
Jan Bolimowski osiągnął w życiu wielki sukces. Po skończeniu
szkoły filmowej wyjechał do Stanów, spod jego ręki i oka wyszło wiele
produkcji, większość średnich, ale i kilka ocenionych jako dzieła wybitne.
Całkiem dobrze ułożyło mu się też w życiu – ma żonę i dwóch synów, którzy nigdy
nie zaznali niedostatku, a obu chłopaków wychowywało się w cieniu ojca z
planami kontynuacji jego misji. Ale… Jana poznajemy w chwili, gdy ze swoją
asystentką zmierza na pogrzeb jednego z synów. Chłopak popełnił samobójstwo,
pozostawiając list mówiący o tym, że pierwszy raz w życiu wybiera własną drogę
życia. Ustalili w gronie rodzinnym, że nie ujawnią tego faktu. W czasie
pogrzebu i stypy przychodzi moment na rozliczenie się z przeszłością i wychodzą
na jaw fakty, które uświadomią starszemu już celebrycie, że wiele jego
życiowych decyzji było błędnych i krzywdzących dla jego bliskich. A we
wszystkim pomoże pojawiający się czasem zmarły syn, Jaromir… Czy to duch, czy
tylko efekt nadmiernej wyobraźni pogrążonych w żałobie krewnych?
Problem z tą książką mam jeden i może od niego właśnie
zacznę, jako że pojawił się już na samym początku mojego kontaktu z nią.
Wprowadzenie do historii, które obejmuje pogrzeb i stypę już samo w sobie jest
dość ponure, jednak sposób, w jaki wydarzenia zostały przedstawione może przesądzić
o tym, że zamiast potraktować ten cienki przecież tomik tak, jak na to
zasługuje, czytelnik po prostu rzuci ją w kąt po pierwszych paru stronach.
Opisy początkowe są po prostu nudne… Rozwlekłe, pisane w sposób obojętny i
monotonny, oszczędny w szczegółach dotyczących bohaterów a bogatych w aluzje,
które na tym etapie są kompletnie niezrozumiałe tak, że podczas czytania ma się
wrażenie, że jest się głupim, bo powinno się rozumieć, a nie rozumie się. W
tych momentach poznajemy też głównego bohatera, Jana, z jego najgorszej strony
– jako mitomana, tworzącego sobie własną przeszłość na bieżąco, chociaż zmierza
ku towarzystwu osób dobrze go znających; człowieka, którego bardziej interesuje
to, jak obserwowane przez niego wydarzenia można by przełożyć na obraz, niż
uczucia swoje i innych. Bardziej nawet niż zmarły właśnie syn. Takie
przedstawienie sytuacji wywołało u mnie spore zniechęcenie, cieszę się więc, że
nie poszłam za głosem serca, ale czytałam dalej, bo książka mimo wszystko jest
tego warta.
Jan Bolimowski jako bohater jest specyficzny. Przede
wszystkim: zupełnie nie do lubienia, nawet nie do współczucia czy użalania się,
ale zdecydowanie do stwierdzenia, że tego typu osoby to lepiej jednak podziwiać
z daleka. Doskonale sprawdza się za to w roli osoby, nad którą pochylamy się z
ciekawością, bo takiego zlepku złych decyzji i braku odpowiedzialności za nie
nie spotyka się na co dzień. Tym lepiej śledzi się więc pojawiające się kolejno
informacje na temat jego przeszłości i życia rodzinnego, sposobów wychowywania
synów, ich kształcenia, prób nauki zawodu i tego, jakie są ich wzajemne
relacje, a słynny reżyser zupełnie nie zdaje sobie sprawy z faktu, że przez
własną rodzinę jest odbierany zupełnie inaczej niż to sobie wyobraża. Nawet w
czasie stypy czuć to przytłoczenie jego osobą – charyzma, osobowość powodują,
że świat praktycznie kręci się wokół niego, jednak poszczególne elementy coraz
bardziej chcą się z tej karuzeli wyrwać, by mieć coś, co nie jest również jego.
Ten element przedstawiony został bardzo dokładnie, chociaż nie wprost, co się
chwali. I chociaż, jak wspomniałam, Jana lubić się nie da – nie da się go nawet
zrozumieć w większości przypadków, tak daleki jest sposobem myślenia – można
jednak doskonale odczuć, jak to jest przebywać w towarzystwie osoby jego
pokroju.
Ale rzecz się na Janie nie kończy. Do głosu dochodzą nie
tylko jego synowie i żona, ale też osoby, które jego życie tylko obserwują.
Właściwie każda osoba tam to osobna, smutna opowieść, historia walki o własną
tożsamość i posiadanie czegoś na własność. Gdzieś w tym wszystkim gubią się
wartości takie jak rodzina, miłość, zwykła życzliwość ludzka – a może nigdy ich
tam nie było? Historia ze strony na stronę zyskuje na jakości i szczegółowości,
staje się ciekawsza, wielowątkowa, głęboka i choć nie jest to głębia, która
mnie akurat porywa, potrafię ja docenić, mając świadomość, że mogłaby przypaść
do gustu wielu osobom. Trzeba przyznać, że i klimat ulega poprawie z czasem,
jako że oprócz mrocznych, rodzinnych sekretów dochodzi też do pojednań, spotkań
dawno nie widzianych osób, a nawet… ślubu. Tak, dokładnie, ślub na stypie. Czy
trzeba więcej by stwierdzić, że to ludzie specyficzni?
Miałam odrobinę wątpliwości co do technicznej strony
całości, jako że w tekście trafiają się czasem literówki, ale też i ciekawsze
pomyłki, jak np. kolor włosów Dobromira Bolimowskiego, który na początku
zostaje określony jako ciemny, a potem, przy opisie wyglądu obu braci
napotykamy w porównaniu, że to Jaromir był ciemny, natomiast Dobroś to blondyn.
Dziwię się redakcji i korekcie, że nie wyłapali takiego szczegółu w tej
krótkiej przecież opowieści, to są rzeczy, które wybijają z rytmu przy czytaniu
sprawiając, że musi się po prostu sprawdzić jak to było powiedziane wcześniej.
Dalej: okładka sklejona jest zdecydowanie zbyt ciasno, podczas czytania trudno
jest utrzymać ją otwartą i wymaga to pewnego nakłady siły. Szczęście, że tomik
jest tak cienki, inaczej na grzbiecie zostałyby paskudne zagięcia. Do samego
projektu okładki nic nie mam – wizualnie jest ładna, schludna i pasuje klimatem
do zawartości.
Powiedzieć mogę, że ostatecznie
książka przypadła mi do gustu, chociaż po pewnej walce z początkiem. Tej
opowieści po prostu trzeba dać szansę, nie zniechęcać się niezbyt interesującym
początkiem, aby dojść do bardziej wartościowej jej części. Zamysł był dobry,
wykonanie również, i mimo paru potknięć jest to coś, po co warto sięgnąć choćby
po to, żeby poznać specyfikę osób związanych z kinematografią od strony
osobistej, zobaczyć, że również są ludźmi, często jeszcze bardziej nieidealni
niż reszta, jednak nieodmiennie wiedzeni ideą, która rządzi całym życiem ich i
ich rodzin. Do łyknięcia w jeden wieczór, polecam.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Opętany przez cienie
Autor: Krzysztof Riege
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 220
Myślę, że pomimo mankamentów, jakie przytaczasz, dałabym tej książce szansę.
OdpowiedzUsuńPobawisz się?
OdpowiedzUsuńhttp://kotspinaksiazce.blogspot.com/2015/07/liebster-awards.html
No pewnie ;D rezerwuję termin jutrzejszy na tą notkę (;
Usuń