Nowości przybyło do mnie ostatnio sporo, głownie za sprawą - znowu - Biedronki, która postanowiła nie dość, że dodać do asortymentu gruszkowo-ananasową Green Hills (recenzja zapewne wkrótce!), ale i dorzucić troszkę do standardowych torebkowych ziółek. Radowało się moje serducho przy zakupowym szaleństwie, portfel nieco mniej, jako że Matki Boskiej Pieniężnej dopiero przede mną... ale co zrobisz. Bez herbaty nie da się żyć. Bez nowej herbaty najwyraźniej również.

Japoński Rarytas, bo tak nazywa się to cudo, jest zdecydowanie najbardziej charakterną mieszanką z "sypanych", jakie posiadam. Sprzedawana w ładnych, papierowych, foliowanych od wewnatrz torebkach, szczelnie zamykanych strunowo, co gwarantuje zachowanie aromatu na długi czas, a przez opakowanie jest zupełnie niewyczuwalny. A picie umili mi dziś dodatkowo kubek z zaparzaczem i pokrywką, który przybył do mnie kiedyś-kiedyś z całą paką innych chińskich cudeniek (;

Co to Bancha i Genmaicha? Bancha, jak Sencha, to herbata zielona, której liście są wielokrotnie zwijanie, suszone, a także podduszane za pomocą pary wodnej i gorącego powietrza, jednak Sencha zbierana jest w pierwszej kolejności, na Bancha przeznacza się więc liście twardsze, starsze i bardziej żyłkowane, z których napar jest nieco słabszy w smaku, zawiera mniej kofeiny i taniny, a w smaku zdecydowanie mniej goryczki. A Genmaicha? Producent podaje, że jest to mieszanka Banchy z prażonym ryżem i jęczmieniem, co daje jej orzeźwiający, orzechowy smak i lekko brązowawy kolor. Genmaicha nadaje się do wielokrotnego zalewania.
Ciekawe zjawisko, po co wymieniać Banchę i Genmaichę osobno, skoro ta druga zawiera w składzie w większości tą pierwszą?

Widzimy w składzie sporo dodatków aromatycznych, z przyprawami na czele. Otwieramy więc saszetkę, i czujemy ostry, odświeżający zapach kardamonu i imbiru. Jest naprawdę niedamowicie wręcz intensywny, kręci w nosie, powoduje kichanie, i momentalnie rozchodzi się po mieszkaniu, zabijając inne wonie (łącznie ze spalonym chwilę wcześniej kadzidełkiem!). W całość wkręca się dodatkowo zielono-owocowy aromat papai, dając upojną mieszankę woni.
Zgodnie z instukcją na opakowaniu, parzymy 2-3 minuty, zalewając ją wcześniej wodą, ale nie wrzątkiem. Najlepiej, by miała temperaturę ok. 60-70 stopni, do 75. A czas oczekiwania umilą historyjki na kobeczku... urokliwe bardzo.

Kardamon i imbir są wyraźnie wyczuwalne również w smaku, choć jak na tak mocny zapach, smak herbaty jest zadziwiająco subtelny. Brak w nim goryczki, charakterycztycznej dla zielonych liści herbacianych, ale zachowuje jej miły posmak, dodając lekko orzechową, ziemną nutę przypraw i owocową papai. Jedyne, czego tu nie wyczuwam, to kokos - a szkoda! Kusiło mnie połączenie tej mieszanki z syropem kokosowym, i kiedyś w końcu to zrobię, zapewne, nie ważne jakim bluźnierstwem nie wydawałoby mi się to teraz,
Ogółem, muszę stwierdzić, że jest to jedna z najciekawszych mieszanek, jakie zdarzyło mi się pić, a w rankingu moich ulubionych zajęła solidnie drugie miejsce. Jest to głównie zasługa kardamonu, który nadaje jej tak wspaniały zapach i specyficzny smak. A jeśli ktoś będzie w pobliżu samej Czarki, to polecam zajrzeć i posiedzieć chwilę (;
Hej... Jak ja przegapiłam posty o herbatach?! W zasadzie brzmi smakowicie, chociaż imbir mnie odrzuca. Strasznie go nie lubię.
OdpowiedzUsuńNie czuć go w smaku, za to kardamon morduje ;D
UsuńMoże przegapiłaś dlatego, że za rzadko takie posty piszę ):
Hmm zastanawiam się czy smak by mi odpowiadał. Jestem ciekawa tej herbaty.
OdpowiedzUsuńA to już zależy, co lubisz (; Ja np. nie jestem wielbicielką goryczy w herbatach, więc ta mi odpowiada bardzo, a specyficzny aromat dodaje charakteru tylko.
UsuńStrasznie ciekawa rzecz takie mieszanki, muszę się za jakąś rozejrzeć. Ta brzmi bardzo ładnie, chociaż nie jestem fanką smaku zielonej herbaty. Reszta wygląda dobrze, tylko ta róża jakoś mi do tego wszystkiego nie pasuje, jak to się komponuje?
OdpowiedzUsuńZupełnie nie czułam tam róży, ani kwasku owoców, ani tego dzikiego "kwiatowego" posmaku. Wtapia się w tło zapewne,
Usuń