poniedziałek, 13 marca 2017

„Powstanie. Wojny Alchemiczne tom II” Iana Tregillisa


Mechaniczny” Iana Tregillisa był jedną z przyjemniejszych niespodzianek, jakie przyniósł mi poprzedni rok wydawniczy. Mimo pewnych wad, powieść o zbuntowanym mechanicznym słudze, który wyzwolił się spod jarzma ciążących nad nim dyrektyw i zyskał autonomię w bardzo umiejętny sposób łączyła ciekawą, wartką akcję z odrobinką ciut głębszych rozważań – z gatunku tych, które cechują dobrą fantastykę naukową. Nie była to książka doskonała, ale z całą pewnością coś, co wówczas uznałem za warte przeczytania. Nie mogłem też doczekać się drugiej części planowanej trylogii – i doczekałem się. Oto „Powstanie”, kontynuacja cyklu „Wojny Alchemiczne”. Czy dorówna pierwowzorowi, a może nawet go przewyższy? Przekonajmy się!

„Powstanie” podejmuje akcję niedługo po tym, gdzie pozostawił ją „Mechaniczny” – po wybuchu Wielkiej Kuźni, który zatrząsł posadami Gildii Zegarmistrzów, a tym samym całego holenderskiego imperium. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że to koniec wojny o tereny Nowej Francji. Wspólne wysiłki byłego Talleyranda – to jest, madame Berenice – oraz Jaxa, zbuntowanego Klakiera, spełzną teraz na niczym, jeśli mistrzyni szpiegów nie uda się zbiec z aresztu. Ma tylko jedną połowę sekretnej wiedzy niezbędnej do odwrócenia losów wojny – druga jest w posiadaniu Jaxa, który wyrusza na poszukiwanie legendarnej Nibylandii, by tam zjednoczyć się z pozostałymi mechanicznymi sługami, którzy odzyskali wolność. Tymczasem wojna trwa w najlepsze – i chyli się ku końcowi. Niedobitki francuskiej armii, dowodzone przez kapitana Hugona Longchampa, w akcie desperackiej odwagi strzegą Ostatniej Reduty. Brakuje im amunicji, medykamentów, a przede wszystkim ludzi zdolnych podjąć nierówną walkę z mosiężnymi najeźdźcami.

Na kartach „Powstania”, podobnie jak w „Mechanicznym” śledzimy równolegle wątki trzech różnych postaci – Berenice, Jaxa i Hugona, który zajął miejsce ojca Vissiera jako trzeciego głównego bohatera (choć i ten pojawi się – ku mojemu rozczarowaniu, tylko na chwilę, a jego rola będzie raczej, cóż, przedmiotowa). Urywki ich historii poznajemy naprzemiennie, porcjami, jako że każdy rozdział dotyczy na zmianę losów jednego z tej trójki. Tu zdecydowanie uwagę zwraca niezwykła, obserwowana już w pierwszym tomie biegłość Tregillisa w dawkowaniu napięcia. Akcja rozpędza się powoli – i chociaż sytuacja każdego z bohaterów jest dramatyczna już od samego początku powieści, desperacja i tempo stopniowo narastają, by w okolicach finału przybrać formę zdecydowanie karkołomną. Odzwierciedla to nawet sposób prowadzenia narracji – wtedy porzucona zostaje reguła „jeden rozdział – jeden bohater”, a przejścia pomiędzy protagonistami stają się dużo bardziej płynne. Ten drobny zabieg daje niesamowity efekt.

Pod względem fabuły drugi tom „Wojen Alchemicznych” jest mocno nierówny. Bardzo przypadły mi do gustu rozdziały, w których główną rolę grał stary żołnierz obarczony niemożliwym zadaniem odparcia najeźdźców od murów Ostatniej Reduty. To w nich najbardziej dało się poczuć klimat, a opisy kolejnych cudem wygranych bitew były satysfakcjonująco dynamiczne, napięcie zaś w dobrze dobranych momentach rozładowywały świetne, błyskotliwe i charakterne dialogi spod znaku wisielczego humoru pomiędzy kapitanem i jego adiutantem. Nie jestem w stanie powiedzieć tego samego o fragmentach poświęconych losom Jaxa – o ile to, co spotkało go w Nibylandii było sporym zaskoczeniem, w dodatku raczej na plus (choć jeśli chodzi o sam opis krainy Zagubionych, wyglądał on na pospiesznie skonstruowany, niedopracowany i budził raczej mieszane uczucia – trochę zmarnowano tu potencjał na wyjątkowy, smakowity motyw), o tyle samej postaci brakowało tego „czegoś”, co sprawiło, że tak lubiłem go w „Mechanicznym”. Gdzieś uleciał subtelny, lekko filozoficzny posmaczek jego przygód i rozważań – te ostatnie sprawiają wrażenie dużo bardziej płytkich i wymuszonych niż miało to miejsce w pierwowzorze. Rozdziały poświęcone Berenice były za to, jak na mój gust, przeładowane wydarzeniami – działo się sporo, ale kolejnym jej przygodom brakowało jakiegoś wrażenia ciągłości i spójności, przez co często musiałem poświęcić chwilę na uprzytomnienie sobie, co właściwie miało miejsce ostatnim razem i jak doprowadziło to do obecnej sytuacji.

Przy okazji mojej wcześniejszej recenzji narzekałem, że „Mechaniczny” jest książką dość wulgarną, miejscami zupełnie niepotrzebnie. Cóż, w „Powstaniu” jest jeszcze gorzej – bohaterowie bluzgają bez opamiętania, w wyjątkowo mało finezyjny sposób, sprawiający dodatkowo wrażenie mocno wymuszonego. O dziwo, parszywą gębą zaraził się nawet Jax – i pozostali klakierzy. Jestem w stanie zrozumieć, że kląć jak szewc będzie stary żołnierz, który staje wobec sytuacji skrajnie beznadziejnej, ale mosiężny automaton? Kompletnie nie trzyma się to ani kupy, ani wizji postaci. Chwała Huygensowi, autor raczył chociaż darować sobie naturalistyczne sceny aktów płciowych, które w pierwszym tomie cyklu straszyły najbardziej, ale językowo wciąż mamy pewien spadek – z jednej strony naprawdę dobre opisy, z drugiej dialogi upstrzone zbędnymi, w dodatku zupełnie współcześnie brzmiącymi, bluzgami. Sprawia to, że klimat trochę się chwieje.


Podsumowując: kto sięga po „Powstanie” i liczy, że dostanie jeszcze więcej z tej fantastycznej kombinacji fantastyki i filozofii, jaką był „Mechaniczny”, srogo się zawiedzie. Kontynuacji „Wojen Alchemicznych” brakuje polotu, który miał pierwowzór – i chociaż warsztatowo, językowo, dostrzega się pewną poprawę, książka nie angażuje, nie fascynuje, nie wciąga tak, jak jej poprzednik. Jeśli podobał wam się „Mechaniczny”, przeczytać możecie – gdyby nie robić sobie nadziei na zbyt wiele, jest to w miarę przyjemna lektura. Po prostu... to już nie to samo.

Za udostępnienie egzemplarza książki do recenzji dziękujemy Wydawnictwu SQN.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Rising. The Alchemy Wars: Book Two
Autor: Ian Tregillis
Wydawnictwo: SQN
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 352

4 komentarze:

  1. Trochę mnie martwi jakoś drugiego tomu, ale cóż zrobić, przeczytam i tak :) Ale jakie to cienkie!

    OdpowiedzUsuń
  2. A takie chwytliwe okładki i tytuł całej serii... Mimo to czuję się skuszona na tom pierwszy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat pierwszy jeszcze warto przeczytać, mimo paru wad.

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: