
Po śmierci Jana, zwanego przez potomków Piotra, Marty i Toma
„Starym Człowiekiem”, plemię ludzkie rozwijało się na Księżycu szybko i bujnie.
Pozostawione przez wyprawę badawczą zapiski oraz dzienniki ostatniego z
członków załogi stały się dla nich świętymi księgami, a informacje o życiu i
pochodzeniu ludzi – podstawą religii. Wierzą oni, że Stary Człowiek nie umarł,
a jedynie powrócił na Ziemię, skąd do nich przybędzie ponownie, już jako młody
mężczyzna, by wspomóc ich w walce z wrogami i zaprowadzić porządek. Taką
sytuację zastaje Marek, młody astronauta, który leci na Księżyc raczej z
kaprysu niż z potrzeby. Postanawia sprostać zadaniu i uwolnić skarlały narodek
od gnębiących ich Szernów – stworzeń zamieszkujących satelitę od tysięcy lat i
próbujących zniewolić ludzkie plemię.
„Zwycięzca” już na pierwszy rzut oka różni się od
poprzedniego tomu. Przede wszystkim, pisany jest z zastosowaniem narracji
trzecioosobowej, zamiast, jak było wcześniej, pamiętnikowej. Nie do końca
jednak zmienia to sposób, w jaki autor mówi o świecie przedstawionym i
bohaterach: owszem, tu opisy są znacznie bardziej rozbudowane, szczegółowe,
uwaga pisarza zatrzymuje się często na takich aspektach, jak wygląd zewnętrzny
opisywanych postaci, sposób wypowiadania się, mimika i gestykulacja, dzięki
czemu lepiej poznajemy świat, w jakim przyszło się obracać młodemu Markowi, jak
i samego głównego bohatera. Jest to spory postęp w stosunku do poprzedniego
tomu. Nadal jednak Żuławski pozostaje bardzo enigmatyczny, wyraźnie bardziej chcąc
się skupić na wrażeniach i odczuciach, unikając wymieniania konkretnych cech, a
więc, przykładowo, włosy dziewczyny nie są po prostu blond – Marek zauważa jej
jasną głowę i zachwyca się promieniami słońca schwytanymi w kosmykach.
W tej części po raz pierwszy pojawia się w książce obca
nacja – Szernowie. Autor nakreślił już pobieżnie florę i faunę Księżyca, jednak
stworzenie tubylczej rasy rozumnej było dość ryzykownym posunięciem, które
całkowicie się udało. Mamy więc wyparty, ale nadal groźny gatunek istot, które
podporządkowują sobie ludzi za pomocą specyficznej zdolności do rażenia prądem.
Z natury leniwi, wydają się przyzwyczajeni do wysługiwania się słabszymi
rasami, a z rzucanych tu i ówdzie sugestii raczej niż informacji na temat ich
pochodzenia i dziejów można wysnuć kilka dość intrygujących wniosków.
Ciekawą odmianą jest wprowadzenie konkretnej postaci
kobiecej. Ihezal, córka arcykapłana w mieście przy Ciepłych Wodach, zajmuje w
społeczeństwie pozycję dość specyficzną. Jeśli dobrze zrozumiałam (bo nie
zostało to powiedziane wprost), miała ona zostać czymś w rodzaju kapłanki i
kochanki Zwycięzcy, który z kolei w sytuacji zupełnie się nie odnalazł („Nie
bawię się lalkami”). Ihezal jest osóbką bardzo emocjonalną, wrażliwą, ale i
zmienną. Mam co do niej mocno mieszane uczucia, bo chociaż o ile wśród swoich,
jak na aktualnie obowiązujące standardy, jest bardzo swobodna i niezależna,
obdarzona została niestety chwiejną psychiką, sporą dozą naiwności i
łatwowierności. Wszystko to sprawia, że naczelną cechą jej charakterystyczną
jest swoista bezwolność w obliczu własnych, szybko zmieniających się nastrojów
i spora podatność na manipulacje. Stanowczo pozostaje jednak bohaterką świetnie napisaną, ale czy da się ją polubić?
„Zwycięzca”, pomimo sporych zmian w sposobie prowadzenia
narracji pozostaje książką o mocno filozoficznym zabarwieniu. Żuławski bardzo
zmyślnie przemycił w opowiadanej historii własne przemyślenia i obserwacje
dotyczące psychologii tłumu. Ludek księżycowy jest mały i prosty, łatwo jednak
zauważyć, że pewne zjawiska i wartości są na tyle uniwersalne, że nie sposób
nie dostrzec analogii do wielu sytuacji i zdarzeń nie tylko z historii, ale i
zwykłej codzienności. Marek miał nieszczęście trafić na Księżyc w chwili, kiedy
wiara w mającego przybyć Zwycięzcę była jeszcze bardzo silna, ale już pojawiły
się głosy wątpiące, znalazł się więc w centrum ścierających się ze sobą
stronnictw, z których każde ma na czele charyzmatycznego przywódcę. A to, jak
potoczą się jego losy, w znacznej mierze zależy od tego, jak ułoży sobie
relacje z narodem Księżyczan. Jest to też najbardziej poruszająca część
książki, bo przedstawiająca zmienne sympatie ludzi, władzę jednostki
potrafiącej manipulować większą rzeszą osób, przemawiając do niskich
uczuć, takich jak egoizm i chciwość, a
także ukazująca moralny dylemat osoby mającej decydować o życiu lub śmierci
całej nacji.
Ostatecznie, kontynuacja „Na srebrnym globie” okazała się
być książką lepszą nawet od poprzedniczki, zawierającą równie duży ładunek
emocjonalny, ale o wiele więcej akcji i bohaterów, urozmaiconą zmianami punktu
widzenia. To, ze narrator nie śledzi cały czas jedynie postaci Marka, mniej
skupiając się na nim, a bardziej na ogólnej sytuacji i nastrojach, z
wyszczególnieniem paru wybranych przedstawicieli poszczególnych frakcji, działa
na korzyść powieści, dodając jej barw.
Zakończenie pozostaje otwarte, będąc nawet swoistym początkiem kolejnej
historii, przejście do ostatniego tomu Trylogii Księżycowej jest więc płynne
tak, że nie sposób nie sięgnąć po niego od razu. Całość nadal polecam jako
wyjątkową i bardzo wartościową pozycję na liście „trzeba
znać”.
Dane ogólne:
Tytuł: Na srebrnym globie
Autor: Jerzy Żuławski
Seria: Archiwum polskiej fantastyki
Wydawnictwo: Solaris
Rok wydania: 2013 (wydanie pierwsze: 1910)
Liczba stron: 358
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: