poniedziałek, 15 czerwca 2015

A na Ziemi (nie)pokój. Pawła Majki "Pokój światów"

   Powieści Pawła Majki były mi polecane już od jakiegoś czasu, choć w formie ogólnego „fajne”, coś też było wspominane o Uniwersum Metro. Jako że ze słynnym Metrem nie zdążyłam się jeszcze zapoznać, to po „Pokój światów” sięgnęłam jako po miły oddech po ciężkich tematach przy kochanej fantastyce, oderwanie od rzeczywistości i przeniesienie w zupełnie inny wymiar problemów i sytuacji. Z takim podejściem zaczęłam czytać i... w chwilę potem zupełnie się zagubiłam.

   Kraków, rok 1972. Mirosław Kutrzeba otrzymuje zlecenie od jednej z miejscowych „grubych ryb”, pana Nowakowskiego, dotyczące odnalezienia i sprowadzenia do Polski resztek wraku marsjańskiego statku, którego komponenty, wykonane z materiałów niedostępnych na Ziemi, posiadają wytrzymałość – i wartość – daleko przewyższającą jakiekolwiek stopy dostępne na miejscu. Rzecz wymaga daleko posuniętych przygotowań – zebrania ekipy, do której najlepiej nająć oczywiście starych znajomych. W ten sposób kompletuje się kompania najemników: człowiek z mrokiem w duszy, wiecznie pijany strzelec Grabiński, rozmawiający ze zwierzętami Jasiek - chłopaczek czysty i niewinny, a także sam Szuler Losu i jego przybrana córka Wanda, nie wspominając już o Marsjaninie i jego podwładnych, wśród których najciekawszym elementem jest chyba Mioczka, dzieciak nawiedzony przez cały legion duchów. Pozostaje tylko spakować się, wsiąść na sterowiec i wyruszyć w dalekie regiony Dzikich Pól…

   Świat wykreowany przez Majkę potrafi przyprawić o zawrót głowy już na początku - bo też jest to rzeczywistości prawie nasza. Bardzo „prawie”: to znaczy polska codzienność z mnóstwem zaskakujących dodatków. Marsjanie dokonali inwazji na Ziemię, jednak przyszło im stawić czoła niezręcznej sytuacji: trwała akurat druga wojna światowa, i najazd obcych niemal został przeoczony, przynajmniej do czasu, gdy okazało się, co też przynieśli oni ze sobą, a może jakie mieli metody na przejęcie władzy. Mitbomby: technologia czerpiąca energię z ludzkich wierzeń. Coś jednak poszło nie tak – miejscowa wiara okazała się tak silna i zróżnicowania, że uderzenie zwrotne pozbawiło Marsjan możliwości powrotu, roztrzaskało ich statki, jako główny skutek działania budząc wszystko to, co dotąd żyło tylko w ludzkich umysłach: bogów, bohaterów legend, dawno zmarłych władców, demony, duchy… Która to zgraja powoli, acz skutecznie asymiluje się do życia wśród ludzi. Marsjanie również są zmuszeni to zrobić. A że jest ich niewielu i boją się, że długo nie pożyją, dodają naszemu biednemu światu jeszcze jeden „prezent”: zatrzymują rozwój technologii, częściowo nawet go cofając. A więc, zaczynając czytać „Pokój światów” lądujemy w dziewiętnastowiecznym z pozoru Krakowie, w którym na Wawelu przebudzili się pochowani tam królowie (a także znana i lubiana Wanda, która nie chciała Niemca…), Smok wawelski jest bestią groźną i cwaną, a każda niemal kamienica i uliczka na swojego ducha. I lepiej nie wychodzić po zmroku.

   Sam główny bohater, Kutrzeba, to już zjawisko: opętany przez Zmorę mściciel, który ma do „upolowania” kilku ważnych panów, odpowiedzialnych za śmierć jego rodziny. Przynosi pecha, chociaż wymierzonego bardzo konkretnie: w jego obecności wszelka technologia odmawia posłuszeństwa, psuje się i niszczy. W książce poznajemy go równolegle w kilku momentach życia, dowiemy się więc dość sporo o jego misji, przeszłości i celach, chociaż nie do końca o nim samym, bo, pomimo wielu szczegółowo opisanych wydarzeń, jego postać pozostaje tajemnicza do samego końca. Czym natomiast jest Zmora, siedząca w nim i wciąż głodna zemsty? A Mioczka, dzieciak, w którego głowie siedzi tyle dusz, że nie wiadomo, czy jeszcze posiada własną? Grabowski, strzelec, który bez alkoholu nie potrafi zrobić nic, a stan permanentnego upojenia jest jego trzeźwością? Szuler Losu, który dba o to, by Kutrzebie nie przestrzelono tyłka i żeby on sam nie wysadził po drodze jakiegoś pociągu? Postaci w książce jest wiele, każda na swój sposób niezwykła, dziwna, niepokojąca, każda opisana w szczegółowy sposób. Co specyficzne, znajdą się osoby z gruntu dobre, jak wyjęte żywcem z bajki (Jasiek, obie panie Wandy), natomiast reszta stanowi mieszankę cech, która może nie od razu daje się lubić, ale pozwala się dokładnie poznać, choć już nie określić – nie są jednoznacznie po jednej stronie. Poza tymi wymienionymi jako jasne punkciki całości, każdy ma w wyprawie jakiś własny interes i nie waha się przed uznaniem go za ważniejszego od misji ratowania św… szczątków statku, opłacanej przez pana Nowakowskiego.

   Co do postaci jeszcze, o ile Jasiek i jego „ogonki”, czyli wszędzie podążający za nim wielkolud i cyganka są ciekawym elementem fabuły – i jak się wyróżniają w kompanii! O tyle Wanda (nie krakowska patronka, a nazwana na jej cześć przybrana córka Szulera) już wydaje się być najsłabszym punktem książki. Nie chodzi o to, że długo nie wiadomo właściwie kim jest, lecz sam sposób jej przedstawienia. To skrajne niewiniątko, z jakiegoś powodu lubiane przez wszystkich (łącznie ze Zmorą, o dziwo), we mnie, jako w czytelniku, wyjątkowo nie wzbudza sympatii. Panienka po prostu jest mdła, a ujawnienie „wielkiej prawdy” o niej, choć ciekawe jeśli chodzi o genezę, już w kwestii skutków zupełnie nie przekonuje. Ona i jej przeznaczenie wyglądają jak poboczny wątek, bez przekonania wrzucony w całość i prowadzący trochę donikąd.

   A Marsjanie? Ten pomysł nie przestaje mnie zadziwiać. Trzeba przyznać, że niekoniecznie ci panowie pochodzą z Marsa, są nimi jedynie z nazwy. Zmienili całkowicie życie w prawie-naszej Polsce i chwała im za to, bo chociaż sami sobie zbudowali klatkę, to ta klatka nie mogła być ciekawszym kotłem wydarzeń i zjawisk. Zatrzymanie rozwoju technologicznego wywołało możliwe do przewidzenia skutki, które zostały opisane i od strony społeczno-politycznej, stanowiący ciekawe uzupełnienie opisu świata. Partia Ludzkościowców, ich dążenia do wyeliminowania Marsjan, które przecież są kwestią trudną do przeprowadzenia już ze względu na role pełnione przez przybyszy, głównie fakt, że sporą część przemysłu mają pod kontrolą; napięcia i starcia między jednymi i drugimi, które znajdują swoje miejsce nawet w misji z udziałem Kutrzeby (a i sam pan bohater ma w tym nielichy interes…) stanowią, wraz z demoniczną otoczką, świetnie rozpisane tło wydarzeń.

   Odrobinę irytowała mnie jedynie konstrukcja rozdziałów w książce. Jak wspomniałam, przeplatają się w niej wydarzenia z różnych okresów: rozstrzał czasowy to jakoś od roku 1968 do 1972, wszystko to jest podawane naprzemiennie w krótkich fragmentach. Zbyt krótkich, jak na mój gust. Wprowadza to lekki chaos informacyjny i, choć ułatwia odgadnięcie motywów postępowania głównego bohatera, to robiłoby to lepiej, gdyby fragmenty te zebrać w trochę dłuższe ciągi wydarzeń. Tak jak jest teraz, wydarzenia, w których uczestniczy Kutrzeba przeplatają się zbyt szybko, by można było je intuicyjnie pojąć i zrozumieć. Głównie z tego powodu po skończonej lekturze pozostało mi uczucie niedosytu i wrażenie, że mnóstwo rzeczy zrozumiałam nie tak, jak powinnam, a jeszcze więcej szczegółów po prostu nie zauważyłam.

   Chociaż i to zamieszanie z fabułą ma swoje dobre strony: „Pokój światów” z całą pewnością przeczytam jeszcze raz, i zamierzam wtedy porozkoszować się odkrywaniem tego, co umknęło mi poprzednio. Ilustracja z okładki zupełnie nie oddaje klimatu powieści, chodź przedstawia zdarzenie z Prologu – dla urozmaicenia czytania polecam rysunki wykonane przez Marka Rudowskiego, dostępne na blogu autora książki, zatytułowanym – jakże inaczej – Szuler Losu. Samą powieść mogę tylko gorąco polecić, czasu spędzonego z nią nie żałuję i chętnie powtórzę to doświadczenie, może nawet niejednokrotnie. Koncepcja świata jest przyjemnie abstrakcyjna, bohaterowie cudownie absurdalni, po pierwszym kontakcie ze światem Pawła Majki ma się chęć zawołać „gdzie ja jestem?!” – i jest to niesamowicie pozytywne doświadczenie.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Genius Creations.
A książkę można zakupić TU (;

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Pokój światów
Autor:  Paweł Majka
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 400

3 komentarze:

  1. Nie znam twórczości Majki, ale skoro koncepcja świata jest przyjemnie abstrakcyjna, a do tego świetni bohaterowie, to chętnie zapoznam się z tym tytułem. Poza tym akcja książki toczy się w Krakowie w moim rodzinnym mieście ;), więc tym bardziej mam ochotę poznać tą książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, i to nie jako człowiek z wydawnictwa, tylko krakowianin - kibolska ustawka z użyciem magii i tresowanych niedźwiedzi jest boska. :D

      Usuń
  2. Ja lubię takie wymieszanie czasowe, więc nie jest to dla mnie negatywną cechę. Może przeczytam w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: