
Niedaleka przyszłość. Międzynarodowe agencje wywiadowcze
korzystają z najnowocześniejszych technologii i osiągnięć nauki, z powodzeniem
przeprowadzając eksperyment mający na celu stworzenie żołnierzy posiadających
zmodyfikowany genotyp. Grupą, w której udało się to przeprowadzić bez większych
efektów ubocznych są Czarne Koty, nie jedyne jednak pokolenie sztucznie udoskonalonych
dzieci. W momencie zawiązania akcji są oni w wieku nastoletnim, wykonując już pierwsze
poważne zadania, wciąż się jednak ucząc. A nauki mają wiele, zwłaszcza tego,
jak radzić sobie z sobą samymi i otaczającym światem, który odbierają inaczej
niż zwykli ludzie. Piątka nastolatków wykorzystywana jest do misji, jakich nie
powstydziłaby się dobrze wyszkolona brygada antyterrorystyczna. Równolegle z
przygodami Kotów śledzimy postać Martina Sorensena, młodego naukowca, świeżo po
studiach, który dostaje propozycję nie do odrzucenia - ma pracować jako
samodzielny badacz pod skrzydłami wielkiej korporacji farmaceutycznej, ale
sprawa ma drugie dno: przemyt narkotyków, których czystość i zgodność z umową
ma on po cichu sprawdzać. Absolwent jednej z najlepszych uczelni z wielkimi
nadziejami na przyszłość i trochę kiepsko poukładanym życiem osobistym nagle
odkrywa, że świat jest mały, ciasny i pozbawiony miejsc, w których można by się
ukryć.
Czarne Koty – to już było. Nawet nazwa wydaje się do bólu
oklepana, nie mówiąc już o samej koncepcji udoskonalonych genetycznie dzieci,
która mimo wszystko pozostaje względnie interesująca przez swoją nierealność –
w dzisiejszych czasach być może już pozorną. Co różni więc ten motyw w książce
pani Nieznaj od innych, co sprawia, że znalazłam w niej coś pociągającego? Po
pierwsze, spojrzenie na same Koty od strony ich codzienności: dorastania,
relacji rodzinnych – tak, mają je! To nie są jednostki „wyprodukowane” czarnomagicznym
sposobem, są to urodzone tradycyjnie dzieci pięciu par, które co prawda zostały
starannie wybrane i pouczone jakie cechy będą miały ich potomkowie i jak należy
się z nimi obchodzić, ale nadal posiadają rodziców i często też rodzeństwo, już
normalne. Druga kwestia, to sfera emocjonalna, którą autorka przedstawiła w
bardzo dokładny, barwny sposób: Koty to nie maszyny zaprogramowane, by zabijać.
To grupka małolatów, które poza tym, że są świetnie przygotowane fizycznie do
tego, co mają robić i doskonale zdają sobie z tego sprawę, są też o wiele wrażliwsze
pod względem psychicznym, a opisy tego, jak wpływa na nie odbiór choroby czy
śmierci jednego z nich, jak reagują instynktownie, inaczej niż zareagowałby
człowiek, są niesamowicie przejmujące, wywołując nawet wzruszenie. Pod tym
względem – kawał dobrej roboty. Kolejny plus stanowi fakt, że cała piątka,
chociaż pod pewnymi względami ulepszona, nie jest wcale idealna, a wręcz
niektóre ich cechy czynią je słabszymi niż zwykli ludzie. Bilans zdaje się
wychodzić na zero, jeśli brać pod uwagę całość ich egzystencji, nie tylko
zadania w terenie, co było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, jako że
spodziewałam się, że po prostu będą klasycznie superbohaterzyć. Brakowało mi w
tym wszystkim tylko jednej rzeczy: zagłębienia się bardziej w kwestie czysto
naukowe. Odczuwam niedosyt, potrzeba mi wiedzy, jak Koty powstały, jak wyglądał
sam proces od strony technicznej, ale można to uznać za moje skrzywienie
zawodowe.
Głównych bohaterów jest pięcioro, dorzucając jeszcze do tego
postacie takie jak Martin Sorensen, Dagny Olsson czy naukowców z instytutu. To
dużo, ale i w tym przypadku autorka stanęła na wysokości zadania: każda z tych
osób jest dopracowana, posiada zestaw cech charakterystycznych, indywidualny
sposób bycia i wysławiania się, wyraźnie można też rozpoznać co ich łączy a co
dzieli w codziennych relacjach. Co do Kotów, różnią się nie tylko
powierzchownością, ale i charakterem, co zostało podkreślone (bądź może
wytłumaczone) tym, że wywodzą się w różnych narodowości, z czym również pani
Nieznaj poradziła sobie świetnie, zachowując obce wpływy w ich zachowaniu nie
powodując równocześnie wrażenia sztuczności, przesady czy stereotypowości. Najbardziej
charakterystyczne wśród nich są postacie kobiece – Sanja Popovic i Maja
Szymczyk, które same w sobie stanowią ciekawy zestaw cech przeciwstawnych,
które jednak nie prowadzą do konfliktów, a doskonale się uzupełniają.
A co z resztą świata? Ano jest, chociaż początkowo nie zdaje
sobie sprawy z istnienia grupy młodych kocich żołnierzy, żywiąc się plotkami
jak nasz świat współczesny opowieściami o klonowanych chińczykach. Fakt jak
Koty odbierane są przez społeczeństwo pokazuje jedynie moment, w którym
poznajemy sytuację młodego Sorensena. Nie ma on żadnej większej z nimi
styczności, zauważa jedynie, że coś jest nie do końca w porządku, zamienia z
jednym z nich kilka słów, a to, z kim rozmawiał, uświadamia sobie później… I
wpada w absolutny entuzjazm, co jest całkowicie zrozumiałe. Nie ma tego wiele,
a bohaterowie zdają się niemal żyć w złotej klatce z uchylanymi warunkowo
drzwiczkami, utkanej pieczołowicie przez grupę naukowców, co niestety daje się
odczuć. Gdzie te bunty, wyrywanie się na wolność, walka z laboratoryjnym
ciemiężcą? Brak. Aż dziwnie, patrząc po tym co dotąd prezentowała nam kultura
masowa.
Poza tym jednym momentem jedni z drugimi nie mają
styczności, książkę czyta się więc jak zbiór opowiadań – którym przecież jest –
obejmujący dwa różne wątki, podawane naprzemiennie. Jest to rzecz, która może
się nie podobać, jako że Dagny Olsson i Martin Sorensen to bohaterowie
obracający się w środowisku już nie naukowym, a gangsterskim, a przejścia z
jednego w drugie, bez żadnych załagodzeń, bywają bolesne dla kogoś, kogo zdążyło
wciągnąć kocie, obierane wyostrzonymi zmysłami otoczenie. Części „gangsterskie”
prowadzi jednak nie pechowy farmaceuta, a postać Dagny Olsson, i na niej też
skupia się najwięcej uwagi, co ostatecznie wychodzi na korzyść całości, jako że
sama Dagny jest postacią tyleż kontrowersyjną, co ciekawą, szkoda jednak
Sorensena, który miał być, ale w zasadzie niewiele go jest, mimo że początkowo
wydawał się mieć spory potencjał. Pozostaje mieć nadzieję, że zarówno on, jak i
jego ewentualna współpraca (bądź rywalizacja, kto wie…) z Czarnymi Kotami
rozwinie się w drugim tomie.
Konstrukcja książki, która zamiast klasycznego podziału na
rozdziały daje czytelnikowi po prostu dziewięć opowiadań, ułożonych w ciąg
wydarzeń jedynie luźno powiązanych ze sobą pozwoliła ograniczyć treść do samej
akcji, nie przerywanej momentami przestoju. Koty się po prostu nie nudzą, a
przynajmniej nie robią tego będąc pod czytelniczą „obserwacją”. Z jednej strony
ma to wadę, o której już wspomniałam – niezbyt korzystne przeplatanie się
wątków traktujących o różnych osobach i miejscach – z drugiej, książka jest
praktycznie nie do odłożenia dopóki nie dokończy się aktualnie czytanej części.
Tam po prostu ciągle coś się dzieje, i dotyczy to obu „przypadków”. A że po
skończeniu jednego opowiadania z automatu wchodzi ciekawość, co będzie dalej,
to czytelnik ma gwarancję, że „Błąd warunkowania” przeczyta błyskawicznie. W
moim przypadku zadziałało to doskonale.
Wspomniałam o tym, że bohaterów poznajemy, gdy są w wieku
nastoletnim, niech to jednak nikogo nie zwiedzie i nie sprawi, że uzna książkę
za powieść dla młodszych czytelników. Wraz z Kotami przechodzimy przez kolejne
fazy ich życia, krótko mówiąc: starzeją się one wraz z rozwojem akcji.
Nieodłącznym tego elementem jest erotyka, przedstawiona co prawda od ściśle
emocjonalnej strony, jednak pojawiająca się co rusz przy okazji opisów relacji
młodych nie tylko ze sobą nawzajem, ale i z innymi ludźmi. Głównie ze względu
na tę emocjonalność, fakt, z jaką dokładnością potraktowana została kwestia
psychiki piątki bohaterów, książka podobała mi się tak bardzo. Autorce po
prostu udało się to, co nie udaje się wielu powieściom traktującym o ludzkich,
zwykłych losach: poruszyć mnie do głębi, co jest szczególnie warte uznania,
jeśli wziąć pod uwagę to, że „Błąd warunkowania” mieści się w gatunku science-fiction,
a nie obyczajowym, a Koty mają służyć za idealnych żołnierzy – i z tego obowiązku,
mimo wszystko, wywiązują się świetnie. Dorzucając do tego wartką akcję i
charakterystyczną, militarno-spiskową otoczkę, dostajemy książkę ciekawą,
niebanalną i zdecydowanie wartą poświęcenia jej czasu, a po tym oczekiwania na
dalsze losy rudowłosej profesjonalistki Sanji czy Tomka-pozornego lekkoducha. Polecam
fanom trochę lżejszej fantastyki.
Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Genius Creations.
Książkę można natomiast kupić tutaj.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Błąd warunkowania
Autor: Anna Nieznaj
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 380
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: