Sięgnąć gwiazd – to może być jedno z
najstarszych, najbardziej wytartych marzeń naszej nacji. Choć daleko mi do
ekspertki w tej dziedzinie, im dłużej się nad tym zastanawiam, tym częściej
dochodzę do wniosku, że w sferze space opery naprawdę powiedziano już wszystko.
Nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest to podgatunek militarnej fantastyki naukowej, któremu pozostaje już
tylko powolne trawienie siebie samego. W końcu na ile sposobów można
opowiedzieć to samo? Ile to razy ludzkość sięgała gwiazd, ale nie porzucała
starych podziałów, wręcz wytwarzając coraz to nowsze i nowsze, tocząc ze sobą
wojny na jeszcze większą skalę, międzyplanetarną, czasem międzygalaktyczną –
albo i porzucała, tylko po to, by wśród gwiazd znaleźć nowych wrogów, nowe
zagrożenia? Jednak, jakby nie zważając na to, wciąż powstają kolejne utwory, w
tym także i powieści, tematycznie skupione wokół tego najstarszego marzenia.
Jedną z takich powieści jest właśnie Kocioł Duchów, już trzydziesty tom serii
Honor Harrington autorstwa Davida Webera i trzecia księga cyklu Królowej
Niewolników.
Trzecia księga cyklu Królowej Niewolników
oznacza małą odskocznię od głównego wątku serii. Zamiast śledzić losy tytułowej
bohaterki (i całe szczęście – od samej wyliczanki wszystkich jej atutów i
walorów może zemdlić czytelników o co słabszych nerwach), podążymy szlakiem
dwójki elitarnych agentów specjalnych nowo powstałego sojuszu Republiki Haven i
Imperium Manticore – Victora Cachata oraz Antona Zilwickiego. Ci zaś, pomimo
spektakularnej wpadki podczas ich ostatniej wizyty na planecie Mesa
(spektakularnej tak, jak tylko może być pokaźnych rozmiarów grzyb atomowy...),
będą musieli niebawem tam powrócić podczas kolejnego ściśle tajnego zadania.
Tym razem stawką mają być kluczowe informacje o Równaniu – tajemniczej, wrogiej
organizacji, stanowiącej narastające zagrożenie wobec przyszłych losów całej
ludzkości.
Dla kogoś niezbyt dobrze obeznanego w uniwersum
tej serii (tzw. Honorverse) lektura "Kotła Duchów" to skok na głęboką
wodę – pojawia się bowiem, nawet jeśli gościnnie i tylko na chwilę, wiele
miejsc i wielu bohaterów znanych z poprzednich odsłon serii. Stara gwardia, jak
również bohaterowie nowi, epizodyczni, mniej ważni, zarysowani są jednak raczej
skąpo i niezbyt wyraziście, od razu widać zatem, że jest to pozycja kierowana
raczej do "stałych bywalców" – autor nie marnuje czasu ani miejsca na
zapoznawanie czytelników z obsadą tej powieści (zdecydowanie może to przeszkadzać
komuś, kto nie zna ważniejszych postaci cyklu – ponieważ żadna z nich nie
wypowiada się w szczególnie charakterystyczny sposób ani nie ma zachowań, które
jednoznacznie by się z nią kojarzyły, pozbawione kontekstu mogą wydawać się po
prostu nijakie), przechodząc niemal niezwłocznie do rwącego nurtu wydarzeń,
także bez jakiegokolwiek wyjaśnienia sytuacji aż do tego momentu. A działo się
– i dalej dzieje - naprawdę dużo.
Ci sami "stali bywalcy" mogą jednak być zaskoczeni i zawiedzeni –
akcja bowiem ma trochę inny charakter, niż miało to miejsce w dotychczasowych
odsłonach serii. Nie pojawia się, na przykład, ani jedna scena batalii
toczonych w kosmosie, ustępując miejsca intrydze, dialogom i wszystkiemu temu,
z czego znane są klasyczne powieści szpiegowskie. Intrygi zaś dzieją się na
potęgę – cała masa postaci epizodycznych, każda ze swoimi własnymi dążeniami i
celami, mnóstwo odrębnych wątków, wszystko to z wolna zbiegające się w jedną,
całkiem przekonującą całość – to zdecydowanie mocna strona tej powieści.
To, co natomiast zdecydowanie mocną stroną nie jest – to tłumaczenie.
Sprawujący do tej pory urząd nadwornego tłumacza serii Jarosław Kotarski
ustąpił w "Kotle Duchów" miejsca komuś innemu. Pełniący teraz tę
funkcję Radosław Kot, niestety, nie ustrzegł się kilku znaczących wpadek.
Przykład? Proszę bardzo: fraza cytowana na początku powieści pojawia się
później w tekście pierwszego rozdziału i chociaż widać, że to dokładnie ta sama
fraza, z jakiegoś powodu przełożono ją inaczej. Jednak to nie wszystko.
Niefortunny dobór słów sprawia też, że znacznie straciły na błyskotliwości
całkiem dobre w oryginale dialogi, jak również lekki, płynny styl Webera. To
duży minus, jako że ten konkretny twórca nie stroni wcale od żartów i gier
słownych, które przełożyć trzeba by z dużą starannością, by nadal bawiły.
Podsumowując – fani serii i tak pewnie
przeczytają, choć niekoniecznie musi im przypaść do gustu to przeniesienie z
wartkiej akcji na nieco bardziej stateczne wątki szpiegowskie i intrygę.
Pozostali czytelnicy za to zdecydowanie nie powinni sięgać po tę książkę bez
zapoznania się co najmniej z resztą "Królowej Niewolników", by się w
całości po prostu nie pogubić. Gdyby jednak nadrobić zaległości, okaże się, że
to całkiem dobra powieść szpiegowska – nawet jeśli niekoniecznie nowatorska ani
niezwykła, może dostarczyć godziwej rozrywki na parę wieczorów.
Za egzemplarz recenzencki dziekuję wydawnictwu Rebis.
Recenzja napisana dla portalu Sztukater.
Tytuł oryginału: Honor Harrington – Cauldron of Ghosts
Autor: David Weber
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 656
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: