
Detektyw Franco Fog otrzymał właśnie ciekawe zlecenie: na
wyśledzić sprawcę zabójstwa pewnego transwestyty i porwania innych trzech
panów. Jedynym śladem, znalezionym na miejscu zbrodni jest krótka notatka z
podpisem „KMW”, którą zostawił morderca na szyi zmarłego. Tajemniczy skrót pojawił
się też w nekrologach, opublikowanych po zaginięciu pozostałych, nie znaleziono
jednak ich ciał. Sam Franco ma jednak spory problem: jego kot, Luigi, wdał się
w konflikt z miejscową tajną, faszystowską organizacją, zjadając ich zapas
uranu. Podczas konfrontacji wychodzą na jaw plany terrorystów, którzy zamierzają
zdetonować własnoręcznie wykonaną bombę atomową w centrum Warszawy. Franco Fog
ma więc aż dwie sprawy na głowie, a to jeszcze nie koniec kłopotów…
Ta książka nie jest tak absurdalna, jak się wydaje być – tak
naprawdę, poziom udziwnienia jest w niej jeszcze większy. Trudno tu nadążać za
fabułą, która jest tylko luźno zarysowana i prowadzona dość chaotycznie, a obok
logiki to dzieło nawet nie stało. Jeśli jednak ktoś zadałby pytanie – a
powinien – czy to źle, odpowiem: zdecydowanie nie. „Zemsta kobiet” to absurd,
który jednych rozbawi, innych zniesmaczy, nie sądzę jednak, by można było się
tym nudzić. Powód takiego stanu rzeczy jest prosty:
książka pana Brzostowskiego
jest krótka, ale pełna akcji, pisana na wzór (bądź karykaturę) kryminału, gdzie
każdy rozdział otwiera informacja o miejscu i czasie wydarzeń, a kończy jakiś
mocny akcent, zachęcający do dalszego jej śledzenia. Specyficzna konstrukcja
powieści nie sprawia jednak, że przestanie się zauważać braki, chociaż w tym
przypadku kij ma dwa końce: albo się rzecz uzna za zbyt udziwnioną i rzuci w
przysłowiowy kąt, albo wszelakie błędy i niedociągnięcia tylko dodadzą całości
uroku, sprawiając, że książka pozostawi po sobie wrażenie czegoś, co można
kolokwialnie nazwać mindfuckiem. W
moim przypadku zadziałała ta druga opcja, przez co „Zemstę kobiet” mogę zaliczyć
do kategorii książek, po których miałam po prostu kaca.
O głównym bohaterze można powiedzieć wiele, chociaż na pewno
nie jest on wzorem dobrego człowieka czy też pogromcy przestępców. Przede
wszystkim to kobieciarz, ma trochę problemów z alkoholem i trudno mu się
odnaleźć w zastanej rzeczywistości, gdzie wiele wartości i zwyczajów uległo
gruntownej przemianie, zastąpione przez nie do końca zrozumiałe substytuty; Fog
wciąż wspomina „stare dobre czasy”, a z częścią nowych zasad po prostu nie chce
mieć nic wspólnego. Z drugiej jednak strony, wciąż wspomina utraconą miłość i
troskliwie opiekuje się przygarniętym zwierzakiem. Można by powiedzieć: nic
ciekawego. Ot, kolejny samotny facet.
Tu jednak kończy się normalność. Dawna, wielka miłość,
Weronika Blanka, jest bowiem koniem, natomiast kot Luigi ma dość niepewny
status, oscylując między domowym pupilem a adoptowanym dzieckiem, choć
zachowuje się raczej jak zbuntowany nastolatek, który wpadł w złe towarzystwo.
Jedno z pytań, które towarzyszyły mi podczas lektury, brzmiało: po jakiego
grzyba on zjadł ten uran? Sama banda Sturmbanfuhrera Kluge już wydaje się mniej
dziwna, chociaż dobrze komponuje się z całością – kilku niezbyt inteligentnych Niemców,
którzy próbują zrealizować swój plan i najwyraźniej nikt im w tym nie może
przeszkodzić, pomimo faktu, że sami się do rzeczy przyznają. Wszystko to
stanowi jednak jedynie początek. A gdzie w tym wszystkim są kobiety i ich
zapowiedziana w tytule wendetta? O tym będzie… ale później.
W moim odczuciu „Zemstę kobiet” należy przeczytać dwa razy:
raz powierzchownie, by pośmiać się z zawartego w niej absurdalnego poczucia
humoru, a drugi, żeby poszukać drugiego dna. Nie twierdzę, że znajdzie się
gdzieś tam głęboki przekaz (chociaż i to by mnie nie zdziwiło, doszukiwanie się
tego jest jednak obecnie ponad moje siły), warto to zrobić ze względu na
nagromadzenie wątków i szczegółów w niewielkiej objętości tekstu, przez co
znaczna część po prostu przy czytaniu umyka. Mnie samej trudno określić
jednoznacznie tekst pana Brzostowskiego, waham się pomiędzy „świetne” a „co ja
właściwie przeczytałam…”, pozostawiam więc do własnej oceny i gorąco polecam
spróbować.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi.
Recenzja napisana dla portalu Sztukater.
Dane ogólne:
Tytuł oryginały: Zemsta kobiet
Autor: Marcin Brzostowski
Wydawnictwo: e-bookowo.pl
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 66
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: