Nasi stali czytelnicy mogą pamiętać
mój krótki tekst poświęcony filozofii Kaizen – metodzie
stopniowego, skutecznego i bezpiecznego wprowadzania rozmaitych zmian
w życie. Miałem nadzieję zgłębić temat nieco dokładniej –
stąd moje spojrzenie przyciągnęła jedna z propozycji wydawniczych
wydawnictwa Helion. Mowa o "Psychologii Zmiany" autorstwa
Mateusza Grzesiaka. Nazwisko autora obiło mi się o uszy raz albo
dwa w niedalekiej przeszłości – kojarzyłem go z materiałów
promujących rozmaite szkolenia z dziedziny coachingu czy zarządzania
i byłem zdziwiony, widząc je na okładce pozycji o takim tytule.
Moje zdziwienie wcale nie zmalało – wręcz przeciwnie! - kiedy
zajrzałem do środka.
Czym jest "Psychologia Zmiany"?
Cóż, z całą pewnością nie jest ona próbą analizy zdarzeń
rozgrywających się w głowie (i ciele) kogoś, kto mierzy się z
nieprzewidzianym urozmaiceniem planu dnia, kogoś, kto chciałby
zacząć regularnie ćwiczyć dla poprawy nastroju albo zmienić
sposób, w jaki rozmawia z ludźmi, a jednocześnie usiłuje być
wszystkim po trochu i jeszcze czymś więcej. Nazwę "psychologia
zmiany" nadał autor swojemu systemowi pracy z ludźmi,
łączącemu cechy rozmaitych nauk (i, jak ma się niebawem okazać,
nie tylko nauk) psychologicznych i zorientowanemu na rozwiązywanie
problemów. Twierdzi on, że ustanowił nowy zawód – "people
helper" – inny niż wszystkie dotychczasowe.
Schludnie wydana, niewielkoformatowa
książeczka w twardej oprawie i z niebieską wstążką w
charakterze zakładki liczy sobie niespełna trzysta stron, pomijając
kilka pustych kartek pozostawionych na notatki czytelnika. Podzielona
jest na pięć rozdziałów, zapoznających czytelnika stopniowo z
założeniami systemu i jego genezą, narzędziami, jakie proponuje
autor - wraz z przykładami ich stosowania. Poświęcono też trochę
miejsca sytuacji rynkowej omawianego zawodu. Publikację wieńczy
epilog, stanowiący krótki katalog szkoleń tematycznych z zakresu
zarządzania, motywacji i psychologii różnych dziedzin życia,
które to szkolenia autor prowadzi.
Podręcznik przeczytałem... I nie mogę
szczerze powiedzieć, że nie mam wobec niego żadnych zastrzeżeń.
Mam – całe mnóstwo. Do lektury podszedłem z dużym entuzjazmem,
nie zrażając się nawet nieporozumieniem związanym z tytułem.
Entuzjazm ten utrzymywał się na wysokim poziomie przez pierwsze
kilka stron, na których autor zapewniał o konieczności
interdyscyplinarnego, holistycznego (czyli całościowego) podejścia
do kwestii ludzkiej osobowości i realizowania jej potrzeb, a także
do otwartości umysłu, niezbędnej do poszukiwania rozwiązań w
wielu nawet nieoczywistych miejscach – tu aż chciałem
przyklasnąć. Pierwszy zgrzyt nastąpił wkrótce potem, przy
wyliczaniu narzędzi, jakie Grzesiak wykorzystuje w swojej pracy.
Znalazły się wśród nich psychologia behawiorystyczna, analityczna
i poznawcza, całkiem zresztą słusznie – w obrazowy sposób
ukazano ich założenia oraz przedstawiono ich przydatność,
wyliczono wady i zalety w różnych sytuacjach. Ze strony na stronę
robiło się jednak coraz dziwniej: o ile jestem jeszcze w stanie
zrozumieć inspirację wierzeniami buddystów (sam interesowałem się
nimi z dużym zapałem przez niedługi czas – i dostrzegam wartość,
jaka z nich płynie), o tyle obecność w tym zestawieniu technik
NLP* przyprawiła mnie o dreszcze i utwierdziła w przekonaniu, że słów
autora nie należy traktować w stu procentach poważnie. Nadzieja
opuściła mnie w chwili, w której pojawiła się wzmianka o
szamanizmie (znanym mi także i docenianym, ale nie w tym rzecz)
oraz sugestii, jakoby people helper "posiadał zdolność
kanalizowania energii Wszechświata i przekazywania jej na swoich
klientów". Racjonalna część mojego umysłu zawyła w bólu i rozpaczy.
Nie dałem się jednak zniechęcić,
brnąc dalej i mając nadzieję, że późniejsze słowa autora
nadadzą sens temu cokolwiek kuriozalnemu wybiegowi. Przez cały czas
nie mogłem się jednak pozbyć poczucia niekonsekwencji czającej
się w tekście. Z jednej strony wzywa on do otwartości na rozmaite
rozwiązania – z drugiej co i rusz pojawiają się w nim oznaki
mało subtelnego antyklerykalizmu. Nie jestem religijnym facetem,
przyznaję, ale spójrzmy na to w ten sposób – najpierw
dowiadujemy się, że wszystkie sposoby pomagania ludziom mogą mieć
wartość, by zaraz potem przeczytać, że jednak nie wszystkie, bo
jak ksiądz może doradzać w sprawach małżeństwa?** Skoro już
nawołujemy do otwartości, chyba nie powinno się tak szybko wydawać
wyroków... ani generalizować.
Na tym nie kończą się
niekonsekwencje. Zawód people helpera (w pewnym momencie stało się
dla mnie jasne – to żaden nowy zawód. Mówcy motywacyjni istnieją
na świecie od pokoleń i nic nie wskazuje na jakąkolwiek rewolucję
w tym względzie), jak wywodzi autor, wymaga nierzadko zdolności
postawienia się w sytuacji klienta – czyli po prostu empatii. W
innym miejscu, w którym mowa o najpowszechniejszych przyczynach
trudności, dowiadujemy się o tym, że czynności klientów na
drodze do ich rozwiązania bywają nieadekwatne. Ma to sens, jasne,
ale za chwilę dostajemy przykład – matka przychodzi na sesję i
mówi, że martwi się o swoje nastoletnie dziecko. Autor na to, że
nie powinna się martwić, bo to nic nie daje, a zamiast tego powinna
coś w tym kierunku robić. Tylko ktoś skrajnie pozbawiony empatii
mógłby odmówić matce prawa do obawy o los swojej pociechy,
sprowadzając kwestię rozwiązania problemu do zabawy w żonglerkę
warstwą znaczeniową słów. To jak wziąć człowieka – całego,
na sposób holistyczny – i globalnie, holistycznie, generalnie mieć
jego problemy głęboko w tyłku.
Autor wspomina o "inteligencji
potencjalnej", oceanie możliwości, który drzemie w każdym z
nas – którego uwolnienie pozwala pokonywać bariery między
dziedzinami. Przyznaję, że nie spotkałem się wcześniej z takim
terminem – nie potrafię więc ocenić, czy to właśnie
przekroczenie tych barier jest przyczyną, dla której w podręczniku
(traktującym przecież o naukach psychologicznych – rzeczy ważkiej
i popartej kolosalnym materiałem dowodowym!) nie ma ani grama
bibliografii. System odrzuca więc blisko dwieście lat dorobku nauki
o funkcjonowaniu ludzkiego umysłu, zamiast tego bazując przede
wszystkim na przekonaniach i jednostkowym doświadczeniu autora. O
ile rozumiem potrzebę odrzucenia skostniałych, zapiekłych
konstrukcji, które mogły powstać wskutek błędnego rozumowania, o
tyle statystyka jest nieubłagana – i próba badawcza w wysokości
setek tysięcy prac na przestrzeni półtorej wieku raczej trochę
przeważa nad jedną, w dodatku opartą w znacznym stopniu o
paranauki. W miejscu, w którym piśmiennictwo winno się pojawić,
mamy obszerny wykaz szkoleń organizowanych przez autora, na jakie z
radością by nas zaprosił, by zasiać w nas jeszcze więcej ziaren
tej potencjalnej wszechpotęgi umysłu cechującej ludzi, którzy nie
muszą już niczego czytać.
Nie przeczę, jest tu kilka rzeczy,
które reprezentują sobą pewną wartość – ale to dokładnie te
same, które znaleźć można w każdym podręczniku poświęconym
jakiejkolwiek formie samodoskonalenia. Z lektury "Psychologii
Zmiany" nie dowiedziałem się absolutnie niczego wartościowego,
czego nie widziałbym już gdzieś wcześniej, choć moje
doświadczenie z tego typu literaturą nie jest tak obszerne, jak
mogłoby być. Co więcej, książka opiera się na błędnym
założeniu – takim, że system ten jest czymś innowacyjnym.
Możemy wyczytać w niej, że nauki psychologiczne egzystują w
oderwaniu od siebie i jest czymś nowym korzystanie z nich
naprzemiennie, a nawet łączenie celem większej skuteczności. Nic
bardziej mylnego – z definicji wszelkie nauki zajmujące się
funkcjonowaniem psychiki człowieka są tworami interdyscyplinarnymi,
a im nowocześniejsza dziedzina (neurobiologia i kognitywistyka, by
nazwać jedynie dwie), tym większy jest jej obszar zainteresowań.
Tutaj skończę mój przydługawy już
wywód, choć mógłbym wspomnieć tu jeszcze o kilku innych sprawach
(na przykład – niepotrzebnych w tekście anglicyzmach,
upodabniających język do korporacyjnej mowy przestrzegającej przed
fakapami wskutek niedotrzymywania dedlajnów przez niedostateczne
fokusowanie tasków), które gryzły mnie podczas lektury. W swojej
recenzji wymieniłem wyłącznie te najważniejsze. Przy całym
przedstawionym przeze mnie materiale myślę, że mogę z czystym
sumieniem pozostawić werdykt wam, Drodzy Czytelnicy. Zostawię tu
jeszcze tylko jedną rzecz, do znalezienia w stopce:
"Autor oraz Wydawnictwo HELION
dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje
były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej
odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym
ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz
Wydawnictwo HELION nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności
za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w
książce."
Cóż.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy wydawnictwu OnePress.
* - NLP - Programowanie Neurolingwistyczne - dla nieobeznanych: jest to termin opisujący ogół technik manipulacji opartych o stosowanie pewnej formy przekazu podprogowego w rozmowie, wliczając w to gestykulację, tembr i modulowanie głosu oraz użycie odpowiednich konstrukcji zdaniowych. Podobnie jak przekazu podprogowego, skuteczności NLP nigdy nie dowiedziono w sposób naukowy. Uznawane jest za paranaukę i krytykowane w środowiskach akademickich.
** - Moja odpowiedź na tak postawione pytanie brzmiałaby – w taki sam sposób, w jaki osoba zdystansowana do problemu może nakierować potrzebującego na właściwe jego rozwiązanie. W taki sposób działa przecież coaching...
Dane ogólne:
Tytuł: Psychologia
Zmiany. Najskuteczniejsze narzędzia pracy z ludzkimi emocjami,
zachowaniami i myśleniem
Autor: Mateusz Grzesiak
Wydawnictwo: OnePress
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 306
Aż boli, jak się czyta o wadach tej książki. Zwłaszcza o tym, że autor nie podparł się żadnym innym tekstem, tylko napisał od tak swoim widzimisie.
OdpowiedzUsuńA jakim innym tekstem mial sie podeprzec?
UsuńPS pisze sie "ot tak"
Cóż, ja zacząłbym od "Psychologii akademickiej", Doliński, Strelau et al., Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2016. To brzmi jak niezły pewnik.
UsuńCiekawa recenzja. Dzięki za podzielenie się opinią, która rozwiała wszystkie moje wątpliwości :)
OdpowiedzUsuńAch, miód na serce. Zawsze do usług!
UsuńZgadzam sie w 100% z recenzja. Kupilem ksiazke bo "uwiodl" mnie jej tytul ale jak zaczalem czytac to podobnie jak autor recenzji lapalem sie za glowe. Doczytalem do jakichs 80% ksiazki i rzucilem w kat (co spotyka naprawde rzadko ksiazki). Ja osobiscie traktuje ta pozycje jako reklame autora, jego szkolen i "umiejetnosci" peoplehelpera (co to k####a jest???) a nie ksiazke, ktora w JAKIKOLWIEK sposob moglaby komus pomoc. Tytul jest kompletnie nieadekwatny do tresci...
OdpowiedzUsuńChyba naprawdę nie ma sensu się oszukiwać - możemy spokojnie założyć, że jedynym celem, jaki przyświecał pisaniu tej książki, była czyjaś autopromocja.
Usuń