Fantastyka polska jest na dzień dzisiejszy bardzo prężnie
rozwijającym się gatunkiem, a w szczególności coraz więcej obserwuje się na
rynku książkowym debiutantów. Młodsi czy starsi, czasem nawet jeszcze w wieku
szkolnym, każdy chce spróbować swoich sił w temacie, a nic tak jak fantasy nie
daje pola do popisu dla wyobraźni. Wiele takich debiutów trafiło ostatnimi
czasy w moje ręce, o sporej części reszty można wiele przeczytać na rozmaitych
stronach pozostających w tematyce i klimacie, i ogólny trend jest bardzo
obiecujący – zdecydowanie jest się czym pochwalić. Wiele więc miałam nadziei,
zabierając się za „Uzdrowiciela” Magdaleny Kułagi, która to książka określana
jako fantasy właśnie i z bardzo obiecującym opisem wzbudziła we mnie wręcz
ogromną chęć, by się z nią zapoznać. Jakie więc było moje zdziwienie…
Tytułowy uzdrowiciel to młody człowiek, Wiwan, obdarzony
szczególnymi zdolnościami: poza tym, że leczy samym dotykiem (jak też i
diagnozuje, oczywiście), potrafi odczuwać emocje osób będących wokół niego.
Czasem tak silnie, jakby były jego własnymi. Jako najlepszy medyk w państwie
szybko robi karierę, zostaje osobistym lekarzem na królewskim dworze, a władca
nie chce go wypuścić spod swoich skrzydeł. Tymczasem w kraju trwa epidemia, a
ludzie marzą, by choć z daleka zobaczyć słynnego uzdrowiciela, który jako
jedyny potrafi im pomóc… Sytuacja z dnia na dzień staje się coraz bardziej
napięta, zwłaszcza, że w samej siedzibie królewskiego rodu mają miejsce niepokojące
sytuacje, a wszystkie przesłanki wskazują na brata obecnego króla.
Jedno można bez wątpienia powiedzieć o tej książce: czyta
się ją szybko, co jest niewątpliwą zasługą autorki i używanego przez nią
języka. Opisy są barwne i rozbudowane, a w dialogach zastosowano odpowiednią
dozę słownictwa nacechowanego emocjonalnie, by można było wczuć się w powagę
sytuacji. Po całości tekstu widać wyraźnie, że ma on pewien potencjał, który
jednak, przykro mi to mówić, został kompletnie zmarnowany, ponieważ poza wymienionymi
przeze mnie powyżej plusami, jest w nim też całkiem sporo niedociągnięć.
Postać Wiwana jest ciekawa sama w sobie, chociaż sam bohater
nie ma do powiedzenia zbyt wiele, stanowiąc raczej filtr, przez który
przepuszczane są emocje i działania innych postaci – on sam tylko cierpi. Jego
dar jest radośnie wykorzystywany przez miejscowy czarny charakter, czyli
królewskiego brata. Ów człowiek i jego działania stanową element, który od
książki mnie dosłownie odrzucił – zapoznając się z jego postępowaniem na
początku po prostu miałam ochotę się załamać. Czy za główną tematykę obrano…
masturbację? Sceny, w których Terlan oddaje się rozmyślaniom nad tym, co by zrobił
z królową, gdyby mógł, bądź też oddaje się przyjemnościom (jednostronnym
zazwyczaj) z którąś z dam dworu są po prostu obrzydliwe. W tych właśnie
momentach barwny i żywy język autorki zaczyna działać na jej niekorzyść,
dosadność i wulgarność wprost kipi ze stron, a całości dopełniają odczucia
szczególnie w tym względzie wyczulonego medyka, który zdaje się być częścią
zabaw Wicekróla. Pozwolę sobie nawet zacytować:
„Wiwan z obrzydzeniem
wspominał te chwilę, gdy tamten z satysfakcją sięgnął dyskretnie do swoich
spodni. Następnie delektując się odrazą uzdrowiciela, powoli i starannie wtarł
rękę w kaftan młodego mężczyzny. Aby dopełnić dzieła, z premedytacją i
znajomością rzeczy, ujął jego dłoń i mocno uścisnął. Zapach tej dłoni sprawił,
że Wiwana ogarnęły mdłości. Z trudem nad sobą panował."
„Uzdrowiciel” niestety niezbyt dobrze prezentuje się też pod
względem fabuły. Sytuacja królestwa jest niezbyt jasna nawet po przeczytaniu
sporej części książki, w wydarzeniach trudno się rozeznać z powodu ich
chaotyczności, a bohaterowie, których jest sporo, po prostu się mylą. Bardzo
rzucają się w oczy pewne motywy – jak choćby specjalna umiejętność Wiwana czy
mityczna zdolność bliźniąt jednojajowych do współodczuwania nawet fizycznych
obrażeń. To już było. Co więcej, elementy te wydają się być wstawione niejako
na siłę i bez pomysłu, co by z nimi zrobić dalej. Są – bo brzmiało to fajnie.
Wyszło trochę gorzej. Najgorszą jednak bolączką są niedociągnięcia już od
strony technicznej: brak korekty. Tekst wygląda miejscami jakby nikt go nawet
nie przejrzał przed publikacją, zdarzają się powtórzenia całych zdań,
pojedynczych słów, zdania pozbawione sensu, o nagminnie występujących
literówkach już nie wspominając. Trudno mi jest wyobrazić sobie, dlaczego ktoś
chciałby wypuszczać do sprzedaży coś tak niedopracowanego – to po prostu brak
szacunku dla czytelnika.
Podsumowując, trudno mi polecić tę książkę komukolwiek, może
jedynie jako ciekawostkę, a nie poważną pozycję w tak lubianym przeze mnie
gatunku. W mojej opinii całkiem nieźle rokująca powieść została zniszczona
przez wulgarnie opisane wątki erotyczne w zdecydowanie zbyt dużej ilości.
„Uzdrowiciela” miałabym ochotę porównać do innego debiutu w ładnie nazwanym
erotic fantasy, „Strzały Kusziela”, ale tylko po to, by wykazać, jak wielka
jest przepaść między oboma tymi książkami. Dodając do tego fakt, jak ta pozycja
została potraktowana przez wydawcę – raczej odradziłabym czytanie jej, bo można
ten czas poświęcić na coś, co czytelnika nie zniesmaczy już na wstępie.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Goneta.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Uzdrowiciel: Cienie przeszłości
Autor: Magdalena Kułaga
Rok wydania: 2014
Polskie wydawnictwo: Goneta
Liczba stron: 352
Raczej nie przeczytam, szkoda mi na to czasu. Natomiast motyw odczytywania emocji dotykiem skojarzył mi się z "Martwą strefą" Stephena Kinga, w której główny bohater przy dotyku poznawał przeszłość i przyszłość człowieka. Swoją drogą bardzo polecam, ale jak już stwierdziłam - "Uzdrowiciela" raczej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńZapraszam i do siebie,
kieleckoowszystkim.blogspot.com
Niestety, opis fabuły w tej recenzji nie pokrywa się z rzeczywistością. W rzeczywistości bowiem tytułowy bohater zostaje porwany na dwór królewski, nie zaś robi szybką karierę a co do marzeń ludzi...cóż tak delikatnie bym tego nie ujęła. To nie wszystko lecz na tym zakończę. Zachęcam do zapoznania się z opisem dostępnym w Internecie.
OdpowiedzUsuńZ całym szacunkiem, piszę tak, jak zrozumiałam czytając, jeśli różni się to w szczegółach, to cóż, mogłam się pomylić. Nie sądzę jednak, bym miała doszukiwać się dalszych informacji, swoją przygodę z "Uzdrowicielem" zakończę w tym miejscu.
UsuńZyczę powodzenia w dalszej drodze.
Jeszcze na początku recenzji brzmiało to całkiem zachęcająco, ale niestety, to było chwilowe. Szkoda, że tak to wyszło, bo sam pomysł na historię i moce głównego bohatera mógł być rozegrany w jakiś ciekawy, oryginalny sposób.
OdpowiedzUsuńA wspomniany "Kusziel" ciągnie się za mną już od dawna, chyba muszę się w końcu za niego zabrać. ^^