wtorek, 16 lipca 2019

„Śpiew Potępionych” Agnieszka Hałas - Czarnoksiężnik spoza Archipelagu

Po kilkuletniej ciszy myślałem już, że na dobre rozstaliśmy się z Brune Keare, „Krzyczącym w Ciemności”, magiem Czerni, poszukiwanym przestępcą, szaleńcem i narkomanem. Jeśli jednak trzy poprzednie powieści czegoś nas nauczyły, to tego, że Krzyczącego trudno się pozbyć na dobre, zwłaszcza że zostało mu jeszcze parę niedokończonych spraw do załatwienia. No i właśnie – ku mojej ogromnej radości nakładem wydawnictwa Rebis ukazała się niedawno czwarta część sztandarowego cyklu Agnieszki Hałas, „Teatru Węży”. I nie tylko ta – Dom Wydawniczy Rebis podjął bowiem słuszną decyzję o wznowieniu całego cyklu, fundując mu wizualny retusz i świeżą korektę, więc jeśli ktoś z naszych drogich czytelników jeszcze nie poznał tej historii, ma ku temu okazję lepszą niż kiedykolwiek wcześniej... i jakieś półtorej zdania, by nadrobić zaległości, zanim zacznę omawiać przedmiot dzisiejszej notki. Jest nim właśnie „Śpiew Potępionych”.

Po burzliwym rozstaniu z Anavri i odzyskaniu części wspomnień ze swojego poprzedniego życia, Brune nie miał innego wyjścia, jak tylko spróbować jakoś ułożyć sobie to wszystko od początku. Nadal poszukiwany przez magów Srebra oraz demony, którym jest winien duszę, poprosił o udzielenie schronienia królową enklawy sylfów – pracując przez ostatnie kilka miesięcy jako agent wywiadu w ojczyźnie duchów powietrza. Czas, który tam spędził, odcisnął jednak na nim swoje piętno. Kiedy Krzyczącemu wreszcie zabrakło sił, przestał być potrzebny – krótko mówiąc, królowa Feanmuile rozkazała mu pakować manatki. Ktoś potężny i ważny bardzo szybko zwietrzył okazję…

Tym kimś okazała się Akhania ar Vithanare,  wpływowa czarodziejka Srebra. Czego Elita może chcieć od poszukiwanego przez wszystkich ka-ira, to znaczy oprócz standardowego zestawu poddania go powolnym torturom i śmierci w męczarniach? Ku zdumieniu samego Brune, srebrna magini postanowiła… dać mu pracę, oferując w zamian pełne ułaskawienie za popełnione wcześniej zbrodnie, takie jak urodzenie się po niewłaściwej stronie Ekwilibrium. Sednem całej sprawy są Wyspy Śpiewu – archipelag do niedawna objęty protektoratem przez Alkarę, obecnie bytujący częściowo na prawach kolonii. Akhania dowiedziała się, że wysłannicy Otchłani planują tam jakąś większą operację, co może mieć związek z pogarszającymi się nastrojami wśród tambylców. Rola Brune’a będzie prosta, choć niełatwa – musi przepędzić demony, powstrzymać rebelię i uratować wszystkim tyłki. Niechętny, choć pozbawiony innych perspektyw i realnej możliwości wyboru, Krzyczący przystaje na tę propozycję i rusza w długą podróż po tropikalnych wyspach. Na swojej drodze spotka chciwych kupców, bezwzględnych piratów i krwiożerczych dzikusów, starych znajomych i nowych wrogów, z których wszyscy wydają się tańczyć do melodii wygrywanej przez nieznanego, demonicznego grajka. Ot, kolejny dzień na posterunku.

Już po pierwszych kilku rozdziałach widać ogromną przepaść, jaka dzieli nową odsłonę cyklu od pozostałych. Pierwszą widoczną zmianą jest choćby struktura powieści – Agnieszka Hałas porzuciła znaną z poprzednich części „Teatru Węży” formę, w której centrum akcji był Brune i jego przeżycia na tle chaosu rozpoczynających się i kończących wątków. Nowa forma jest dużo bardziej uporządkowana, ścisła, konkretna – Krzyczący ma do wykonania misję i możemy być pewni, że to nią będzie się zajmował aż do ostatniej strony. To zdecydowanie zmiana na lepsze, czyniąca „Śpiew Potępionych” nieco bardziej przystępną niż wcześniejsze książki, nawet jeśli ciut bardziej tradycyjną w budowie.

Również świat przedstawiony zyskał parę szczegółów, dzięki którym łatwiej go sobie wyobrazić. Do tej pory spotykaliśmy się z elementami jego polityki głównie w wykonaniu magów Srebra – tutaj jednak być może po raz pierwszy słyszymy coś więcej o krajach poza Alkarą i o tym, w jakich relacjach pozostają między sobą. Wyspy Śpiewu przypominają klimatem Karaiby (plemiona parające się dziwną odmianą magii specjalizującą się w klątwach, morza zasiedlane przez piratów, portowe miasta i nadbrzeżne wioski utrzymujące się głównie z morskiego handlu), co stanowi nieoczekiwaną, ale miłą odmianę od ponurych miast Zatoki Snów, których uliczkami Brune krążył do tej pory. Z początku trudno się przyzwyczaić, ale po wszystkim pozostaje miłe wrażenie, że tego opuszczonego przez bogów świata jest znacznie więcej, niż do tej pory się wydawało. W toku powieści dowiemy się też nieco więcej na temat przeciwnego systemu praw, jakimi rządzi się magia Zmroczy – i chociaż ten był opisany dość obszernie, to kilka szczegółów sprawia, że całe uniwersum wydaje się nieco bardziej… kompletne.

Widać jak na dłoni, że przez kilka lat dzielących tom trzeci i czwarty autorka pracowała ciężko nad stylem pisania. Już wcześniej kreowanie interesujących postaci szło jej bardzo dobrze, tutaj jednak miałem wrażenie, że sam Brune, jak i wszyscy, których spotyka na swojej drodze, są nieco ostrzej zarysowani niż do tej pory – zawdzięczamy to przede wszystkim bardzo dobrym, charakternym dialogom, przez które różne ich cechy łatwiej się uwidaczniają. Dzięki temu poszczególni bohaterowie dużo łatwiej zapadają w pamięć i dają się lubić – w tym również ta jedna postać, na którą straszliwie narzekałem w poprzednich recenzjach. Do tego stopnia, że autentycznie pożałowałem każdego złego słowa, jakie o niej napisałem, gdy dowiedziałem się, jaki los ją spotkał.

Koniec końców, „Śpiew Potępionych” okazał się dla mnie bardzo przyjemnym powrotem do cyklu,  na kontynuację którego zdążyłem chyba porzucić nadzieję, a w dodatku świetną powieścią przygodową, od której ciężko było mi się oderwać. Zakończenie nie sugeruje jednoznacznie, że nastąpi jeszcze jakiś ciąg dalszy, ale pozostawia ogromny niedosyt, jak wszystko, co jest dobre i kończy się nagle. Mam więc szczerą nadzieję, że Krzyczący w Ciemności nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – i za jakiś czas przeczytamy o jego dalszych losach.

Za egzemplarz książki do recenzji - dziękujemy autorce i wydawnictwu.

Dane ogólne:
Tytuł: Śpiew Potępionych
Autor: Agnieszka Hałas
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 448

2 komentarze:

  1. Za samą okładkę dałabym się pokroić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wtedy nie mogłabyś zajrzeć do środka, a to byłoby ogromne marnotrawstwo!

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: