wtorek, 15 maja 2018

„Gryfony. Znak Gryfa” Michael Peinkofer

Kto z nas nie marzył o jakimś nagłym zdarzeniu, które przerwałoby codzienną monotonię i odmieniło nasze życie? List z Hogwartu, odkryte w szafie przejście do Narnii, wizyta starego czarodzieja, a może… odkryty w miejscowym antykwariacie tajemniczy artefakt? Wszystko to już znamy, ale czy odkrywanie tych motywów na nowo jest choćby odrobinę mniej ekscytujące niż na początku? Dla młodszych i starszych, tych, którzy zachowują gdzieś głęboko w sobie nadzieję, że kolejna napotkana specyficzna formacja skalna będzie wrotami do innego świata, w którym napotkać można magiczne istoty, elfy, czarodziejów, a nade wszystko – przygody, wciąż pisane są nowe książki, mające choć na chwilę oderwać czytelnika od szarej rzeczywistości. Z tego powodu też z chęcią sięgnęłam po „Gryfony. Znak Gryfa” Michaela Peinkofera, które przyciągnęły mnie już samą bajecznie kolorową okładką – zobaczmy więc, czy treść była tak samo dobra, jak jej oprawa.

Melody Campbell jest uczennicą, którą trapi większość problemów mogących wystąpić w tym wieku. Odróżnia się od rówieśnic wyglądem, sposobem ubierania się, a także stanem majątkowym, który jest nie za ciekawy. Jedyną jej rodziną jest babcia Fay, właścicielka małego, pamiętającego dawne czasy pensjonatu Stone Inn. Niestety, tak jak hotelik jest solą w oku miejscowego potentata, który ma własne plany co do ziemi, na której leży, tak sama Melody wydaje się wyjątkowo przeszkadzać córce wspomnianego pana, Ashley, która prześladuje ją w szkolnych murach.  Czy jest jakaś szansa na poprawę tak trudnej sytuacji? W dzień urodzin dziewczyny, w trakcie ucieczki przed kolejnymi przejawami agresji ze strony Ashley, Melody trafia do antykwariatu pana Clue. Ten staruszek, zresztą dobrze jej już znany, pamiętając o ważnej dacie, oferuje jej dowolny przedmiot ze swojego sklepu. Dziewczyna wybiera znaleziony przypadkiem pierścionek z dziwnymi znakami. Nie wie jeszcze, jak wiele zmieni w jej życiu specyficzna moc w nim ukryta...

Książka rozpoczyna się jednak dramatyczną sceną spotkania dwóch wojowników – jednego, dosiadającego gryfa i drugiego, którego wierzchowcem jest smok. Rozmowa, która miała zakończyć waśń pomiędzy oboma Rycerzami przestworzy okazała się jednak podstępem – gryf i jego pan zginęli w pożodze smoczego oddechu. Jak to ma się do naszej młodej bohaterki? Nietrudno się domyślić, iż pierścień ma wskazać jej drogę do przeznaczenia, które nie do końca jest z tego świata. A może jednak z tego, tylko w historii nie wszystko udało się zapisać?... Opowieść antykwariusza, wydającego się posiadać pewną wiedzę o artefakcie, który otrzymała w urodzinowym prezencie Melody, sugeruje właśnie takie rozwiązanie. Co to jednak oznacza dla rzeczywistości, która w „Gryfonach” przypomina nam współczesną? O tym trzeba już przeczytać samemu.

„Znak Gryfa” i kolejne części serii, bo na jednym się nie kończy, to zdecydowanie książki dla młodszego czytelnika. Zawiera ona problematykę dotykającą dzieci w trakcie nauki szkolnej, opowiada o trudnościach spotykających osobę wyróżniająca się, nieakceptowaną, wskazuje na problem z otoczeniem, które nie reaguje, kiedy jednostka jest prześladowana, samotności, ale też bezgranicznym zaufaniu, jakim można obdarzyć nieliczne tylko osoby, wreszcie: o pokonywaniu swoich słabości w walce o lepsze jutro. Melody ma bowiem o co walczyć, nie będzie w tych zmaganiach też osamotniona, chociaż prócz problemów doczesnych i codziennych zrzuca się na jej barki także te, które przez długi czas skrywały się w mrokach dziejów. 

Pomimo tak ustalonej grupy wiekowej muszę przyznać, że przy czytaniu bawiłam się całkiem nieźle. Historia skonstruowana przez Michaela Peinkofera nie jest naiwna ani banalna, problemy przedstawione w niej są poruszające głębokie i w jakiś sposób bliskie, ani przesadnie dramatyczne, ani spłycone. Otoczka fantastyczna, zwłaszcza sceny opowiadające o Jeźdźcach Przestworzy, jest intrygująca, a całość przypomina nieco „Niekończącą się historię” Michaela Endego, choć pisaną z mniejszym rozmachem. No właśnie… jest jedna rzecz, której w „Gryfonach” zabrakło. Mowa o warstwie opisowej, która jest uboga i przedstawia się stanowczo za prosto, by możliwe było odpowiednie zbudowanie klimatu opowieści. Autor nie bawi się w stopniowanie napięcia, w ogóle nie podejmuje takiej próby, zamiast tego po prostu informując czytelnika o tym, co się zdarzyło (przykład: Melody sięgająca po pierścień w antykwariacie. W ramach wyjaśnienia takiego wyboru stwierdziła jednym, krótkim zdaniem, iż ją przyciągał, jednak w żaden inny sposób nie zostało to przyciąganie pokazane. Tak przedstawione, brzmi to niestety jak wymyślona naprędce wymówka, nie zaś zdarzenie podszyte magią). Być może jednak młodszy czytelnik nie zwróci na to uwagi.

„Gryfony” polecam rodzicom, którzy chcą wprowadzić swoje pociechy w świat fantastyki i nie stronią od klasycznych fabuł. Odpowiednio subtelne nakreślenie szkolnych problemów z zaznaczeniem wagi, jaką posiada więź z rodziną i przyjaciółmi w czasie, gdy dzieje się źle, stanowczo działa na korzyść książki, podobnie jak magiczna otoczka z nutą rywalizacji i odpowiednim przedstawieniem negatywnych efektów, jakie niesie za sobą nieuczciwość. „Gryfony” to bajka operująca utartymi schematami, jednak przedstawiona w urokliwy, choć prosty sposób. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Adamada i księgarni czytam.pl
„Gryfony” są do kupienia pod tym linkiem.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Im Bann des Greifen
Autor: Michael Peinkofer
Wydawnictwo: Adamada
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 216

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: