Muszę przyznać, że mam w sobie pewien pociąg do ezoteryki i
parapsychologii… bierze się to chyba z dziecięcego jeszcze upodobania do magii,
której namiastką obecnie są takie alternatywne wierzenia i teorie, chętnie też,
choć zazwyczaj tylko z ciekawości, czytam książki o tej tematyce. Czasem
trafiają się prawdziwe perełki, które pomagają nakierować umysł na właściwy tok
myślenia, pozwalający czerpać przyjemność z natury, otoczenia i kontaktów z
ludźmi. A czasem… po prostu coś, co nie do końca daje się ogarniać przez osoby
inne niż sam autor.
„Siła czy moc” to traktat o odmiennym sposobie postrzegania
fizyczności człowieka. Proponuje inny sposób myślenia o procesach zachodzących
w ciele: na ruch mięśni maja wpływać nie tylko czynniki znane nam z nauki, ale
także pozornie niezwiązane: emocje, prawdy, a nawet czasem przedmioty. I o ile
można zrozumieć wpływ niemiłych słów na napięcie mięśniowe (zniżka nastroju
powodująca osłabienie), to jak wytłumaczyć fakt, że taki efekt daje np. powiedzenie
do badanej osoby czegoś nieprawdziwego, przy założeniu, że ta osoba nie wie o
oszustwie? Dalej – efekty takie dawać mają również takie „bodźce”, jak: słodzik
w zaklejonej kopercie (cukier mięśnie wzmacnia), oraz Jabłko opryskane
pestycydami, w odniesieniu do tych z hodowli ekologicznych. A jak to się
wszystko dzieje? To już trudniejsza kwestia. Autor określa to jako „moc” ciała,
ma ona być, obok siły fizycznej, energią napędzającą mięśnie.
Muszę przyznać od razu, że zarówno teorie głoszone przez
pana Hawkinsa, jak i jego styl pisania, zupełnie do mnie nie trafiają.
Problemem głównym są tu nadużywane w tekście słowa: „kalibracja” i „atraktor”.
Jedno i drugie, w większości przypadków, używane jest tak „na skróty”, że aż błędnie.
Autor bowiem „kalibruje” wszystko – każdą z emocji, miłość, a nawet prawdę… na
podstawie właśnie napięcia mięśni. Wykonuje przy tym proste badanie: naciska
lekko dłonią na wyciągniętą przed siebie rękę pacjenta, wypowiadając słowa i
wartości. Dopóki ręka się nie ugnie przed naciskiem, dopóty moment „kalibracji”
nie nastąpił. I tak można miłość „skalibrować” na poziom, dajmy na to, 500. 500
czego? Nie wiadomo, moc najwyraźniej nie ma jednostki. Ponadto, czy wpadł pan
doktor może na to, że „kalibruje” nie prawdę, a poziom zmęczenia mięśni
badanego?
Słowo „kalibracja” pojawia się w tekście tak często, że aż
kusiło mnie, by policzyć ile razy wystąpi w całości, wystarczy jednak
wspomnieć, że napotykałam się na nie średnio 2-3 razy na stronę. Pan doktor
Hawkins chwali się, że takich testów wykonał miliony, co jest imponujące,
zważywszy na to, jak niewiele sensu w tym zobaczy osoba o moim, sceptycznym
sposobie myślenia. Kolejną bolączką książki są przedstawiane w niej naukowe
definicje – a potem ich interpretacja, która zupełnie nie ma już związku z
naukowym wytłumaczeniem. Kinezjologia to nauka zajmująca się badaniem ruchu i
wpływu aktywności fizycznej na mięśnie – ale nie „znacznie poniżej pojęciowej
świadomości”. Najprościej w świecie na poziomie komórkowym zachodzą te procesy,
i nie ma co się tu bawić w magię. Kolejny kwiatek: „dobroczynne bodźce fizyczne
– na przykład korzystne suplementy odżywcze” – cóż, suplementy diety nijak nie
będą czynnikami fizycznymi.
Takie „zgrzyty” sprawiają, że książkę czyta się trudno, bo
co rusz ma się wątpliwości do faktycznej wiedzy autora. Przedstawia się on
tytułem naukowym, więc powinien nie dopuszczać w swoich publikacjach błędów
rzeczowych na tak podstawowym poziomie, a tekst się od nich roi, do tego
stopnia, że aż zdarzyło mi się zastanowić, czy pan doktor jeszcze nie wie, o
czym pisze, czy już celowo wprowadza błędne informacje, bo tak po prostu lepiej
pasują do jego teorii.
Przyczepię się jeszcze do języka, jakim posługuje się autor.
Tekst jest nasycony przymiotnikami wręcz do granic możliwości – wnioski nie są
po prostu wnioskami, one są zdumiewające, natomiast wszelkie odpowiedzi –
uderzająco prawdziwe. Takie nagromadzenie wzmocnień i superlatyw nie robi
najlepszego wrażenia – a wręcz męczy po chwili czytania. Nadmiar wspaniałości
nikomu nie służy.
Ogółem, nie podzielam zachwytów nad tą książką, które
zdążyłam już wynaleźć w sieci. Jak na mój gust, nie zawiera ona żadnej prawdy objawionej,
a jedynie nierealne pomysły autora, podane pod pozorem naukowego przekazu,
który na domiar złego wykonany został błędnie, z rażącymi brakami. Nie mam nic
przeciwko alternatywnym teoriom, niemniej jednak próba wmówienia człowiekowi
już na wstępie, że to, czym się zajmujemy, to na pewno najprawdziwsza i poważna
nauka, już daje mocny pogląd na rzecz, i zupełnie nie jest to pogląd taki,
jakiego „naukowiec” by oczekiwał. Pokrótce: zdecydowanie nie należę do grupy
osób, do których ta książka mogłaby być kierowana, i wszystkim, interesującym
się naukami ścisłymi, odradzam – jedynie zirytuje. Reszcie mogę polecić, ale
wyłącznie jako lekką ciekawostkę na chwile nudy.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Power versus Force
Autor: David R.Hawkins
Wydawnictwo: Virgo
Rok wydania polskiego: 2012
Liczba stron: 336
"jak wytłumaczyć fakt, że taki efekt daje np. powiedzenie do badanej osoby czegoś nieprawdziwego, przy założeniu, że ta osoba nie wie o oszustwie?"
OdpowiedzUsuńBardzo prosto - adrenalina.
Aż mam ochotę to przeczytać. Brzmi jak sporo śmiechu.
Adrenalina dawałaby wzmocnienie, natomiast tu chodzi o to, że jak skłamiesz, to mięśnie słabną.
UsuńPolecam obejrzeć sobie ten filmik https://vimeo.com/9454676
OdpowiedzUsuńOsobiście miałem styczność z bardziej zaawansowaną formą testowania kinezjologicznego rozwiniętą przez Dr.Klinghardta i faktycznie trafność takiego testowania jest 100%, oczywiście jeśli osoba testująca zna się na rzeczy. Nie wiem jak jest w przypadku testu proponowanego przez Hawkinsa, ale jest tylko 1 sposób, aby się o tym przekonać i niebawem zamierzam to zrobić :-)
"jak wytłumaczyć fakt, że taki efekt daje np. powiedzenie do badanej osoby czegoś nieprawdziwego, przy założeniu, że ta osoba nie wie o oszustwie?"
Na to pytanie odpowiedzi udzielił Klinghardt już lata temu dokładnie opisując cały mechanizm na poziomie komórkowym. Niestety materiały te są dostępne chyba tylko dla uczestników jego seminariów, ale głowy nie daje :-)
Podziękuję, pseudonaukowe bzdury mnie nie interesują.
UsuńA ja, jeśli dysponujesz tymi materiałami, chętnie rzucę okiem.
UsuńMilczek
UsuńNiestety nie posiadam ich, a miałem okazję zapoznać się z nimi dzięki życzliwości osób, które szkoliły się u Klinghardta. Generalnie wiele badań na tematy, które uznajemy za pseudonaukę nie jest publikowanych, ponieważ są one prowadzone tylko na użytek osób, które je zorganizowały.
Jesteś chyba pierwszą osobą w Polsce, która publicznie podeszła krytycznie do książki Hawkinsa, lecz niestety w twoim wpisie nie znalazłem odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego teoria tego amerykańskiego psychiatry nie może być traktowana jako teoria naukowa. Usiadłem więc nad tym zagadnieniem i napisałem notkę na mojego bloga, gdzie dokonuje między innymi analizy właśnie tego tematu: http://julianstrzalkowski.blog.pl/2017/12/05/mapa-poziomow-swiadomosci-davida-r-hawkinsa-biografia-autora-opis-koncepcji-i-jej-krytyczna-analiza-oraz-doswiadczenia-osobiste/
OdpowiedzUsuńZmieniłem adres witryny, stąd też, jeśli ktoś jest ciekawy krytycznej analizy koncepcji Hawkinsa, to zapraszam obecnie pod link: https://julianstrzalkowski.wordpress.com/2017/12/05/mapa-poziomow-swiadomosci-davida-r-hawkinsa-biografia-autora-opis-koncepcji-i-jej-krytyczna-analiza-oraz-doswiadczenia-osobiste/
Usuńby zarobic kaske kosztem naiwnych kazda "teoryjka " jest dobra szczegulnie na gruncie psychologi to wrecz masowe zjawisko,
OdpowiedzUsuńSuper blog, zobacz również urokimilosne.fora.pl
OdpowiedzUsuńLadne miejsce, polecam też rytualmilosny.co.pl
OdpowiedzUsuńPrzecież to jest szurolog.
OdpowiedzUsuńA ja mam pytanie, czy skoro wg Was to taka czy inna osoba (epitety, które tutaj padają - nawisem mówiąc ciekawa jestem, czy powtórzylibyście je przed sądem, gdyby ktoś Was pozwał o zniesławienie i czy mielibyście argumenty na poparcie swoich oskarżeń), to czy ktoś odebrał mu prawo do wykonywania zawodu, tytuł naukowy, odniósł się do badań? Ale nie na formach, tylko w świecie psychiatrii chociażby. Zastanawiam się nad zakupem jego książek, dlatego czytam opinie. Wiele tez zgadza się z innymi obszarami, z którymi do tej pory miałam styczność. Stąd moje zainteresowanie tą osobą. Samą teorię poziomów świadomości też uważacie za brednie, czy tylko nie podobają się Wam stosowane terminy i język, w jaki książka została napisana?
OdpowiedzUsuńBardzo polecam https://sklepy-seo.blogspot.com/ bloga ze świetnymi artykułami na temat pozycjonowania
OdpowiedzUsuńSwietna strona https://bibliotekadzisiaj.pl/ polecam bardzo tę witrynę o różnej tematyce.
OdpowiedzUsuń