czwartek, 28 stycznia 2016

Ziołowe czary. "Eukaliptus i werbena" Agaty Mańczyk

Nazwy „eukaliptus” i „werbena” przywodzą mi na myśl tylko przyjemne, ciepłe wrażenia, jak kubek ziołowej herbaty po długim, ciężkim dniu, aromatyczny, rozgrzewający i relaksujący. Werbena to ulga, ukojenie zbyt niespokojnych myśli, łagodzenie migreny; eukaliptus kojarzy się ze świeżością i lekkością. Razem dają mieszankę, która uwolni od zmęczenia i bólu głowy, rozluźni mięśnie i pomoże zasnąć. „Eukaliptus i werbena” Agaty Mańczyk to książka, która kusiła mnie właśnie tymi dwoma ziołami, a ja, jako zielarka z zamiłowania, nie potrafiłam jej odmówić, nawet jeśli nie wiedziałam, co właściwie mnie w niej czeka.

Książka przedstawia losy trzech kobiet, połączonych więzami krwi, które dzieli jedynie czas, w którym przyszło im żyć. Nina jest współczesną nam, młodą kobietą, doświadczoną już jednak przez los. Kiedyś skłóciła się z rodziną i odeszła, by wyjść za mąż za wybranego przez siebie mężczyznę, któremu następnie urodziła syna. Jednak syn zaginął a mąż oddalił się od niej, stając się coraz bardziej obcy; gdy została sama, nie potrafiła się odnaleźć i stąd decyzja o powrocie do domu. Nie została jednak zbyt ciepło przyjęta: babcia i kuzynki nadal mają jej za złe to, co zrobiła, a za tym żalem kryje się wiele dziwnych, tajemniczych spraw, o których nawet Nina nie ma pojęcia. Drugą z pań, których losy przedstawia nam pani Mańczyk, jest babka Niny, Daria, niemal 40 lat wcześniej. W swoich młodych latach postanowiła wyjść za pewnego miłego, ale biednego człowieka. Plany te nie doszły do skutku po części z winy samej Darii, która, straciwszy ukochanego, pogrąża się coraz bardziej w imprezowym życiu, nie stroniąc od alkoholu i mężczyzn, co prowadzi ją do coraz bardziej ryzykownych sytuacji. Ostatnią Huczmiranką, najstarszą, której dzieje poznamy, jest Linda, żyjąca w końcu XIX wieku. I ona nieszczęśliwie się zakochała, a obiektem jej uczuć był pewien poeta, z którym uciekła i zaszła w ciążę. Linda była szczęśliwa do czasu: jej ukochany opuścił ją nagle, uciekł bez słowa, nie widząc nawet, że będą mieli dziecko. Dziewczyna wróciła do rodziny, która przyjęła ją, lecz zaczęła pilnie obserwować, by zareagować na czas, gdyby coś miało pokrzyżować im plany wydania jej za mąż za pewnego hrabiego… Tymczasem córa marnotrawna zdecydowana jest bronić swego nienarodzonego dziecka za wszelką cenę.


Wiodących wątków jest kilka, ułożone są specyficznie, w pierwszej kolejności przedstawiając zdarzenia nowsze, jest to też zabieg mający na celu pełniejsze ukazanie historii rodziny Huczmiran, przy zachowaniu pewnej dozy tajemniczości. Cel został osiągnięty – w trakcie czytania trudno domyślić się powiązań między losami pań, a konsekwencje działań tej najstarszej, odciskające swoje piętno na losach Darii, Niny i ich sióstr, stają się z czasem coraz bardziej widoczne. Nie można narzekać na brak akcji, jako że opisywane wydarzenia obfitują w dramatyzm, a emocje momentami trudno znieść ze spokojem. Poruszane wątki są proste, można powiedzieć: banalne – utracona miłość, trudne wybory, wszechobecny przymus, by działać w jeden, z góry określony sposób, który oznacza najczęściej wyrzeczenie się własnego szczęścia – znamy to. Wpleciony w całość archaiczny motyw wybierania córkom narzeczonych, który to zwyczaj u Huczmiranek jest kontynuowany w pokoleniu Niny i młodszych, ma jednak drugie dno, którym nie jest jedynie chęć osiągnięcia bogactwa czy też nawyk kontrolowania losów potomków, i to właśnie decyduje o wyjątkowości „Eukaliptusa i werbeny”.

Seria „Huczmiranki” to nie są zwykłe powieści obyczajowe: zaryzykowałabym nawet umiejscowienie ich w szufladce z lekkim fantasy. Przede wszystkim, ród składa się wyłącznie z kobiet. Gdzie są mężczyźni, ci wszyscy wybierani skrupulatnie odpowiedni mężowie? Gdzie się podziewają, gdy już przyjdą na świat upragnione córki? Dlaczego w rodzinie Huczmiran nie rodzą się chłopcy? Ta tajemnica jest trochę bardziej mroczna, nie chcę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że to nic oczywistego. Ponadto, panie posiadają pewne… umiejętności, moce związane z zapachami, można to nazwać swego rodzaju magią, chociaż to może byt mocne słowo. Dorzućmy jeszcze do tego dwa inne rody, również szczycące się specyficznymi umiejętnościami i wiedzą, rywalizujące z Huczmirankami, i dostaniemy coś, co można przyrównać może do bomby zegarowej. W końcu wybuchnie, raniąc wszystkich naokoło.

Kreacja bohaterek jest jednym z najmocniejszych punktów powieści. Charaktery, to, jak każda z kobiet przeżywa własny los, który jest przecież w pewnych kwestiach zbieżny z losami poprzedniczek, pomimo jednakowych motywacji podejmując inne decyzje i inaczej  przyjmując na siebie ich konsekwencje, w inny sposób próbując walczyć z narzuconymi im warunkami, potrafi nie tylko zadziwić, ale i dać do myślenia. Każda Huczmiranka ma własną mieszankę zapachową, która towarzyszy jej przez całe życie, stanowiąc swego rodzaju barierę ochronną i dodatkowy zmysł; zapachy te zawierają dwie części składowe, inne dla każdej z pań. Ten motyw żywo przywodzi mi na myśl wiedźminowe czarodziejki, które także reprezentowane były własnymi, charakterystycznymi mieszankami zapachów, jak bez i agrest u Yennefer, pani Mańczyk rozszerzyła jednak tą cechę, nadając jej status swoistej mocy, którą można w pewien sposób kontrolować i naginać do swej woli; rzecz ma jednak drugie dno: właścicielka jest zależna od swojego zapachu tak jak on od niej.

„Eukaliptus i werbena” to pierwszy tom serii, więc wiele wątków pozostaje niedokończonych, a niektóre, te bardziej szokujące zresztą, zostały rozpoczęte dopiero pod koniec. Wkradł mi się tu pewien niepokój, bo liczba komplikacji „rodzinnych” i powiązań między bohaterami rośnie w zatrważający sposób, pod koniec książki sprawiając wrażenie z trudem kontrolowanego chaosu. Moja obawa dotyczy tego, czy w kolejnym tomie te zależności nie staną się zbyt skomplikowane, by dało się w nich odnaleźć. Za to jeśli autorka nie pogubi się w założeniach, które poczyniła, zasłuży tym samym na duży plus. Dodatkowy powód do niepokoju daje jednak umieszczone na końcu książki drzewo genealogiczne trzech rodzin (uwaga – nie zaglądać przed czytaniem! W trakcie też nie! W ogóle to powinno się pojawić w kolejnej książce, bo to jeden wielki spoiler!), ze względu na wspomniane wcześniej zjawisko.

„Huczmiranki” polecę każdemu, ponieważ to lekka, ciekawa, pełna akcji i emocji książka, zawierająca też, mimo wszystko, pełen ciepła motyw miłości siostrzanej i matczynej. Jest to pozycja, która zdecydowanie bardziej przypadnie do gustu kobietom, choćby ze względu na wybór tematyki; to grono odbiorców poszerzy za to wspomniana międzygatunkowość, ponieważ zarówno fani fantasy, jak i klasycznych obyczajówek (a nawet tak zwanych „wyciskaczy łez”) znajdą tu coś dla siebie. „Eukaliptus i werbena” stanowi lekkostrawne połączenie wielu klasycznych motywów z różnych zakamarków twórczej wyobraźni i jako takie, nie powinno zostać szybko zapomniane.

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia.
Recenzja napisana dla portalu Sztukater.

Dane ogólne:
Tytuł oryginały: Huczmiranki. Eukaliptus i werbena
Autor: Agata Mańczyk
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 464

6 komentarzy:

  1. Czytałam i bardzo mi się podobała. Wypatruję niecierpliwie kolejnych tomów :)
    Pozdrawiam
    ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. nie zwróciłam uwagi na tę książkę, aż do teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba spróbuję, bo wydaje mi się ze to coś zupełnie innego, niż zwykle czytam. Zwłaszcza jeśli chodzi o tematykę :) ostatnio jakoś tak połączenie powieści kobiecej z fantastyką chodzi mi po głowie...
    Zapraszam do mnie
    http://ksiegoteka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To idealna pozycja na początek - odpowiednio lekka i ciekawa.

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: