sobota, 11 lipca 2015

Pani Zosiu, nie wypada. "Nałkowska i jej mężczyźni" Iwony Kienzler

   Z lektur szkolnych pamiętamy zapewne (a może nie pamiętamy, ale kontakt mieliśmy) z dziełami pani Zofii Nałkowskiej. Były to głównie historie kobiet, w większości nieszczęśliwych, kończące się tragicznie, ale pełnych walki o szczęście, w których jednocześnie główne bohaterki nie wpasowywały się w stereotyp kobiecych sylwetek swojej epoki. „Granica”, tak lubiana przez nauczycieli i trochę mniej przez uczniów, przeanalizowana już wzdłuż i wszerz, opowiada przecież historię straszną głównie przez to, że nie ma w niej upiększeń. Takie opowiadania w pełni rozumie się dopiero po paru latach, kiedy dociera do nas świadomość realności przedstawianych tam faktów, to, jak bardzo lekkomyślność i nieporozumienia mogą zniszczyć życie.

   A co z sama autorką? Czy jej powieści pisane były czysto z wyobraźni, czy też są to historie z życia wzięte? Biografii słynnej autorki powstało nawet kilka, a ona sama prowadziła dziennik, z którego wiele można dowiedzieć się o niej, a dołożywszy do tego relacje przyjaciół i rodziny otrzymuje się niemal kompletny obraz, choć w większości przypadków skupiający się właśnie na jej literackiej części. Pani Nałkowska była postacią barwną jak na swoje czasy, wielokrotnie żyła na skraju skandalu i właśnie ten aspekt jej postaci zawarła w swojej książce Iwona Kienzler. Zamierzeniem autorki było wydobyć kobiecość Zofii, przedstawić ją na tle epoki i wskazać, co takiego było w niej wyjątkowego, czy zasłużyła sobie na opinię kobiety wyzwolonej i nieprzystającej umysłowością do czasów, w których żyła. Jak jej się to udało? Przyznam: dobrze.

   Zosia przyszła na świat w rodzinie niezbyt zamożnej, ale wykształconej. Jej ojciec, choć był człowiekiem surowym i nie kochał się z bogaczami, był pasjonatem geografii i większość życia poświęcił na tworzenie i wydawanie związanych z tym publikacji, mając jako wierną pomoc żonę Annę, również literacko utalentowaną. Naukę rozpoczęła w czternastym roku życia, wcześniej edukowana przez rodziców w domu, co było powodem faktu, że w grupie rówieśniczej wyróżniała się posiadaną wiedzą i odwagą w podejmowaniu dyskusji z nauczycielami. Wtedy też zaczęła zwracać uwagę na mężczyzn: początkowo platonicznie, choć z gorąco opisywanymi w dzienniczku uczuciami i po raz pierwszy zderzyła się z murem ograniczeń, jakie na kobietę nakładają konwenanse.

   To, co sprawia, że sięga się po tę pozycję, jest najpewniej właśnie motyw feministyczny. Nałkowska boleśnie przeżywała w swych rozważaniach różnice między płciami dotyczącymi swobód i przywilejów obyczajowych, to, że u mężczyzn romanse to rzecz wręcz pożądana i normalna, natomiast taka przygoda w przypadku pani skończyć się jedynie mogła łatką ladacznicy i społecznym ostracyzmem. Pomimo jednak świadomości tych utrudnień, długo pozostała jedynie żoną swego pierwszego męża, nawet parę lat po rozwodzie. W książce wspomniano też o jej kontaktach z ówczesnym ruchem feministycznym i ich spotkaniami, który to moment wspominam szczególnie ciepło, jako że poglądy Zofii i jej postawa w tamtej chwili były czysto antyfeministyczne: potrafiła wygłosić mowę, w której wytykała paniom hipokryzję, ograniczenie i nieskuteczne metody działania, które to rzeczy przejawiało się najjaskrawiej przy omawianiu prostytucji. Na uwagę zasługuje też fakt, że Nałkowska uznała sprawy takie jak prawo do głosowania za drugorzędne wobec bardziej rażących problemów w sferze obyczajowej. Wiele z ówczesnych działaczek miało jej za złe ten przejaw buntu.

   Mężowie, przyjaciele, fascynacje, kochankowe… tych panów poznamy w książce pani Kienzler, widząc ich z perspektywy słynnej pisarki. Sporą część książki stanowią cytaty z jej dziennika, interpretowane przez autorkę. Trochę niewygodnie mi się to czytało – wolałabym chyba zapoznać się z samymi „Dziennikami” i wyciągnąć własne wnioski, choć nie byłyby one pełne bez wspomnienia o pewnych historycznych faktach oraz przedstawienia sylwetek wspominanych w niej postaci, więc ostatecznie: autorka zrobiła dobrą rzecz, upraszczając i tłumacząc wiele niejasności. Przyczepić więc mogę się jedynie do nagromadzenia cytatów w tekście. Zabolał mnie za to moment, w którym przy wspominaniu jednej z na krótko pojawiających się w życiu Zosi postaci, Marii Komornickiej i jej trudnego życia (której poświęcono cały rozdział, notabene jeden z najciekawszych w książce) została przytoczona opinia blogera na temat jej zmian w postrzeganiu własnej płciowości, z którą następne autorka polemizuje, ujawniając własny pogląd na sprawę. Czy to naprawdę było konieczne? Nie wspominając już o tym, że w książce pisanej narracją trzecioosobową nagłe „ja uważam” wygląda dziwnie, to można było przemyślenia na temat życia Komornickiej i jej psychiki zostawić delikatnie do rozważenia czytelnikowi. Spory o to wydają się trochę nie na miejscu.

   „Nałkowska i jej mężczyźni” jej pozycją ciekawą, przyciągającą wzrok właśnie ze względu na to, jak odmienny pogląd na miejsce zajmowane przez kobiety w społeczeństwie miała jej bohaterka. Warto się z nią zapoznać, żeby zobaczyć, jak naprawdę wyglądało życie pani Zofii, zanim się ją pochopnie oceni – a jej historia nie jest ani krótka, ani prosta. Iwona Kienzler dała się już poznać jako autorka książek pisanych stylem lekkim i przejrzystym, ta publikacja nie odstaje od reszty i czyta się ją równie przyjemnie. Jest to na pewno ciekawe ujęcie problemu z dość dokładnie przedstawionym tłem historycznym i społecznym. Nałkowska na pewno widziała dużo sprzeczności i problemów, a jeszcze więcej próbowała z własnym życiem zrobić, by po prostu być szczęśliwą na własny sposób. Co jej z tego wyszło? Polecam przeczytać.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie wydawnictwu Bellona.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Nałkowska i jej mężczyźni. Zwolenniczka wolnej miłości i praw kobiet
Autor: Iwona Kienzler
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 336

4 komentarze:

  1. Nałkowska ciekawi mnie jako osoba i jako pisarka, więc z pewnością w końcu zapoznam się i z tą pozycją. Jednak na razie czytam jej "Dzienniki". Wszelkie tego typu pozycje, jak ta Kienzler, traktuję jako coś w rodzaju uzupełnienia czy objaśnienia do życiorysu. Choć słyszałam, że i z "Dziennikami" trzeba być ostrożnym :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat o Nałkowskiej nie wiem zbyt wiele, więc pewnie z tej książko sporo bym się o niej dowiedziała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja o tej pani wcześniej nie słyszałem zbyt wiele, co bardzo chciałbym zmienić, bo jak widzę - warto.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię stylu Nałkowskiej, jakoś nie mogłam się przemóc do przeczytania "Granicy". Dlatego raczej po Jej biografię także nie sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: