
Komiks „Exclamat!on” przedstawia czytelnikowi sylwetkę
bohatera, który… raczej chce nim być, niż właściwie jest. Poznajemy go pewnej
nocy, gdy, uznawszy, że jest już gotowy do akcji, wychodzi, przysiada sobie
gdzieś pod latarnią i… nic się nie dzieje. Cisza na mieście. Żadnych
agresywnych, podpitych dresów, żadnych dam w opresji, nawet złodziei i drobnych
pijaczków brak. I co teraz?! Można oczywiście popuścić wodze wyobraźni, myśląc,
co by było, gdyby…
Niewiele można wywnioskować z tak krótkiej historii. Główny
bohater jest postacią dość obiecującą, jako że jego podejście do własnej wyjątkowości
jest specyficzne. Tą jego „mocą” wydaje się być zresztą nie jakiś cudowny dar
nie wiadomo skąd, ale przygotowanie i motywacja: długi czas spędził na
treningach i pracy nad sobą, właśnie po to, by pewnego pięknego dnia móc pójść
w miasto i pomagać słabszym. Wydaje się być totalnym idealistą, z tym
oczekiwaniem na wezwanie i zawodem, że żadna piękna pani nie potrzebuje
ratunku, wyraźnie wychowany na medialnych wzorcach bohaterów, a jego marzenia
to jawna potrzeba bycia podziwianym. Jest po prostu uroczy.
Fabuła komiksu jest bardzo prosta i krótka, opiera się na
tylko jednej scence, a z informacji, jakie dotąd pojawiły się na stronie
wydawnictwa wynika, że „Exclamat!on” nie będzie w żaden sposób kontynuowane,
stanowiąc zamkniętą całość. Po przeczytaniu zeszytu zostaje jednak poczucie
sporego niedosytu, jako że jest tego wszystkiego po prostu stanowczo za mało,
wystarcza ledwie na wczucie się w sytuację i lekkie zaznajomienie z bohaterem,
by potem urwać się bez żadnej nadziei na ciąg dalszy. Zakończenie (ale to już
poza samą scenką) jest jednak o tyle zaskakujące i miłe, że może, może… autor
dałby się przekonać na coś więcej? Z tej krótkiej opowiastki można wywnioskować
bowiem jedno: pan Aleksander Wałaszewski, bo o nim mowa, potrafi stworzyć coś,
co polskiemu czytelnikowi przypadłoby do gustu. Podczas przeglądania rzuciły mi
się w oko dwie cechy, stanowiące o wartości „Exclamat!on”, a być może i o
twórczości Wałaszewskiego ogólnie: pierwsza to lekko ironiczne poczucie humoru,
subtelne i nieprzesadzone, ale zauważalne, bo odpowiednio dawkowane, a druga – zdrowy
dystans do własnej twórczości.
Na uwagę zasługuje też warstwa wizualna komiksu. Zeszyt w
całości (poza okładką oczywiście) utrzymany jest w czerni i bieli, co bardzo
odróżnia go od kolorowej rozpusty, do której przyzwyczaiło czytelnika
wydawnictwo Sol Invictus. Nie znaczy to jednak, że wrażenia z czytania są w
jakiś sposób mniej miłe, w żadnym wypadku. Kreska jest przyjemna, choć
oszczędna, bez zbędnych upiększeń, sceny skupiają się na samych postaciach i
wydarzeniach, całkowicie niemal pomijając otoczenie. Ten minimalizm nie dotyczy
jednak samego bohatera i postaci ludzkich w ogóle, w przypadku których świetnie
oddano uczucia, a dotyczy to zwłaszcza postaci głównej, w której przypadku przecież
jedynym elementem twarzy widzianym pod maską są oczy. Nie ucierpiały też na tym
wcale sceny akcji, oddane odpowiednio dosadnie i dynamicznie (moją ulubioną jest
ta, w której bohater wykonuje fatality, skacząc wyimaginowanemu przeciwnikowi
na głowę. Te oczy…).
Wniosek w podsumowaniu może być tylko jeden: „Exclamat!on”
jest pozycją świetną, choć zdecydowanie za krótką. Nie sposób nie poczuć
sympatii do głównego bohatera, do jego idealistycznej postawy i wyraźnie
solidnego przeświadczenia, że to właśnie on powinien pomagać innym, nie tracąc
przy tym młodzieńczych fantazji. Spędziłam miłą chwilę czytając ten komiks,
rozbawił mnie i rozbroił, pozostaje mi więc tylko ponowić prośbę o więcej
twórczości pana Wałaszewskiego.
Za komiks dziękuję serdecznie wydawnictwu Sol Invictus.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Exclamat!on
Autor: Aleksander Wałaszewski (scenariusz i rysunki), Patrycja Awdjenko (tusz)
Wydawnictwo: Sol Invictus Komiks
Rok wydania: 2015
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: