niedziela, 23 lipca 2017

„Opowieść podręcznej”, sezon pierwszy - wrażenia

Należałoby się na wstępie przyznać: rzadko zdarza mi się oglądać seriale. Mało któremu udaje się na tyle mnie zainteresować, żebym poświęciła czas jemu, a nie, na przykład, grze czy książce. W związku z tym tytuły, które zaczęłam i ukończyłam oglądać mogę nadal policzyć na palcach jednej ręki, nie znajdzie się też wśród nich wiele głośnych i powszechnie polecanych. Nad „Opowieścią podręcznej” zastanawiałam się długi czas - nie dlatego, że w jakiś sposób mnie odrzucała, ale i czas, i chęci jakoś się nie chciały ze sobą zgrać. W końcu, po kilku rundach poszukiwania opcji na oglądanie i obmacaniu książki w miejscowym Empiku, zdecydowałam się skorzystać tymczasowo z oferty Showmaxa i dać serialowi - i sobie - szanse. Wyszło z tego coś trochę jak na mnie nietypowego, bowiem po pierwszym odcinku i lekkim chaosie wrażeń w nocy po oglądaniu, niemal cały kolejny dzień poświęciłam na resztę, a więc moje obawy, że 14 dni próbnego oglądania mogą nie wystarczyć, zupełnie się nie sprawdziły. I po prostu musiałam podzielić się wrażeniami (zaspamowanego nimi Łotra z tego miejsca chcę serdecznie przeprosić [Drobiazg - DŁ]).

O co chodzi? Świat przedstawiony w serialu (mówię o serialu, bo książka jeszcze przede mną – tak, nie powinnam, ale tak wyszło!) to Ameryka w czasach przypominających poziomem technologicznym wiek dwudziesty, choć raczej nie jego końcówkę. W realiach serialowych ludzkość dotknięta została plagą bezpłodności – co tłumaczy się postępującym skażeniem środowiska i… karą boską. Dzieci, jeśli już uda się doprowadzić do ciąży, rodzą się martwe bądź zniekształcone, odsetek kobiet, które nadal są płodne i rodzą zdrowie potomstwo jest skrajnie mały. W kraju przejmuje władzę grupa, którą można określić mianem terrorystycznej – wprowadzają oni ścisłe restrykcje dotyczące obyczajowości, polityki, a szczególnie kobiet. Kobietom więc nie wolno czytać, ich rola została sprowadzona do kilku podstawowych funkcji: służącej, żony bądź… podręcznej. To właśnie podręczne są grupą „uprzywilejowaną”, o potwierdzonej płodności, i jako takie są właściwie własnością społeczeństwa. Przekazywane z rąk do rąk, trzymane w ryzach za pomocą brutalnych metod, są rytualnie zapładniane przez panów domu, by rodzić im dzieci.

Głowna bohaterka, June Osborne, była jeszcze niedawno zwykłą żoną i matką. Krótkie scenki retrospektywne ukazują ją jako osobę o skomplikowanej przeszłości, która jednak odnalazła się w roli matki kilkuletniej dziewczynki. Niewiele zwraca uwagi na wydarzenia rozgrywające się wokół niej. Wie coś o kryzysie, głodzie, problemach z dzietnością – gdy dowiaduje się, że jest w ciąży, jest przerażona – słyszała o tym, że statystyka urodzeń dzieci ze śmiertelnymi wadami wrodzonymi daje jej niewielkie szanse na to, by jej dziecko było zdrowe. Niespodziewanie traci pracę w wydawnictwie, a wraz z nią wszystkie inne pracujące tam kobiety. Jej konto bankowe zostaje zablokowane. Później widzimy sceny z protestów przeciwko nowemu, skrajnemu porządkowi – a wówczas pilnujący, którzy przypominają raczej armię, otwierają ogień do zgromadzonych tłumów. Przejście z normalnego, choć trapionego wieloma problemami społeczeństwa w totalitarne państwo policyjne skupione wokół jednej, niewielkiej grupy kobiet jest nagłe i robi wrażenie absurdalnego, niemniej jednak kolejne szczegóły, dawkowane stopniowo przed scenarzystów, powoli wyjaśniają, jak mogło dojść do czegoś takiego.


W serialowej Republice Gileadu – tym, co zostało z dawnych dumnych Stanów Zjednoczonych – June nosi już imię Freda (Offred) i należy do Komendanta Freda Waterforda, wysoko postawionego członka obecnego rządu. Całość ceremoniału mającego sprawić, iż podręczna zajdzie w ciążę, jest dokładnie przemyślana i umotywowana odpowiednimi cytatami ze świętej księgi (będącej okrojoną wersją Biblii) oraz… obrzydliwa i odczłowieczająca zarówno osoby biorące w tym udział, jak i sam akt. Nosi on wszelkie znamiona gwałtu, lecz widać, że cierpią na tym niemal wszyscy: zwłaszcza podręczna, będąca tutaj ofiarą w największym stopniu, ale również bezpłodna żona komendanta, zmuszona do słuchania raz w miesiącu opowieści biblijnej o żonie Jakuba, zazdrosnej o płodność innych kobiet, a następnie biernie uczestnicząca w akcie płciowym pomiędzy podręczną – leżąca na jej kolanach! – a mężem. To jest złe na tak wielu poziomach, że aż trudno to wyrazić.

Dziwne wydało mi się takie właśnie traktowanie jedynych płodnych kobiet w kraju. W większości dystopijnych wizji poruszających też tematykę zanikającej płodności postacie te stawia się na zgoła innej pozycji – są one gloryfikowane, dba się o nie jak o największy skarb i prowadzi walki o każdą jedną. Tutaj podręczna jest przedmiotem, liczy się tylko jedna jej funkcja, ogranicza się ją w skrajny sposób i tresuje do bezwzględnego posłuszeństwa pod groźbą okaleczenia i śmierci. Podręczne tworzą też małą, zamkniętą społeczność, która może komunikować się między sobą, ale w niewielkim stopniu. Zawsze chodzą parami – dla bezpieczeństwa, ale June tłumaczy to obowiązkiem kontrolowania tej drugiej, by nie zrobiła czegoś głupiego; rozmawiają o pogodzie lub zakupach, wypowiadając wciąż te same formułki pod czujnym okiem często widywanych na ulicach żołnierzy. Wizja taka ma jedną podstawową wadę – złe traktowanie kobiety, po której oczekuje się szybkiego urodzenia zdrowego potomka, nie ma najmniejszego sensu. Pozycja podręcznych stwarza ogromne pole do nadużyć (które zresztą są karane, ale nie wszystko przecież widać), są one bite i poniżane. Dlaczego bić kobietę, która może być w ciąży i narażać tę tak cenną zdolność do rodzenia? Wydawać by się mogło, że ze wszystkich możliwych wybrano najbardziej uciążliwy i niekorzystny sposób na zapewnienie ciągłości gatunku – ale dajmy temu szanse jeszcze się rozwinąć.


Serial ukazuje kobiety, które jeszcze do niedawna prowadziły względnie normalne życie, po czym odebrano im dzieci, zabito mężów i sprowadzono do roli przedmiotu. Nic więc w tym dziwnego, że posiadają nadal buntowniczego ducha. Wszelkie przejawy buntu są jednak tłumione krwawo (widok podręcznej bez oka, dłoni czy z innymi śladami okrutnych praktyk nie jest tak rzadki – do rozmnażania oczy ani dłonie potrzebne nie są! – ma sens, jeśli chodzi o zapewnienie posłuszeństwa, ale nadal…). Możemy jednak przewidzieć, że jakieś plany w kierunku - może nie zmiany obecnego systemu, ale ucieczki z niego - będą tworzone i realizowane. Podręczne też bywają świadkami sądów we własnym gronie i wykonują wyroki – pada przykład mężczyzny, który przez gwałt na jednej z nich doprowadził do tego, iż poroniła, a który zostaje wręcz przez nie rozszarpany żywcem. Obraz agresji i okrucieństwa, jakie wtedy wyzwala się z uciemiężonych kobiet, jest przerażający, ale nadal – zrozumiały. To jedyny moment, w którym mogą zemścić się na kimś, kto je skrzywdził.

Najbardziej szokującą postacią w pierwszym sezonie jest Janine. To na jej przykładzie pokazano całą celebrację porodu. To w końcu pani domu ma być matką, podręczna tylko zastępuje ją w roli noszącej dziecko. Ta pantomima porodu, będąca dalszym ciągiem wspomnianego motywu (biblijna służąca Racheli rodząca dziecko na jej kolanach) pokazuje, jak wiele dzieli podręczne i żony, a także jak cierpi przy tym psychika podręcznej. Janine zniosła czas spędzony w Czerwonym Centrum (Red Center, „szkoła” zmieniająca zwykłe kobiety w podręczne) najgorzej – z początku najbardziej buntownicza, szybko doznała załamania i nigdy nie wróciła do zdrowych zmysłów. Moment porodu wydaje się być jednym z niewielu, kiedy myśli racjonalnie – ale, obserwując panią domu, która tuli jej nowo narodzoną córkę, przyjmując gratulacje gości i nadając dziecku imię, osuwa się w rozpacz jeszcze bardziej. Musi tam jednak spędzić jeszcze trochę czasu, aż do momentu, gdy odstawi dziecko od piersi – a potem oddać się do użytku kolejnej rodzinie. O dziwo, ta wykazuje się o wiele większą dozą empatii. Niestety, dla Janine jest za późno. A wszystko to tuż po scenie, w której Ciotka Lidia (Aunt Lydia – opiekunka, nauczycielka i najokrutniejszy kat w jednej osobie) stwierdza, iż Janine jest silniejsza, niż się innym wydaje…


Zaszokowała mnie postać Sereny Joy, żony Komendanta Waterforda. To była kobieta sukcesu, aktywistka pisząca książki na temat pogarszającej się sytuacji społecznej, interesująca się szczególnie kwestią płodności i poszukująca sposobu na rozwiązanie problemu skrajnie ujemnego przyrostu naturalnego. Powiedziane zostało wprost, że i ona czynnie uczestniczyła w tworzeniu nowego systemu. O czym wtedy jednak myślała? W pewnym momencie męska część tworzącego się rządu blokuje jej udział w zebraniu. Czy naprawdę sądziła, że pozostanie na specjalnej pozycji, że nowe prawa, tak nieprzyjazne kobietom, nie zwrócą się przeciwko niej? Wypowiadana przez nią sentencja o konieczności poświęcenia mniejszej grupy dla dobra ogółu wydaje się być ponurym żartem i przykładem krótkowzroczności. A będzie jeszcze gorzej – widać to szczególnie w scenie, w której Freda błaga o pomoc ambasadorkę Meksyku i otrzymująca odpowiedź, że nic z tego, bo w ich kraju od lat nie urodziło się ani jedno dziecko. A więc: dobro ludzkości ponad wolnością jednostki.

W całej gamie bohaterów „Opowieści podręcznej” próżno szukać postaci o jednoznacznym charakterze. Nie ma tu ludzi dobrych – każda z podręcznych ma za sobą nie najlepszą przeszłość, chociaż traci to znaczenie w odniesieniu do ich obecnej sytuacji. Serena Joy z osoby wygłaszającej peany na cześć poświęcenia Fredy i sprawiana wrażenia kogoś ciepłego, i pełnego zrozumienia, przechodzi w pełną wściekłości harpię, gdy dowiaduje się, że Freda nie jest w ciąży. Ciotka Lidia, chociaż jest ukazana jako osoba nie stroniąca od okrucieństwa i ściśle trzymająca się wytycznych systemowych, wydaje się mieć odrobinę serca dla swojej uciemiężonej (również przez siebie) trzódki. Trudno tu mówić o jakiejś sympatii do tej postaci, ale momentami wydaje się, że wszystko, co robi, robi z konieczności i dla specyficznie pojętego dobra podręcznych (które za nieposłuszeństwo czekają przecież tortury i śmierć), nie zaś z przekonania. Boli mnie to, bo zapewne skończy jak większość tego typu postaci – tuż przed śmiercią pokazując, że przez cały czas była tą dobrą. Oni wszyscy pokazują różne oblicza, przedstawione lepiej lub gorzej, ale nadal nie pozwalające do końca określić ich ostatecznej przynależności do strony dobrej lub złej.


Mam lekki problem z grą aktorską w przypadku niektórych postaci. Szczególnie boli mnie tu Yvonne Strahovski (Serena Joy Waterford), która doskonale sprawdza się w roli statecznej pani domu, pięknej i pełnej godności, jak również wówczas, gdy jest jeszcze kobietą aktywnie działającą przy tworzeniu nowych praw i norm. Zupełnie nie wychodzą jej za to sceny, w których się złości, a ma ich kilka. Furia po utraconej nadziei na dziecko (spóźniająca się miesiączka Fredy i początki – przedwczesne – dekorowania pokoju dziecięcego, a następne informacja o tym, że, niestety, nic z tego) w jej wykonaniu jest niesamowicie sztuczna, Strahovski wykrzywia się i krzyczy, ale daleko temu do wiarygodnego wzburzenia. Joseph Fiennes (Komendant Waterford) jest zaś aktorem jednej miny – nie zmienia wyrazu twarzy ani na jotę przez wszystkie dziesięć odcinków. Najlepiej wypadła tutaj Madeline Brewer (Janine), wyjątkowo przekonująco grając mimiką, ciałem i głosem, oddając perfekcyjnie zmienne nastroje niestabilnej psychicznie podręcznej. Nie polubiłam się za to z muzyką – wykorzystano tu utwory popularne, które nie zawsze współgrają z nastrojem chwili, czasem łamiąc powagę sytuacji i sprawiając, że całość brzmi jak głupi żart – co jest tu zdecydowanie niewskazane. Mam nadzieję, że w kolejnym sezonie będzie lepiej.

„Opowieść podręcznej” wciąga – pomimo tak okrutnej i brutalnej wizji świata. Jest coś fascynującego w obserwowaniu, jak najbardziej uciemiężona grupa kobiet, odczłowieczonych bardziej niż się to w koszmarnych snach mogło śnić komukolwiek, nie traci ducha walki. Są pierwszym pokoleniem, pamiętają swoje dawne, w miarę normalne życie. Czy im się uda, czy znajdą sposób na pokonanie mas wroga bądź na ucieczkę? Czy jest jeszcze dokąd uciekać? Nie pokuszę się o odniesienia do realnej sytuacji politycznej czy społecznej świata – wiele osób zrobiło to już dawno, nie ze wszystkimi się zgadzam, a zwłaszcza nie z tymi, którzy mówią o tym, jak o „wizji proroczej” – niemniej jednak zadziwia mnie to, jak równo rozdano ciosy. Oberwało się tam praktycznie każdej grupie społecznej: wierzącym, ateistom, lekarzom(!), homoseksualistom, feministkom, konserwatystom, a nawet… rodzicom adopcyjnym. Wszystkich ukazano jako mających wady i popełniających błędy, każdemu zgotowano paskudny los (nawet ci „uprzywilejowani obrońcy wiary” nie są tu nietykalni). Dziesięć odcinków to niewiele, ale na kolejne trzeba czekać aż do przyszłego roku. Czy obejrzę? Jasne, ale wtedy będę już zaznajomiona z książką. Bójcie się, scenarzyści!

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Handmaid's Tale
Producent: MGM Television, White Oak Pictures, The Littlefield Company oraz Daniel Wilson Production, Inc.
Data premiery: kwiecień 2017
Źródło: Showmax

5 komentarzy:

  1. Jak mała feminisia wyobraża sobie ten straszny patriarchat...

    OdpowiedzUsuń
  2. Seriale jakoś mnie nie pociągają, ale tym jestem zainteresowana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, mnie też nie. "Opowieść podręcznej" jest trzecim czy czwartym w ogóle, które zdecydowałam się obejrzeć. Chociaż trzeba mieć trochę mocnych nerwów.

      Usuń
    2. Jestem bardzo ciekawa tego serialu. W ostatnim czasie dużo się o nim mówi, chciałabym się przekonać osobiście co do jego wartości. Jednak mam problem z czym zapoznać się jako pierwszym. Książką czy filmem. Troszkę się boję, ze po obejrzeniu ekranizacji powieść straci dla mnie na atrakcyjności dlatego nadal się wstrzymuję. Niestety na lekturę w tym momencie brak czasu.
      Pozdrawiam
      http://zmojejbiblioteki.blogspot.com/

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: