poniedziałek, 23 marca 2015

Bo myślisz za dużo. "Twój umysł na detoksie" Rafaela Santandreu

   
   Pomyśleć by można, że wraz ze wzrostem poziomu życia, większym komfortem i higieną, a co za tym idzie i większą długością życia, będziemy stawać się coraz szczęśliwsi. Jak to wygląda naprawdę? Czy gdzieś w codziennej pogoni za coraz lepszym standardem nie zatraciliśmy tego, co jest ważne dla nas samych? Dlaczego szczęśliwi nie jesteśmy? Mamy ciepłe mieszkania, jedzenia w bród, szczepionki na większość chorób i lekarstwa na kolejne. A mimo to niszczymy samych siebie w bezustannych próbach dogonienia kolejnych ideałów, które często są nie tylko nieosiągalne, ale i… całkowicie nam zbędne.

   Podtytuł książki Rafaela Santandreu mówi wszystko: „Jak nie zatruwać sobie życia”. Autor, który z zawodu jest psychologiem, z wielkim wyczuciem i w interesujący sposób tłumaczy czytelnikowi, że jego nieszczęścia tak naprawdę biorą się z głowy – i nie chodzi tu o celowe unieszczęśliwianie się, ale o takie codzienne, małe podszepty, które do każdego drobnego nawet niepowodzenia dokładają swoje „pięć groszy”… W efekcie spędzamy czas zastanawiając się, co by było, gdybyśmy zrobili to lepiej, rozważamy przyczyny, skutki, dorabiamy ciąg dalszy, w którym zdarzenie to wpływa negatywnie na całe nasze życie… Ani się nie obejrzymy, jak rzecz mała i przejściowa urasta w naszym przekonaniu do rangi czegoś nie do pokonania. Jak do tego nie dopuścić?

   Jak twierdzi sam autor, to nie jest podręcznik pozytywnego myślenia. Nie nauczy nas, że życie jest piękne, że ludzi są dobrzy i że wystarczy tylko bardzo chcieć, żeby osiągnąć sukces. Wręcz przeciwnie – takie myślenie jest surowo krytykowane. W zamian za to, krok po kroku, przejdziemy przez wskazówki, jak właściwie umiejscawiać przeżycia na własnej skali oceny wydarzeń – i przekonamy się, że tak naprawdę bardzo, bardzo niewiele jest rzeczy, które sprawiają, że nie moglibyśmy być więcej szczęśliwi. A może w ogóle takich rzeczy nie ma?

   Dobrym dodatkiem do psychologicznego wykładu i nauk są historie o pacjentach, znajomych bądź samych przeżyciach autora. Dodając do tego życiorysy takich sław jak Steven Hawking czy Christopher Reeve, dostajemy solidną porcję przykładów na to, że z jednej strony trucie sobie życia własnymi myślami jest zjawiskiem powszechnym, a z drugiej, że jest to do pokonania, całkowicie. A skala wartości jest bardzo względna, i zależy tylko i wyłącznie od naszego na nią spojrzenia. Dojdą do tego oczywiście ćwiczenia – z wieloma podpowiedziami, jak rzecz sobie ułatwić i przejść przez proces „uzdrawiania” w sposób wolny, stopniowy, ale skuteczny.

   Książka pisana jest językiem prostym i przystępnym, unika wszelkiego słownictwa specjalistycznego, a tam, gdzie jest ono niezbędne, tłumaczy je. Rozdziały mają jednakową budowę: historia „z życia wzięta”, komentarz autora, wyjaśnienie, co kierowało osobą przedstawioną w przykładzie, opis terapii i odpowiedzi pacjenta na metody terapeuty, wreszcie efekt końcowy. Nie zawsze trwały, to fakt, ale i na nawroty jest sposób, jeśli tylko wykryta zostanie ich przyczyna. Każdy rozdział kończy się ramką z krótkim podsumowaniem… i to jest rzecz, która mi się nie podoba. „W tym rozdziale dowiedzieliśmy się, że…”. Tak, wiem. W końcu dopiero skończyłam go czytać prawda? A jeśli będę chciała jakąś konkretną rzecz szybko znaleźć? To zajrzę do spisu treści. Po pierwszej przeczytanej rameczce na szarym tle odpuściłam sobie zaglądanie do kolejnych, jako do zbędnie irytującego elementu. Ciekawe, czy autor uznałby to za dobre zachowanie w kwestii niezatruwania sobie życia?...

   Podchodziłam do wskazówek zawartych w tekście z dystansem, jako osoba nałogowo zamartwiająca się czym popadnie i uwielbiająca rozgrywać w myślach czarne scenariusze jestem uczulona na wszelkie znaki, które wskazywałyby, że ktoś próbuje mnie nastawić na pozytywne myślenie, i pewnie dlatego średnio były mi w smak niektóre uwagi autora, który potrafił rzucić od czasu do czasu pustym frazesem w stylu „życie jest piękne, nie trzeba się tak nim przejmować!”, przez co zapewne w totalnie zabawną konsternację wprowadziła mnie opowieść o starszej pani, która na którąś z kolei terapię przyszła z przekonaniem, że oto lekarza przejrzała – on chciał z niej zrobić lekkoducha jakiegoś, ot! Stanowiło to dobre otrzeźwienie, że cała rzecz w tym, by samemu sobie spróbować pomóc. I chociaż wymaga to dłuższej pracy nad sobą, na pewno przyda mi się niejedna z zawartych tam wskazówek. A książkę polecam wszystkim, którzy, jak ja, czasem myślą… za bardzo.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: El arte de no amargarse la vida
Autor: Rafael Santandreu
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania polskiego: 2015

Ilość stron: 304

4 komentarze:

  1. Choć dzięki Reginie Brett przekonałam się do książek psychologicznych, ten tytuł mnie na zaciekawił. Za to ja polecam Tobie "Bóg nigdy nie mruga" - świetna! :)
    Zapraszam, Shelf of Books :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie rozumiem... zaciekawił czy nie zaciekawił?

      Usuń
  2. Bardzo dobra recenzja:) Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki:) Sama za dużo się martwię i przejmuje, może coś pomoże;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Może pomoże, a na pewno naprowadzi na właściwą metodę (;

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: