niedziela, 23 kwietnia 2017

„Egzorcysta” Williama Petera Blatty'ego

Są tytuły, których nie trzeba przedstawiać nikomu. Nagrodzony 24 różnymi prestiżowymi nagrodami film w reżyserii Williama Friedkina, z muzycznym motywem przewodnim w wykonaniu nikogo innego, jak niezastąpionego Mike'a Oldfielda, „Egzorcysta” jest przez wielu uważany za jeden z najważniejszych, najlepszych filmów grozy w dziejach kina w ogóle. Rozpoznają go nawet tacy ignoranci jak ja, którzy kinem nie interesują się prawie wcale. Nieco mniej osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, że ów głośny obraz powstał na motywach powieści, której premiera miała miejsce czterdzieści lat temu. Z tej właśnie okazji wydawnictwo Vesper serwuje nam wznowienie – opatrzone dodatkową sceną i odświeżone. Oto „Egzorcysta” Williama Petera Blatty'ego.

Chris McNeil jest aktorką filmową, właśnie kończącą zdjęcia do kolejnej produkcji, mającej stanowić krok milowy jej kariery – oraz samotną matką wychowującą Regan, dwunastoletnią córkę, z którą zazwyczaj nie rozstaje się ani na krok. Nic nie zapowiada dramatu, kiedy po powrocie z pracy Chris zastaje swoją pociechę bawiącą się jej starą tablicą do wywoływania duchów. Ta twierdzi, że rozmawia za jej pomocą z przyjacielem o wdzięcznym imieniu Kapitan Howdy. Dopiero po pewnym czasie staje się jasne, że dziwne, coraz bardziej niepokojące zachowanie dziewczynki pogłębiające się z dnia na dzień ma swoją głęboko zakorzenioną przyczynę. Damien Karras, wywodzący się z nizin społecznych ksiądz-psychiatra trapiony poczuciem winy z powodu śmierci matki, którą zostawił samą w pościgu za lepszym życiem, okazuje się być najlepszą osobą do znalezienia sedna problemu – a to, co odkryje, wstrząśnie jego i tak chwiejącą się wiarą.

Tak. Dziewczynka jest opętana. Cóż za niespodzianka, prawda? Odnoszę wrażenie, że rozgłos, podobnie jak sam dobór tytułu, mocno zaszkodziły „Egzorcyście” już w dniu premiery, a co dopiero czterdzieści lat po niej – oba dość dobitnie sugerują, jaki będzie ciąg dalszy historii. Wspominam o tym dlatego, że sporo wysiłku włożono w nakreślenie wątku rozróżnienia opętania od zwykłej choroby psychicznej, która opętanie imituje – autor sięgnął do fachowej literatury i rzeczywiście oparł swoją powieść na współczesnych mu zdobyczach psychiatrii, nadając całości miły pozór prawdopodobieństwa. Trudno nie sądzić, że w obliczu z góry znanego ciągu dalszego taka gra z czytelnikiem w kotka i myszkę nie mogła się powieść – z trudem i mozołem budowane napięcie umknie czytelnikowi, który nie zrezygnuje dobrowolnie z analizowania tego, co czyta. Dlatego też, żeby rzeczywiście wynieść z „Egzorcysty” wrażenia, które zaplanował autor, trzeba do lektury podejść z odpowiednim nastawieniem.

Również sam opis egzorcyzmów stoi w zadowalającej zgodności z bardziej oficjalnymi źródłami, w tym również relacjami dokonujących wypędzeń chrześcijańskich kapłanów. Nic dziwnego – całość oparta została na rzeczywistych doniesieniach, poprzedzających o rok datę wydania powieści. Demon opętujący Regan został przedstawiony naprawdę, cóż, demonicznie, zaś opis jego działań zawiera szczegóły tak obrzydliwe, że mogące poruszyć wyobraźnie (i żołądki) czytelników o co słabszych nerwach.

Kreacja bohaterów jest mocną stroną „Egzorcysty”. Neurotyczna aktorka, znękany poczuciem winy młody ksiądz, cwany detektyw z zamiłowaniem do gładkiej gadki czy wreszcie tytułowy egzorcysta, stary człowiek sprawiający wrażenie kogoś nie z tego świata, pełen ciepła, pokoju i cichej determinacji – ich wszystkich zarysowano tak dokładnie i spójnie, że ma się wrażenie czytania o losach prawdziwych ludzi. Łatwo przez to sympatyzować z nimi, wczuć się w ich losy, a przez to odczuć niemal na własnej skórze grozę obcowania z demonem.

„Egzorcysta” jest pozycją bardzo dobrą literacko. Nie opowiada może historii, która spiorunuje was swoim rozwinięciem i stopniem komplikacji (chociaż zakończenie jest raczej niespodziewane, a przy tym dosyć wstrząsające) – i tego nie należy się po niej spodziewać. Można natomiast spodziewać się, że prostą historię ludzkich dramatów w obliczu dramatu nadprzyrodzonego opowie w sposób, który autentycznie chwyta za serce. Kto jeszcze nie poznał, niech pozna czym prędzej.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: The Exorcist
Autor: William Peter Blatty
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 356

6 komentarzy:

  1. Detektyw jest wyjątkowo irytujący i przypomina mi serialowego Colombo :P
    Właśnie czytam i generalnie zgadzam się z Twoją opinią, zwłaszcza z ostatnim akapitem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdym razem, kiedy się odzywał, błagałem autora, żeby wreszcie przestał gadać.

      Usuń
  2. Ja należę do osób które się boją i filmu nigdy do końca nie obejrzałam... I nie będę. A tej książki bardzo się obawiam....

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa recenzja, aczkolwiek po książkę chyba nie sięgnę. Nie mój typ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jednocześnie chętnie bym to przeczytała, ale też mam wrażenie, że to nie najlepszy pomysł, bo nie mój klimat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałbym, że nie należy się bać nowych rzeczy, ale w kontekście „Egzorcysty” to sformułowanie jakoś nie brzmi...

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: