„Jestem taki szczęśliwy, bo dzisiaj znalazłem przyjaciół –
są w mojej głowie”, śpiewał Kurt Cobain. I chociaż wydaje się
to być radosne, gdy ująć rzecz w ten sposób, jest poważnym
problemem, kiedy zaczynasz słyszeć głosy nakłaniające cię do
robienia różnych rzeczy, często takich, o które sam byś się nie
podejrzewał. Jeśli głosy dodatkowo wizualizują się w formie
osób, które zauważasz tylko ty sam, jesteś na najlepszej drodze
do zamieszkania w przytulnym pokoju wyłożonym białą gąbką, na
tyle dużym, by pomieścił wszystkich twoich przyjaciół. To jest,
chyba że jesteś bajecznie bogaty. Wtedy to i wiele innych drobnych
dziwactw spokojnie ujdzie ci na sucho – jak bohaterowi „Legionu”,
minipowieści Brandona Sandersona, pod której tytułem kryją się
tak naprawdę dwa długie opowiadania (znamienne, prawda?).
Stephen
Leeds jest prywatnym detektywem, w dodatku piekielnie dobrym – do
tego stopnia, że może sam wybierać sobie zlecenia, których się
podejmuje. Jego kluczem do sukcesu okazała się niewiarygodna
zdolność błyskawicznego uczenia się nowych rzeczy. Jak każdy
geniusz jednak, także Stephen ma swoje dziwactwa – największe z
nich objawia się potrzebą racjonalizowania sobie swoich niezwykłych
zdolności, a robi to poprzez... wyobrażanie sobie zespołu
towarzyszących mu ludzi. Ci doradcy mają swoje własne osobowości,
obszary wiedzy, w których najlepiej się odnajdują, rodziny,
znajomych, a nawet... własne choroby psychiczne. Leeds jest
przywiązany do swoich halucynacji tak mocno, że w ogromnej wilii
utrzymuje nawet osobne pokoje dla każdej z nich. Jest to rozwiązanie
mocno tymczasowe – aspektów cały czas przybywa, kończy się
wolne miejsce tak w domu, jak i w głowie detektywa.
Niemała
sława śledczego sprawia, że pewnego dnia kontaktuje się z nim
przedstawicielka korporacji Azari
Laboratories. Monica, bo tak przedstawia
się kobieta, twierdzi, że udało im się stworzyć aparat
fotograficzny, który potrafi robić zdjęcia scen z odległej
przeszłości fotografowanego miejsca. Niestety, główny inżynier
odpowiedzialny za projekt uciekł z prototypem. Zadaniem Leedsa ma
być odbicie go – czy może raczej odzyskanie prototypu urządzenia,
którego właściwości mogą wywołać na świecie nielichą
burzę...
Opowiedziana
w „Legionie” historia jest dosyć prosta – to klasyczna
opowieść o prywatnym śledczym biorącym na siebie szemrane
zlecenie, które bardzo szybko okazuje się być czymś zupełnie
innym, niż się z początku wydaje – choć ma po drodze parę
ciekawych, zaskakujących zwrotów. Jednak to nie dla fabuły powinno
się „Legion” czytać – ten jest bowiem istnym popisem, jeśli
chodzi o kreację interesujących postaci. To określenie mocno
umowne, skoro wszystkie są tak naprawdę częściami jednej osoby,
jednak tym, co naprawdę czyni lekturę świetną zabawą są właśnie
ich wzajemne spory o rację i uwagę Leedsa. Mamy więc Ivy,
neurotyczną (i trypofobiczną, ale twierdzi, że nad tym panuje.
Brr...) panią psychiatrę o bardzo analitycznym podejściu do ludzi
i ich motywacji. Na drugim biegunie jest J.C., z którym łączy ją
bardzo burzliwy związek – na przemian pałają do siebie
nienawiścią i pożądaniem. J.C. jest żołnierzem, byłym
członkiem SEAL-sów, maniakiem wszelkiej broni, impulsywnym
twardzielem o specyficznym poczuciu humoru, któremu bardzo trudno
przychodzi pogodzenie się z myślą, że jest tylko halucynacją.
Tobias to z kolei stary czarnoskóry profesor historii o statecznym
usposobieniu i uspokajająco brzmiącym głosie – zaś jego
najbardziej charakterystyczną cechą jest przekonanie, że
komunikuje się z nim Stan, uwięziony na orbicie astronauta...
Audrey, specjalistka od kryptografii, cierpi na dziwną odmianę
nerwicy, która nakazuje jej sądzić, że nie istnieje – a to, że
to prawda, jest tylko i wyłącznie zbiegiem okoliczności. Aspektów
jest, rzecz jasna, więcej, a każdy z nich bardziej niezwykły od
poprzedniego. Każdy z nich daje się polubić niemal natychmiast, a
czytając ich przekomarzanki, po prostu trudno się nie uśmiechnąć.
Co ciekawe, na tle wszystkich swoich aspektów sam Leeds wypada dosyć
blado – przynajmniej do momentu, kiedy poznamy trochę więcej
szczegółów z jego przeszłości.
Drugie
opowiadanie, „Legion: Pod skórą”, opiera się na podobnym
założeniu – ma jednak tę przewagę, że serwowane jest
czytelnikowi, który już zna założenia pierwowzoru, dzięki czemu
może w interesujący sposób rozwinąć temat niezwykłych zdolności
Leedsa. Również fabuła jest odrobinkę mniej banalna, nawet jeśli
pozostaje prosta – tym razem tematem jest niewielka firma
biotechnologiczna, której członkowie być może odkryli sposób,
jak użyć komórek jako nośnika danych. Ciało jednego z jej
założycieli zostało skradzione z lokalnej kostnicy po przykrym
wypadku, jaki mu się przydarzył – zadaniem Leedsa ma być jego
odzyskanie. Sprawa się komplikuje, kiedy okazuje się, że martwy
naukowiec sam zakodował w sobie pewne ważne informacje –
informacje, które w niewłaściwych rękach mogą okazać się
diabelnie niebezpieczne. Niebezpieczeństwo to staje się ciut
bardziej namacalne, kiedy w ślad za Stephenem rusza najemna
zabójczyni...
Czytając
„Legion” bawiłem się świetnie. To przyjemna, odprężająca
lektura, zmuszająca zarówno do uśmiechu, jak i do chwili
zastanowienia, stanowiąca miłą odmianę od poważniejszych tekstów
tego autora. Oprócz świetnego pomysłu i kreacji bohaterów, jest
tu też nieco tego, co Sanderson robi najlepiej – czyli fabularnych
zakrętów, które nie pozwalają się nudzić, a wręcz nakazują
czytelnikowi siedzieć jak na szpilkach i wyczekiwać, co jeszcze
stanie się dalej. Szczerze polecam - każdemu, kto ceni sobie
odrobinę ciut lżejszej tematycznie fantastyki.
Dane ogólne:
Tytuł
oryginału: Legion, Legion: Skin Deep
Autor:
Brandon Sanderson
Wydawnictwo:
MAG
Rok wydania:
2017
Liczba
stron: 208
"Jednak to nie dla fabuły powinno się „Legion” czytać – ten jest bowiem istnym popisem, jeśli chodzi o kreację interesujących postaci." O, właśnie! Podpisuje się pod tym rękami i nogami :) Postacie są tutaj fantastyczne, szczególnie J.C. był świetny :D
OdpowiedzUsuń"Żartujesz? Właśnie powiedziałeś jej, że niewidzialny mężczyzna, który każe ci zabijać ludzi, przyszedł do ciebie, kiedy tego nie chciałeś!"
Usuń