poniedziałek, 22 lutego 2016

Kryminalne Zagadki Warszawy, czyli "Order" Marcina Jamiołkowskiego

Herbert Kruk to postać już znana wśród fanów polskiej fantastyki. Osobiście, z książką „Okup krwi” relację miałam dość skomplikowaną: o ile początek niezbyt mnie porwał, rozwijająca się akcja zaciekawiła, ale z pewnymi zastrzeżeniami, o tyle przy zakończeniu dopiero udało mi się odczuć w pełni magię zawartą w nim – mocny koniec, będący nie rozwiązaniem tajemnicy, a jej właściwym początkiem po prostu musiał zaintrygować. Była to zresztą typowa przynęta na czytelnika, na którą się całą świadomością i przyjemnością złapałam. Nieodparta okazała się też chęć zobaczenia trochę więcej magii, z której korzysta główny bohater - dotarł więc do mnie „Order” Marcina Jamiołkowskiego.


Tytułowy artefakt – krzyż Virtuti Militari przyznany miastu Warszawa - zaginął. Pomimo ścisłych i idiotoodpornych, wydawałoby się, zabezpieczeń, pomimo faktu, że był pilnowany 24 godziny na dobę i tylko jedna osoba mogłaby go wynieść z pomieszczenia, zniknął, a wraz z nim prysnęła jak bańka mydlana magiczna ochrona Warszawy. Śledztwo w tej sprawie może poprowadzić tylko jedna osoba: Herbert Kruk. Nasz bohater co prawda doszedł już trochę do siebie po wcześniejszych dramatycznych wydarzeniach na Kanonii, pozostały mu jednak na pamiątkę metalowa dłoń i silna żądza zemsty za mord na bliskich. Człowiek odpowiedzialny za to zdarzenie zniknął. Kruk postanawia więc dołączyć do ekipy śledczej, by z pomocą starych znajomych zmierzyć się z zagrożeniem, w zamian prosząc o tylko jedną rzecz…

Kontynuacja „Okupu krwi” zaczyna się bardzo nostalgicznie, bo od wspomnień z dzieciństwa Herberta dotyczących wyścigów konnych. Starszego Kruka znajdujemy w dokładnie tym samym miejscu, rozpamiętującego swoje niedawne działania, pogrążającego się w tęsknocie za utraconą narzeczoną i rodzicami i tam znajduje go też kolejny zleceniodawca. Takie postawienie sprawy zaskoczyło mnie, jako że spodziewałam się bezpośredniej kontynuacji wątków, które pozostawiła otwarte część pierwsza. Otóż kontynuowane one są, lecz w nie tak oczywisty sposób. Tragedia się stała, życie toczy się dalej, magia wróciła do Warszawy, a wraz z nią przybyło wiele co dziwniejszych okazów, zarówno ludzi, jak i istot trochę bardziej wątpliwego pochodzenia. Nie ma więc co się bać, że żądza zemsty głównego bohatera pozostanie niezaspokojona, bo oprócz starych znajomych spotkamy też w „Orderze” tych przekochanych bazyliszków (te bazyliszki?), zawsze chętnych do bijatyki oraz Bractwo Miast. Umagiczniona Warszawa zdecydowanie też warta jest uwagi, jako że wiele zdążyło się pozmieniać w krótkim czasie, gdy Herbert dochodził do siebie. Głównym przejawem tych zmian jest fakt, że miejsce przy boku prezydenta zajął… astrolog! I to podobno nie byle jaki. W tej kwestii „Order” czytelnika nie zawiedzie: czarów jest tylko więcej, zachowują też swój niepowtarzalny styl, książka nie zawiedzie żądnego większej ilości utylitarnych, prostych czarów czytelnika. Nawet więcej: będzie pojedynek magów – i to taki, że sztućce będą w powietrzu latać.

Bohaterowie znani czytelnikowi z tomu pierwszego pojawiają się i tu, jednak rozczaruje się osoba, które będzie oczekiwała ich czynnego i stałego udziału w wydarzeniach. Anna i Zezel służą prawie wyłącznie jako wsparcie duchowe, a Wyga wypadł z gry całkowicie. Szkoda mi pani detektyw, jako że miała spory potencjał na stanie się Twardzielką Rozwiązującą Magiczne Zagadki Warszawy (TRMZW – to nie brzmi, wiem), a wykorzystana została do robienia zakupów i kontaktów z płcią piękną na zasadzie „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. To mało, bardzo mało, naprawdę liczyłam na większy jej udział w głównej akcji, a poza tym… Ech, na jakąś bliższą relację jej i Herberta. A tu mamy wielką magię przyjaźni. Dlaczego, panie Marcinie?!

W ramach wynagrodzenia na poniesione straty w sympatiach własnych dostajemy dwie nowe postacie: młodą Lidię i porucznika „BORowika” Grybowskiego. O ile panna Szmadlewska jest postacią szalenie irytującą, bo jako typowe młode i ładne dziewczę tkwi na stanowczo zbyt odpowiedzialnym dla niej stanowisku, zachowuje się jakby miała 16, a nie 22 lata (Herbert, no ja cię proszę!), o tyle pan porucznik z miejsca stał się moim ulubionym bohaterem tej książki. Mam jakiś taki sentyment do „starych, dobrych glin”, a ten pan to po prostu klasyka gatunku: sypiący czarnym humorem, ponury, profesjonalny, totalnie niewierzący w magię.
„– Panie Grzybowski... – zacząłem i zabrzmiało to niezręcznie. – Ma pan jakieś imię?
– Porucznik – odparł kpiąco.”
No po prostu jak tu go nie lubić?

Kryminalne Zagadki Warszawy prezentują się wcale nieźle: intryga jest prowadzona konsekwentnie, informacje i ślady dawkowane są czytelnikowi (i głównemu bohaterowi) skąpo i nie zawsze w sposób oczywisty, zdarzają się też ślepe tropy, wyglądające tak przekonująco, że aż sama miała problem w uwierzeniem, że dana rzecz na pewno nie ma żadnego znaczenia. Nie jestem namiętną czytelniczką kryminałów – w ogóle raczej po nie nie sięgam, chyba że dostanę jakąś wybitnie dobrą rekomendację od znajomych – trudno mi więc ocenić ten aspekt okiem znawcy, jednak dla mnie, kompletnego laika, samo dochodzenie, postawa osób uczestniczących w nim i metody ich postępowania są zupełnie przyzwoicie napisane, nie są banalne ani przewidywalne, a zwroty akcji potrafią zaskoczyć.

Podsumowując, „Order” czytało mi się lepiej niż jego poprzednika, „Okup krwi”, pomimo tego, że zaskoczył mnie zupełnie pozornym brakiem ciągłości wydarzeń. Tom pierwszy zarzucił przynętę, drugi zapomniał o haczyku, postanowiwszy rzucić wędkowanie dla bardziej emocjonujących sportów, nie pozbył się jednak sentymentu do dawnych zabaw. To może nie najlepsze porównanie, odzwierciedla jednak moje wrażenia z lektury: „Order” ma w sobie jakąś świeżość, której „Okup krwi” nie posiadał, nie zauważam w nim tego, co przeszkadzało mi podczas lektury części pierwszej, druga pisana jest odrobinę lżejszym językiem, nie ma okresów zastoju w akcji i dygresji, które powodowałyby dezorientację czytelnika – co tak drażniło mnie wcześniej; dostaje więc ode mnie ocenę o cały punkt wyższą od poprzedniczki i liścik polecający dla czytelników, żądnych nowych wrażeń rodem z ojczystej ziemi. Polecam więc do przeczytania – szybkiego, bo w tym roku ukaże się tom trzeci serii „Herbert Kruk”, czyli „Bezsenni”.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Genius Creations, a po własny egzemplarz zapraszam TU.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Order
Autor: Marcin Jamiołkowski
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 288


8 komentarzy:

  1. Książka wygląda na ciekawą, moim zdaniem napisałeś dobrą recenzję.

    ___
    Polecam koszulki patriotyczne Red is Bad

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NapisałAm. "Alicja" raczej wskazuje na kobietę.
      Niemniej jednak dziękuję, a w link raczej nie kliknę.

      Usuń
  2. A wiesz, mnie się podoba pomysł, żeby Anna jednak pozostała przyjaciółką Herberta. To takie świeże w momencie, kiedy popkultura wmawia nam z każdej strony, że jak mamy bohaterkę i bohatera, to musi, po prostu musi być romans. A figa. Choć mam przeczucie graniczące z pewnością, że autor ich jednak w romans w końcu popchnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo popchnie, albo zabije, jedno z dwóch...
      Odebrałabym lepiej brak romansu, gdyby faktycznie w ksiązce funkcjonowali jako partnerzy w rozwiązywaniu sprawy, tymczasem Anna była tak "na doczepkę", kiedy inne środki zawiodły.

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Potrafisz człowieka zachęcić do czytania tego, o czym piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Potrafisz człowieka zachęcić do czytania tego, o czym piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W zasadzie książka jest pomysłem o Harrym drezdenie. Praktycznie mocno pobrane pomysły z tamtego cyklu.

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: