane w obecności upatrzonego chłopaka, urasta do rangi prawdziwej tragedii. Trudno też wtedy ocenić, jakie konsekwencje przyniosą dokonane wtedy wybory i podjęte decyzje – w bliższej i dalszej przyszłości. Wielu z młodych przekona się na własnej skórze o tym, że młodość nie chroni przez zagrożeniami. A jeśli w grę wchodzi prawdziwe niebezpieczeństwo?

Marzena jest szczęśliwa, że grupka najfajniejszych dziewczyn w klasie zaakceptowała ją w swoim gronie. Ich wycieczki na opuszczony strych i wspólne spędzanie czasu na rozmowach „o niczym” podobały jej się jednak do czasu. Gdy niespodziewanie do grupy dołączyła Julia, klasowa outsiderka, wszystko się zmieniło. Spotkanie w kryjówce, zamiast odbyć się jak zwykle, przerodziło się w dziwną ceremonię inicjacji, podczas której ich przewodniczka, Justyna, poprowadziła je przez nie do końca przyjemną procedurę, obejmującą też zadanie bólu nowej członkini. Marzena, zupełnie nieświadoma tego, czemu miała służyć cała procedura, zachowuje jednak milczenie, postanawiając poczekać na dalszy rozwój wypadków. Jednak gdy ani następnego dnia, ani później Julka nie pojawia się w szkole, a policja rozpoczyna poszukiwania zaginionej, zaczyna się bać.

Niepokojąca zmiana następująca w stosunkach między dziewczynami przynosi tylko coraz więcej obaw o to, jakie będą konsekwencje. Czy jednak zaginięcie Julii, narażonej na wiele nieprzyjemności pod pozorem „inicjacji” (która przecież była wymysłem nowym!) ma jakiś związek ze sceną, która rozegrała się w pokoju na strychu? Powieść bardzo szybko uderza w mroczniejsze tony. Miejsce zwykłej, szkolnej codzienności zajmuje strach przez porywaczem, w małym gronie koleżanek ze strychu wzmocniony także niepewnością odnośnie ich nieokreślonego udziału w zdarzeniu. Jednak jest jeszcze jeden wątek, dodający opowieści niepowtarzalnego uroku: obecność kilku osób, które Marzena spotyka na swojej drodze podczas powrotu do domu owej feralnej nocy. Osób, z których każda obarczona jest sporym bagażem problemów przeszłych i obecnych – na swój sposób „zwariowanych” – zachowujących się jak zwiastuny nieszczęścia. Oni też staną się głównym bodźcem, który skłoni Marzenę do podjęcia własnego śledztwa w sprawie zaginięcia koleżanki. Oni i… dziwne rozmowy pomiędzy rodzicami i jej, i jej koleżanek.

Każdy rozdział rozpoczyna fragment z perspektywy porywacza (przez co wiemy, że jest on mężczyzną, który porusza się w pobliżu grupki dziewczyn), a kończy spojrzenie jeszcze jednej osoby – kobiety obserwującej jego poczynania. Można z tych dwóch części wysnuć wiele domysłów, jednak nie na tyle, by móc z całą pewnością wskazać sprawcę. Niepokojący fakt istnienia osoby, która zna i grupkę bohaterek, i ich prześladowcę, wzmaga poczucie zagrożenia w dwójnasób. Sama Marzena zaś dokłada swoje, wypytując kolejne osoby, od kolejnych dostając ostrzeżenia… Czy to ktoś z sąsiadów, skoro przecież mają nie po kolei w głowach? Może rodzic którejś z dziewczyn, w końcu niektóre z ich zachowań również wydają się podejrzane? A może ktoś jeszcze inny? Chociaż dość szybko można wskazać najbardziej podejrzaną grupkę, na ilość wskazówek pozwalającą wskazać jedną osobę, przyjdzie nam czekać dłużej.

Na końcu książki umieszczono ciekawostkę – nierozdzielone strony, zawierające dodatkowy fragment tekstu. Zalecenie wypisane na nich sugeruje, by rozciąć je dopiero wówczas, gdy zakończy się czytanie powieści. Nie powiem, czy moje wzrastające coraz bardziej oczekiwania co do ujawnienia tej „tajemnicy” spełniły się, czy pozostawiła ona po sobie rozczarowanie, powiem tylko – nie zaglądajcie tam wcześniej. Tam naprawdę jest całe wyjaśnienie, do ostatniej możliwej wątpliwości. No i czy to nie jest najlepszy bodziec do tego, by książkę skończyć jak najszybciej?

Jak na powieść z gatunku new adult, „Ostatnia chowa klucz” oceniam bardzo pozytywnie. Nie jest może szczytem finezji kryminalnej, osoby obeznane lepiej z bardziej skomplikowanymi zagadkami i przyzwyczajone do wyłapywania ważnych szczegółów odnajdą się tam pewnie szybciej, dla mnie jednak czytanie jej było czystą przyjemnością. Zdecydował o tym klimat – bardzo niepokojący, realistyczne oddanie reakcji dziewczyn, ich sprzeczne emocje i pogłębiający się strach, dobrze (choć niekoniecznie pomyślnie) rozwinięty wątek miłosny (smutno, choć przecież tak bywa) i bohaterka, z którą można się identyfikować: inteligentna, ale niepozbawiona naiwności. Moje pierwsze spotkanie z prozą Ałbeny Grabowskiej uważam więc za całkowicie udane. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję księgarni Czytam.pl

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Ostatnia chowa klucz
Autor: Ałbena Grabowska
Wydawnictwo: Zwierciadło
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 300

czwartek, 2 listopada 2017

Stosik #32 Październik - Listopad 2017, czyli grami zasypało

Hej hej! Jeszcze miesiąc temu przerażaliśmy się, że tak dużo książek znów, że czasu mało, że w ogóle... Tymczasem październik upłynął na bardzo intensywnej pracy recenzenckiej i nie zanosi się, żebyśmy w listopadzie mieli odpuścić. Świadczy o tym ogromny stos rzeczy, który do nas przybył, a wiemy już, że to na pewno nie koniec.
To już listopad?! - DŁ.

Miesiąc oceniam więc jak bardzo udany zarówno pod względem czytelniczym, jak i recenzenckim i zakupowym. Nie przedłużając... zajrzyjmy do stosów, które, klasycznie już u nas, są ogromne.

Stosik pierwszy: recenzencko-zakupowy:
1. „Ręka mistrza. Część 2”, Stephen King, Albatros, Prószyński i S-ka. Dalsza część kolekcji. W tym miesiącu tylko jedna... Kolejne muszą poczekać.
2. „Kuro”, Somato, tom 3 mangi, wydawnictwo Waneko. Do poprzednich dwóch recenzenckich (:
3. „Helsreach”, Aaron Dembski-Bowden, Copernicus Corporation. Ta i kolejne trzy to część sporej paczki od wydawnictwa, otrzymanej przez nas dzięki uprzejmości portalu Konwenty Południowe. Łotr już przeczytał i napisał, co myśli o tej książce.
Telegraficzny skrót dla leniwych: książka świetna, tylko główny bohater jest koszmarnie dupowaty.
4, 5. „Młotodzierżca” i „Imperium”, Graham McNeill, Copernicus Corporation. Dwa tomy z planowanych trzech z cyklu „Legenda Sigmara”. Skusiłam się, bo Warhammera Fantasy lubię. Pierwszy tom już przeczytany, czeka na opisanie.
Hurr, hurr...
6. „Ostatni rozkaz”, Dan Abnett, Copernicus Corporation. Łotrowego ulubionego czytadła tom dziewiąty.
Może nie „ulubionego”, ale Duchy Gaunta lubię i szanuję.
7. „Cień Gildii”, Aleksandra Janusz, Nasza Księgarnia. Tom trzeci „Kronik Rozdartego Świata”, zdobyczny (;
8. „Król w Żółci”, Robert W. Chambers, wydawnictwo C&T Crime & Thriller. Zakupiony okazyjnie przez Łotra.
Chciałbym, żeby wiązała się z tym jakaś historia o starym, zakurzonym antykwariacie i podejrzanie uśmiechniętym staruszku o wytatuowanych dłoniach, ale obawiam się, że w dobie Internetu już nie jest nam to dane...

Stos drugi, czyli uzupełniania kolekcji ciąg dalszy. Już niewiele brakuje! Nie pytajcie, ile to wszystko kosztowało. Całość z Uczty Wyobraźni od Maga, wymieniam więc tylko autorów i tytuły:
9. „Diaspora”, Greg Egan.
10. „Pokój”, Gene Wolfe.
11. „Osama”, Lavie Tidhar.
12. „Wurt”, Jeff Noon.
13. „Nova Swing”, M. John Harrison.
14. „TV Ciał0”, Jeff Noon.
15. „Atrament”, Hal Duncan.
15. „Brasyl”, Ian McDonald.
16. „Cudzoziemiec w Olondrii”, Sofia Samatar.
17. „Wieki Światła”, Ian R. MacLeod.
18. „Maszyna różnicowa”, William Gibson, Bruce Sterling.
19. „Welin”, Hal Duncan.
Kroczek po kroczku do pełnej serii... Półka obstawiona Ucztą Wyobraźni wygląda majestatycznie. To taki Alicjowy powód do dumy.

Stos 3.1 - gry!
20. „W Roku Smoka”, egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Rebel. Zagraliśmy, cóż, szczególnie wybitne to nie było. O wrażeniach z gry napisał Łotr tutaj.
Uech... Gdyby mi ktoś powiedział, że gra o posyłaniu poddanych na śmierć z głodu, zarazy albo od podatków będzie nudna, nie uwierzyłbym.
21. „Legenda Pięciu Kręgów” od wydawnictwa Galakta, również do recenzji. No, to było wyzwanie! W tak skomplikowaną karciankę dawno nie graliśmy. Recenzja dostępna na portalu Konwenty Południowe.
Dość powiedzieć, że udało nam się dograć partię do końca dopiero za trzecim razem...
22. „Abyss”, gra wydawnictwa Rebel wygrana przez Łotra w konkursie na portalu Nowa Fantastyka. Cudo! Pięknie wydana pozycja, ciekawa, na pewno nie raz jeszcze zagramy.
Najbardziej klimatycznie wydana rzecz, jaką widziałem od bardzo dawna, to fakt.
23. „Ghost Stories”, ponownie egzemplarz recenzencki od Rebela. Jedna z najlepszych gier, jakie przyszły do nas w tej formie. Polecam Waszej uwadze recenzję (:
A ja Ghost Stories w ogóle. Ta gra kopała nam tyłki przez ostatni miesiąc. Uwielbialiśmy to.


Stos 3.2, gier ciąg dalszy:
24, 25. „Bang! Gra kościana” i „Bang! Old Saloon”, obie od wydawnictwa Bard z przeznaczeniem do zrecenzowania. Jeszcze przed nami (:
26. „Łupieżcy”, recenzencka, przedpremierowa gierka od wydawnictwa Black Monk. Na premierę trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, ale zdradzę już, że to wyjątkowo przyjemna, prosta gra dla... kociarzy (;
27. „Do boju, towarzysze!", jak wyżej, w tą pozycję jeszcze nie graliśmy.
28. „Zaklinacze. Śmierć w Szlamie”, dodatek do gry „Zaklinacze”, który przybył do nas, jak podstawka, od wydawnictwa Gindie. Kolejna świetna rzecz do luźnego pogrania - a o dodatku można poczytać już w recenzji.
Dodatek jest dużo sympatyczniejszy, niż sugeruje to tytuł. Naprawdę.

Ostatnią częścią stosu są... różności. Ale za to jakie!
29. „Pokusa Arcylicza”, przygoda w świecie Warhammera Fantasy, której Konwenty Południowe mają przyjemność patronować, a która przybyła do nas z zadaniem ogrania i opisania. Tekst już dostępny na stronie (:
30. „Incognito”, część czwarta komiksowej serii, wydawnictwo Sol Invictus. Recenzja niedługo na blogu! (:
31. „Ani Chybi Magia”, wydawnictwo Sol Invictus. O tym dziwnym dziwie już pisałam - zaproszę więc po prostu do przeczytania recenzji :D


Tyle szaleństwa! W przyszłym miesiącu już tak dobrze nie będzie, więc cieszmy się obfitością (:
Ostatnim razem, kiedy to powiedziałaś, ledwo wygrzebaliśmy się spod stosu planszówek. Czy możesz dla odmiany powiedzieć coś w stylu, że na pewno nie trafi nam się większy pokój?...