Wraz ze wzrostem zainteresowania opinii publicznej kwestiami zdrowia
zwierząt domowych coraz częściej słyszy się dziś narzekania na
pogarszającą się formę naszych czworonogów. Przyczyn takiego
stanu rzeczy dopatrywano się w wielu czynnikach –
zanieczyszczeniach środowiska, trybie życia, a także niewłaściwej
diecie. Próbą rozwiązania ostatniego z wymienionych problemów
jest dieta BARF – temat recenzowanego dziś poradnika. Oto przed
wami „Kot na diecie BARF” Małgorzaty Olejnik.
Co to jest BARF i z czym
się to je? Najprostsze wyjaśnienie to rozwinięcie skrótowca –
Biologically Appropriate Raw Food, czyli biologicznie odpowiednia
żywność surowa. To sposób żywienia zwierząt domowych polegający
na rezygnacji z rozpowszechnionej na ogromną skalę suchej karmy na
rzecz surowego mięsa i kości. Dieta BARF stanowi próbę poprawy
ogólnego stanu zdrowia naszych czworonożnych pociech poprzez
odzwierciedlenie w ich jadłospisie warunków żywieniowych, jakich
doświadczają psowate i kotowate w naturze – czyli takich, do
jakich najlepiej przystosowały je miliony lat ewolucji. Zwolennicy
tego sposobu żywienia pośród jego zalet wymieniają lepszą
przyswajalność i różnorodność w stosunku do suchej karmy, w
większości uzyskiwanej z surowca roślinnego – podczas gdy
zarówno psowate, jak i kotowate są zwierzętami mięsożernymi.
Taką też argumentację – jednak nie tylko taką – przeczytać
możemy w książce Olejnik.
Poradnik podzielony
jest na szesnaście tematycznych rozdziałów omawiających
problematykę takiej
diety. Począwszy od ewolucyjnych
przystosowań kotów do polowania i żywienia
się surowym mięsem, poprzez rolę biologiczną różnych składników
pokarmowych, które w niedomiarze występują w suchej karmie, a w
odpowiedniej ilości w mięsie i kości, wyliczenie najpowszechniej
popełnianych błędów w stosowaniu takiej diety, rzeczone omówienie
sprawia wrażenie dogłębnego. Autorka rozprawia się z powszechnymi
mitami związanymi z BARF, a wreszcie radzi, jak samodzielnie
przygotować posiłki według zaleceń diety — i jak oswoić kota z
nową formą jedzenia.
Rozdziały poświęcone
przystosowaniom kotowatych do polowania oraz składnikom pokarmowym
najważniejszym w diecie stanowią dobrej jakości tekst
popularnonaukowy. Zaserwowana w nich informacja jest trafna i zgodna
ze stanem faktycznym, a jednocześnie przedstawiona w przystępny
sposób nawet dla czytelnika, który jest nieco na bakier z naukami o
życiu. Poradnik ma łatwą do przyswojenia formę, czyta się go bez
wysiłku, a zastosowanie się do zamieszczonych w nim rad nie powinno
nastręczać trudności żadnemu kociemu opiekunowi – odpowiedni
bilans diety znacznie ułatwiają zawarte w poradniku obszerne tabele
wartości odżywczych rozmaitych produktów, jakich możemy użyć do
przygotowania posiłków. Poradnik bez wątpienia stanowił próbę
całościowego ukazania problemu i wiele wysiłku włożono w jego
przygotowanie w taki sposób, aby czytelnik nie musiał dalej szukać
potrzebnej mu informacji.
Zaniepokoiło mnie coś
innego. Dietetyka jest poważną nauką, jako że niewłaściwy
sposób odżywiania może przynieść wiele szkód, a zważywszy na
tonę bzdur krążących w sieci, których z roku na rok wydaje się
przybywać, z trudem przychodzi odróżnienie informacji prawdziwej
od fałszywej, jeśli nie pochodzi ona z pewnego źródła. Tymczasem
w „Kocie na diecie BARF” fachowa, naukowa literatura cytowana
jest w tylko jednym miejscu... Wtedy, kiedy autorka wywodzi, jak to
źli naukowcy znęcają się nad biednymi zwierzakami celem
opracowania paskudnej, niezdrowej masowo produkowanej karmy – jako
przykłady różnych rzekomych tortur, jakim poddawano zwierzęta w
czasie eksperymentów. Doświadczeniom na zwierzętach można się
sprzeciwiać, oczywiście, z przyczyn etycznych – jednak bez
względu na to osoba, która zajmuje się nauką powinna rozumieć
ich istotną przecież rolę w postępie. Co ciekawe, żadna z
cytowanych prac nie pochodzi z czasopism wydanych po roku 2000. Poza
tym jednym przypadkiem źródłami literaturowymi nie poparto żadnej
ze stawianych w poradniku tez. Co i rusz pojawiają się też
wzmianki o tym, jak to rzekomo weterynarze krytykują dietę BARF –
zdaniem autorki najważniejszym powodem jest to, że zdrowe zwierzęta
oznaczają brak klientów. Przejawia ona też negatywny stosunek do
innych zdobyczy nauki – takich jak choćby żywność GMO,
powszechnie akceptowana w środowiskach akademickich jako zjawisko
nawet jeśli nie od razu korzystne, to przynajmniej nieszkodliwe.
Ogólny wydźwięk poradnika nie wzbudził więc mojej sympatii –
nie można zajmować się rzeczami tak złożonymi i obarczonymi
takim ryzykiem śmiertelnego błędu jak weterynaria bez uprzedniego
przygotowania. O takie natomiast ciężko, jeśli literaturę naukową
przegląda się wyłącznie pod kątem znalezienia haka na
konkurencję...
Nie odmawiam wiedzy
autorce „Kota na diecie BARF” – sam nie wiem dostatecznie dużo,
aby móc należycie ocenić poprawność jej zaleceń – jednak ja,
człowiek przezorny, wiem, że nie należy wierzyć we wszystko, co
się przeczyta, zwłaszcza jeśli chodzi o informacje z zakresu
medycyny, weterynarii i dietetyki, zwłaszcza jeśli wygłaszająca
sądy osoba nie popiera ich specjalistycznymi źródłami - dlaczego redakcja książki nie zwróciła na to uwagi? Jakikolwiek tekst choć odrobinę
aspirujący do miana naukowego nie jest nic wart bez możliwości
odniesienia go do ogólnego stanu wiedzy, a więc bez choćby spisu
użytych publikacji. O ile sam mogę to ocenić przez pryzmat własnej,
niekompletnej wiedzy, dieta BARF może mieć dobroczynne właściwości
– byłbym jednak daleki od zalecenia ślepej wiary w treść tego
poradnika. My, ludzie, mamy własny rozum, a przez to nasze błędy i
wypaczenia są tylko i wyłącznie naszą winą – jednak nasze
zwierzęta są bezbronne, zdane tylko i wyłącznie na wiedzę i
dobre intencje swoich właścicieli. Jeśli więc planujesz
przechrzcić swojego kociaka na BARF, drogi czytelniku, proszę cię
o jedno – zamiast posiłkować się wyłącznie tym poradnikiem,
samodzielnie zweryfikuj jego rzetelność z odpowiednimi źródłami
naukowymi. Dla dobra swojego ulubieńca.
Dane ogólne:
Tytuł: Kot na diecie BARF
Tytuł: Kot na diecie BARF
Autor: Małgorzata Olejnik
Wydawnictwo: Grupa
wydawnicza Helion/Wydawnictwo Septem
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 209
Faktycznie, jeśli za tekst nie bierze się spec i dodatkowo wewnątrz nie ma odniesień do lit. naukowej to... trochę lipnie. Wolałabym swojego weterynarza się spytać po prostu.
OdpowiedzUsuńTak nakazuje rozsądek. Cecha, jak się wydaje, coraz bardziej w zaniku.
UsuńMój kot sam zdobywa jedzenie ;) czasem jak jakieś mięso spadnie ze stołu to sie skusi. Ale to raczej takie stworzenie podwórkowe jest , do domu przychodzi tylko jak jest burza ;) myśle ze masowo produkowana karma wywołałaby u niego ... proszę wpisać jak wygodnie . Podoba mi sie Twoja recenzja. Drobiazgowa, wnikliwa i bezstronna. Blog dodaje do obserwowanych i zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytankanadobranoc.blogspot.ie
Dziękuję za słowa otuchy.
UsuńTo prawda, książka nie jest za bardzo warta zaufania. jedyny z niej pożytek, to jak już dobrze ogarniesz BARF, to można się z niej pośmiać.
OdpowiedzUsuńHm. Czyyyli muszę teraz koniecznie zgłębić tematykę BARFu. Chociaż się wtedy pośmieję - a dopóki co straciłem jeden cenny wieczór i nic z tego nie miałem. :/
Usuń