piątek, 20 stycznia 2017

"Dragon Age: Zabójca magów #01" - recenzja komiksu

Wydana w 2009 roku gra komputerowa Dragon Age dość szybko zdobyła sobie grono wiernych fanów i szereg pozytywnych recenzji w sieci. Osadzona w klasycznym świecie fantasy z różnorodnością ras zamieszkujących go, trapionym przez szereg problemów - z plagami chorób czy niepokornymi magami na czele - kontynuowana była później w drugiej i trzeciej odsłonie. Seria doczekała się też cyklu powieści osadzonych w pierwotnym uniwersum gry, z których w Polsce ukazały się trzy. Dzięki wydawnictwu Okami mamy możliwość zapoznać się też z komiksem na jej podstawie, czyli „Zabójcą magów”.

Tessa i Marius trudnią się dość specyficzną profesją. Są tytułowymi zabójcami magów, a to, jak można się domyślić, wyjątkowo trudna fucha dla kogoś, kto sam mocy nie używa. Jak można zabić maga? Tessa bardzo chętnie odpowie: nie można. Dlatego wynajmuje się w tym celu specjalistów, takich jak ci dwoje. Para zabójców dobrze wie, na jakie ryzyko się naraża – mile widziani są tylko przez tych, którzy potrzebują ich usług, a i to tymczasowe wrażenie. Kiedy w Hercyńskim porcie Tessa wraca do pokoju (w gospodzie?) dobrze wie, że była śledzona, a jej „cień” podąża za nią w konkretnym celu. Flavius to elfi wysłannik Imperium Tevinteru, do którego, choć niechętnie, w pogoni za zadaniem udadzą się nasi bohaterowie.

Część pierwsza „Zabójcy magów” stanowi jedynie wprowadzenie do historii. Jak na wstęp jest on jednak bardzo intensywny – i ponury w wydźwięku. Jak bardzo trudnym zajęciem parają się postaci, opowie nam Tessa w scenie otwierającej, opartej na jednym wyrwanym z kontekstu wydarzeniu opatrzonym jej narracją. Tessa ma na magów pogląd dość szczególny i chociaż docenia ich zdolności i siłę, to wydaje się jej zupełnie nie szanować. O niej samej dowiemy się niewiele, poza tym, że jest wiernym towarzyszem „tego” Mariusa, jego przedstawicielką w świecie klientów i zleceń. To z nią mają kontaktować się najpierw osoby, które z jakiegoś powodu potrzebują zabójcy. Wydaje się być postacią bardzo ciekawą, chociaż dość niepozorną z wyglądu – co jest zupełnie niesztampowe w  kontekście gier cRPG – za to obdarzoną przekornym, ironicznym poczuciem humoru z wyraźnie zaznaczonym dystansem do siebie i tego, co robi. To z jej relacji dowiemy się większości tego, co o jej partnerze wiedzieć powinniśmy – w części pierwszej nie jest on zbyt rozmowny, ograniczając się do półsłówek i paru sugestii co do przeszłości depczącej mu po piętach. Czego Marius tak nie lubi w Tevinterze? Być może dowiemy się tego później.

Komiks jest krótki, opowiedziana w nim historia tylko początkiem, ale już na wstępie widać, że będzie na co popatrzeć. Rozpoczyna się polowaniem na „obiekt zlecenia”, maga krwi – starcie jest dynamiczne, brutalne, a końcówka krwawa. Całość jest niesamowicie widowiskowa, a sposób, w jaki narysowano czary sprawia, że trudno od niektórych kadrów oderwać wzrok. Cudo! Późniejsze sceny są już statyczne, ale nie tracą przez to na szczegółowości – mimikę postaci odwzorowano bardzo dobrze (z genialnym, śmiechogennym „o k…a” Mariusa – nie powiedział tego, po prostu tak wyglądał), mamy tu też najbrzydszego elfa, jakiego dane mi było widzieć (chociaż to raczej cecha produkcji, nie wina jego samego). Sceny statyczne utrzymane są w miękkich, stonowanych barwach, by przejść w mocniejszy kontrast, gdy coś zaczyna się dziać – działa to prawie tak dobrze, jak potencjalny soundtrack. Na końcu dodano słowniczek, wyjaśniający niektóre terminy występujące w zeszycie – bardzo pomocna rzecz dla osoby mniej obytej z tytułem. Dziwi mnie jednakowoż opis z tylnej okładki, bo zdaje się, że odnosi się do całości cyklu, nie do tego konkretnego zeszytu – a to trochę boli, jeśli ktoś jest wrażliwy na spoilery.

Co można dodać? W to, że fanów serii skusi też i komiks, nie wątpię, śmiało mogę też polecić go osobom, które w „Dragon Age” nie grały, a może chciałyby, ale z różnych powodów jeszcze im się to nie przydarzyło. Dla tych, którzy cenią sobie komiks w konwencji fantasy polecę jako ciekawostkę, jako że z całą pewnością będzie na co popatrzeć.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu Okami.

Informacje ogólne:
Tytuł oryginału: Dragon Age: Magekiller #1
Wydawnictwo: Dark Horse/Okami
Scenariusz: Greg Rucka, 
Ilustracje: Carmen Carnero (rysunki), Terry Pallot (tusz), Michael Atiyeh (kolory)
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 24

2 komentarze:

  1. Kurcze lubię grać w gry, jednak w tą nie miałam jeszcze okazji. Ale z chęcią bym się zapoznała z tym komiksem :)
    Ps. Bardzo fajny blog, na pewno będę tutaj zaglądać. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: