wtorek, 13 marca 2018

„Magia ukryta w kamieniu” Katarzyna Grabowska - recenzja przedpremierowa

Motyw podróży w czasie, przemieszczania się ze współczesności w realia bliższe średniowiecznym, bądź w ogóle do światów wyimaginowanych, występował w popkulturze na przestrzeni ostatnich lat bardzo często. Trudno się temu dziwić – ile razy bowiem sama, jako przeciętna czytelniczka odnajdująca się najlepiej w tematyce fantasy myślałam, że lepiej byłoby mi tam, wśród dam, rycerzy, elfów, magicznych istot i praw tyleż prostszych, co o wiele bardziej urokliwych? Rzeczywistość nie rozpieszcza, ale należałoby pewnie wspomnieć, że tamtejsza, średniowieczna czy też quasi-średniowieczna, też do najpiękniejszych nie należała. I to nie tylko dla tych najbiedniejszych… No dobrze, ale nie o tym miało być, a o nowej książce Katarzyny Grabowskiej pod tytułem „Magia ukryta w kamieniu”, która ukaże się czternastego marca nakładem wydawnictwa Videograf. I w niej zastosowano podobny motyw, co może wywołać mieszane uczucia na początku lektury. Czy jednak można przez to uznać ją za wtórną i banalną? Zdecydowanie nie.

Julia została postawiona przed faktem dokonanym. Ta nienawidząca zmian porządnisia musi bowiem zrezygnować z pieczołowicie zaplanowanych wakacji na Costa Brava, by w zamian pojechać na wieś, a tam zająć się chorującą na serce babcią. Inni pracują, są zabiegani, nie mają czasu… czas ma Julia, w końcu to tylko wakacje. Cóż, ona sama myśli nieco inaczej, a do domku starszej pani dociera w nie najlepszym nastroju… Który jednak ulatnia się po pierwszym kontakcie z dawno niewidzianą, przekonaną o swojej nieważności i kłopotliwości krewną. Kochana babcia, tak typowa w swojej babciowości, ma jednak w zanadrzu kilka sekretów i opowieści z młodszych lat, które dla zafiksowanej na chwili obecnej Julii będą jak powiew świeżości. Tym bardziej, że niedaleko pomieszkuje pewien starszy pan, będący dawnym ukochanym pani Antoniny… i powiernikiem innych jej tajemnic, które jednak chętnie, przy przypadkowym, zdawałoby się, spotkaniu, przekaże wnuczce swej młodzieńczej miłości. Korzystając z chwili nieuwagi starszej pani Julia wymyka się na opisywaną przez Mateusza polanę, by odnaleźć kamień, którego dotknięcie… przeniesie ją do zupełnie innego świata.

Nie ukrywam, że początek, pomimo tego lekkiego, swojskiego, wiosennego niemal klimatu polskiej wsi, nie jest szczególnie zachęcający. Warto jednak zachwycić się jego statycznością, bo szybko się kończy, by wrzucić czytelnika w wir wydarzeń. Julia za sprawą sił, których natury jeszcze nie zna, przenosi się do Burii – królestwa, w którym chmury na zawsze zasnuły niebo, a ludzkość żyje w strachu przed ciemnymi mocami, których działanie ściągnęło na nich nieszczęście. Nowoprzybyła zaś, zdezorientowana, przeganiania przez miejscowych, którzy się jej obawiają, nie jest tam wcale mile widziana… nawet kiedy trafia na grupę rycerzy, wyraźnie nie pierwszy raz mających do czynienia z kimś aż tak im obcym. No, tu dopiero się zacznie…

Oczywiście nie dało się uniknąć zabawy z „magicznymi” przedmiotami, które nasza międzyświatowa turystka zabrała ze sobą, w tym zapałkami i latarką. Stawia ją to z improwizowanej tożsamości „dobrej czarodziejki” na pozycji dworskiej kuglarki. Prawdziwa próba jednak dopiero przed nią… Tym, co pomoże jej wydobyć się z patowej sytuacji, jednocześnie narażając na gorącą niechęć niektórych (na przykład miejscowego medyka), będzie wiedza położnicza. Problemem pozostaje jednak to, że w Burii bywali już jej podobni, pozostawiając po sobie jedynie nieszczęścia. Czy Julia będzie w stanie sprawić, że w krainie znów zaświeci słońce, a jej mieszkańcy wyswobodzą się ze strachu przed powrotem złych sił? To zadanie wydaje się trudne, ale od czego są towarzysze…

Do czynników wzbudzających mieszane uczucia w „Magii ukrytej w kamieniu” dorzucić należy zachowanie głównej bohaterki w niektórych momentach. Naturalne jest, że zanim przywyknie do nowej sytuacji, wymknie jej się parę zdań, które narażą ją co najmniej na śmieszność… Julia zaś do wzorów opanowania nie należy. Współczesność wychodzi z niej w najbardziej nieodpowiednich momentach, zaś odmienna obyczajowość Burii, nakazująca wstrzemięźliwość i skromność zwłaszcza kobietom, mocno daje się jej we znaki. Trudno nie uśmiechnąć się z zażenowaniem, gdy przedstawia siebie jako dobrą czarownicę, jeszcze uważając zmianę warunków za żart, a później nie współczuć, gdy dociera do niej powaga sytuacji. Jedynym, co tak naprawdę nie leżało mi w jej zachowaniu, jest brak zdecydowania odnośnie mężczyzn. Całkowicie rozumiem fakt, iż w otoczeniu rycerzy jak żywcem wziętych z romansu trudno pozostać obojętnym (ja jestem całkowicie #teamweylin i nie rozumiem, co też Julia widzi w Hermanie), jednak to, jak szybko odmieniają jej się gusta (co zresztą sama komentuje, chociaż nieco bezrefleksyjnie, a szkoda), nie dodaje jej uroku. 

Co do innych bohaterów – jest dobrze. Zwracają uwagę oczywiście panowie, trzej dokładnie, z których każdy otrzymał od autorki odpowiednią porcję cech, zarówno tych wspólnych z resztą, jak i wyróżniających ich na jej tle. Nie są jednoznaczni, nawet medyk, który, chociaż zapiekły w swej niechęci do Julii, pokazuje czasami ludzkie oblicze, pozwalając się zrozumieć. To bardzo dobrze, bo wielokrotnie stawiane przed czytelnikiem sytuacje, w których musi on na nowo rozważyć, czy na pewno bohater uznany za dobrego takim jest, są czymś, co decyduje o pewnej trudno nazywalnej cesze książki – tym, czy utrzyma ona uwagę i zaciekawi na tyle, by po jej skończeniu chciał on od razu sięgnąć po kolejną część. Ale mamy też oczywiście postacie kobiece – starszą ochmistrzynię, bojaźliwą służkę i skromną, szlachetną Lavenę, które nawet na moment nie wychodzą z zadanych im ról, prowadzone konsekwentną i pewną ręką autorki. Och, jak chciałabym już wiedzieć, co dokładnie kryje się za milczeniem innej z pań…

„Magia ukryta w kamieniu” jest powieścią lekką, z nieco niepokojącą nutą przewijającą się gdzieś w tle. Z prostej opowieści przeradza się dość szybko w historię o poznawaniu na nowo własnej natury, przetrwaniu wśród pogłębiających się wciąż tajemnic, ludzkich pomyłkach wynikających z niewiedzy i strachu, które prowadzą do krzywd wyrządzanych niewinnym, a wreszcie – wychodzeniu z egoizmu i uczeniu się tej prawdziwej, głębokiej empatii. Wierzę, że przed Julią jeszcze wiele nie tylko w zakresie odnalezienia się w nowym nieznanym świecie, ale i w tym bardziej intymnym, wewnętrznym rozwoju, który musi się odbyć, gdy człowiek zostaje postawiony w sytuacji bez wyjścia. I wreszcie – czy po tym wszystkim, co przeżyła i widziała, będzie jeszcze zdolna do powrotu do szarej, współczesnej codzienności? A czy ja bym wróciła? 

Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu Videograf. Książka ukaże się pod patronatem medialnym bloga Kot w Bookach. 

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Magia ukryta w kamieniu
Autor: Katarzyna Grabowska
Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 544

2 komentarze:

  1. Dziękuję za recenzję mojej książki. Cieszę się, że uzyskała tak pozytywną opinię. Pozdrawiam i mam nadzieję, iż kolejne części odkryją wszelkie tajemnice z pierwszego tomu oraz być może zmienią postrzeganie bohaterów

    OdpowiedzUsuń
  2. "Magia ukryta w kamieniu" to powieść lekka, ale niesamowicie wciągająca. Pomysłowa fabuła sprawia, że trudno się od niej oderwać i z wielką fascynacją chce się przerzucać kolejne strony. Polecamy bardzo gorąco! :) Świetna recenzja!

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: