wtorek, 21 czerwca 2016

"Trawa" Sheri S. Tepper

Moja przygoda z serią Artefakty miała rozpocząć się już kilka miesięcy temu, gdy za sprawą niczym nie ograniczonego pragnienia nabyłam pierwsze pozycje. Nie pamiętam już od którego właściwie się zaczęło, ważne, że zanim pozwoliłam sobie wziąć któryś z nich do ręki, zdążyło ich przybyć tyle, że przestały się mieścić na jednej półce. Pociągnęło to za sobą kolejną trudność: którą wybrać na początek? Wypadałoby zacząć od pierwszego tomu, jednak ruszając w podróż miałam ograniczone możliwości wygospodarowania miejsca na dodatkową cegiełkę. W końcu padło na „Trawę”. To zielone tomisko z wyjątkowo intrygującą ilustracją na okładce kusiło mnie od pierwszego wejrzenia, głównie ze względu na moje upodobania kolorystyczne. Dodatkową zachętą była opinia Łotra, który zrobił do niej ze dwa podejścia, po czym spasował, stwierdziwszy, że mi spodoba się bardziej… Poprzeczka została więc postawiona dość wysoko.

Życie na ziemi rozwinęło się w łatwym do przewidzenia kierunku. Przeludnienie spowodowało nie tylko kolonizację innych planet, ale i wprowadzenie ścisłej kontroli urodzeń. Władzą nad planetą zwaną teraz Terra przejęła Świętość – organizacja religijna. Wśród planet, na które odbył się exodus ludzkości, była również Trawa – położona gdzieś na obrzeżach kosmosu, pokryta niemal w całości przez roślinę, od której wzięła nazwę. Jednak człowiek nie był pierwszą z istot, które tam zamieszkały; nie był nawet pierwszą istotą rozumną. Tymczasem wśród ludzi krwawe żniwo zbiera zaraza – wirus, na który nie udało się jak dotąd odkryć leku, a który wydaje się nie występować tylko na Trawie… Hierarcha Świętości wysyła Roderigo Yrariera wraz z rodziną, by odkryli, co jest przyczyną wyjątkowej odporności mieszkańców tego globu.

Pierwsze, co rzuca się w oczy już po paru stronach książki, to bardzo ponura wizja Ziemi. Jest ona nie tylko przeludniona, ale i zarządzana z wyjątkową dozą religijnego fanatyzmu. Nie wolno mieć więcej niż dwoje dzieci, kolejne jest „nielegalne”, tak samo jak i rodzice takiej ilości potomstwa. Nielegalność zaś jest niemal równoznaczna z przeznaczeniem na odstrzał, po uprzednim ostracyzmie społecznym i skazaniu na nędzę. To okrutne, prawda? Tym bardziej, że „nielegalne” są również środki antykoncepcyjne. Prawie każde życie jest święte, każde z nadanych „legalnie” imion zostaje zapisane, a ich lista odczytywana jest cały czas przez uświęconych kapłanów, wierzących w to, że swoim dziełem zapewniają im nieśmiertelność. Wizja ta zrobiła na mnie spore wrażenie, nie tylko przez swoją absurdalność, ale dlatego, że możliwe było połączenie ścisłej kontroli populacji – z desperacką chęcią zachowania doktryny o świętości życia poczętego.

Jednak sytuacja na Ziemi nie jest sprawą nadrzędną, tworzy jedynie kontekst. Trawa jako planeta jest jedyna w swoim rodzaju, głównie ze względu na roślinność występującą na niej. Różne rodzaje traw, kolorystycznie bardzo odmienne od znanej nam pospolitej rośliny, tworzą w opisach Sheri S. Tepper obrazy posiadające specyficzny urok, który momentami potrafi wręcz wywołać tęsknotę. To uczucie potrafi jednak szybko zmienić się w grozę, gdy zapoznamy się pobieżnie z jej rdzennymi mieszkańcami: ogarami i Hippae. Te istoty, pozornie współżyjące z ludźmi, będą źródłem wielu mrocznych tajemnic. W obu tych przypadkach nie pogardziłabym jednak dokładniejszymi opisami, ale autorka dość ostrożnie dawkuje informacje na temat fauny i flory Trawy.

„Trawa” daje czytelnikowi dwa rodzaje bohaterów (a nawet trzy, ale skupmy się na ludzkich). Pierwszą grupę tworzą te opisane dobrze i wiarygodne, drugą – wręcz przeciwnie. Jest to też podział bardzo wyraźnie przeprowadzony – postacie kobiece zdecydowanie wychodzą autorce lepiej. Mamy Marjorie Yrarier, żonę ambasadora, która jest osobą dość skrytą oraz Stellę, nastolatkę o porywczym charakterze; pobieżnie poznajemy też Diamante bon Damfels, jej matkę, Rowenę, czy tez kochankę Roderiga, Eugenie. Każda z tych kobiet ma swój własny, unikalny charakter, będący mieszanką wielu często przeciwstawnych cech, a ich zachowaniu trudno coś zarzucić, ich postacie prowadzone są konsekwentnie i bez większych wpadek. Problem jest z mężczyznami. Rigo Yrarier, jego syn, Anthony oraz cała plejada innych panów wydają się posiadać dokładnie po jednej cesze: porywczość, nieśmiałość… Sprawia to, że bardzo trudno jest się do nich przekonać, wypadają w większości bardzo stereotypowo i potrafią znudzić przewidywalnością.

Mały kłopot z postaciami dałoby się jakoś przełknąć, zwłaszcza, że są tu rzeczy stanowczo mniej strawne. Największy problem miałam z wątkiem erotycznym, wplecionym w fabułę. Nie chcę zdradzać za dużo, nie mogę jednak powstrzymać się od stwierdzenia, że był on nie do końca potrzebny – dla fabuły zrobił niewiele, mam wręcz wrażenie, że ze wszystkich możliwych wyjaśnień opisywanego zjawiska autorka nie wiedzieć czemu wybrała to najbardziej trywialne – ale i dość niesmaczny. Nie wątpię, że są osoby, które zagustują w tego typu insynuacjach, ja jednak do tej grupy się nie zaliczam.

Niewątpliwą zaletą stylu pani Tepper za to jest umiejętne budowanie napięcia. Groza czająca się wśród traw, dawkowana stopniowo w końcu staje się ledwie możliwa do zniesienia, do tego stopnia, że trzeba odłożyć książkę i zaczerpnąć świeżego powietrza. Wydatnie pomaga w tym wspomniana już skąpość informacji przekazywanych czytelnikowi na temat otaczającej bohaterów rzeczywistości. Bardzo dobrze można się wczuć w rolę obcego przybysza wśród niechętnej do nawiązywania nowych kontaktów tubylczej ludności. A inne istoty są nawet bardziej niż niechętne…  Jednak najmocniejszym motywem w tej opowieści jest moralny konflikt między rasami rozumnymi. Dotąd nie znające znaczeń tych słów, przejmują od ludzi pojęcia sumienia i grzechu, skazując samą siebie na wymarcie, gdy stwierdzą, że odkupienie nie jest możliwe. To naprawdę trudny do zgryzienia wątek, wart dokładniejszej dyskusji.

Ostatecznie mogę stwierdzić, że „Trawę” czytało mi się świetnie, pomimo paru zgrzytów jest książką bardzo dobrą i wartą poświęconego jej czasu. Przejrzysty styl pisania autorki, intrygi dworskie na równi z elementami s-f i wszechobecną grozą, podlane obficie trudnymi zagadnieniami egzystencjalnymi dają mieszankę, która może nie każdemu przypadnie do gustu, ale z całą pewnością zrobi wrażenie. Wydaje się być zamkniętą całością, ale, jak się okazuje, została rozwinięta do trylogii; mam nadzieję, że pozostałe części również się ukażą w polskim tłumaczeniu, będę też na tę chwilę niecierpliwie czekać.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Grass
Autor: Sheri S. Tepper
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania polskiego: 2015
Liczba stron: 432

14 komentarzy:

  1. Ciągnie mnie do tej książki, chciałabym ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, ja też zaczęłam od "Trawy" swoje Artefakty, ale moje mieszczą się na połowie półki... ;)
    "Trawa" porusza ten temat, który lubię w s-f, czyli zderzenie ras. Z tego zawsze wynika coś ciekawego.
    Wątek, do którego masz zastrzeżenia, jakoś mnie nie ruszył, ale to, co piszesz o postaciach - zgadzam się jak najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba zależy, jaka długa jest półka ;D Ja mam półki-schodki, które za dużo nie mieszczą, niestety.
      Wiesz, co do tego wątku, może po prostu oczekiwałam, że jak się już rzuciło taki motyw, to się go jakoś konsekwentnie dociągnie do końca, a jakoś skończyło się na insynuacjach.

      Usuń
    2. Może pociągnięty będzie później, a teraz miał tylko rozbudzić ciekawość?

      Usuń
    3. Hmm... nie pomyślałam o tym. No, to tym bardziej czekam na ciąg dalszy.

      Usuń
  3. Mogłabym się za Trawę zabrać, ale nie jest to jedna najcieakwszych pozycji wśród Artefaktów, przynajmniej według mojego rozeznania. Będę miała ją na uwadze, ale najpierw zabiorę się za inne książki z tego cyklu. Na półce już czeka Przedrzeźniacz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, za "Przedrzeźniacza" też się niedługo zabiorę, zwłaszcza że dostała już kilka dobrych opinii (:

      Usuń
    2. Tak, to też ;D

      Usuń
  4. Najważniejsze, że dobrze czytało Ci się tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Trawa", podobnie z resztą jak większość książek z Artefaktów, kusi mnie już samym opisem fabuły. Co prawda trochę odstraszają mnie wspomniane zgrzyty, ale zapewne tak czy inaczej sięgnę po tę książkę, żeby wyrobić sobie własne zdanie. :) Za to bardzo podoba mi się Twoja recenzja - jest płynna i wnikliwa, świetnie się ją czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdemu będzie przeszkadzać to, co mi, warto zawsze sprawdzić samemu, zwłaszcza w przypadku Artefaktów.
      Dziękuję!

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: