poniedziałek, 10 kwietnia 2017

„Ciemny Eden” Chrisa Becketta

Eksploracja odległych globów jest jednym z pierwszych, a z całą pewnością najmocniej drążonych wątków w fantastyce naukowej od samego początku istnienia tego gatunku literackiego. Historie o ludziach sięgających gwiazd były już opowiadane na tyle sposobów, że ciężko uwierzyć, by ktoś był w stanie wymyślić coś nowego. Dlatego też po powieść – temat dzisiejszych rozważań sięgałem z pewnymi oporami, nawet mimo tego, że jej autor za swój trud nagrodzony został prestiżową nagrodą literacką, a w Polsce wydano ją jako część jednego z bardziej intrygujących cyklów fantastyki, Uczty Wyobraźni. Czy jednak były one uzasadnione? O tym już za chwilę. Panie i Panowie, oto „Ciemny Eden” Chrisa Becketta.

Powieść zaczyna się kiedy trójka astronautów, Dixon, Mehmet i Tommy, porywa statek zdolny do otwierania tuneli czasoprzestrzennych z Ziemi dalekiej przyszłości, a dwójka oficerów Policji Orbitalnej, Michael i Angela, rusza za nimi w pościg. Kiedy w czasie pościgu zostaje otwarty tunel, oficerom grozi śmierć w wehikule nieprzystosowanym do podróży z szybkością wyższą od prędkości światła, renegaci pomagają im więc w dokowaniu i w dalszą drogę cała piątka wyrusza już razem. Ich statek, Buntownik, doznaje jednak sporych uszkodzeń i podróżnicy zmuszeni są lądować na odległej, niegościnnej planecie, na której jedynym źródłem światła są osobliwe fluorescencyjne drzewa, których soki ogrzewa jądro planety. Na powierzchni jest atmosfera zdatna do oddychania i woda, zaludniają ją dziwne, obce zwierzęta – Eden, bo tak zostaje nazwany nowo odkryty glob, nadaje się więc do życia. Tommy i Angela, niechętni ryzykowaniu życia dla wyprawy, która może się nie powieść, postanawiają na nim zostać, podczas gdy Dixon, Mehmet i Michael wyruszają w niebezpieczną drogę powrotną, obarczoną sporym ryzykiem katastrofy, aby sprowadzić pomoc. Od tamtej pory mija sto sześćdziesiąt lat.

Ponad półtorej ziemskiego wieku później Eden zamieszkuje powyżej pięciu setek potomków pary rozbitków. Prócz schorzeń i obciążeń genetycznych typowych dla skutków kilku pokoleń kazirodztwa, plemię zwane Rodziną zmagać się musi z niebezpieczną florą i fauną planety, a także brakami w żywności, która zaczyna się kończyć w zamieszkiwanej przez nich Okrągłej Dolinie. Prymitywni osadnicy, stojący na równi z pierwszymi ludźmi na Ziemi jeśli chodzi o technologię i zrozumienie otaczającego ich świata, trzymają się swoistego systemu wierzeń – Prawdy – w którym rozbitkowie pełnią rolę świętych, a wedle którego ludzie z odległej o setki lat świetlnych Ziemi wrócą, by zabrać wszystkich do domu Angeli i Tommy'ego. Nośnikiem tej tradycji są Rocznice – na wiecach odgrywane są sceny z życia rodziców całej nacji, powtarza się ich opowieści o cudownościach, jakie czekają na Błękitnej Planecie na tych, którzy będą cierpliwie trwać przy Kręgu, gdzie wylądowali wędrowcy zza Gwiezdnego Wiru.

Głównym bohaterem Ciemnego Edenu jest John, niespełna piętnastoletni (dwadzieścia łonczasów, bo to ciąża okazuje się najlepszym sposobem pomiaru czasu na globie pozbawionym słońca) chłopiec z plemienia Czerwoniuchów. Gdy w pojedynkę zabija niebezpieczną bestię, jeszcze przez rozbitków nazwaną lampartem, cała wioska nazywa go bohaterem. Wkrótce jednak stanie się dla nich kimś zupełnie przeciwnym – zaczyna bowiem rozumieć, że czuwanie, którego wymaga od nich wiara w Prawdę, doprowadzi do ich rychłej śmierci głodowej, a jej zapobieżenie będzie wymagało pogwałcenia starych tradycji...

Oczywiście, on sam nie opisałby tego w taki sposób. Całą historię poznajemy z oczu kilku różnych bohaterów, członków różnych plemion, którzy opowiadają o tym tak, jak sami to widzą. Być może właśnie to stanowi najbardziej rozpoznawalną cechę Ciemnego Edenu – sposób prowadzenia narracji. Dzikusy z Edenu mają swój własny, prosty język i na wiele zjawisk dla nas oczywistych nie mają jeszcze słów, używają więc swoich, może nawet trochę infantylnych – inne nazywając jeszcze zniekształconymi odpowiednikami z Ziemi. Ich rozumienie zjawisk zachodzących dookoła jest nieskomplikowane, wręcz prostackie, ale niepozbawione celnych obserwacji i zaskakujących wniosków. Jednocześnie zdumiewa sposób, w jaki wypowiadają się o wielu rzeczach, które nas mogłyby szokować i niepokoić – jednak w Rodzinie martwe noworodki, wady wrodzone, czy nawet przygodne, pozbawione emocji płodzenie dzieci są rzeczami codziennymi, powszednimi, nudnymi. Dużą zasługę w robieniu takiego wrażenia ma bardzo dobre tłumaczenie Wojciecha Próchniewicza, które z wyjątkową starannością oddaje te drobne smaczki.

Sami bohaterowie nie mają w sobie zbyt wiele interesujących cech – definiują ich jedna, góra dwie rzeczy, którymi odróżniają się od reszty. I tak – John jest niespokojnym duchem, którego sensem życia jest pokonywanie przeciwności, a kiedy ich nie ma, znajdowanie sobie nowych, Tina jest szczera i buntownicza, Gerry to zapatrzony w Johna maluch, który chciałby być taki jak on, zaś Jeff, oprócz deformacji stóp, cechuje się niemal szamańską jednością z planetą, na której żyje. Każde z nich jest trochę egoistyczne, odrobinę zazdrosne i zwierzęce. W jakiś magiczny sposób jednak Beckettowi udało się sprawić, by czytelnik przejmował się losami tej gromady niesfornych dzikusów, nawet wtedy, kiedy robią coś obrzydliwego, nawzajem się obrażają czy rzucają sobie do gardeł.

Historia opowiedziana w „Ciemnym Edenie” rozwija się w sposób, który łatwo przewidzieć – to jednak nie ma wielkiego znaczenia, bo fabuła prowadzona jest umiejętnie, a kolejne nagłe przeciwności losu i zdarzenia zaprezentowano tak, by czytelnik nie mógł się doczekać tego, co będzie dalej. Jednocześnie stanowi bardzo interesującą próbę przedstawienia wielu wątków zaczerpniętych m. in. ze Starego Testamentu, w krzywym zwierciadle bardzo specyficznego science-fiction – oto bowiem świat ludzi wywodzących się od dwojga pierwszych rodziców, przeżywających swoje pierwsze podziały, pierwsze morderstwo czy opuszczających rajski ogród w poszukiwaniu nowej Ziemi Obiecanej – przesłanie wydaje się jednak dość mocno nacechowane krytyką religii zorganizowanej i tradycji jako wygodnego sposobu sterowania ludzkim zachowaniem oraz hamulca postępu. W ogóle tematyka, jaką podejmuje „Ciemny Eden”, jest trudna – społeczność Rodziny żyje w pokoju i względnym spokoju mimo trosk takich jak choroby czy głód, trwa jednak w stagnacji, przez którą jej sytuacja widocznie się pogarsza. By przełamać ten zastój, główni bohaterowie dopuszczą się strasznych rzeczy. Czy jedyny sposób, by świat ruszył naprzód, to destrukcja? Czy jeśli tak jest, czy czymś złym jest trwanie w miejscu?

„Ciemny Eden” wydaje się zaskakująco podobny do innej, dużo starszej powieści, w dodatku rodzimego autora – mowa o „Zwycięzcy” Jerzego Żuławskiego (notabene recenzowanym jakiś czas temu na naszym blogu). Autorzy rozwijają te same motywy, ale na inne sposoby – tu i tam mamy do czynienia z religią powstałą na kanwie życiorysów przybyszów z Ziemi oraz całe nacje, które wyrosły z ich potomstwa, tu i tutaj znajdą się też rozważania na temat psychologii zbiorowości, manipulacji za pomocą wszelkich dostępnych środków, a także dylematy, mnóstwo dylematów, w których każdy wybór wydaje się pociągać za sobą równie paskudne konsekwencje.

Wyróżniona w 2012 roku nagrodą Arthura C. Clarke'a powieść Becketta pozostawiła mnie z mieszaniną rozmaitych uczuć, z których połowy nie potrafię nawet nazwać. Ponury, obcy i bezlitosny świat zaludniany przez istoty, które ciężko polubić, oraz realia, w jakich przyszło żyć potomkom Angeli bardzo mocno uderzają do głowy, a ich sugestywny opis mocno działa na wyobraźnię. Opowiedziana w „Ciemnym Edenie” historia, chociaż może mało zaskakująca. napisana jest zręcznie, angażuje i zachęca do dalszego jej poznawania – Beckett narzuca jednak tempo na tyle niespieszne, by pozostawić czytelnikowi nieco przestrzeni na refleksję nad tym, czego był świadkiem. Mroczny raj na drugim końcu Wszechświata nie każdemu przypadnie do gustu – z całą pewnością jest to jednak coś, co warto poznać i nad czym się zastanowić.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Dark Eden
Autor: Chris Beckett
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 336

3 komentarze:

  1. Świetna powieść. Tobie skojarzyła się z Żuławskim, mnie ze Strugackimi (pisałam u siebie). Religia, to tu niby oczywiste nawiązanie, ale mnie to jakoś umknęło, skupiłam się na rozwoju (bądź degradacji) społeczeństwa.
    "Ciemny Eden" wyróżnia się na tle innych powieści w UW. Jest mocno dosłowna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strugackimi, mówisz... Zobaczmy.

      I ta dosłowność była dla mnie trochę ciężka do strawienia. Ale i tak nie wyobrażałbym sobie tej powieści - napisanej w inny sposób.

      Usuń
  2. Chyba muszę w końcu znaleźć trochę czasu i przysiąść nad Ucztą Wyobraźni, bo jest w niej kilka tytułów, które bardzo mnie interesują, między innymi "Ciemny Eden" właśnie.

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: