
Pani Netzer przedstawia nam historię Sunny i jej rodziny:
męża, syna i matki. I o ile zazwyczaj bohaterowie takich książek są stylizowani
na jak najbardziej przeciętnych, by czytelnik mógł się z nimi identyfikować,
tak Sunny i Maxon są absolutnie wyjątkowi: ona jest wychowaną w Birmie łysą
dziewczyną, która po tragedii rodzinnej uciekła z matką do Stanów, a on -
geniuszem, laureatem Nagrody Nobla i astronautą, który nie radzi sobie z
kontaktami z ludźmi. Mają syna, chłopca z autyzmem, dom o pękających ścianach i
matkę, umierającą na raka, która w momencie rozpoczęcia powieści jest już
podłączona do aparatury podtrzymującej życie. Maxon poleciał w kosmos, z
robotami, mającymi zbudować stację kosmiczną na Księżycu, Sunny została.
Ukrywając brak włosów pod blond peruką, troszcząc się o chorego syna i o
kolejne dziecko jeszcze w brzuchu, odwiedzając w szpitalu umierającą matkę. Jak
może wyglądać życie takiej kobiety? Nie jest łatwe. Zwłaszcza od momentu, gdy,
po wypadku samochodowym, decyduje, że dla dobra dzieci i swojego nie może
dłużej wstydzić się tego, kim jest. Więc wyrzuca perukę, odstawia leki synowi,
decyduje się odłączyć matkę od respiratora, i… wychodzi z całym tym bagażem
trudnych decyzji do ludzi. A Maxon być może nie wróci…
Może mam specyficzny sposób postrzegania tej książki, ale o
wiele bardziej niż Sunny zafascynowała mnie postać Maxona, który z cichego,
maltretowanego przez ojca dziecka wyrósł na geniusza. Chociaż nie bez
komplikacji – zdaje się nie znać uczuć, wręcz ich nie rozumieć. A przecież
czuje, kocha Sunny od małego, a jednocześnie tych uczuć się uczy. Uczy się, jak
się zachowywać w danych sytuacjach, ćwiczy, co wtedy mówić, jaką mieć minę,
jakie robić gesty, jakim tonem się wysławiać. Tak pojęte uczucia przepisuje na
swoistą mechanikę – zapisuje je równaniami, programując potem swoje roboty,
tak, by śmiały się, gdy wydarzy się coś bezsensownego, lub płakały, gdy zostaną
same w pomieszczeniu.
„jeżeli (OPINIA = KOMPLEMENT),
odpowiedzieć KOMPLEMENTEM;
jeżeli (OPINIA = KRYTYKA),
odpowiedzieć WDZIĘCZNOŚCIĄ;
zapamiętać (OPINIA)”
Według takich wyuczonych schematów kształtuje swoje relacje
z ludźmi, a Sunny jest jedyną osobą, która te równania rozumie, stosuje do
komunikacji z nim i widzi w nich może więcej, niż on sam.
Sama Sunny jest zafiskowana na punkcie braku włosów – urodziła
się już taka, pozbawiona kompletnie włosów na głowie i ciele. Przez całe życie
uczona przez matkę, że jest piękna taka, jaka jest, przeszła bunt, gdy ta
zabraniała jej nosić perukę, przyzwyczaiła się do swojej odmienności, a potem
nagle ją ukryła, gdy przyszło do urodzin syna. Dla niego chciała być
„normalna”. Sam Robert, czy może Bubber, jak na niego wołają, posiada wiele
cech ojca, i choć autyzm znacząco wpływa na jego zachowanie, to wyraźnie
dysponuje wyższą niż przeciętna inteligencją. A co będzie, gdy odstawi leki?
Wszystko w tej książce jest wyjątkowe. Aż tak, że zaczyna to
momentami razić, a motyw z zaćmieniem słońca, gdy urodzila się łysa
dziewczynka, wywołał u mnie nieco nawet kpiący uśmiech. Bo właściwie po co to było, jaki miało sens?
Dla fabuły właściwie żaden, wspomina się o tym na początku, i raz później, gdy
Sunny opowiada o sobie, zatajając ten motyw, jako zbyt fantastyczny, by
uwierzyli jej słuchacze. To wszystko włożone w sielskie życie typowego
amerykańskiego bogatego osiedla, aż woła czasem o pomstę do nieba – nie za dużo
cudów na raz!
„W blasku gwiazd” jest dla mnie książką szczególną – rzadko
spotykałam jak dotąd tak dokładnie nakreślone i tak skomplikowane charaktery -
szczególnie wcześniej wspomniany Maxon Mann, choć i Sunny, i jej matka, ojciec,
syn i znajomi są bardzo charakterystyczni. Plus stanowi fakt, że postaci, nawet
pobocznych, nie ma w książce wiele – i każda z nich zarysowana jest tak dobrze,
że nie sposób zapomnieć, kto jest kim. O głównych postaciach wiemy niemal wszystko
– ich narodziny, dzieciństwo, dorastanie i dorosłe życie, miłość, dzieci,
decyzje… a przecież nie jest to w ani jednym punkcie nudne czy zbyt rozwlekłe. Opowieść
o tym, jakie poświęcenie niesie ze sobą próba wtopienia się w tłum za wszelką
cenę, dla dobra kogoś innego, przemawia do mnie bardzo, i ze względu na to, jak
i wcześniej wymienione powody, książka pozostanie na liście moich ulubionych w
tej kategorii.
Dane ogólne:Tytuł oryginału: Shine shine shine
Autor: Lydia Netzer
Wydawnictwo: Black Publishing
Rok wydania polskiego: 2015
Ilość stron: 344
Przede wszystkim oczarowała mnie okładka. Muszę przyznać, że jest cudowna. Twoja recenzja mnie zaciekawiła. Myślę, że po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńraven-recenzje.blogspot.com
Miłego czytania (:
UsuńChętnie przeczytam, ponieważ bardzo lubię takiego rodzaju powieści. A Twoja recenzja jest zachęcająca :-)
OdpowiedzUsuńnasz-zaczytany-swiat.blogspot.com
Miło mi (;
Usuń