
Początek działalności U-bootów to pierwsza wojna światowa,
gdy Niemcy wystawili je do walki z aliancką flotą. Na początku nie było
skutecznego sposobu zwalczania tej morskiej plagi, pojawiły się one jednak w
ciągu paru lat. „Podwodna wojna” składa się z sześciu opowiadań, opisujących
zmagania na morzu, w trakcie obu wojen światowych. Flota Wielkiej Brytanii
dysponuje już niszczycielami wyposażonymi w bomby głębinowe, a U-booty w
pierwsze systemy wykrywania obiektów pod wodą, zwane Asdikami . Starcia
poznajemy z perspektywy obu stron: niemieckiej i angielskiej (bądź amerykańskiej),
tak jak choćby pierwsze z nich, „Przechytrzyć przeciwnika”.
Wielka Brytania, wrzesień 1915 roku. Nowo mianowany kapitan
marynarki, Gordon Campbell, otrzymuje rozkaz objęcia dowodzenia na statku
Lodorer. Jednak zanim to nastąpi, musi przekształcić ten, będący starym,
zaniedbanym parowcem grat w statek Q – pułapkę na U-booty, wybrać załogę i wyruszyć
na polowanie. Zadanie jest trudne, ale wykonalne: stopniowo, pod kierownictwem
Campella, powstaje nowy Lodorer, na jego pokładzie ukryte zostają działa i
karabiny maszynowe, zamaskowane tak, by parowiec z zewnątrz wydawał się być
zwykłym statkiem pływającym pod neutralną banderą. Równie drobiazgowo rozpatrzono
kwestię doboru załogi, która musiała zachować zimną krew w każdej sytuacji, a
zważywszy na specyfikę zadań okrętu, mieć również pewien talent aktorski,
bowiem statek miał… dać się złapać. Gdy U-boot odda strzały ostrzegawcze,
czekając, aż załoga opuści pokład i zejdzie do szalup, mają zacząć
przedstawienie, które skłoni okręt podwodny do podejścia bliżej, w zasięg
strzału. Dopiero wtedy neutralne barwy opadają, a w nieświadomych zagrożenia
wrogów wali nagle pełnym ogniem ujawniona broń statku-pułapki.
Niebezpieczne? Śmiertelnie. Opowiadania są właściwie opisami
wydarzeń, które zostały przedstawione w formie zbeletryzowanej, bez podawania
autorów, jedynie redakcja przyznała się do tego dzieła. Zbeletryzowanej – która
jednak ma swoje specyficzne brzmienie i styl, daleki od powieści sensacyjnych. Język
stosowany w książce jest konkretny: nieuproszczony, bez rozwodzenia się czy
długich opisów, idealnie oddaje opisy sytuacji, dialogi, których nie jest
wiele, ale wnoszą do treści dokładnie tyle życia i charakteru postaci, ile
trzeba; stanowi też doskonało nośnik dla informacji. Daty, nazwiska,
wydarzenia, podane w takiej formie przyswaja się odruchowo, z przyjemnością,
bez żadnych problemów z orientacją w nich.
Nie obyło się bez potknięć jednak, a to zastrzeżenie
skierować mogę i do redaktora, i korekty: dlaczego słowa obcojęzyczne, będące
określeniami wyjętymi z żargonu marynarki bądź słownictwem technicznym, są
tłumaczone… z opóźnieniem? Nie rozumiem tego zjawiska: napotykam termin,
którego nie znam, a używany jest dość często, szukam jego znaczenia na własną
rękę albo domyślam się go z kontekstu, a jego wyjaśnienie znajduję parę stron
dalej? Najbardziej bolący przykład: „subs”, czyli skrót od „submarine”. Może
oczywiste, więc czytało się dalej, by za parę stron napotkać przypis w
nawiasie, tłumaczący ten właśnie skrót. Z błędem, na dodatek. Wydaje mi się, że takie rzeczy tłumaczy się
albo od razu, albo wcale.
Do książki załączono parę lakierowanych kart ze zdjęciami.
Są klasycznie, jak u Finny, wstawione w środek, i stanowią świetne urozmaicenie
czytania. Nie przeszkadza fakt takiego a nie innego ich umiejscowienia, cieszy
to, że są (chyba że ktoś nie lubi spoilerowania dalszych wydarzeń, to może obrazki
zostawić na koniec), a ich wartość merytoryczna jest niewątpliwa. Portrety
bohaterów, zdjęcia okrętów, rysunki wydarzeń, coś pięknego. Pod warunkiem, że
zostaną poprawnie podpisane… a tu wdał się mały błąd. Zdjęcie podpisane jako „Armata
na U-boocie” przedstawia działo, ale nie na okręcie podwodnym, co widać bardzo
dobrze, zwłaszcza w odniesieniu do innych rycin przedstawiających sylwetkę
takiej maszyny. Cóż, zdarza się i najlepszym.
„Podwodna wojna” jest kolejną już książką o tematyce
podwodnej wydaną przez Oficynę Wydawniczą Finna, i chętnie sięgnęłabym po
kolejne, podejrzewam, że stanowią tak samo przyjemną i emocjonującą literaturę
faktu, którą czyta się jak powieść sensacyjną. Pomimo paru potknięć szczerze mogę
ją polecić jako lekturę dla każdego, nie tylko maniakom historii, bo
opowiadania same w sobie są wyjątkowo ciekawym zbiorem informacji, a opisy życia
na okręcie podwodnym, przeżyć załogi podczas ataku bombami głębinowymi, U-boota
opadającego bezwładnie na dno, w którym ludzie walczą o przeżycie, wszystko to
przykuwa uwagę do samego końca.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Oficynie Wydawniczej Finna.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Podwodna wojna
Autor: (opracowanie zbiorowe pod redakcją Andrzeja
Ryby)
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Finna
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 232
Świetna, ciekawa recenzja. Z chęcią przeczytam książkę, choć sama boję się wejść nawet do głębokiego basenu, o morzu już nie mówię :). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Dziękuję (;
UsuńJa też się wody boję, i może z tym większym przejęciem czytam takie książki (;
Ja uwielbiam opowiadania ze względu na ich różnorodność. Chętnie więc zajrzę :)
OdpowiedzUsuńTu różnorodność jest szczególnie zauważalna, w końcu to różne strony konfliktu zbrojnego... Polecam (;
Usuń