czwartek, 10 maja 2018

„Zakuty w stal” Miroslav Żamboch


Wbrew wszelkim oczekiwaniom, naszemu światu udało się jeszcze chwilę poistnieć, zanim pochłonął go ogień trzeciej wojny światowej. Mylił się jednak ten, kto powiedział, że czwarta będzie toczona na maczugi i kamienie – kiedy opadł radioaktywny pył nadal rzucaliśmy się sobie do gardeł, walcząc o terytoria, zasoby czy resztki przedwojennej technologii. Szczególnie długa i wyniszczająca była wojna, jaką na zgliszczach dawnego świata wydaliśmy zbuntowanym sztucznym inteligencjom. Maszyny udało się w dużej mierze pokonać – jedynie na bezdrożach trafiają się jeszcze autonomiczne mechy bojowe, w szale sprzecznych dyrektyw rzucające się na wszystko, co się rusza. Poza tym jednak życie toczy się dalej – pojedyncze enklawy cywilizacji na nuklearnym pustkowiu, pełne rolników i rzemieślników mimo wszystko jakoś prosperują, czasem handlując między sobą, czasem tocząc kolejne bezsensowne konflikty. Życie trwa dalej. Z grubsza w takim świecie osadził Miroslav Żamboch swoją najnowszą wydaną w Polsce powieść – oto „Zakuty w stal”.

Głównym bohaterem powieści jest Matyas Sanders, mechanik z małej wioski, którego kłopoty zmusiły do wyruszenia w świat w towarzystwie najbardziej znanej kompanii najemniczej powojennego świata. Jej znakiem rozpoznawczym jest czołg – chluba kapitana, ogromna maszyna pamiętająca czasy sprzed zagłady, naszpikowana śmiercionośną bronią i zaawansowanymi systemami wspomagającymi walkę i zwiad. Rozsypujący się rupieć już dawno zapomniał lata świetności, a połowa fantastycznych zabawek ukrytych w jego trzewiach nie działa, wciąż jednak pozostaje zabójczą bronią i nie lada atutem w rękach nielicznej grupki żołnierzy fortuny. Nic więc dziwnego, że załoga stalowego potwora zostaje wynajęta do diabelnie niebezpiecznego zadania: eskorty kupieckiej karawany, pędzącej niemal na drugi koniec znanego świata. Karawany, którą wszyscy wokół – nawet zbuntowane maszyny – są zdecydowani dopaść za wszelką cenę... 

Powyższy skrót fabuły może sugerować, że „Zakuty w stal” jest jak „Na ostrzu noża”, tylko że zamiast magicznej katastrofy, która odmieniła świat na zawsze, były zupełnie niemagiczne atomówki. Tak naprawdę jednak, chociaż istnieją podobieństwa, „Zakutego w stal” czyta się zupełnie inaczej. To powieść science fiction o twardych najemnikach i ich wspaniałym czołgu, owszem, jednak jak na coś pasującego do tego opisu, akcja rozwija się tu dość powoli, by nie rzec – ślamazarnie. Kolejne dni w drodze mijają powoli, monotonnie, beztrosko niemal: za dnia jasne, służba, a na służbie zdarzają się wypadki i zagrożenia, ale w końcu konwój zalicza nocny postój, rozstawiane są sensory, a w obozie rozkwita życie towarzyskie. Do tego stopnia, że jeszcze na półmetku książki miałem wrażenie, że to tak naprawdę romans w post-atomowym świecie – chociaż już na samym początku dość dobitnie zostaje ukazana tajemnica, która będzie przedmiotem głównego wątku (konwój przewozi coś ważnego – ale co?), Sanders nie za bardzo się tym przejmuje, zamiast tego spędzając godziny wolne od służby na bajerowaniu córki kupca, którego obiecali ochraniać kamraci mechanika. Z czasem jednak wyjaśnia się ciut więcej, a i akcja nabiera trochę tempa, apogeum osiąga jednak dopiero na ostatnich kilkudziesięciu stronach. 

Z jednej strony to dobrze, z drugiej nie do końca. Żamboch całkiem dobrze opisał, jak mogłoby wyglądać życie w świecie dalekiej przyszłości, gdzie zdarzyła się wojna atomowa, ale ludzkości udało się niepewnie podnieść z gruzów. Przedstawia go w sposób niezwykle pełny, z dużą dbałością o szczegóły. Dzięki niej monotonna codzienność podróżującej przez pustkowia karawany zaprezentowana jest tak, że budzi mocny pozór prawdopodobieństwa, podawanie czytelnikowi informacji o świecie i jego historii poprzez prowadzone przez bohaterów rozmowy wypada naturalnie, zaś bohaterowie, nawet ci opisani szczątkowo, mają w sobie coś, co sprawia, że myśli się o nich jako o żywych ludziach. Z drugiej strony cierpi na tym tempo, a wraz z tempem – poczucie, że bohaterom coś zagraża. Postnuklearny świat jest miejscem niebezpiecznym, zwłaszcza wtedy, kiedy grasują po nim niedobitki zbuntowanych maszyn – ja jednak takiego wrażenia nie odnosiłem ani przez chwilę, nawet w finale, gdy sytuacja, w której znaleźli się protagoniści, wyglądała na kompletnie pozbawioną dobrego wyjścia. 

Nie znaczy to, że „Zakutego w stal” nie czytało mi się dobrze. Przeciwnie – to przyjemna, klimatyczna lektura dla fanów postapokalipsy, jednak nosząca znamiona typowe dla stylu Żambocha. W dowolny, nieuporządkowany sposób miesza się tutaj military science fiction, postapokalipsa, powieść drogi, obyczajówka i przygodówka, a jeśli choć na chwilę odnosisz wrażenie, że coś nie pasuje do reszty, najlepszym sposobem jest czytanie dalej – bo prędzej czy później wszystko wskoczy na właściwe miejsce. Siedemset stron mija zaskakująco szybko i pozostawia nawet pewien niedosyt – a to znaczy, ze chyba warto rzucić okiem. 

Dane ogólne: 
Tytuł: Zakuty w stal 
Autor: Miroslav Żamboch 
Wydawnictwo: Fabryka Słów 
Rok wydania: 2017 
Liczba stron: 711

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: