czwartek, 22 grudnia 2016

"Psychologia Zmiany" Mateusza Grzesiaka

Nasi stali czytelnicy mogą pamiętać mój krótki tekst poświęcony filozofii Kaizen – metodzie stopniowego, skutecznego i bezpiecznego wprowadzania rozmaitych zmian w życie. Miałem nadzieję zgłębić temat nieco dokładniej – stąd moje spojrzenie przyciągnęła jedna z propozycji wydawniczych wydawnictwa Helion. Mowa o "Psychologii Zmiany" autorstwa Mateusza Grzesiaka. Nazwisko autora obiło mi się o uszy raz albo dwa w niedalekiej przeszłości – kojarzyłem go z materiałów promujących rozmaite szkolenia z dziedziny coachingu czy zarządzania i byłem zdziwiony, widząc je na okładce pozycji o takim tytule. Moje zdziwienie wcale nie zmalało – wręcz przeciwnie! - kiedy zajrzałem do środka.

Czym jest "Psychologia Zmiany"? Cóż, z całą pewnością nie jest ona próbą analizy zdarzeń rozgrywających się w głowie (i ciele) kogoś, kto mierzy się z nieprzewidzianym urozmaiceniem planu dnia, kogoś, kto chciałby zacząć regularnie ćwiczyć dla poprawy nastroju albo zmienić sposób, w jaki rozmawia z ludźmi, a jednocześnie usiłuje być wszystkim po trochu i jeszcze czymś więcej. Nazwę "psychologia zmiany" nadał autor swojemu systemowi pracy z ludźmi, łączącemu cechy rozmaitych nauk (i, jak ma się niebawem okazać, nie tylko nauk) psychologicznych i zorientowanemu na rozwiązywanie problemów. Twierdzi on, że ustanowił nowy zawód – "people helper" – inny niż wszystkie dotychczasowe.

Schludnie wydana, niewielkoformatowa książeczka w twardej oprawie i z niebieską wstążką w charakterze zakładki liczy sobie niespełna trzysta stron, pomijając kilka pustych kartek pozostawionych na notatki czytelnika. Podzielona jest na pięć rozdziałów, zapoznających czytelnika stopniowo z założeniami systemu i jego genezą, narzędziami, jakie proponuje autor - wraz z przykładami ich stosowania. Poświęcono też trochę miejsca sytuacji rynkowej omawianego zawodu. Publikację wieńczy epilog, stanowiący krótki katalog szkoleń tematycznych z zakresu zarządzania, motywacji i psychologii różnych dziedzin życia, które to szkolenia autor prowadzi.

Podręcznik przeczytałem... I nie mogę szczerze powiedzieć, że nie mam wobec niego żadnych zastrzeżeń. Mam – całe mnóstwo. Do lektury podszedłem z dużym entuzjazmem, nie zrażając się nawet nieporozumieniem związanym z tytułem. Entuzjazm ten utrzymywał się na wysokim poziomie przez pierwsze kilka stron, na których autor zapewniał o konieczności interdyscyplinarnego, holistycznego (czyli całościowego) podejścia do kwestii ludzkiej osobowości i realizowania jej potrzeb, a także do otwartości umysłu, niezbędnej do poszukiwania rozwiązań w wielu nawet nieoczywistych miejscach – tu aż chciałem przyklasnąć. Pierwszy zgrzyt nastąpił wkrótce potem, przy wyliczaniu narzędzi, jakie Grzesiak wykorzystuje w swojej pracy. Znalazły się wśród nich psychologia behawiorystyczna, analityczna i poznawcza, całkiem zresztą słusznie – w obrazowy sposób ukazano ich założenia oraz przedstawiono ich przydatność, wyliczono wady i zalety w różnych sytuacjach. Ze strony na stronę robiło się jednak coraz dziwniej: o ile jestem jeszcze w stanie zrozumieć inspirację wierzeniami buddystów (sam interesowałem się nimi z dużym zapałem przez niedługi czas – i dostrzegam wartość, jaka z nich płynie), o tyle obecność w tym zestawieniu technik NLP* przyprawiła mnie o dreszcze i utwierdziła w przekonaniu, że słów autora nie należy traktować w stu procentach poważnie. Nadzieja opuściła mnie w chwili, w której pojawiła się wzmianka o szamanizmie (znanym mi także i docenianym, ale nie w tym rzecz) oraz sugestii, jakoby people helper "posiadał zdolność kanalizowania energii Wszechświata i przekazywania jej na swoich klientów". Racjonalna część mojego umysłu zawyła w bólu i rozpaczy.

Nie dałem się jednak zniechęcić, brnąc dalej i mając nadzieję, że późniejsze słowa autora nadadzą sens temu cokolwiek kuriozalnemu wybiegowi. Przez cały czas nie mogłem się jednak pozbyć poczucia niekonsekwencji czającej się w tekście. Z jednej strony wzywa on do otwartości na rozmaite rozwiązania – z drugiej co i rusz pojawiają się w nim oznaki mało subtelnego antyklerykalizmu. Nie jestem religijnym facetem, przyznaję, ale spójrzmy na to w ten sposób – najpierw dowiadujemy się, że wszystkie sposoby pomagania ludziom mogą mieć wartość, by zaraz potem przeczytać, że jednak nie wszystkie, bo jak ksiądz może doradzać w sprawach małżeństwa?** Skoro już nawołujemy do otwartości, chyba nie powinno się tak szybko wydawać wyroków... ani generalizować.

Na tym nie kończą się niekonsekwencje. Zawód people helpera (w pewnym momencie stało się dla mnie jasne – to żaden nowy zawód. Mówcy motywacyjni istnieją na świecie od pokoleń i nic nie wskazuje na jakąkolwiek rewolucję w tym względzie), jak wywodzi autor, wymaga nierzadko zdolności postawienia się w sytuacji klienta – czyli po prostu empatii. W innym miejscu, w którym mowa o najpowszechniejszych przyczynach trudności, dowiadujemy się o tym, że czynności klientów na drodze do ich rozwiązania bywają nieadekwatne. Ma to sens, jasne, ale za chwilę dostajemy przykład – matka przychodzi na sesję i mówi, że martwi się o swoje nastoletnie dziecko. Autor na to, że nie powinna się martwić, bo to nic nie daje, a zamiast tego powinna coś w tym kierunku robić. Tylko ktoś skrajnie pozbawiony empatii mógłby odmówić matce prawa do obawy o los swojej pociechy, sprowadzając kwestię rozwiązania problemu do zabawy w żonglerkę warstwą znaczeniową słów. To jak wziąć człowieka – całego, na sposób holistyczny – i globalnie, holistycznie, generalnie mieć jego problemy głęboko w tyłku.

Autor wspomina o "inteligencji potencjalnej", oceanie możliwości, który drzemie w każdym z nas – którego uwolnienie pozwala pokonywać bariery między dziedzinami. Przyznaję, że nie spotkałem się wcześniej z takim terminem – nie potrafię więc ocenić, czy to właśnie przekroczenie tych barier jest przyczyną, dla której w podręczniku (traktującym przecież o naukach psychologicznych – rzeczy ważkiej i popartej kolosalnym materiałem dowodowym!) nie ma ani grama bibliografii. System odrzuca więc blisko dwieście lat dorobku nauki o funkcjonowaniu ludzkiego umysłu, zamiast tego bazując przede wszystkim na przekonaniach i jednostkowym doświadczeniu autora. O ile rozumiem potrzebę odrzucenia skostniałych, zapiekłych konstrukcji, które mogły powstać wskutek błędnego rozumowania, o tyle statystyka jest nieubłagana – i próba badawcza w wysokości setek tysięcy prac na przestrzeni półtorej wieku raczej trochę przeważa nad jedną, w dodatku opartą w znacznym stopniu o paranauki. W miejscu, w którym piśmiennictwo winno się pojawić, mamy obszerny wykaz szkoleń organizowanych przez autora, na jakie z radością by nas zaprosił, by zasiać w nas jeszcze więcej ziaren tej potencjalnej wszechpotęgi umysłu cechującej ludzi, którzy nie muszą już niczego czytać.

Nie przeczę, jest tu kilka rzeczy, które reprezentują sobą pewną wartość – ale to dokładnie te same, które znaleźć można w każdym podręczniku poświęconym jakiejkolwiek formie samodoskonalenia. Z lektury "Psychologii Zmiany" nie dowiedziałem się absolutnie niczego wartościowego, czego nie widziałbym już gdzieś wcześniej, choć moje doświadczenie z tego typu literaturą nie jest tak obszerne, jak mogłoby być. Co więcej, książka opiera się na błędnym założeniu – takim, że system ten jest czymś innowacyjnym. Możemy wyczytać w niej, że nauki psychologiczne egzystują w oderwaniu od siebie i jest czymś nowym korzystanie z nich naprzemiennie, a nawet łączenie celem większej skuteczności. Nic bardziej mylnego – z definicji wszelkie nauki zajmujące się funkcjonowaniem psychiki człowieka są tworami interdyscyplinarnymi, a im nowocześniejsza dziedzina (neurobiologia i kognitywistyka, by nazwać jedynie dwie), tym większy jest jej obszar zainteresowań.

Tutaj skończę mój przydługawy już wywód, choć mógłbym wspomnieć tu jeszcze o kilku innych sprawach (na przykład – niepotrzebnych w tekście anglicyzmach, upodabniających język do korporacyjnej mowy przestrzegającej przed fakapami wskutek niedotrzymywania dedlajnów przez niedostateczne fokusowanie tasków), które gryzły mnie podczas lektury. W swojej recenzji wymieniłem wyłącznie te najważniejsze. Przy całym przedstawionym przeze mnie materiale myślę, że mogę z czystym sumieniem pozostawić werdykt wam, Drodzy Czytelnicy. Zostawię tu jeszcze tylko jedną rzecz, do znalezienia w stopce:

"Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo HELION nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce."

Cóż.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy wydawnictwu OnePress.

* - NLP - Programowanie Neurolingwistyczne - dla nieobeznanych: jest to termin opisujący ogół technik manipulacji opartych o stosowanie pewnej formy przekazu podprogowego w rozmowie, wliczając w to gestykulację, tembr i modulowanie głosu oraz użycie odpowiednich konstrukcji zdaniowych. Podobnie jak przekazu podprogowego, skuteczności NLP nigdy nie dowiedziono w sposób naukowy. Uznawane jest za paranaukę i krytykowane w środowiskach akademickich.

** - Moja odpowiedź na tak postawione pytanie brzmiałaby – w taki sam sposób, w jaki osoba zdystansowana do problemu może nakierować potrzebującego na właściwe jego rozwiązanie. W taki sposób działa przecież coaching...

Dane ogólne:
Tytuł: Psychologia Zmiany. Najskuteczniejsze narzędzia pracy z ludzkimi emocjami, zachowaniami i myśleniem
Autor: Mateusz Grzesiak
Wydawnictwo: OnePress
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 306

7 komentarzy:

  1. Aż boli, jak się czyta o wadach tej książki. Zwłaszcza o tym, że autor nie podparł się żadnym innym tekstem, tylko napisał od tak swoim widzimisie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakim innym tekstem mial sie podeprzec?
      PS pisze sie "ot tak"

      Usuń
    2. Cóż, ja zacząłbym od "Psychologii akademickiej", Doliński, Strelau et al., Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2016. To brzmi jak niezły pewnik.

      Usuń
  2. Ciekawa recenzja. Dzięki za podzielenie się opinią, która rozwiała wszystkie moje wątpliwości :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam sie w 100% z recenzja. Kupilem ksiazke bo "uwiodl" mnie jej tytul ale jak zaczalem czytac to podobnie jak autor recenzji lapalem sie za glowe. Doczytalem do jakichs 80% ksiazki i rzucilem w kat (co spotyka naprawde rzadko ksiazki). Ja osobiscie traktuje ta pozycje jako reklame autora, jego szkolen i "umiejetnosci" peoplehelpera (co to k####a jest???) a nie ksiazke, ktora w JAKIKOLWIEK sposob moglaby komus pomoc. Tytul jest kompletnie nieadekwatny do tresci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba naprawdę nie ma sensu się oszukiwać - możemy spokojnie założyć, że jedynym celem, jaki przyświecał pisaniu tej książki, była czyjaś autopromocja.

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: