"Stop Prawa" (recenzowany
przez Vyar dawno, dawno temu, u samych początków istnienia naszego
bloga), jak sam przyznał jego autor, był tylko eksperymentem,
ćwiczeniem pisarskim, próbą wyobrażenia sobie, jak "Z Mgły Zrodzony" prezentowałby się stylizowany na western.
Jednorazowy wybryk wyobraźni okazał się jednak pomysłem świetnym,
bardzo płodnym i charakterystycznym, świetnie uzupełniającym
wizję świata z oryginalnej trylogii – i takim oto sposobem, choć
dopiero parę lat po premierze oryginału, do księgarni trafia jego
kontynuacja. Oto przed Wami – po raz kolejny! - Brandon Sanderson i
jego "Cienie Tożsamości". Zapraszam do lektury.
"Cienie..." podejmują akcję
rok po punkcie, w którym pozostawił ją "Stop..." –
egzekucji Milesa "Stożywotów" Dagoutera. Największe
miasto Scadrial czasów po Ostatecznym Wstąpieniu targane jest
niepokojami. Mechanizacja przemysłu i rozwój motoryzacji powoduje,
że prości ludzie tracą pracę, stają się wyczuwalne napięcia
pomiędzy mieszkańcami terrisańskiej Wioski i resztą miasta, zaś
wzrastające wskaźniki przestępczości spędzają sen z powiek
straży miejskiej. Waxillium Ladrian, łowca nagród i główny
bohater poprzedniej części, kontynuuje swoją prywatną wojnę o
ład i porządek - tym razem jednak, zamiast polować na przestępców
na własną rękę, zostaje przez władze Elendel mianowany kimś w
rodzaju prywatnego detektywa. To znaczy - konstablem, który nie
podlega normalnym strukturom władzy, a dzięki swoim specjalnym
talentom asystuje w co trudniejszych śledztwach. W wolnych chwilach
Wax czyni wszelkie przygotowania do swojego ślubu ze Steris, z
której obecnością w swoim życiu powoli się oswaja. Względny,
chwiejny spokój zostaje jednak zburzony przez serię tajemniczych
morderstw, których szczegóły niepokoją nawet samego Harmonię...
W "Cieniach" największe
wrażenie wywarło na mnie to, co w wielu pozostałych powieściach
Brandona Sandersona: to, jak wspaniale twórca jest w stanie bawić
się światem, który sam stworzył! Sposób, w jaki z pozoru
niezwiązane ze sobą wątki łączą się w całość, a także w
jaki kolejne wydarzenia każą czytelnikowi raz po raz patrzeć na te
pamiętane z poprzednich utworów – pod zupełnie nowym kątem - to
najprawdziwsza perfekcja. Jako fan Trylogii Ostatniego Imperium,
który uważał się za osobę dobrze znającą świat
niejednokrotnie chwytałem się za głowę, widząc, jak wieloma
jeszcze rzeczami dałem się tutaj zaskoczyć. Fabuła i sposób jej
prowadzenia to zdecydowanie mocna strona tej książki.
Fani "Stopu..." ucieszą się
na wieść, że obsada pozostała właściwie niezmieniona. To wciąż
perypetie tych samych bohaterów. Myliłby się jednak ten, kto
sądzi, że i tutaj nie będzie zaskoczeń. Będą – i to
olbrzymie. Mamy bowiem okazję dowiedzieć się, dlaczego Wayne,
partner Waxa i jego bliski przyjaciel, boi się wziąć do ręki
broń, a także jak Steris, osoba starająca się możliwie stronić
od niepotrzebnych kontaktów z innymi ludźmi, radzi sobie z tymi, które są absolutnie koniecznie. Właśnie, Steris –
chociaż często nie bierze ona bezpośredniego udziału w akcji i
pozostaje nieobecna przez większość powieści, w "Cieniach"
poświęcono jej dość sporo miejsca. Wystarczająco, by okazała
się nie tylko jedną z ciekawszych postaci cyklu, ale nawet jedną z
ciekawszych kobiet w fantastyce w ogóle! Nawet Marasi,
osoba, która w "Stopie Prawa" zarówno mnie, jak i Vyar
bardzo, ale to bardzo irytowała, tutaj wydaje się w miarę...
znośna. Każdy z ważniejszych bohaterów dostał tu solidną porcję tła, co
każdego bez wyjątku czyni żywszym, ciekawszym i lepiej
zakorzenionym w świecie, w którym przyszło mu żyć. To wrażenie
wewnętrznej spójności, o którym wspominałem już wielokrotnie
przy okazji recenzji kolejnych pozycji z tej serii, pozostaje jej
wyjątkowym atutem.
A propos bohaterów i wątków, jest tylko jedna rzecz, której chciałbym się tu przyczepić: na tle tak wspaniale rozwiniętych tematów z części poprzedniej trochę razi fakt, że oprócz wielkich i ważnych - tak z perspektywy bohaterów, jak i całego świata - wydarzeń rozgrywających się w powieści dostajemy bardzo mało Pana Garnitura. Miał szansę wyewoluować w intrygujący czarny charakter, ale usunięto go w cień, gdy zaczęły dziać się rzeczy ważniejsze niż on i jego grupka spiskowców. Trochę padł ofiarą typowego dla Sandersona powiększania skali w kolejnych częściach cyklu. Mam nadzieję, że zapomniany wróci w wielkim stylu i jeszcze pokaże, na jakie okropieństwa stać do bólu pragmatyczną szarą eminencję!
Narracja prowadzona jest płynnie, a
momenty pełne napięcia przeplatają się w dobrych proporcjach z
elementami humorystycznymi, które skutecznie je rozładowują.
Sprawia to, że "Cienie Tożsamości", mimo tego, że
Sanderson bardzo lubi krzywdzić swoich bohaterów, czyta się lekko,
przyjemnie – i, niestety, krótko. Nie jest to obszerna powieść. Bardzo szybko przychodzi czytelnikowi stanąć nad
otchłanią ostatniej strony, z tęskną nadzieją upatrując rychłej
premiery ciągu dalszego. Ta jednak ma mieć miejsce już pod koniec
kwietnia, więc może tym razem nie będzie tak źle... Pozostaje
więc jedynie czekać, czekać na "Żałobne Opaski".
Pora
na krótkie podsumowanie moich zachwytów: osoby, którym "Stop
Prawa" się spodobał, wiele stracą, jeśli nie sięgną po
ciąg dalszy. Ci, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z
serią, tracą jeszcze więcej. Zaś te osoby, którym nie przypadła
do gustu ta seria, tutaj także nie odnajdą niczego, co przekonałoby
je do zmiany zdania. To po prostu kolejny element olbrzymiej
konstrukcji, jaką jest historia świata Scadrial i całego
multiwersum Cosmere. Konstrukcji, która już teraz imponuje
rozmachem – a będzie jej jeszcze więcej!
Dane ogólne:
Tytuł oryginału:
Shadows of Self
Autor: Brandon Sanderson
Wydawnictwo: Mag
Rok wydania:
2016
Liczba stron: 352
przyznaje ze nei czytalam i mzoe bym sie skusila :)
OdpowiedzUsuń