Z lektur szkolnych pamiętamy zapewne (a może nie pamiętamy,
ale kontakt mieliśmy) z dziełami pani Zofii Nałkowskiej. Były to głównie
historie kobiet, w większości nieszczęśliwych, kończące się tragicznie, ale pełnych
walki o szczęście, w których jednocześnie główne bohaterki nie wpasowywały się
w stereotyp kobiecych sylwetek swojej epoki. „Granica”, tak lubiana przez
nauczycieli i trochę mniej przez uczniów, przeanalizowana już wzdłuż i wszerz,
opowiada przecież historię straszną głównie przez to, że nie ma w niej
upiększeń. Takie opowiadania w pełni rozumie się dopiero po paru latach, kiedy
dociera do nas świadomość realności przedstawianych tam faktów, to, jak bardzo
lekkomyślność i nieporozumienia mogą zniszczyć życie.
A co z sama autorką? Czy jej powieści pisane były czysto z
wyobraźni, czy też są to historie z życia wzięte? Biografii słynnej autorki
powstało nawet kilka, a ona sama prowadziła dziennik, z którego wiele można
dowiedzieć się o niej, a dołożywszy do tego relacje przyjaciół i rodziny
otrzymuje się niemal kompletny obraz, choć w większości przypadków skupiający
się właśnie na jej literackiej części. Pani Nałkowska była postacią barwną jak
na swoje czasy, wielokrotnie żyła na skraju skandalu i właśnie ten aspekt jej
postaci zawarła w swojej książce Iwona Kienzler. Zamierzeniem autorki było
wydobyć kobiecość Zofii, przedstawić ją na tle epoki i wskazać, co takiego było
w niej wyjątkowego, czy zasłużyła sobie na opinię kobiety wyzwolonej i
nieprzystającej umysłowością do czasów, w których żyła. Jak jej się to udało?
Przyznam: dobrze.
Zosia przyszła na świat w rodzinie niezbyt zamożnej, ale
wykształconej. Jej ojciec, choć był człowiekiem surowym i nie kochał się z
bogaczami, był pasjonatem geografii i większość życia poświęcił na tworzenie i
wydawanie związanych z tym publikacji, mając jako wierną pomoc żonę Annę,
również literacko utalentowaną. Naukę rozpoczęła w czternastym roku życia,
wcześniej edukowana przez rodziców w domu, co było powodem faktu, że w grupie
rówieśniczej wyróżniała się posiadaną wiedzą i odwagą w podejmowaniu dyskusji z
nauczycielami. Wtedy też zaczęła zwracać uwagę na mężczyzn: początkowo
platonicznie, choć z gorąco opisywanymi w dzienniczku uczuciami i po raz
pierwszy zderzyła się z murem ograniczeń, jakie na kobietę nakładają
konwenanse.
To, co sprawia, że sięga się po tę pozycję, jest najpewniej
właśnie motyw feministyczny. Nałkowska boleśnie przeżywała w swych rozważaniach
różnice między płciami dotyczącymi swobód i przywilejów obyczajowych, to, że u
mężczyzn romanse to rzecz wręcz pożądana i normalna, natomiast taka przygoda w
przypadku pani skończyć się jedynie mogła łatką ladacznicy i społecznym
ostracyzmem. Pomimo jednak świadomości tych utrudnień, długo pozostała jedynie
żoną swego pierwszego męża, nawet parę lat po rozwodzie. W książce wspomniano
też o jej kontaktach z ówczesnym ruchem feministycznym i ich spotkaniami, który
to moment wspominam szczególnie ciepło, jako że poglądy Zofii i jej postawa w
tamtej chwili były czysto antyfeministyczne: potrafiła wygłosić mowę, w której
wytykała paniom hipokryzję, ograniczenie i nieskuteczne metody działania, które
to rzeczy przejawiało się najjaskrawiej przy omawianiu prostytucji. Na uwagę
zasługuje też fakt, że Nałkowska uznała sprawy takie jak prawo do głosowania za
drugorzędne wobec bardziej rażących problemów w sferze obyczajowej. Wiele z
ówczesnych działaczek miało jej za złe ten przejaw buntu.
Mężowie, przyjaciele, fascynacje, kochankowe… tych panów
poznamy w książce pani Kienzler, widząc ich z perspektywy słynnej pisarki.
Sporą część książki stanowią cytaty z jej dziennika, interpretowane przez
autorkę. Trochę niewygodnie mi się to czytało – wolałabym chyba zapoznać się z
samymi „Dziennikami” i wyciągnąć własne wnioski, choć nie byłyby one pełne bez
wspomnienia o pewnych historycznych faktach oraz przedstawienia sylwetek
wspominanych w niej postaci, więc ostatecznie: autorka zrobiła dobrą rzecz,
upraszczając i tłumacząc wiele niejasności. Przyczepić więc mogę się jedynie do
nagromadzenia cytatów w tekście. Zabolał mnie za to moment, w którym przy
wspominaniu jednej z na krótko pojawiających się w życiu Zosi postaci, Marii
Komornickiej i jej trudnego życia (której poświęcono cały rozdział, notabene
jeden z najciekawszych w książce) została przytoczona opinia blogera na temat
jej zmian w postrzeganiu własnej płciowości, z którą następne autorka
polemizuje, ujawniając własny pogląd na sprawę. Czy to naprawdę było konieczne?
Nie wspominając już o tym, że w książce pisanej narracją trzecioosobową nagłe
„ja uważam” wygląda dziwnie, to można było przemyślenia na temat życia
Komornickiej i jej psychiki zostawić delikatnie do rozważenia czytelnikowi.
Spory o to wydają się trochę nie na miejscu.
„Nałkowska i jej mężczyźni” jej pozycją ciekawą,
przyciągającą wzrok właśnie ze względu na to, jak odmienny pogląd na miejsce
zajmowane przez kobiety w społeczeństwie miała jej bohaterka. Warto się z nią
zapoznać, żeby zobaczyć, jak naprawdę wyglądało życie pani Zofii, zanim się ją
pochopnie oceni – a jej historia nie jest ani krótka, ani prosta. Iwona
Kienzler dała się już poznać jako autorka książek pisanych stylem lekkim i
przejrzystym, ta publikacja nie odstaje od reszty i czyta się ją równie
przyjemnie. Jest to na pewno ciekawe ujęcie problemu z dość dokładnie
przedstawionym tłem historycznym i społecznym. Nałkowska na pewno widziała dużo
sprzeczności i problemów, a jeszcze więcej próbowała z własnym życiem zrobić,
by po prostu być szczęśliwą na własny sposób. Co jej z tego wyszło? Polecam
przeczytać.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie wydawnictwu Bellona.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Nałkowska i jej mężczyźni. Zwolenniczka
wolnej miłości i praw kobiet
Autor: Iwona Kienzler
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 336
Nałkowska ciekawi mnie jako osoba i jako pisarka, więc z pewnością w końcu zapoznam się i z tą pozycją. Jednak na razie czytam jej "Dzienniki". Wszelkie tego typu pozycje, jak ta Kienzler, traktuję jako coś w rodzaju uzupełnienia czy objaśnienia do życiorysu. Choć słyszałam, że i z "Dziennikami" trzeba być ostrożnym :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Akurat o Nałkowskiej nie wiem zbyt wiele, więc pewnie z tej książko sporo bym się o niej dowiedziała.
OdpowiedzUsuńJa o tej pani wcześniej nie słyszałem zbyt wiele, co bardzo chciałbym zmienić, bo jak widzę - warto.
OdpowiedzUsuńNie lubię stylu Nałkowskiej, jakoś nie mogłam się przemóc do przeczytania "Granicy". Dlatego raczej po Jej biografię także nie sięgnę ;)
OdpowiedzUsuń