wtorek, 28 lutego 2017

„Opowiadania drewnianego stołu” Monika Walecka

Jak sprawić przyjemność sobie i bliskim? Jest na to wiele opcji, jednak tą najprostszą, najlepiej dostępną i sprawiającą dużo radości jest sztuka kulinarna. Monika Walecka pragnie opowiedzieć nam o miejscu spotkań całej rodziny – tradycyjnym drewnianym stole, przy którym siada się do obiadów, świątecznych spotkań i codziennych pogaduch, a który widział wiele z tych lepszych i gorszych dni. Czy nie zasłużył, a wraz z nim wszyscy mieszkańcy, na to, by podać na nim coś wyjątkowego? Osoby, które lubią czasem zjeść coś, co nie należy do codziennych standardów i cenią sobie nowe smaki, szybko na takie pytanie odpowiedzą twierdząco.

„Opowiadania drewnianego stołu”, piękny tomik w twardej oprawie, powstała pod wpływem inspiracji z wielu rejonów świata, w których dane było autorce przebywać lub mieszkać. Jej pasja do gotowania znalazła wyraz na blogu „Gotuje bo lubi”, a teraz również w książce. Zawiera ona jednak, oprócz przepisów, pełen wachlarz porad odnośnie organizacji własnej kuchni i spiżarki, które może nie zaskoczą niczym osoby już obeznanej z tematem, ale stanowczo przydadzą się komuś, kto swoją przygodę z gotowaniem (czy samodzielnym życiem w ogóle) dopiero zaczyna. 

Mamy tu więc wykaz artykułów kuchennych z podziałem na te koniecznie potrzebne i po prostu przydatne, ale bez których można się obyć. Wśród tych drugich autorka wymieniła też tak „egzotyczne” akcesoria jak kamień do pieczenia pizzy czy żeliwny garnek, które stanowią już „wyższą szkołę jazdy” z przeznaczeniem dla bardzo specjalistycznego, ale cieszącego się coraz większym powodzeniem kucharzenia - jak wypiek własnego chleba czy pizzy o prawdziwym, pełnym smaku. W dalszej części dostaniemy kilka rad odnośnie do tego, na co zwracać uwagę robiąc zakupy i co warto gromadzić na zapas, a co niekoniecznie – wszystko to zostało okraszone anegdotkami z życia autorki, dzięki czemu nie brzmią one jak stricte „dobra rada”, a jak przekazywane w przyjacielskiej rozmowie doświadczenia życiowe.

Największą część książki stanowią oczywiście przepisy. Te podzielone zostały pod względem pory spożycia: „na śniadanie”, „na obiad” i „na słodko”. Tu widać dopiero, że „Opowiadania drewnianego stołu” zwykłą książką z przepisami nie są, bliżej im raczej do zbioru potraw z różnych części świata. Spora część brzmi bardzo egzotycznie już z tytułu, niewiele zawiera wyłącznie składniki dostępne w osiedlowym „spożywczaku” – aby coś z tego przygotować, będziemy musieli więc poświęcić trochę więcej czasu na szukanie rzeczy takich, jak amarantus, granola, jagody goi czy jarmuż. Moją uwagę zwróciły jednak te „zwyklejsze”, ale przygotowane w zupełnie inny sposób: tymiankowy krem z pieczarek, sernik lawendowo-miodowy czy pikantna sałatka z marynowanych owoców z truskawkami, pomarańczą i… pieprzem kajeńskim. Trafiają się też tak specyficzne pozycje jak na przykład Śniadaniowy Koszmar Stareckiej – który, wbrew nazwie, wydaje się być całkiem ciekawą opcją na słodkie śniadanie.

Przepisy pisane są w podobnym co poprzedzające je informacje stylu. Oprócz listy składników są to krótkie notki, zawierające anegdotkę dotyczącą nazwy, pochodzenia czy zastosowania danej potrawy, a sama część instrukcyjna jest zwięzła i treściwa. Nie miałam żadnego problemu ze zrozumieniem przepisów, nawet tych dotyczących bardziej specyficznych potraw – autorka postawiła na krótki, klarowny opis pełny niezbędnych szczegółów, niepozostawiający wątpliwości czy pola do własnej interpretacji zasad. Odnalezienie upatrzonego przepisu ułatwi nam zakładka - wstążeczka doczepiona do książki, a orientację w niej samej – spis treści z dołączonym szczegółowym indeksem.

Trudno mi jednakowoż odnieść się do samego tytułu pozycji, jako że brzmi on raczej powieściowo niż użytkowo, a wspomniany drewniany stół jest elementem wyłącznie wstępu i opisu okładkowego. Tak czy inaczej – ma on swój urok, a książka spełnia obietnicę podaną w tytule – w przepisach uzbieranych przez Monikę Walecką nie ma nic zwykłego, wszystkie to uczta dla podniebienia przeznaczona dla różnorakich gustów i smaków. Nie obiecuję, że wypróbuję wszystko, co tu znalazłam, bo część z góry wydaje się być „nie dla mnie”, jednak są tu też dania wyjątkowo kuszące połączeniem smaków, które mi odpowiada lub intryguje. Pikantna sałatka z truskawkami i pieprzem pójdą na pierwszy ogień. 

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Septem/Helion.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Opowiadania drewnianego stołu. 125 przepisów, jak sprawić przyjemność sobie i bliskim
Autor: Monika Walecka
Wydawnictwo: Septem/Helion
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 288

niedziela, 26 lutego 2017

„Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz” Mary Shelley

Czy można stworzyć życie – inteligentne życie - z materii nieożywionej? Czym w ogóle jest życie i co decyduje o posiadaniu tego przymiotu? Czy stwórca odpowiada za zło wyrządzone przez to, co stworzył? Dylematy te mogą być rówieśnikami naszej cywilizacji. Już od starożytności, a więc początków filozofii i nauki, zadajemy sobie te same pytania, a od kiedy w technologii prym wiedzie konstruowanie coraz bardziej zaawansowanych sztucznych inteligencji, zaś na drugim biegunie doskonalą się narzędzia manipulacji biotechnologicznych, słyszymy je coraz częściej i częściej. Do dziś pozostają one również jednym z ulubionych przedmiotów rozważań twórców fantastyki naukowej – wątki te pojawiały się w literaturze sci-fi tyle razy, że łatwo zapomnieć, od czego wszystko to się zaczęło. Być może stan ten poprawi propozycja wydawnictwa Vesper, którą mam niewątpliwy zaszczyt dziś przedstawić: oto „Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz” autorstwa Mary Shelley.

Dla tych, którzy jakimś cudem kojarzą tytuł wyłącznie z komiczną podobizną umrzyka z gwoździami w skroniach, pozwolę sobie na mały skrót fabuły. Głównym bohaterem powieści jest szwajcarski arystokrata i doktor filozofii naturalnej, Wiktor Frankenstein. Ten, od lat młodości pasjonując się rojeniami starożytnych i średniowiecznych mędrców o kamieniu filozoficznym i eliksirze życia, pewnej straszliwej nocy w odosobnionym laboratorium powołuje do życia bezimiennego potwora. Kreatura jest silniejsza, szybsza, wytrzymalsza, inteligentniejsza i pod prawie każdym możliwym względem doskonalsza od człowieka – jednak jej obca, zwierzęca fizjonomia budzi strach i odrazę każdego, kogo spotyka, również samego Wiktora. Stworzenie to ma dobre i szlachetne serce, jednak przywiedzione do szaleństwa samotnością, poczuciem odrzucenia i utraty przeistacza się w bezlitosnego, okrutnego mordercę, który poprzysięga zemstę na swoim stwórcy, od tej pory polując na jego najbliższych. Twórca i jego dzieło zostają związani szaleńczym pościgiem po całym świecie – pościgiem, który przerwać może tylko śmierć jednego z nich.

Nowe wydanie tej klasycznej powieści pod banderą wydawnictwa Vesper jest wyjątkowe i warte uwagi z kilku powodów. Po pierwsze – to jedyne w Polsce wydanie pierwotnej edycji książki, tej przed zmianami dokonanymi przez samą autorkę pod wpływem rozmaitych nacisków. Jest ona więc bardziej surowa, nieugrzeczniona, bogatsza. Po drugie – dzięki świetnemu posłowiu autorstwa Macieja Płazy stanowi istną skarbnicę wiedzy na temat kontekstu, genezy i znaczenia utworu, zaś towarzyszące mu pozostałe prace na literacki konkurs pod patronatem niejakiego George'a Byrona – nawet jeśli niedokończone, mało ambitne i zwyczajnie nie tak dobre jak powieść – świetnie je dopełniają. Po trzecie, ostatnie, ale zdecydowanie nie najmniej ważne, jest to wydanie ilustrowane – i to ilustrowane w znakomity sposób, za pomocą drzeworytów autorstwa Lynda Warda, których nieziemski, obcy, wręcz oniryczny nastrój znakomicie komponuje się z fabułą utworu.

Jednak nie fenomenalna jej edycja decyduje o wartości tej książki, ale właśnie jej treść. Myślę, że mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dzisiaj nie pisze się takich utworów. Językowe bogactwo opisów przeżyć i dialogów jest czymś, do czego zdecydowanie trzeba przywyknąć, jako że współczesna literatura bardziej koncentruje się na akcji, wydarzeniach, ciągłym absorbowaniu uwagi czytelnika za pomocą coraz to ostrzejszych i bardziej karkołomnych fabularnych zakrętów niż na przedstawianiu tego, co dzieje się w głowach i sercach bohaterów. W porównaniu z bardziej współczesną nam fantastyką „Frankenstein” sprawia wrażenie nieco statycznego, ale właśnie to czyni go wielkim. Możemy dziwić się pewnej niekonsekwencji w niektórych zachowaniach postaci (choćby Wiktor, który w sposób typowy dla bohaterów epoki romantyzmu pielęgnuje własną rozpacz zamiast działać), jednak relacje z doznań i doświadczeń pozwalają autorce bardzo umiejętnie budować i odmierzać napięcie, czyniąc finał tej historii rzeczywiście emocjonującym wydarzeniem. Sama konstrukcja powieści także jest nietypowa jak na dzisiejsze standardy – to tak naprawdę opowieść wewnątrz opowieści, ukryta w jeszcze innej opowieści, listowna relacja zdobywcy Bieguna Północnego ze spotkania z ekscentrycznym doktorem z Genewy, który postanawia opowiedzieć mu szczegółowo dzieje swojego pościgu za bestią, którą sam stworzył, a która zagnała go na mroźny kraniec świata. O dziwo, to świetnie się ze sobą łączy – kompozycja szkatułkowa to zabieg, którego nie widuje się codziennie, tutaj w dodatku umiejętnie wykonany.

Znaczna część „Frankensteina” to dialogi – nie bez powodu wspomniałem we wstępie o rozmaitych problemach filozoficznych. Rozmowa dwóch bohaterów zaskakująco często bywa tu bowiem pretekstem do tego, aby snuć rozważania na jeden z tych tematów. Nie jest to jednak oczywiste, nie sprawia wrażenia wymuszonego. Są ludzie, którzy twierdzą, że „Frankensteina” nie można zaliczyć do wczesnej fantastyki naukowej – jednak dla mnie to właśnie ta zdolność snucia interesujących rozważań na przykładzie zmyślonej sytuacji świadczy nie tylko o przynależności gatunkowej, ale wręcz o pisarskiej biegłości w jego obrębie.


Kultura masowa mocno skrzywdziła najważniejsze dzieło Shelley, kojarząc je wyłącznie z potworem – dziełem tytułowego doktora. Wiele osób pobieżnie zna więc założenia i fabułę „Frankensteina”, ale nie czytało go. Myślę, że nowe wydanie od wydawnictwa Vesper jest najlepszą okazją, by nadrobić te oczywiste i jakże dotkliwe braki. Może i czas nie był łaskawy dla „Współczesnego Prometeusza”, a dzisiejszy odbiorca uzna go za pozycję trudną w odbiorze, przegadaną – tym jednak, którzy przywykną do specyficznej dla tamtego okresu maniery, powieść Mary Shelley ma do zaoferowania coś po prostu niepowtarzalnego. To serce klasyki, a klasykę warto znać – zwłaszcza kiedy jest po prostu piekielnie dobrą książką. Polecam!

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękujemy wydawnictwu Vesper.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Frankenstein, or, the modern Prometheus
Autor: Mary Shelley
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 320

czwartek, 23 lutego 2017

"Pozorność" Natalii Nowak-Lewandowskiej

Jak bardzo przywiązani jesteśmy do tego, co myślą o nas inni? Początkowo wielu z nas odruchowo odrzuca myśl o tym, że na jego zachowanie mogłoby wpłynąć to, co ktoś może o tym sądzić. W życiu codziennym ten wpływ jest jednak bardzo dobrze widoczny: ograniczamy się w wielu kwestiach, ubieramy tak, by nie wyróżniać się z tłumu, rzadko eksperymentujemy z wyglądem, bojąc się ostracyzmu, negatywnej reakcji w pracy czy szkole. Nie śmiejemy się głośno, nie płaczemy w miejscach publicznych. Nikt nie musi - nie powinien nawet! - wiedzieć o nas więcej niż chcemy pokazać, a w rozmowach ze znajomymi opowieści o tym, co u nas słychać, rzadko zgadzają się z rzeczywistością. Jak daleko może to sięgnąć? Czy będziemy w stanie przełamać się, gdy wydarzenia w sferze prywatnej przerosną nas i przestaniemy sobie radzić z własnym życiem? Czy poszukamy wtedy pomocy, czy będziemy udawać, że nic takiego się nie dzieje?

Anka Sokołowska była kobietą szczęśliwą. Niegdyś zostawiła swoją wieloletnią miłość, Janka, dla przebojowego Piotra, w którym zakochała się bez pamięci. Wzięli ślub, pracują, mieszkają z jej rodzicami, starają się o kredyt na własne mieszkanie… Do szczęścia brakuje im tylko dziecka. Pierwszym niepokojącym znakiem jest reakcja Piotra na widok mocniejszego niż zwykle makijażu Anki – mężczyzna każe jej go po prostu zmyć, by nie przyniosła mu na ulicy wstydu. Anka niewiele jednak się nad tym zastanawia, po początkowym szoku przechodzi nad tym do porządku dziennego. W chwili prawdziwej próby, gdy pierwsza ciąża kończy się poronieniem, już nie da się ukryć, że coś w ich relacjach jest nie tak – winę za utratę dziecka Piotr zrzuca na żonę, twierdząc, że widocznie nie starała się wystarczająco. Prawdziwą agresję w mężczyźnie wyzwala jednak druga poroniona ciąża, a jego oskarżenia, rzucane nawet w gronie znajomych, doprowadzają Annę na skraj szaleństwa, z którego sama nie potrafi się uwolnić.

Nie mogę powiedzieć, że „Pozorność” czyta się dobrze. Jest to jedna z tych książek, które męczą, nagromadzenie negatywnych emocji każe przerywać czytanie, pozostawiając po sobie posmak czegoś paskudnego, psując nastrój na najbliższy czas. Konflikt między parą się pogłębia, Anna staje się coraz bardziej bezsilna wobec niezrozumiałej dla niej postawy Piotra, utrata kolejnej ciąży zaczyna wywoływać w niej myśli, że być może on ma rację co do tego, że sama zawiniła i w jakiś sposób przyczyniła się do tego, co się stało. Narracja nie pozostawia jednak wątpliwości w tym względzie – poronienia bohaterki mają naturę zdarzeń samoistnych we wczesnych miesiącach, występują bez żadnej konkretnej przyczyny, więc jej pogarszający się stan psychiczny uwidacznia się w dwójnasób. W opozycji mamy narastającą furię mężczyzny, którego problem jest trwały i dotąd czekał w ukryciu, by ujawnić się, kiedy coś pójdzie nie po jego myśli. Obsesja Piotra na punkcie posiadania dziecka, jego irracjonalne wybuchy, przemoc fizyczna i psychiczna wobec żony sprawiają, że trudno nie czytać książki z przestrachem – opisy niektórych scen są dosadne, brudne i przerażająco realistyczne.

Anna jest osobą radosną, żywotną, ale w trakcie wydarzeń przechodzi całkowitą przemianę. Otoczona przez ludzi, którzy widzą w jej mężu ideał z marzeń o przystojnym księciu na białym rumaku, nie potrafi przeciwstawić się rzeczywistości, przez jakiś czas nie wierząc po prostu w to, co się dzieje. Swój problem widzi jako stada kruków, które opadają na nią, wydziobując jej kawałki ciała – w takich chwilach Anka wpada w histerię i traci panowanie nad sobą, oczywiście wywołując tym jeszcze większą wściekłość męża. Dla mnie jednak najgorszym momentem była konfrontacja z rodzicami kobiety, pokazująca, jak wyglądają tego typu przypadki „z zewnątrz” – w chwili, gdy jej jest już wszystko jedno i nie chce dłużej kryć męża, gdy ten wraca pijany do domu, budząc jej rodziców. Oni, chociaż pierwszy raz widzą zięcia w takim stanie, nie dziwą się, obracając sprawę w żart. Anka, choć w środku krzyczy o pomoc, o to, by zorientowali się, że coś jest nie tak, nie mówi nic. Pytać można, jak to możliwe, że mieszkając wszyscy pod jednym dachem, w mieszkaniu przecież, nie w domu – nawet dużym - mogli tak długo ukrywać przed sobą to, co się dzieje. Agresywne zachowania Pawła, jego postępujący problem z alkoholem, bicie i zmuszanie Anki do kontaktów z nim pomimo jej złego stanu fizycznego i psychicznego… Zdaje się, że woleli widzieć w zięciu idealnego faceta dla ich córki, nieświadomie stając po stronie tego złego.

„Pozorność” jest okrutna, ale porusza kilka bardzo istotnych spraw. Dobrze przedstawia mentalność ofiary, która z czasem traci wolę walki. Anka, chociaż niejednokrotnie miała wybór, szansę na ratunek, zawsze wybierała gorszą opcję – najpierw dlatego, że chciała zachować pozory przed rodzicami i znajomymi, potem ze strachu przed kolejnym biciem, wreszcie: bo nie potrafiła już inaczej. Doprowadzało to do naprawdę absurdalnych sytuacji, w których zwykły człowiek postawiłby się od razu, będąc na wygranej pozycji – ona jednak odruchowo podporządkowywała się mężczyźnie, który wymuszał na niej konkretne zachowanie groźbami. Wyjście z takiego impasu jest wyjątkowo trudne i właśnie ta część, moment, w którym następuje przełom w postawie Anki, dopiero sprawia, że oddycha się z ulgą, chociaż wiele jeszcze zostało do wywalczenia. Anna ma jednak kogoś, kto może i chce jej pomóc. A co, jeśli takiej osoby nie byłoby w jej otoczeniu?

Książka Natalii Nowak-Lewandowskiej należy do tych, których czytanie nie sprawia przyjemności pomimo jej wyraźnych zalet. Jest trudna i mroczna w wydźwięku, chociaż ważna ze społecznego punktu widzenia. Takie sytuacje po prostu się zdarzają. „Pozorność” nie da nam gotowego pomysłu na to, jak zachować się, gdy podobny problem będzie miała osoba z naszego otoczenia – próby pomocy i obojętność jednakowo potrafią zaszkodzić. Warto jednak wiedzieć, że nie można się poddawać i takie przesłanie płynie z powieści – patrz uważnie, reaguj, zanim będzie za późno. I nawet wtedy nie zgadzaj się na to, by ktoś robił ci krzywdę.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Replika.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Pozorność
Autor: Natalia Nowak-Lewandowska
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 256

środa, 15 lutego 2017

Wygraj książkę "Barnim. Ogień" - wyniki konkursu


Hej! Przepraszam Was za tą obsuwę - trochę zagubiłam się w terminach, ale już nadrabiam braki. Nie będę przeciągać - wyniki wyglądają następująco:

W konkursie wzięły udział 22 osoby, z czego ważnych głosów jest 21 - jedna osoba nie podała adresu emailowego, o którym mowa była w regulaminie. Wszystkie 21 zgłoszeń, w formie adresów mailowych wpisałam w arkusz kalkulacyjny, z czego aplikacja wylosowała 10.


Komplety książka + opowiadanie powędrują do (zapisane mailami, jako że część osób komentowała jako anonimowy):

wodarska.joanna
pikiniermaciej
gemili88
morghan
agnes.dowolnik

Natomiast samo opowiadanie "Kamienie" dostaną:

rebookblog2012
zielonomi3
jaru93s
filozof696
dominika.nawidelcu

Maile do wszystkich z informacją i prośbą o adres pójdą już za chwilkę.

Dziękuję za tak liczny udział! Gratuluję zwycięzcom i mam nadzieję, że książka przypadnie im do gustu tak, jak nam (:

sobota, 11 lutego 2017

Classics Book Tag

Przyszła pora na zrobienie tego taga. Nominowała nas do niego Karolina z bloga Zwiedzam Wszechświat - wieki temu! A ja, jak tagi uwielbiam, tak o tym zapomniałam na śmierć, aż pewnego dnia (wczoraj) przyszło mi na myśl, że coś takiego w sumie byłoby miło napisać... bo dawno jakiejś zabawy nie było.

Tym razem, po dość swobodnych tagach, z jakimi mieliśmy do tej pory do czynienia, przyszedł czas na... klasykę. Hmm... To może być trudne, chociaż nie jestem osobą, która z czytaniem powieści klasycznych byłaby na bakier - wbrew tekstowi z obrazka obok uważam je za wartościowe, nawet jeśli mnie co poniektóre  nie przypadły do gustu - ale zdecydowanie lepiej orientowałabym się w klasyce... fantastyki. No nic! Spróbujmy.
Jestem zaraz za tobą! - DŁ

1. Popularna klasyka, która Ci się nie spodobała.

"Lalka"! Jak kochałam "Chłopów", którzy swego czasu przed wszystkich w moim otoczeniu uważani byli za książkę tragicznie wręcz nudną i niestrawną, a Prusem się zachwycali, tak ja miałam zupełnie odwrotnie. Izabela, Wokulski, pomieszanie z poplątaniem i mdłości... tak wspominam próby czytania jej. Planuję zrobić kolejne podejście niedługo - moje gusta i świadomość zdążyły się zmienić, więc tym razem powinno pójść lepiej.
U mnie dokładnie na odwrót. „Lalkę” cenię, „Chłopów” nie znoszę. Ale ja jestem... jak większość.


2. O którym okresie historycznym najbardziej lubisz czytać?

Średniowiecze bądź wiktoriańska Anglia. I to najlepiej w kontekście romantycznym. Ewentualnie w fantastyce. A najlepiej i jedno, i drugie!
Przełom XIX i XX to jest coś.

3. Ulubiona baśń.

Berbeciem będąc, miałam wielką, starą już wtedy i rozpadającą się księgę z bajkami, w której była jedna szczególna - opowieść o dziewczynce, która marzyła o czerwonych butkach, w których będzie mogła tańczyć. Skądś je zdobyła, nie pamiętam skąd, ale okazały się zaczarowane - raz je ubrawszy, nie mogła ani ich zdjąć, ani przestać tańczyć. W Końcu problem rozwiązano ucinając dziewczynce stopy. Czy ktoś może kojarzy tytuł tej opowieści?
Potem pokochałam "Sinobrodego" i z całego serca dopingowałam go w próbach zabicia ostatniej żony.
Ech, nie piszą już takich bajek...
To były „Czerwone Buciki” Andersena.
Z moich ulubionych... Ciężko zdecydować pomiędzy baśnią o Jasiu i zaklętej fasoli a Kotem w Butach. Oba jako przykłady jakże pożytecznego cwaniactwa.

Ilustracja autorstwa Gustave'a Dora.
4. Klasyka, której nieznajomości wstydzisz się najbardziej.

Wspomnianej wyżej "Lalki". I w sumie przydałoby się odświeżyć sobie pewne rzeczy. Takiego Sienkiewicza na przykład... Pamiętam z jego dzieł naprawdę niewiele.
Bardzo chciałabym też przeczytać powieści Dostojewskiego - tak, żadnej dotąd nie czytałam.
Ale nie powiem, żebym się wstydziła - nie ma ideałów, jak to mówią.
Też Dostojewski - nie jest mi obcy, ale do dziś nie przeczytałem „Idioty”.

5. Pięć klasycznych powieści, które planujesz przeczytać w najbliższym czasie.

Łotr zakupił mi pod choinkę tom dzieł Jane Austen, więc na pewno przeczytam to, czego dotąd mi brakowało: "Emmę" i "Opactwo Northanger". Poza tym mam do powtórzenia "Lalkę", tak? (;
Łotr dorzuca mi też z klasyki fantastycznej "Trylogię Ciągu" Gibsona, a ja bardzo chciałabym powtórzyć sobie "Ziemiomorze" Ursuli K. LeGuin. Liczy się? :D
„Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz”, to na pewno - dostaliśmy prześliczne wydanie do recenzji i wypadło na mnie. „Atlas Zbuntowany” i wspomniany wcześniej „Idiota” - to na pewno. Pozostałe dwa? Nie wiem, mam nadzieję uporać się z tymi trzema, a potem będziemy myśleć...


6. Ulubiona współczesna powieść bazująca na klasyce.

A tu... nie wiem. Wiele z tego co czytałam i czytam oparte jest w jakiś sposób na klasyce - mniej lub bardziej świadomie, ale zbyt trudno byłoby mi przypomnieć sobie jakiś konkretny tytuł. Ostatnio coś takiego miało miejsce chyba w "Człowieku, który spadł na Ziemię", który nawiązywał dość bezpośrednio do mitu o Dedalu i Ikarze oraz baśni o Rumpelsztyku.
Kingowski cykl o Mrocznej Wieży - dość dobitnie na motywach „Sir Roland pod Mroczną Wieżą stanął”.

7. Ulubiona ekranizacja filmowa / serialowa.

"Władca Pierścieni" zawsze w moim serduchu.
Poza tym uwielbiam filmy na podstawie powieści Jane Austen, w różnych wersjach - a szczególnie "Rozważną i romantyczną" z Alanem Rickmanem <3


Nie lubię oglądać, wolę czytać - ale „Blade Runner” był niezły. Może spłycił oryginał, ale monolog Roya Batty'ego miał w sobie bożą iskrę.

8. Najgorsza adaptacja klasyki.

Francuska wersja "Sinobrodego". Daleka od oryginału, żenująco mdła i nudna.
Żartujesz! Scena z wchodzeniem po schodach to było MISTRZOSTWO.

9. Ulubiona szata graficzna, którą chcesz mieć w swojej kolekcji.

Ludzie! Klasykę co chwila ktoś wydaje na nowo, a co kolejna edycja, to piękniejsza. Nie sposób się zdecydować. Szalenie podobała mi się seria klasyki z kolekcji Hachette - niekoniecznie wyszukana, ale bogato zdobiona. Łapię okazje i kupuję, jak mi się uda coś z używanych znaleźć, może uda mi się choć kilka tomików mieć.


Chętnie pozbierałbym wszystko, co Rebis wydał z twórczości Dicka - są cudne.

10. Mało znana klasyka, którą chciałabyś polecić każdemu.

Raczej prosiłabym o to, by mnie ktoś polecił mało znaną klasykę (: Ja mogę polecić ją tylko ogólnie - jeśli macie chęć i możliwość, sięgajcie po powieści klasycznie - wiele dobrego można tam znaleźć.
Mało osób zna „Króla w Żółci”. A to błąd, błąd...

Nie nominuję nikogo, ale jeśli macie chęć - to zapraszam (:

***

Kochani! Przypominam, że post ten jest jednym z cyklu konkursowego - zawiera jedno słowo z hasła, które należy ułożyć by wygrać książkę "Pozorność" Natalii Nowak-Lewandowskiej. Pod nim ukryty jest link do kolejnego bloga, w którym znajdziecie jeszcze jedno, a potem kolejne... Po więcej informacji zapraszam do tego posta (:



piątek, 10 lutego 2017

Konkurs z Natalią Nowak-Lewandowską


Dzisiaj na kilku blogach ŚBK ukaże się podobny post z zapowiedzią konkursu. Zapamiętajcie dobrze te blogi, bo to na tych stronach JUTRO musicie szukać wskazówek do odgadnięcia konkursowego hasła.

Ale po kolei:
Konkurs Śląskich Blogerów Książkowych rozpocznie się 11.02.2017, ale dzisiaj zaprezentuję jego przebieg i zasady, na jakich będzie się opierał.

"Konkurs z Natalią Nowak - Lewandowską" będzie polegał na tym, aby odnaleźć w ZAMIESZCZONYCH JUTRO wpisach, na blogach ŚBK słowa - klucze, które ułożą się w hasło konkursowe.

Hasło to trzeba będzie wysłać na adres mailowy ŚBK: silesiabook@onet.pl
Nie powiem Wam, jakich słów trzeba szukać, nie martwcie się jednak, słowo - klucz będzie bardzo wyraźnie zaznaczone i łatwe do znalezienia. Idąc po śladach, klikając na odpowiednie słowa, będziecie przechodzić od bloga do bloga, aż w końcu traficie na fanpage'u Śląskich Blogerów Książkowych na FB. To będzie dla Was sygnał, że ułożyliście całe hasło. Następnym krokiem będzie wysłanie hasła na adres mailowy podany wyżej. Dla ułatwienia konkursu, proponuję zacząć poszukiwania na blogu Dowolnik. Potem powinno pójść Wam jak z płatka.


Regulamin:
1. Konkurs z Natalią Nowak - Lewandowską organizowany jest przez grupę ŚBK
2. Sponsorem nagród jest Wydawnictwo Replika
3. Nagrodą w konkursie jest książka "Pozorność" Natalii Nowak-Lewandowskiej
4. Konkurs trwa od 11.02.2017 do 17.02.2017 godz. 23:59.
5. Wyniki zostaną ogłoszone 19.02.2017.
6. Odpowiedzi na zadania konkursowe proszę wysyłać na adres: silesiabook@onet.pl
7. O wygranej w konkursie decyduje kolejność zgłoszeń. Wygrywa SIÓDMA od KOŃCA osoba.
8. Pod uwagę brane będą tylko prawidłowe odpowiedzi wysłane drogą mailową, sygnowane własnym imieniem i nazwiskiem
9. Nagroda zostanie przesłana na adres podany przez zwycięzcę. W przypadku nieodebrania nagrody organizatorzy konkursu mogą wyłonić innego zwycięzcę lub przeznaczyć nagrodę na inne cele.
10. Biorąc udział w konkursie, zgadzają się Państwo na przetwarzanie podanych przez siebie danych osobowych przez organizatora Grupę ŚBK oraz Wydawnictwo Replika, zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 29 sierpnia 1997 r (Dz. U. nr 133 poz. 883) - które zostaną wykorzystane jednorazowo.
11. Wysyłka tylko na terenie Polski

Zadanie konkursowe:
Ze słów - kluczy podanych na blogach ŚBK ułóż hasło konkursowe.

wtorek, 7 lutego 2017

„Sztuka Podstępu” Kevina Mitnicka - recenzja

Przyszło nam żyć w niezwykłych, ale i niebezpiecznych czasach. Coraz więcej aspektów naszej cywilizacji w jakiś sposób łączy się z technologią informacyjną. Na krzemowych płytkach zapisujemy nasze wspomnienia, owoce ciężkiej pracy, przechowują one majątek, relacje, a nawet całe tożsamości. Wszyscy jesteśmy podłączeni do sieci – a sieć pełna jest ludzi, którzy tylko czekają na okazję, by wyciągnąć rękę po to wszystko. Chronimy się więc, układając coraz bardziej złożone hasła i szyfry, kryjemy się za firewallami i zdalnymi serwerami, zapominając w całym tym technologicznym szumie, że najsłabszy element misternych systemów zabezpieczeń pozostaje wciąż i wciąż ten sam – i to my nim jesteśmy. Przestrogą przed tym, jak łatwo wpaść w socjotechniczne pułapki i odsłonić się na atak, jest książka autorstwa Kevina Mitnicka, jednego z najbardziej niebezpiecznych hackerów wszech czasów - przynajmniej z tych, którzy dali się złapać. Oto „Sztuka Podstępu”, jedyny w swoim rodzaju podręcznik inżynierii społecznej.

Książka podzielona jest na cztery części, a te na łącznie szesnaście rozdziałów. Każdy z nich wprowadza nową sztuczkę, za pomocą której socjotechnicy (hackerzy, oszuści, szpiedzy - lub po prostu zwykli złodzieje) są w stanie uśpić cudzą czujność, podać się za kogoś, kim naprawdę nie są i uzyskać od niczego niespodziewającego się człowieka informacje, które, użyte gdzieś indziej, pozwolą na przedostanie się przez rozmaite bariery bezpieczeństwa i osiągnięcie celu. Omówione tu techniki ukazane są na przykładzie krótkich historii – czasem prawdziwych, czasem opartych na faktach, a czasem kompletnie zmyślonych, jednak prezentujących zagadnienia w sposób przejrzysty i klarowny. Dowiemy się z nich, na przykład, jak obrabować bank wykonując najwyżej cztery telefony, jak wykraść sekretny projekt zaawansowanej aparatury medycznej w słoneczne niedzielne popołudnie albo jak samodzielnie wyjść ze strzeżonego budynku po spotkaniu twarzą w twarz z niezadowoloną z naszych odwiedzin ochroną.

Lektura książki Mitnicka pozostawiła mnie z odrobiną mieszanych uczuć. Z jednej strony byłem zdumiony i oczarowany – opisywane przez niego sztuczki są kwintesencją prostoty, ale jednocześnie tak bezczelne, że aż trudno wpaść na nie samemu. Wszystkie sprowadzają się do jednej i tej samej myśli: największym wrogiem każdego, kto ma dostęp do newralgicznej informacji, jest rutyna. Najprostszym więc sposobem pozyskania zaufania kogoś takiego jest sprawianie odpowiedniego wrażenia – znudzony ton, odpowiednio branżowy język, pilna sprawa do załatwienia i już zostaniemy uznani za kogoś „z wewnątrz”, za pracownika z tej samej firmy - i jeśli uda się tę iluzję podtrzymać, droga do pilnie strzeżonych sekretów stanie otworem. To obszerny wykład o tym, jak łatwo ulec gładko stworzonym pozorom, jak prosto czyni się błędne i katastrofalne w skutkach założenia, jak dużo można stracić na byciu zbyt ufnym i odprężonym. Jednocześnie jest to praktyczny podręcznik pewnego sposobu myślenia, kolokwialnie nazywanego „szukaniem dziury w całym” - uczy, jak wykorzystać z pozoru bezwartościową informację tak, aby użyta we właściwym miejscu okazała się kluczem, który niejedne drzwi otworzy na oścież. To umiejętność użyteczna nie tylko dla kogoś, kto trudni się szpiegostwem przemysłowym – odrobina myślenia analitycznego może być tym, co pozwoli utrzymać się na powierzchni w oceanie biurokracji, którego poziom stale się podnosi.

Z drugiej jednak strony nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wszystkie opowiadane przez autora historie przebiegają z grubsza w ten sam sposób: cwany intruz, naiwna ofiara, dwa telefony, odrobina szybkiego myślenia, szast-prast i nieszczęście gotowe. Rozumiem, że większość z nich miała tylko zaprezentować sposób działania danej techniki, można było jednak postarać się o większą różnorodność – oraz o przykłady szyte trochę cieńszymi nićmi. Sporo z nich nosi pewne znamiona nieprawdopodobieństwa typowe raczej dla powieści sensacyjnych niż rzeczywistości – zdecydowanie trzeba te bajania przesiać przez gęste sitko. To i cokolwiek monotonny sposób prezentacji powodują, że tematycznie i merytorycznie świetna publikacja traci trochę na przyswajalności.

Jednocześnie opowieści Mitnicka mają w sobie całą masę sympatycznych nawiązań do początków technologii informacyjnej stosowanej na szeroką skalę, a także kultury narosłej wokół hackingu – jak choćby wzmianka o phreakingu, czyli różnych ciekawych rzeczach, jakich można dokonać za pomocą budki telefonicznej. W kimś, kogo to pasjonuje, lektura „Sztuki Podstępu” wzbudzi całą masę przyjemnych, może nieco nostalgicznych skojarzeń. Nie da się co prawda ukryć, że większość informacji związanych z technologią zdążyła się mocno zestarzeć od czasu pierwszego wydania książki – dodaje jej to jednak sporo uroku.

Nie jest to jednak książka, którą poznawałoby się dla przyjemności. Czytając „Sztukę Podstępu” można dowiedzieć się całej masy przydatnych rzeczy. Nawet jeśli nie planujemy przestępczej kariery (no oczywiście, że nie, panie władzo!), wiedza o brudnych chwytach wszelkiej maści kanciarzy jest w dzisiejszych czasach na wagę złota. Tymczasem okładka pyszni się: „ponad 45 tysięcy egzemplarzy sprzedanych w Polsce!”. Zakładając, że chociaż ćwierć obywateli naszego kraju korzysta z dobrodziejstw sieci, to o jakieś osiem milionów za mało. Co najmniej trzech z dziesięciu spośród nas dostaje dziennie chociaż jednego maila, w którym ktoś podaje się, na przykład, za pracownika sklepu internetowego - i prosi o pilne uaktualnienie informacji kredytowych (albo przedstawia się jako wydziedziczony książę Nigerii, prosząc o drobną zapomogę celem odzyskania trzydziestu milionów baksów, którymi oczywiście się podzieli – kto pamięta?). To jak nowy przekład klasycznej „Sztuki Wojny”, ale dostosowanej do dzisiejszych czasów – przecież w dobie Internetu każdy z nas może zostać zaatakowany i dobrze jest wiedzieć, jak się bronić. Krótko mówiąc, pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego, kto korzysta z podłączonego do sieci komputera – a podejrzewam, że pośród czytelników naszego bloga znajdzie się takich co najmniej kilku...

Za udostępnienie egzemplarza książki do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Helion.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: The Art of Deception: Controlling the Human Element of Security
Autor: Kevin Mitnick, William L. Simon
Wydawnictwo: Helion
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 380


Więcej Kotów w internetach #04, czyli czytelniczo-recenzenckie podsumowanie stycznia

Ależ to był dziwny miesiąc... Część z Was wie już, jak wyglądał u nas czytelniczy styczeń, bo trochę informacji o nim pojawiło się w poście stosikowym. Zasypało nas książkami! Ale muszę przyznać, że wstawanie z rana, kiedy zaraz do drzwi dzwoni listonosz z kolejną przesyłką, było wyjątkowo przyjemne.

Z drugiej strony, większość z tego, co dostajemy, to materiały do recenzji nie na bloga, a dla któregoś z portali. Teraz jest ich nawet więcej - przydarzył mi się "awans" w Creatio Fantastica, gdzie oprócz korekty, będę też i recenzować książki. Jedną taką "fuszkę" już wykonałam... ale o tym w przyszłym miesiącu dopiero, jako że całość zmieściła się w tych kilku dniach lutego.

Wspólnie z Łotrem przeczytaliśmy w styczniu siedemnaście książek i komiksów, zagraliśmy w trzy gry, nacieszyliśmy się też kolejnym nowym podręcznikiem do gry RPG. Nie wszystko z tego zostało zrecenzowane, część rzeczy, opublikowanych w styczniu, to zaszłości grudniowe, ale przy tym tempie czytania szybko wychodzimy na prostą. Nic, tylko działać dalej... Tymczasem zobaczmy, co udało nam się zmalować przez ostatni miesiąc...


"Opowieści sieroty. W ogrodzie nocy", Catherynne M. Valente, recenzja na blogu
Nie ma człowieka, który nie spotkałby się w życiu z którąś z bajek mających swoje źródło w „Księdze tysiąca i jednej nocy”. Ali-Baba, Sindbad Żeglarz, Aladyn i wielu innych, zdążyli wpisać się w ścisły kanon opowieści, czytanych i oglądanych w ramach dobranocki od najmłodszych lat. Sama „Księga” liczy sobie już ponad tysiąc lat, ale nadal jest pozycją jedyną w swoim rodzaju, opowieścią w opowieści włożonej w kolejną opowieść, gdzie szybko można zapomnieć, od czego wszystko się zaczęło i czyje losy właściwie się śledzi. Nadal jednak książka ta inspiruje kolejnych twórców i stawia wyzwanie, któremu niełatwo sprostać. Zdecydowanie jednak warto spróbować, bo dzieła, które powstają w wyniku takiego wpływu, mają w sobie coś z pierwotnej wyjątkowości. Książką, która ostatnio trafiła w moje ręce, są „Opowieści sieroty” Catherynne M. Valente, i to właśnie ona przywiodła mi na myśl wspomnienie baśni Szeherezady przeniesionych we własne, jakże intrygujące uniwersum.

"Pryncypium", Melissa Darwood, Konwenty Południowe
Aniela nie ma w życiu lekko. Będąc w bardzo nieciekawej sytuacji finansowej, po śmierci ojca i bankructwie rodzinnego gospodarstwa, aby skończyć wymarzone studia weterynaryjne zapracowuje się na śmierć. Roznosząc gazety w upalny dzień, ubrana w tandetną czerwoną pelerynę, po paru nieprzespanych nocach spędzonych na nauce, czuje się naprawdę kiepsko. Ma pecha trafić na stojącego w korku Zoltana Branderburga, doprowadzonego do ostateczności nie tylko przez warunki atmosferyczne, których nie poprawia klimatyzacja w samochodzie, ale i niekompetentną sekretarkę, która po raz kolejny zapomniała poinformować go o umówionym spotkaniu. Jego pogardliwe zachowanie wobec Anieli irytuje ją, ale podczas wręczania aroganckiemu biznesmenowi gazety dziewczyna zauważa pewien dziwny szczegół: wyraźnie widoczne pod skórą dłoni, wypełnione jakby czarnym płynem, wijące się żyły. Zastanawianie się nad własną przytomnością nie trwa długo, bohaterka po prostu mdleje na środku ulicy. W zamieszaniu, jakie wywołuje to zdarzenie, zniecierpliwiony Zoltan po prostu zabiera ją ze sobą, aby zbadał ją jego lekarz. Wydarzenia, których będzie ona świadkiem, przyniosą jej tyle radości, co cierpień.

"Betelowa Rebelia. Spisek", Daniel Nogal, Konwenty Południowe
Tytułowa Betelia to tropikalny tyłek świata, wylęgania przemytników, piratów i awanturników, jedna z licznych kolonii wielkiego imperium – Regalium. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że to nudne miejsce - to także jeden z terenów spornych wojny Regalium z innym mocarstwem, Septium. Różnych tarć zresztą dzieje się tu cała masa - jak choćby ciągłe zmagania o wpływy pomiędzy tajemniczą Lożą Mechanistów i spółką bankową należącą do bezwzględnego rodu Rotów, a od niedawna także wojna o wyznawców wśród tubylczego ludu Nag, prowadzona przy udziale kapłanów zapomnianej religii tejże nacji i misjonarzy Stworzyciela Świata. A to dopiero początek. Oto bowiem pewna grupa ambitnych idealistów, niezadowolona z rządów lokalnego gubernatora i z warunków narzucanych przez Regalium, postanawia jeszcze mocniej namieszać na lokalnej arenie – organizując powstanie. Tak z grubsza przedstawia się tło nowej powieści Daniela Nogala, autora „Malajskiego Excalibura" – oto „Betelowa Rebelia: Spisek".

"Krüger. Szakal", Marcin Ciszewski, Konwenty Południowe
Zapowiedziana wizyta u prezesa Banku Zachodniego, Andrzeja Rotwanda, okazuje się wcale nie dotyczyć potencjalnych inwestycji. Rewolwer w ręku gościa nadaje sprawom nieoczekiwany bieg. W samym banku przebywa jeszcze dwóch niepożądanych osobników – wspólnicy przestępcy szybko rozpracowują strażników, a „odrobina” perswazji użytej na prezesie skutkuje pełnym dostępem do skrytek. Wszystko przebiega zgodnie z planem do momentu, w którym trzeba zbierać łupy i uciekać. Iwan Kolcow, który w okolicy przebywał niejako przypadkiem, usłyszał strzał... i z racji wojskowego doświadczenia natychmiast rozpoznał, z jakiej broni go oddano. Z ukrycia obserwuje odjeżdżającą w pośpiechu grupę, by następnie zgłosić się na policję z dość nietypową propozycją...


"Złe", Michał J. Chmielewski, Konwenty Południowe
Czym jest zło? Według ogólnych definicji jest krzywdą wyrządzoną drugiemu człowiekowi. Krzywdą celową, dodajmy, zaplanowaną i wykonaną przez osobę doskonale świadomą konsekwencji swoich czynów. W większości przypadków jesteśmy w stanie rozpoznać, kiedy nam bądź w naszym pobliżu dzieje się coś złego. Wpajany nam od dziecka system wartości pozwala intuicyjnie ocenić poszczególne zdarzenia. Zupełnie inaczej bywa z reagowaniem – tu, chociaż sprawa w teorii powinna być prosta, w drogę wchodzi nam cały ogrom komplikacji, od wątpliwości natury prawnej, przez strach, aż do zwyczajnej obojętności, która zdarzenie pozwala zarejestrować, na tym fakcie poprzestając. Czy jednak nie reagując nie stajemy się w jakiś sposób współwinni krzywdy innego człowieka? Czy życie nie przypomni nam kiedyś, że mogliśmy przeciwdziałać złu, ale nie zrobiliśmy nic – dla własnego bezpieczeństwa, wygody, chęci pozostania neutralnymi, wreszcie: cichego poparcia dla sprawcy? 

"Barnim. Ogień", Bernard Berg, recenzja na blogu
W bliżej nieokreślonym miejscu gdzieś w górach, w czasie raczej nieokreślonym poza tym, że jest środek ciepłego, ale nie upalnego lata, poznajemy naszego bohatera. Barnim jest poszukiwaczem przygód podróżującym od wioski do wioski, stoikiem i optymistą. Szlak cieszy go i odpręża – widać od razu, że w leśnych ostępach i wśród gór czuje się jak ryba w wodzie. Motywacje bohatera do wędrówki nie są jasne od samego początku, wkrótce wyjaśnia się jednak, że tropi złodzieja, który okradł świątynię w położonym nieopodal mieście. Winą za ten czyn obarczono właśnie Barnima, a ponieważ rabuś ukradł też obiekt zlecenia, jakie podróżnik podjął pewien czas temu, tym większa jego motywacja, aby dopaść łotra i doprowadzić go przed oblicze sprawiedliwości. Zaszedłszy jednak do wsi Drwalinko, włóczęga zastaje obraz niedawnej tragedii: osada spłonęła do gołej ziemi i wszystko wskazuje na to, że pożoga zabrała ze sobą także jej mieszkańców – ich szczątki zalegają stłoczone w pogorzelisku miejscowego kościółka. Jedynym żywym człowiekiem w okolicy okazuje się Naj – prosty, dobrotliwy, silny jak dąb chłopina. To za jego propozycją Barnim postanawia nadłożyć drogi, by wyjaśnić przyczyny tragedii...

"Przeklinanka. Kolorowanka antystresowa raczej dla dorosłych", Joanna Star Czupryniak, recenzja na blogu
Są takie dni, kiedy masz dość. Przychodzisz z pracy, w której szef postanowił okazać wszystkim, jak bardzo lewą nogą dzisiaj wstał, współpracownicy, zamiast wesprzeć czy omówić problem, po prostu wypięli się na sprawę, a po powrocie do domu zastajesz bałagan, górę naczyń w zlewie i kota, który zwrócił obiad wprost na nowy dywan. Słowa, jakie przychodzą wtedy na myśl, stanowczo nie nadają się do głośnego wypowiadania w towarzystwie, ale są przecież jakieś granice… Co wtedy zrobić? Trzeba pozbyć się negatywnych emocji. Dla osób, które lubią robić to w sposób kreatywny, przygotowano „Przeklinankę. Kolorowankę antystresową raczej dla dorosłych”.

"Dragon Age: Zabójca magów #01", recenzja komiksu na blogu
Wydana w 2009 roku gra komputerowa Dragon Age dość szybko zdobyła sobie grono wiernych fanów i szereg pozytywnych recenzji w sieci. Osadzona w klasycznym świecie fantasy z różnorodnością ras zamieszkujących go, trapionym przez szereg problemów - z plagami chorób czy niepokornymi magami na czele - kontynuowana była później w drugiej i trzeciej odsłonie. Seria doczekała się też cyklu powieści osadzonych w pierwotnym uniwersum gry, z których w Polsce ukazały się trzy. Dzięki wydawnictwu Okami mamy możliwość zapoznać się też z komiksem na jej podstawie, czyli „Zabójcą magów”.


"Krawędź Żelaza", Miroslav Żamboch, Polacy nie gęsi
Po “Na ostrzu noża”, które stanowiło podzieloną na rozdziały, ciągłą powieść, mamy nietypową niespodziankę – “Krawędź żelaza” jest zbiorem opowiadań. W dodatku opowiadań, których chronologia pozostaje ciut niejasna, a w większości przypadków nie wiadomo nawet, czy rozgrywają się przed, po, czy może w trakcie przygód Koniasza w okolicach Fenidong. Pierwszy tekst z tomu, “Na samo dno”, opowiada o tym, jak zbiegły z domu Koniasz postanawia zostać najemnym zabójcą, logiczne więc, że dzieje się przed wieloma laty w stosunku do wspomnianej powieści. Potem następuje nagły skok w czasie i podróż do serca tropikalnej dżungli w “Cherchez la femme”. Będą też wędrówki po pustyni (“Pustynny skorpion”), turnieje o tytuł największego zabijaki (“Pasjonat”), epidemia gorączki krwotocznej (“Piekielne szczęście”), potyczki z Indianami (“Na wojennej ścieżce”) albo wymachującymi mieczami gorylami (“Łowcy nagród”), a nawet… coś w klimacie westernu (“Ostra gra”). Jak widać, rozpiętość tematyczna może cokolwiek imponować. I to, zupełnie przypadkiem, jest jednym z głównych zarzutów, jakie mam wobec zbioru.

"Sztylet rodowy", Aleksandra Ruda, Konwenty Południowe
Mila Kotowienko postanowiła zacząć żyć na własny rachunek. Co może jednak robić kobieta wychowana w rodzinie bogatego kupca i nie za bardzo przyuczona do jakiegokolwiek zawodu? Korzystać z nadarzających się okazji! Tocząca się aktualnie wojna takie okazje stwarzała, Mila udała się więc na przyspieszony kurs magii, by móc się na froncie do czegoś przydać. Pech jednak sprawił, że wojna skończyła się szybciej niż kurs. Ale to przecież nie koniec świata... Można jeszcze nająć się do służby w Głosach Królewskich – specyficznej organizacji zajmującej się grupowymi patrolami w przydzielonych im regionach. Tak też bohaterka trafia na spotkanie rekrutacyjne, by rozpocząć wędrówkę po kraju w towarzystwie kapitana - arystokraty, jego wiernej strażniczki, zakochanego trolla, krasnoluda – maminsynka i elfa z depresją.

"Grimm Fairy Tales #06: Zbójecki narzeczony", recenzja komiksu na blogu
Tara w drodze na imprezę omawia z przyjaciółką szczegóły jej przyszłej randki z upatrzonym facetem. Wreszcie zaprosił ją do kina! Trudno dziwić się emocjom dziewczyny, jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem: w trakcie zabawy ukochanego odnajduje w odosobnieniu, splecionego w gorącym uścisku z nikim innym, tylko z siostrą Tary, Michelle. Obie panny, zainteresowane tym samym facetem, ani myślą się pogodzić czy porozmawiać na spokojnie, rękoczynom zapobiega dopiero wkroczenie na scenę obcej osoby – kobiety z księgą baśni w rękach. Nie dając się spławić, nowo przybyła opowiada siostrom historię, w której odnajdą wiele analogii do własnej sytuacji…

"Krüger. Tygrys", Marcin Ciszewski, Konwenty Południowe
Wilhelm wraz z Henrykiem Szumskim przemierza tereny Rusi w pogoni za Kolcowem, który z uprowadzoną Eweliną zmierza do Kijowa, by przyłączyć się do bolszewickiej organizacji Czeka. Kraj ogarnięty jest rewolucją – szlachta, rzucona na kolana przez zbuntowane zastępu chłopskie, ucieka czym prędzej z ogarniętego walkami terenu. Nie wszyscy zdążą – część padnie ofiarą wściekłości i zawiści tłumów, podburzanych przez bolszewickich agitatorów, ginąc w okrutny sposób. Ostatnim bastionem, który broni się przed napaściami, jest dwór Piaski należący do rodziny Czerskich. Tam przyjdzie szukać schronienia bohaterom uciekającym przed depczącymi im po piętach bolszewikami. Nie widzą oni jeszcze, że wplątali się w grę polityczną, z której nie będą mogli tak łatwo wybrnąć...

"Tzaar", recenzja gry, Konwenty Południowe
Wydawać się może, że wszystko, co proste, zostało już dawno wymyślone. Trudno mieć inne wrażenie, patrząc na to, jakie gry cieszą się dzisiaj największą popularnością – złożone karcianki wyobrażające pojedynek dwóch wszechpotężnych magów czy figurkowe bitewniaki o zbiorach reguł grubszych niż niejeden podręcznik akademicki poświęcony zagadnieniom fizyki jądrowej. Nawet planszówki wyewoluowały do momentu, w którym muszą mieć jakąś warstwę fabularną, by uzasadniała, dlaczego musisz zgromadzić n żetonów, aby zdjąć znacznik m z planszy i zastąpić go tokenem c, który, obecny na danym polu planszy, zapobiega dalszemu pojawianiu się znaczników na tym polu. W tych ponurych czasach na przekór rynkowi zdominowanemu przez ameritrash wychodzi załoga Projektu GIPF z drugą ze swojej serii minimalistycznych gier planszowych. Oto Tzaar – gra o podejmowaniu decyzji.

"Karty Dżentelmenów", recenzja gry, Konwenty Południowe
Idea zabawy w „Cards Against Humanity” (albo „Karty Przeciwko Ludzkości”, jak proponuje nieoficjalne tłumaczenie) jest banalna – mamy karty z (kuriozalnymi) pytaniami i te z (absurdalnymi, bezsensownymi, niesmacznymi lub w dowolnej kombinacji powyższych) odpowiedziami, a zadaniem graczy jest dopasowanie ich razem w taki sposób, aby całość wyszła możliwie jak najśmieszniejsza. Reklamowane jako „gra imprezowa dla beznadziejnych ludzi” i cieszące się ogromną popularnością w pewnych kręgach, CAH bardzo szybko doczekały się wszelkiej maści naśladowców, również w naszym kraju. Jedną z nich są „Karty Dżentelmenów. Gra imprezowa bez kurtuazji i pruderii”, której recenzję właśnie czytacie.

Tyle na razie od nas. Jeśli ciekawi Was któraś pozycja, nie wahajcie się zajrzeć w link i zapoznać się z nią dokładniej - a nuż to własnie coś dla Was? (;

czwartek, 2 lutego 2017

More Books! #23 Styczeń - Luty '17, czyli zasypani książkami

Hej! Styczeń minął błyskawicznie. Patrząc na poprzedni stosik nie mogę się oprzeć wrażeniu, że książkowe braki świąteczne odbiliśmy sobie później... Nie do końca rozsądnie, ale jednak.

Pierwszy miesiąc nowego roku był bardzo pracowity, zarówno dla mnie, jaki Łotra, jako że oboje "docieramy" się jeszcze w nowych zajęciach pozahobbystycznych. Można by więc pomyśleć, że i czasu na czytanie będzie mniej, a tu niespodzianka, bo w styczniu nabraliśmy rozpędu. Wypracowaliśmy sobie zwyczaj czytania wieczornego, nierozpraszanego przez inne czynności, co szybko przyniosło profity w postaci większej ilości przeczytanych książek.

Jako się rzekło, postanowiliśmy też ściślej monitorować nasze czytelnicze rezultaty, mamy więc oboje konta na Goodreads - do wglądu moje i Łotra - gdzie dołączyliśmy do wyzwania "100 książek na 2017 rok". Rezultat póki co ładny - mamy odpowiednio 10 i 7 książek przeczytanych w styczniu.

Czas jednak pokazać, co do nas w tym miesiącu przybyło. A było tego... dużo. Bardzo.


Planowałam podzielić książki na trzy stosy pod względem tego, skąd do nas trafiły, ale widzę, że i tak trochę się pomieszało... cóż. Zacznijmy od lewej, od góry.

1. "Betelowa Rebelia. Spisek" Daniela Nogala, Genius Creations. Przeczytana przez Łotra, skuszonego hasłem "awanturnicze fantasy". Recenzję można przeczytać na portalu Konwenty Południowe.
2. "Pryncypium" Melissy Darwood, Genius Creations. O, to się miło czytało... pomimo wielu wad tej powieści. Recenzja do wglądu, również Konwenty Południowe.
3. "Złe" Michała J. Chmielewskiego, Genius Creations. Dotarła do nas, jak dwie powyższe, za pośrednictwem portalu, gdzie wisi już odpowiedni tekst.
4. "Pozorność", Natalia Nowak-Lewandowska, wydawnictwo Replika. Przekazana nam przez wydawnictwo za pośrednictwem grupy Śląscy Blogerzy Książkowi, recenzja pojawi się wkrótce na blogu.
5. "Sztuka podstępu. Łamałem ludzi, nie hasła", Kevin D. Mitnick, Helion. Książkę tę, bardzo wyczekiwaną przez Łotra, otrzymaliśmy od wydawnictwa. Łotr już kończy czytać (;
6. "Przeklinanka. Kolorowanka antystresowa raczej dla dorosłych", Joanna Star Czupryniak, Septem/Helion. Zrecenzowana, był u nas nawet konkurs z tą kolorowanką do wygrania.
7. "Opowiadania drewnianego stołu", Monika Walecka, Septem/Helion. Również od wydawnictwa. Książka specyficzna jak na naszą stronkę, przeczytana, tekst niedługo (:

Kolejna część stosu to wielka paczka od akcji Polacy nie gęsi:
8. "Hel-3". Jarosław Grzędowicz, Fabryka Słów. Egzemplarz mocno przedpremierowy, jak widać, przybył do nas dokładnie na miesiąc przez terminem. Łotr pragnął, Łotr przeczytał, Łotr... się nie zachwycił. Recenzja czeka na akceptację na stronie portalu.
9. "Bez litości", Miroslav Zamboch, Fabryka Słów. Wszelkie egzemplarze fabryczne przygarnięte zostały tym razem przez Łotra, który ulubił sobie ostatnio postać Koniasza. "Bez litości", chociaż przeczytane, na recenzję jeszcze czeka.
10. "Krawędź żelaza", Miroslav Zamboch, Fabryka Słów. Ta z kolej już została zrecenzowana.
11. "Wilk samotnik", jak wyżej. Czeka na czytanie.
12. "Wojna absolutna", również Zamboch, również Fabryka. Egzemplarz pełnowymiarowy za przedpremierowy, który dostałam wcześniej, i z którego pisałam recenzję.
13. "Utracona Bretania" Aleksandry Janusz, Nasza Księgarnia. Tom drugi świetnego "Asystenta czarodziejki", swego rodzaju bonus za dobre sprawowanie od Polacy nie gęsi. Będzie recenzowane.

Ostatni stos jest stosem własnym, w senie - zakupowym.
14. "The Fall of Hyperion", Dan Simmons, Orion Publishing Group. Zgarnięte z opolskiej taniej książki za grosze celem pozachwycania się wersją angielską.
15. "The Hero of the Ages", Brandon Sanderson, Orion Publishing Group. Jak wyżej - do kompletu z wcześniej kupioną "The Well of Ascension". Nie było niestety tomu pierwszego ):
16. "Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści", H.P. Lovecraft, Vesper. Dokupione do kompletu z "Przyszła na Sarnath zagłada" (:
17. "Rybak znad Morza Wewnętrznego", Ursula K. LeGuin, Prószyński i S-ka. Łotrowe "kupię Ci coś ładnego" <3
18. "Adobe InDesign CC/CC Pl. Projektowanie multimediów i publikacji do druku", wydawnictwo Helion. Moje szaleństwo - z pragnienia nauczenia się czegoś nowego.

Ale to jeszcze nie koniec...



Od portalu Konwenty Południowe dostaliśmy bowiem mały stosik gier...
19. "Karty Dżentelmenów", wydawnictwo Kojar. Ograne rodzinne i zrecenzowane.
20. "Bang! Pojedynek" od wydawnictwa Bard. Graliśmy i nawet recenzowaliśmy podstawkę do tej gry - "Bang!" - która jest niesamowicie fajną grą dla całej rodziny. "Pojedynek" to jej wersja na dwie osoby. Grane było, recenzja będzie niedługo (:
21. "Tzaar" od wydawnictwa REBEL. Bardzo szachopodobna jak na mój gust gra, ale nie ufajcie moim spostrzeżeniom, bo nie grałam - robił to Łotr i coś na jej temat napisał.


...i komiksów od wydawnictwa Okami. Trzeba nadmienić, że obie pozycje Kot w Bookach objął patronatem.
22. "Dragon Age. Zabójca magów" - recenzja do przeczytania na blogu.
23. "Grimm Fairy Tales #06: Zbójecki narzeczony", czyli część szósta znanej już serii baśni dla starszych dzieci. Tekst o niej też już na blogu wisi.

To jeszcze pochwalę się wygraną w konkursie na fanpage'u wydawnictwa Copernicus Corporation - podręcznikiem do gry fabularnej "Klanarchia" - i znikam czytać dalej (: