Są tytuły, których nie trzeba przedstawiać nikomu. Nagrodzony 24
różnymi prestiżowymi nagrodami film w reżyserii Williama
Friedkina, z muzycznym motywem przewodnim w wykonaniu nikogo innego,
jak niezastąpionego Mike'a Oldfielda, „Egzorcysta” jest przez
wielu uważany za jeden z najważniejszych, najlepszych filmów grozy
w dziejach kina w ogóle. Rozpoznają go nawet tacy ignoranci jak ja,
którzy kinem nie interesują się prawie wcale. Nieco mniej osób
zdaje sobie jednak sprawę z tego, że ów głośny obraz powstał na
motywach powieści, której premiera miała miejsce czterdzieści lat
temu. Z tej właśnie okazji wydawnictwo Vesper serwuje nam
wznowienie – opatrzone dodatkową sceną i odświeżone. Oto
„Egzorcysta” Williama Petera Blatty'ego.
Chris McNeil
jest aktorką filmową, właśnie kończącą zdjęcia do kolejnej
produkcji, mającej stanowić krok milowy jej kariery – oraz
samotną matką wychowującą Regan, dwunastoletnią córkę, z którą
zazwyczaj nie rozstaje się ani na krok. Nic nie zapowiada dramatu,
kiedy po powrocie z pracy Chris zastaje swoją pociechę bawiącą
się jej starą tablicą do wywoływania duchów. Ta twierdzi, że
rozmawia za jej pomocą z przyjacielem o wdzięcznym imieniu Kapitan
Howdy. Dopiero po pewnym czasie staje się jasne, że dziwne, coraz
bardziej niepokojące zachowanie dziewczynki pogłębiające się z
dnia na dzień ma swoją głęboko zakorzenioną przyczynę. Damien
Karras, wywodzący się z nizin społecznych ksiądz-psychiatra
trapiony poczuciem winy z powodu śmierci matki, którą zostawił
samą w pościgu za lepszym życiem, okazuje się być najlepszą
osobą do znalezienia sedna problemu – a to, co odkryje, wstrząśnie
jego i tak chwiejącą się wiarą.
Tak.
Dziewczynka jest opętana. Cóż za niespodzianka, prawda? Odnoszę
wrażenie, że rozgłos, podobnie jak sam dobór tytułu, mocno
zaszkodziły „Egzorcyście” już w dniu premiery, a co dopiero
czterdzieści lat po niej – oba dość dobitnie sugerują, jaki
będzie ciąg dalszy historii. Wspominam o tym dlatego, że sporo
wysiłku włożono w nakreślenie wątku rozróżnienia opętania od
zwykłej choroby psychicznej, która opętanie imituje – autor
sięgnął do fachowej literatury i rzeczywiście oparł swoją
powieść na współczesnych mu zdobyczach psychiatrii, nadając
całości miły pozór prawdopodobieństwa. Trudno nie sądzić, że
w obliczu z góry znanego ciągu dalszego taka gra z czytelnikiem w
kotka i myszkę nie mogła się powieść – z trudem i mozołem
budowane napięcie umknie czytelnikowi, który nie zrezygnuje
dobrowolnie z analizowania tego, co czyta. Dlatego też, żeby
rzeczywiście wynieść z „Egzorcysty” wrażenia, które
zaplanował autor, trzeba do lektury podejść z odpowiednim
nastawieniem.
Również
sam opis egzorcyzmów stoi w zadowalającej zgodności z bardziej
oficjalnymi źródłami, w tym również relacjami dokonujących
wypędzeń chrześcijańskich kapłanów. Nic dziwnego – całość
oparta została na rzeczywistych doniesieniach, poprzedzających o
rok datę wydania powieści. Demon opętujący Regan został
przedstawiony naprawdę, cóż, demonicznie, zaś opis jego działań
zawiera szczegóły tak obrzydliwe, że mogące poruszyć wyobraźnie
(i żołądki) czytelników o co słabszych nerwach.
Kreacja
bohaterów jest mocną stroną „Egzorcysty”. Neurotyczna aktorka,
znękany poczuciem winy młody ksiądz, cwany detektyw z zamiłowaniem
do gładkiej gadki czy wreszcie tytułowy egzorcysta, stary człowiek
sprawiający wrażenie kogoś nie z tego świata, pełen ciepła,
pokoju i cichej determinacji – ich wszystkich zarysowano tak
dokładnie i spójnie, że ma się wrażenie czytania o losach
prawdziwych ludzi. Łatwo przez to sympatyzować z nimi, wczuć się
w ich losy, a przez to odczuć niemal na własnej skórze grozę
obcowania z demonem.
„Egzorcysta”
jest pozycją bardzo dobrą literacko. Nie opowiada może historii,
która spiorunuje was swoim rozwinięciem i stopniem komplikacji
(chociaż zakończenie jest raczej niespodziewane, a przy tym dosyć
wstrząsające) – i tego nie należy się po niej spodziewać.
Można natomiast spodziewać się, że prostą historię ludzkich
dramatów w obliczu dramatu nadprzyrodzonego opowie w sposób, który
autentycznie chwyta za serce. Kto jeszcze nie poznał, niech pozna
czym prędzej.
Dane ogólne:
Tytuł
oryginału: The Exorcist
Autor:
William Peter Blatty
Wydawnictwo:
Vesper
Rok wydania:
2017
Liczba
stron: 356
Detektyw jest wyjątkowo irytujący i przypomina mi serialowego Colombo :P
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam i generalnie zgadzam się z Twoją opinią, zwłaszcza z ostatnim akapitem :)
Za każdym razem, kiedy się odzywał, błagałem autora, żeby wreszcie przestał gadać.
UsuńJa należę do osób które się boją i filmu nigdy do końca nie obejrzałam... I nie będę. A tej książki bardzo się obawiam....
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, aczkolwiek po książkę chyba nie sięgnę. Nie mój typ :)
OdpowiedzUsuńJednocześnie chętnie bym to przeczytała, ale też mam wrażenie, że to nie najlepszy pomysł, bo nie mój klimat...
OdpowiedzUsuńPowiedziałbym, że nie należy się bać nowych rzeczy, ale w kontekście „Egzorcysty” to sformułowanie jakoś nie brzmi...
Usuń