Moja przygoda z serią Artefakty miała rozpocząć się już
kilka miesięcy temu, gdy za sprawą niczym nie ograniczonego pragnienia nabyłam
pierwsze pozycje. Nie pamiętam już od którego właściwie się zaczęło, ważne, że
zanim pozwoliłam sobie wziąć któryś z nich do ręki, zdążyło ich przybyć tyle,
że przestały się mieścić na jednej półce. Pociągnęło to za sobą kolejną
trudność: którą wybrać na początek? Wypadałoby zacząć od pierwszego tomu,
jednak ruszając w podróż miałam ograniczone możliwości wygospodarowania miejsca
na dodatkową cegiełkę. W końcu padło na „Trawę”. To zielone tomisko z wyjątkowo
intrygującą ilustracją na okładce kusiło mnie od pierwszego wejrzenia, głównie
ze względu na moje upodobania kolorystyczne. Dodatkową zachętą była opinia
Łotra, który zrobił do niej ze dwa podejścia, po czym spasował, stwierdziwszy,
że mi spodoba się bardziej… Poprzeczka została więc postawiona dość wysoko.
Życie na ziemi rozwinęło się w łatwym do przewidzenia
kierunku. Przeludnienie spowodowało nie tylko kolonizację innych planet, ale i
wprowadzenie ścisłej kontroli urodzeń. Władzą nad planetą zwaną teraz Terra
przejęła Świętość – organizacja religijna. Wśród planet, na które odbył się
exodus ludzkości, była również Trawa – położona gdzieś na obrzeżach kosmosu,
pokryta niemal w całości przez roślinę, od której wzięła nazwę. Jednak człowiek
nie był pierwszą z istot, które tam zamieszkały; nie był nawet pierwszą istotą
rozumną. Tymczasem wśród ludzi krwawe żniwo zbiera zaraza – wirus, na który nie
udało się jak dotąd odkryć leku, a który wydaje się nie występować tylko na
Trawie… Hierarcha Świętości wysyła Roderigo Yrariera wraz z rodziną, by
odkryli, co jest przyczyną wyjątkowej odporności mieszkańców tego globu.
Pierwsze, co rzuca się w oczy już po paru stronach książki,
to bardzo ponura wizja Ziemi. Jest ona nie tylko przeludniona, ale i zarządzana
z wyjątkową dozą religijnego fanatyzmu. Nie wolno mieć więcej niż dwoje dzieci,
kolejne jest „nielegalne”, tak samo jak i rodzice takiej ilości potomstwa.
Nielegalność zaś jest niemal równoznaczna z przeznaczeniem na odstrzał, po
uprzednim ostracyzmie społecznym i skazaniu na nędzę. To okrutne, prawda? Tym
bardziej, że „nielegalne” są również środki antykoncepcyjne. Prawie każde życie
jest święte, każde z nadanych „legalnie” imion zostaje zapisane, a ich lista
odczytywana jest cały czas przez uświęconych kapłanów, wierzących w to, że
swoim dziełem zapewniają im nieśmiertelność. Wizja ta zrobiła na mnie spore
wrażenie, nie tylko przez swoją absurdalność, ale dlatego, że możliwe było
połączenie ścisłej kontroli populacji – z desperacką chęcią zachowania doktryny
o świętości życia poczętego.
Jednak sytuacja na Ziemi nie jest sprawą nadrzędną, tworzy
jedynie kontekst. Trawa jako planeta jest jedyna w swoim rodzaju,
głównie ze względu na roślinność występującą na niej. Różne rodzaje traw,
kolorystycznie bardzo odmienne od znanej nam pospolitej rośliny, tworzą w
opisach Sheri S. Tepper obrazy posiadające specyficzny urok, który momentami
potrafi wręcz wywołać tęsknotę. To uczucie potrafi jednak szybko zmienić się w
grozę, gdy zapoznamy się pobieżnie z jej rdzennymi mieszkańcami: ogarami i
Hippae. Te istoty, pozornie współżyjące z ludźmi, będą źródłem wielu mrocznych
tajemnic. W obu tych przypadkach nie pogardziłabym jednak dokładniejszymi
opisami, ale autorka dość ostrożnie dawkuje informacje na temat fauny i
flory Trawy.
„Trawa” daje czytelnikowi dwa rodzaje bohaterów (a nawet
trzy, ale skupmy się na ludzkich). Pierwszą grupę tworzą te opisane dobrze i
wiarygodne, drugą – wręcz przeciwnie. Jest to też podział bardzo wyraźnie
przeprowadzony – postacie kobiece zdecydowanie wychodzą autorce lepiej. Mamy
Marjorie Yrarier, żonę ambasadora, która jest osobą dość skrytą oraz Stellę,
nastolatkę o porywczym charakterze; pobieżnie poznajemy też Diamante bon Damfels,
jej matkę, Rowenę, czy tez kochankę Roderiga, Eugenie. Każda z tych kobiet ma
swój własny, unikalny charakter, będący mieszanką wielu często przeciwstawnych
cech, a ich zachowaniu trudno coś zarzucić, ich postacie prowadzone są
konsekwentnie i bez większych wpadek. Problem jest z mężczyznami. Rigo Yrarier,
jego syn, Anthony oraz cała plejada innych panów wydają się posiadać dokładnie
po jednej cesze: porywczość, nieśmiałość… Sprawia to, że bardzo trudno jest się
do nich przekonać, wypadają w większości bardzo stereotypowo i potrafią znudzić
przewidywalnością.
Mały kłopot z postaciami dałoby się jakoś przełknąć,
zwłaszcza, że są tu rzeczy stanowczo mniej strawne. Największy problem miałam z
wątkiem erotycznym, wplecionym w fabułę. Nie chcę zdradzać za dużo, nie mogę
jednak powstrzymać się od stwierdzenia, że był on nie do końca potrzebny – dla fabuły
zrobił niewiele, mam wręcz wrażenie, że ze wszystkich możliwych wyjaśnień
opisywanego zjawiska autorka nie wiedzieć czemu wybrała to najbardziej
trywialne – ale i dość niesmaczny. Nie wątpię, że są osoby, które zagustują w
tego typu insynuacjach, ja jednak do tej grupy się nie zaliczam.
Niewątpliwą zaletą stylu pani Tepper za to jest umiejętne
budowanie napięcia. Groza czająca się wśród traw, dawkowana stopniowo w końcu
staje się ledwie możliwa do zniesienia, do tego stopnia, że trzeba odłożyć
książkę i zaczerpnąć świeżego powietrza. Wydatnie pomaga w tym wspomniana już
skąpość informacji przekazywanych czytelnikowi na temat otaczającej bohaterów
rzeczywistości. Bardzo dobrze można się wczuć w rolę obcego przybysza wśród
niechętnej do nawiązywania nowych kontaktów tubylczej ludności. A inne istoty
są nawet bardziej niż niechętne… Jednak
najmocniejszym motywem w tej opowieści jest moralny konflikt między rasami
rozumnymi. Dotąd nie znające znaczeń tych słów, przejmują od ludzi pojęcia
sumienia i grzechu, skazując samą siebie na wymarcie, gdy stwierdzą, że
odkupienie nie jest możliwe. To naprawdę trudny do zgryzienia wątek, wart
dokładniejszej dyskusji.
Ostatecznie mogę stwierdzić, że „Trawę” czytało mi się
świetnie, pomimo paru zgrzytów jest książką bardzo dobrą i wartą poświęconego
jej czasu. Przejrzysty styl pisania autorki, intrygi dworskie na równi z
elementami s-f i wszechobecną grozą, podlane obficie trudnymi zagadnieniami
egzystencjalnymi dają mieszankę, która może nie każdemu przypadnie do gustu,
ale z całą pewnością zrobi wrażenie. Wydaje się być zamkniętą całością, ale,
jak się okazuje, została rozwinięta do trylogii; mam nadzieję, że pozostałe
części również się ukażą w polskim tłumaczeniu, będę też na tę chwilę
niecierpliwie czekać.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Grass
Autor: Sheri S. Tepper
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania polskiego: 2015
Liczba stron: 432
Ciągnie mnie do tej książki, chciałabym ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPożyczyć? (;
UsuńHa, ja też zaczęłam od "Trawy" swoje Artefakty, ale moje mieszczą się na połowie półki... ;)
OdpowiedzUsuń"Trawa" porusza ten temat, który lubię w s-f, czyli zderzenie ras. Z tego zawsze wynika coś ciekawego.
Wątek, do którego masz zastrzeżenia, jakoś mnie nie ruszył, ale to, co piszesz o postaciach - zgadzam się jak najbardziej.
To chyba zależy, jaka długa jest półka ;D Ja mam półki-schodki, które za dużo nie mieszczą, niestety.
UsuńWiesz, co do tego wątku, może po prostu oczekiwałam, że jak się już rzuciło taki motyw, to się go jakoś konsekwentnie dociągnie do końca, a jakoś skończyło się na insynuacjach.
Może pociągnięty będzie później, a teraz miał tylko rozbudzić ciekawość?
UsuńHmm... nie pomyślałam o tym. No, to tym bardziej czekam na ciąg dalszy.
UsuńMogłabym się za Trawę zabrać, ale nie jest to jedna najcieakwszych pozycji wśród Artefaktów, przynajmniej według mojego rozeznania. Będę miała ją na uwadze, ale najpierw zabiorę się za inne książki z tego cyklu. Na półce już czeka Przedrzeźniacz ;)
OdpowiedzUsuńTak, za "Przedrzeźniacza" też się niedługo zabiorę, zwłaszcza że dostała już kilka dobrych opinii (:
Usuń*kaszlkaszlGibsonkaszl*
UsuńTak, to też ;D
UsuńNajważniejsze, że dobrze czytało Ci się tę książkę.
OdpowiedzUsuńAno, to zawsze jest ważne.
Usuń"Trawa", podobnie z resztą jak większość książek z Artefaktów, kusi mnie już samym opisem fabuły. Co prawda trochę odstraszają mnie wspomniane zgrzyty, ale zapewne tak czy inaczej sięgnę po tę książkę, żeby wyrobić sobie własne zdanie. :) Za to bardzo podoba mi się Twoja recenzja - jest płynna i wnikliwa, świetnie się ją czyta.
OdpowiedzUsuńNie każdemu będzie przeszkadzać to, co mi, warto zawsze sprawdzić samemu, zwłaszcza w przypadku Artefaktów.
UsuńDziękuję!