środa, 6 kwietnia 2016

Przedpremierowo: "Dinomanta". Recenzja komiksu

Wydawnictwo Sol Invictus w ciągu ostatniego roku zdążyło uraczyć nas wieloma świetnymi pozycjami z kultowym już „Lisem” na czele, do tej pory tematycznie oscylowało jednak wokół jednego motywu: superbohatera nie tylko na miarę naszych czasów, ale i przystającego do polskiej rzeczywistości. Młody człowiek u progu kariery, wiedzący już, że nic z tego nie będzie, gnębiony przez własne porażki, który otrzymuje od losu coś specjalnego… Brzmi bardzo klasycznie, prawda? Okazuje się jednak, że bardzo różni się od idealnych do bólu bohaterów z zachodu. Właśnie ta cecha, ta inność, niemalże dojrzalsze i przez to tylko jeszcze bardziej interesujące ujęcie tematu tak odróżnia pozycje Sol Invictus od wielu innych dostępnych na rynku. Do tej chlubnej kolekcji dołączy niedługo, bo już za kilka dni, pozycja kolejna, do której podeszłam z naprawdę sporym entuzjazmem, jako że wydawała się klimatycznie idealnie trafiać w moje gusta. Ale klimat to przecież nie wszystko… Dane mi było zapoznać się z „Dinomantą” (bo o tym komiksie mowa) jeszcze przed premierą, a wszystkie moje nadzieje i oczekiwania zostały spełnione z nawiązką.


Ludzkość przetrwała zagładę, ukrywając się w specjalnie przygotowanych do tego schronach. Co się właściwie stało? O tym mówią już tylko legendy oraz zapiski w starych księgach, a spora część wiedzy na temat tego, co było, została utracona. Kilka kolejnych pokoleń zdążyło się narodzić, zanim człowiek zdecydował się wyjść, zanim uznał, że być może jest już bezpiecznie. W pewnym sensie było. Brakło wojen, zniknęły miasta, cywilizacja, technologia… Nikt jednak nie spodziewał się, że odrodzą się gatunki dawno wymarłe – między innymi dinozaury. W wielkiej puszczy, jaką stała się nasza planeta, życie jest dość prymitywne, niemniej jednak nadal żywa jest w ludziach nadzieja na odtworzenie dawnej świetności. Poprowadzić ma ich do tego wybraniec – ktoś obdarzony wyjątkowymi umiejętnościami, charyzmatyczny wódz i biegły w swej sztuce wojownik. Który z młodych mężczyzn nie chciałby nim być? Tymczasem puszczę przemierza Perun. Uważa się za prostego handlarza, pragnącego jedynie przetrwać szczęśliwie kolejny dzień, ale zdecydowanie jest w nim coś szczególnego…

Dinozaury? Jakim cudem? Nie wiem, nie przychodzi mi do głowy żadne wytłumaczenie tego zjawiska, ale wizja sama w sobie jest bardzo urokliwa. Konflikt człowieka z naturą w tak skrajnym wydaniu nadaje fabule posmak ciągłego zagrożenia. Jak sobie z tą sytuacją radzą ludzie? Różnie. Pozostają jednak podzieleni klasycznie na tych „zwykłych” i „cwaniaków”. „Dinomanty” z tej przyczyny nie uznałabym za typowy survival (chociaż nadal stanowi to motyw przewodni), jako że porusza tematy bardziej skomplikowane i głębsze, jak społeczne interakcje w rzuconej na pożarcie, mocno przetrzebionej grupie ludzi.

Wyjątkowo ciekawie prezentuje się postać głównego bohatera. Już samo jego imię wskazuje, że będziemy mieli do czynienia z kimś wyjątkowym – czyżby to ten chosen one, który ma świat zbawić i naprostować? Czytając jednak opis dostępny w zapowiedziach na fanpage’u wydawnictwa spodziewałam się, że pozycja ta będzie po prostu przygodami pewnego (nie)zwykłego człowieka w świecie po zagładzie - i tu się myliłam. Perun, poza oczywistym zestawem umiejętności pozwalających na przetrwanie w każdych warunkach posiada też pewną specyficzną umiejętność… Mamy więc superbohatera, chociaż wrzuconego w zupełnie inną konwencję. Jest to wyjątkowo udane połączenie.

Wizualnie „Dinomanta” prezentuje się po prostu pięknie. Od pierwszej strony zwraca uwagę cieszącą oko kolorystyką. Kadry utrzymane są głownie w zieleni, która odcieniem przechodzi od zgaszonych tonów, charakterystycznych dla scenek postapo do kontrastów z czerwienią w przypadku bardziej dynamicznych wydarzeń, pozwalając jeszcze lepiej wczuć się w nastrój. Bardzo przypadła mi do gustu wyrazista, ostra kreska oraz wyjątkowo szczegółowe rysunki postaci – mimika twarzy i język ciała zostały narysowane po prostu bajecznie, wzbogacone o cieniowanie dają obraz najwyższej jakości. Do tego stopnia, że podczas czytania nie miałam żadnego problemu z wyobrażeniem dobie Peruna w animacji bądź jako rzeczywistej postaci, z odwzorowaniem jego sposobu poruszania się i gestykulacji. Jest on też, trzeba przyznać, jednym z najprzystojniejszych komiksowych bohaterów, jakich było mi dane oglądać. Panie Gutkowski, panie Oleksów, pani Stolpe – dobra robota.

Ostatecznie „Dinomanta” przez wciągającą fabułę i doskonałe wykonanie wskoczył od razu na pozycję mojego komiksowego faworyta. Warto było go przeczytać już dla samej strony wizualnej, nie znaczy to jednak, że przedstawiona historia jest w jakiś sposób mniej zasługująca na uwagę. Brakuje mi trochę szczegółów na temat wydarzeń, które doprowadziły do obecnej sytuacji ludzkości, ogólnikowe wyjaśnienia prowokują więcej pytań niż dają odpowiedzi, chociaż rozumiem, że miały tylko stworzyć kontekst dla właściwej akcji. Całość po prostu intryguje, a sądząc z zapowiedzi, jaką daje nam pierwszy zeszyt serii, zostało jeszcze dużo do opowiedzenia. Premiera „Dinomanty” będzie miała miejsce na tegorocznym Pyrkonie, zapraszam więc do zapoznania się na miejscu wszystkim, którzy się wybierają (i – oczywiście – opowiedzcie jak było!), a ja sama proszę wszelkie czytające to bóstwa o dar cierpliwości, bo spokojnie doczekać części drugiej będzie trudno.

Za udostępnienie komiksu dziękuję wydawnictwu Sol Invictus.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Dinomanta: Prolog
Autor: Michał Rudzki (scenariusz), Filip Gutowski (ilustracje), Iga Stolpe, Jakub Oleksów (kolor)
Wydawnictwo: Sol Invictus
Rok wydania: 2016


1 komentarz:

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: