
Kimś takim jest czternastoletnia Jessika. Jej rodzice
zginęli w wypadku, po którym jej została pamiątka w postaci uszkodzonej stopy.
Dziewczynka kuleje, co zostaje natychmiast zauważone w nowej szkole i jest
regularnie obśmiewane przez miejscową przywódczynię grupy. Nie pomaga fakt, że
Jess jest osobą kochającą wróżki, z wielkim talentem do rysowania, na dodatek
nieco nieśmiałą. Któregoś dnia jednak dochodzi do kolejnego wypadku, w którym
dziewczynka, w pogodni za rozrzuconymi przez rówieśników rysunkami spada ze
schodów. Budzi się kilka dni później w domu, otoczona troskliwą opieką dziadków
i… słyszy ciche szepty, których pochodzenia nie umie ustalić, a które proszą ją
o pomoc, ponieważ grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo. Podejrzewając, że być może
staruszkowie urywają coś przed nią, postanawia na własną rękę odkryć, skąd
przemawiają do niej przerażone dzieci.
Masterton jest pisarzem znanym i lubianym, a przy jego
dziełach zdarzało mi się już spędzać pełne napięcia chwile (i nieprzespane noce
potem), ale „Anioł Jessiki” wydaje się trochę odstawać i klimatem, i
zaangażowaniem w mroczne elementy treści. Wydarzenia opisanie w tej książce
można określić w najlepszym wypadku jako „dziwne”, momentami zakrawające na
urocze, jednak stanowczo nie ma w niej nic, co sprawiłoby, że ruszenie się
gdzieś nocą stałoby się wyzwaniem z powodu zbyt silnie pracującej wyobraźni. Urocza
jest za to sama główna bohaterka (i jej przyjaciele), którzy zupełnie nie
zachowują się jak typowi przedstawiciele amerykańskich nastolatków, są za to
kochanymi dziećmi przeżywającymi przygodę, co do której podejrzewa się od razu
niemal, czym właściwie jest. Bezsens niektórych wydarzeń (na przykład chowanie
potrąconego przez auto dziecka zamiast niezwłocznego powiadomienia jej rodziny
i pilnego sprowadzenia pomocy. Tego nie tłumaczy totalnie nic, zwłaszcza że we
wspomnianej scenie uczestniczyła osoba dorosła) tylko to potwierdza.
Zastanawia także tytuł książki, jako że anioła nie da się
wypatrzyć niemal do samego końca, a i tak gra rolę epizodyczną jedynie. Opis z
okładki głosi: „Czy kamienny anioł strzegący grobu dawno zmarłych dzieci okaże
się jej aniołem stróżem?”, ma się więc nadzieję, że faktycznie będzie miał
jakieś znaczenie dla historii. Nie ma, a szkoda. Szkoda też niewykorzystanego
potencjału innych wątków: zmarłej w domu piątki chorych dzieci, tajemniczej
historii wiążącej się ze zniknięciem ich matki, sąsiadki-medium… To wszystko
gubi się gdzieś w opisach wydarzeń, które autor uznał za istotniejsze, a które niestety zupełnie nie są zbyt poruszające.
Zakończenie niestety również nie zachwyciło, głownie dlatego, że właśnie takiego
zwrotu akcji obawiałam się od początku.
Jedyne, co przemawiało do mnie w „Aniele…” to samo miasto.
To mała miejscowość ze starymi, pamiętającymi czasy wojen domami, w których
działy się często niesamowite i mrożące krew w żyłach historie, ponure z
wyglądu, ze starymi strychami, zagraconymi rzeczami należącymi do poprzednich
właścicieli. Zaraza, która przetoczyła się przez te okolice kilkadziesiąt lat
temu sprawiła, że populacja w większości zmieniła się na „nietutejszych”, ale
są tam jeszcze osoby, które pamiętają wiele i tyleż mogą opowiedzieć w ciepłym
miejscu przy kominku. A gdy przychodzi większa śnieżyca, miasteczko po prostu
zostaje odcięte od świata, nie działają telefony, a drogi stają się
nieprzejezdne. Czyż nie jest to urocze miejsce do życia?
Trudno mi polecić tę właśnie książkę Mastertona, bo w moich
oczach nie stanowi dzieła, które można określić mianem „horror”. To po prostu
dziwna historyjka, trochę naiwna, trochę ciekawa, ale ogółem taka sobie.
Spędziłam przy niej dokładnie jeden wieczór (jest dość krótka i czyta się
szybko), czasu nie żałuję, ale i nie sądzę, bym miała jeszcze do niej wracać.
Pozostało jeszcze na dodatek trochę żalu po tych kilku interesujących wątkach,
które można by rozwinąć, dodając opowieści charakteru. Fanom autora być może
książka przypadnie do gustu, ale jeśli ktoś szuka wrażeń i strasznych
opowieści, to nie znajdzie ich tutaj.
Za egzemparz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Albatros.
Dane
ogólne:
Tytuł
oryginału: Jessica’s Angel
Autor: Graham Masterton
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2015 (wydanie III)
Liczba stron: 208
Graham Masterton ma lepsze i gorsze książki, a tej jeszcze nie czytałam. Muszę więc jej poszukać, gdyż jestem nią zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie, chętnie poszukam i przeczytam tę książkę.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Człowiek chce negatywnie, a tu ludzie zainteresowani ;D
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora, nie przepadam za horrorami, po ten tytuł zdecydowanie nie sięgnę ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNa półce czeka jedna książka Mastertona za którą zamierzam się zabrać lada dzień... :)
OdpowiedzUsuńMnie się ta książka podobała, mimo pewnych niedociągnięć ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze tej książki, ale dużo o niej słyszałam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń