czwartek, 17 marca 2016

Korporacyjna bajka o królewiczu, złym lisie i skośnookiej wróżce, czyli "CK Monogatari" Artura Laisena

Praca w dużej korporacji ma swoje plusy i minusy. Jednym z tych pierwszych jest z całą pewnością możliwość nauczenia się wielu rzeczy w bardzo krótkim czasie. To samo można uznać za minus, jeśli dysponuje się niewielką odpornością na presję i konieczność bycia na pełnych obrotach przez długi czas, by nie narobić sobie zaległości. To sprawia, że taka robota nie jest dla każdego – utrzymają się tylko ci, którzy niewrażliwość i naturalną zdolność do przyswajania informacji łączą z zamiłowaniem do szybkiego życia w ciągłym stresie, lub… z brakiem innego wyboru. Jednak nawet tak szczególne jednostki przyznają, że praca w takim miejscu jest męcząca i wymaga często poświęcania sporej części życia prywatnego. Jeszcze bardziej specyficzną odmianą wielkich koncernów są te pochodzenia azjatyckiego, z japońskimi i koreańskimi na czele. W nich panują, oprócz wyżej wspomnianych warunków, szczególna obyczajowość, do której trzeba po prostu się dopasować, jeśli chce się żyć dobrze z przełożonymi. No cóż, tak czy inaczej, w korpo można znaleźć wiele rzeczy, ale nigdy nie spodziewałabym się tam magii. Artur Laisen udowodnił mi, że byłam w błędzie.


Piotr Jaskulski jest idealnym kandydatem na stanowisko dyrektora finansowego. Dokładny, skrupulatny, o analitycznym umyśle i świetnej pamięci, a ponadto: samotny. Jego życie kręci się wokół firmy KZDM-Nagita, przedsiębiorstwa, będącego polskim oddziałem japońskiej marki. Dostosował się idealnie do panujących tam warunków: dzięki wrodzonej uprzejmości i zdolności do nauki języków, stojących w opozycji do klasycznie polskiej jowialności i bezpośredniości, zdobył szybko sympatię i poważanie szefostwa, a co za tym idzie, także ich zaufanie. Cała ta wypracowana równowaga zaczyna się chwiać, kiedy do firmy przybywa Sho Kyubimori. Nowy wiceprezes wydaje się łamać swym zachowaniem wszelkie standardy japońskiej obyczajowości, jednak na tym nie kończy: jego plany budowy Europejskiego Centrum Nagity stawiają Piotra przed wyborem: bezpieczeństwo finansowe firmy czy niesamowicie kosztowna zachcianka członka zarządu? Wydaje się, że reszta japońskiej rady nadzorczej jest kompletnie bezwolna wobec jednego człowieka, a chociaż popierają stanowisko Polaka, nie robią nic, by się sprzeciwić temu szaleństwu. Na jawny protest prezes Ozawa odpowiada metaforyczną, ale jednak pełną zastanawiających potknięć opowieścią - tymczasem w Kielcach zjawiają się nowe, intrygujące osoby: tajemnicza Yuki Yamada oraz... dwóch przedstawicieli Yakuzy!

Czynnikiem budującym klimat w „CK Monogatari” są stylizowane na japońskie zwyczaje panujące w KZDM. Stylizowana – ponieważ wydarzenia rozgrywające się w siedzibie firmy oraz w ogóle wtedy gdy w otoczeniu przebywają przedstawiciele Kraju Kwitnącej Wiśni zostały w wielu miejscach „spolszczone”, wzięto jedynie część z tego, co buduje warstwę obyczajową w tego typu miejscach, pozostawiając pole dla większej swobody, typowej już dla Polaków. Prawie nie odczujemy tu tak typowego dla tej tradycji kultu firmy i jej „prezydenta”, ten brak, z czystej dbałości o to, by imersja w świat przedstawiony nie została zakłócona, był jednak przeze mnie bardzo mile widziany. Autor bardzo zgrabnie złączył tę odmienność z realiami polskimi, dając nam w efekcie książkę będącą jednocześnie łatwą w odbiorze i przystępną, ale posiadającą bardzo intrygujący, orientalny smaczek. Dodać do tego można szczegółowość opisów dotyczących zachowania, nastroju czy też wszelkich niuansów zachowania postaci, które zazwyczaj pomijane są jako zbędne, tu jednak sprawdzają się znakomicie – dzięki temu wszystkiemu bardzo łatwo jest się wczuć w klimat chwili.

Pięknym uzupełnieniem pozornie sztywnych pragmatycznych realiów azjatyckiego korpo jest wpleciony w nie element japońskiego mistycyzmu. Odstająca od innych postać Kuybimoriego stanowi element tajemnicy, która ujawniona zostaje w sposób stopniowy, począwszy od wspomnianej już historii Ozawy. Co planuje, czego chce od Piotra, dlaczego trzyma go blisko siebie, zamiast się go w łatwy sposób pozbyć, skoro stanowi dla niego jedyną przeszkodę? Trzeba powiedzieć, ze im dalej, tym dziwniej, w bardzo pozytywnym znaczeniu: intryga się pogłębia, a lisia magia wdraża kolejne, coraz bardziej zaawansowane iluzje, z których trudno się wyplątać. Fani azjatyckich filmów grozy ucieszą się też pewnie z obecności yurei, kobiecego ducha, któremu Kyubimori obiecał zemstę w zamian za pilnowanie jego biura – jej historia, choć opisana jedynie w krótkiej scenie, jest mocno nacechowana emocjonalnie i robi wrażenie, stając w opozycji z prostotą i porządkiem miejsca, w którym się pojawia.

Bohaterowie w „CK Monogatari” wydają się dzielić na „realnych” i „zmyślonych”, z wyraźną tendencją do nagłych zmian kategorii. Piotr jest archetypem korposzczura: z pozycją i zarobkami pozwalającymi mu na spełnianie każdej życiowej zachcianki, a mimo to pozostaje samotny, ze zbyt dużym mieszkaniem i samochodem, rodziną, od której odciął się po śmierci rodziców, zniechęcony kolejnymi prośbami o przysługi i pożyczki, oraz snami o dawnej miłości. W tym obrazku brakowało mi tylko kota, który witałby swojego człowieka każdego dnia na progu, czekając na nakarmienie; i ten brak autor mi wynagrodził, chociaż sporo później (za tego kota zresztą pana uwielbiam, panie Laisen). Kyubimori jest „nierealny” od początku do końca, chociaż bardzo chce realnym zostać; podobnie jest z Dawną i Niezapomnianą Katarzyną, pomimo wszystko. Na specyficznej pozycji jest Yuki: ją zaliczyłabym do skrajnie nierealnych, chociaż bardzo chciało by się, żeby przeszła do drugiego obozu, od początku stała się też moją ulubioną postacią, zostawiając zaszczytne drugie miejsce dla dwóch dość niefortunnych członków Yakuzy (oni są po prostu kawaii!). Podobny do wspomnianego wyżej podział można zastosować do miejsc akcji: same w sobie Kielce są realne, siedziba Nagity połowicznie, natomiast wszystko to, co łączy z przeszłością Piotra – kompletnie nie. Czy to nie dziwi, że właśnie miejsca i osoby, które powinny być swojskie i znane, oklepane wręcz, tu należą bardziej do świata iluzji? Dziwi, ale do czasu, gdy uświadomimy sobie, jaki jest cel lisa i jego intryg. A wszystko to tworzy monogatari – opowieść z morałem, że na życzenia trzeba uważać, bo mogą się spełnić, a polowanie i pościg są często lepsze niż cel, który czeka na ich końcu.

Jak to jednak mówią, ideałów nie ma, tak więc i „CK Monogatari” ideałem nie jest. W trakcie czytania można wychwycić pewną niekonsekwencję przy budowaniu dialogów, dotyczącą języka postaci. W przypadku wypowiedzi Japończyków autor pokusił się o dodanie charakterystycznej cechy ich języka do zdań przełożonych na polski: problemy z wymówieniem litery „l”. Dlatego właśnie w książce nie występują lisy, a „risy”, co powoduje początkowo zmieszanie głównego bohatera, wynikające z trudności zrozumienia części opowieści Ozawy. Ta maniera nie jest jednak stosowana stale, a szkoda – wybiórcze podmienianie literek wygląda odrobinę sztucznie, całość zyskałaby, gdyby rzecz pociągnąć z większą dokładnością, dodałoby to tylko wiarygodności postaciom. Drugą rzeczą, o wiele bardziej błahą, ale i zabawną, jest skłonność głównego bohatera do wzruszania ramionami – potrafi to robić niemal przy każdej wypowiadanej kwestii! – aż czytając, zdałam sobie sprawę, że liczę, ile razy podczas jednej rozmowy Piotr wzruszy ramionami, wyobrażając sobie, jak musiałoby to wyglądać. Pewna dość dosadnie zaznaczona obojętność jest jak najbardziej na miejscu, jednak tutaj doprowadzona została do ostatecznej groteski.

Muszę przyznać, że do tej książki nabrałam stosunku dość osobistego już po paru stronach, gdy zorientowałam się, że nie będzie to kolejna gangsterską opowieść w orientalnym klimacie. Praca w warunkach nieco zbliżonych do tych opisanych u Laisena jest mi dobrze znana, bawiłam się więc dobrze już przy wyszukiwaniu podobieństw i różnic. Mój wniosek z tego polowania jest następujący: „CK Monogatari” to korporacyjna bajka o królewiczu, złym lisie i dobrej, skośnookiej wróżce, nie należy więc jej traktować jak wyznacznik tego, jak się w podobnym miejscu pracuje. Powieść przedstawiła azjatyckie korpo od bardzo ładnej, pochlebnej strony, zupełnie pomijając te ciemnie, jest to jednak sprawa oczywista, jako że nie o to w całym przedsięwzięciu chodziło. Dlatego też ten lekki firmowy smaczek pozwolił mi na świetne wczucie się w świat przedstawiony, a ubarwienie całości magią, tak niespodziewane i pozornie sprzeczne z przedstawionymi realiami, kupiło mnie całkowicie. Jestem pewna, że do „CK Monogatari” jeszcze wrócę, polecam je też każdemu, kogo choć trochę interesuje kultura dalekiego wschodu w jej bardziej ezoterycznym wydaniu. Poza tym, ludzie, lisy i magia! Tego nie da się nie uwielbiać.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Genius Creations, a po własny egzemplarz zapraszam do księgarni Madbooks (:

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: CK Monogatari
Autor: Artur Laisen
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 348

2 komentarze:

  1. Ja w życiu bym nie wpadła na to, że tak karkołomne połączenie świata japońskich korporacji i polskiej prowincji (we wszelkich jej przejawach, również obyczajowych), no i japońskich wierzeń może być tak udane! Podoba mi się takie przekraczanie granic i łamanie schematów w literaturze, zwłaszcza, jeśli pozytywnie zaskakują czytelnika. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei w ogóle się takiego połączenia nie spodziewałam - jedyne, co wiedziałam o tej książce, zanim zaczęłam czytać, to że jest to "coś o Japonii". Naprawdę, mega pozytywne zaskoczenie.

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: