piątek, 4 listopada 2016

„Mnich” Matthew Gregory'ego Lewisa

Pod koniec XVIII wieku Europa zakochała się w powieści gotyckiej. Nic w tym dziwnego – wyobraźnia, przesycona do bólu realizmem i racjonalizmem myśli oświeceniowej, nie chciała już szukać najbardziej rozsądnego wytłumaczenia obserwowanych zjawisk. Pragnęła zaś powrotu do prostej uczuciowości, niewyjaśnionych tajemnic i budzących ciarki opowieści o nienazwanym, czającym się w każdym niemal ciemnym zakamarku. Dość szybko w centrum uwagi znalazły się klasztory z ich pełną mistycyzmu atmosferą i skrzętne skrywanymi przed niepowołanym okiem sekretami. Wiadome było, że mnisi nie zawsze stronią od uroków ludzkiej egzystencji, folgując pragnieniom w sposób mniej lub bardziej dyskretny;  nie trzeba było też wiele, by przypisać im o wiele więcej, niż sami miewali za uszami. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych dzieł poruszających wspomnianą kwestię jest „Mnich” Matthew Gregory'ego Lewisa.

Antonia jest młodą i naiwną dziewczyną, wychowywaną w odosobnieniu przez matkę, zrażoną do świata przez nieszczęśliwie zakończony związek. Wraz z nią przybywa do Madrytu, kiedy ich sytuacja finansowa staje się tragiczna, by błagać o łaskę i opiekę członków rodziny od strony ojca. Pod opieką ciotki, dość lekkomyślnej i żywiołowej kobiety, bierze udział w nabożeństwie prowadzonym przez opata tamtejszego zakonu franciszkanów, Ambrozja, znanego z umiejętności przemawiania i wyjątkowej pobożności. Tam zwraca na nią uwagę don Lorenzo de Medina, bardzo zainteresowany panną i chętny do pomocy w jej sprawie. Najpierw jednak musi on uporać się z własnym problemem. Otóż Agnes, jego siostra, nowicjuszka w klasztorze Klarysek, zostaje przyłapana na planowaniu ucieczki. Lorenzo wraz z Rajmondem, ukochanym Agnes, zamierzają wydostać pannę za wszelką cenę. Nie wiedzą jeszcze, że przeorysza, dowiedziawszy się o sprawie, postanowiła ożywić dawno zapomniane prawo i ukarać niewierną mniszkę z całą surowością.

Głównych wątków w tej opowieści mamy kilka. Pomimo niewielkiej, wydawałoby się, ilości bohaterów, stopień skomplikowania ich historii jest znaczny, często też się one ze sobą przeplatają. Na prowadzenie wysuwają się trzy: Agnes, Ambrozja i Antonii, początkowo rozważanych osobno, ale stopniowo spajających się ze sobą coraz bardziej. Klasztorne otoczenie zbiera wszystko w całość: Ambrozjo, przypadkowo odkrywszy romans młodej mniszki, oddaje ją w ręce mściwej przeoryszy, za co ta rzuca na niego klątwę; owo zaklęcie szybko daje o sobie znać. Nowicjusz u franciszkanów, tajemniczy Rosario, okazuje się być kobietą, bez pamięci zakochaną w opacie, co stawia świątobliwego męża w bardzo niezręcznym położeniu – i będzie pierwszym powodem do porzucenia przez niego dotąd wyznawanych wartości. Antonia zaś pozostanie ofiarą zaniedbań i niepamięci osób, które obiecywały ją wspomóc, swoją niewinnością zwracając uwagę osoby, której nigdy nie powinna była spotkać. Każdy z bohaterów zostaje wrzucony w sytuację, w której musi wybierać, co jest dla niego w danej chwili ważniejsze i odłożyć na bok inne kwestie – jak Lorenzo „zapominający” na jakiś czas o Antonii, by ratować siostrę – często, niestety, z tragicznym skutkiem.

Lewis daje czytelnikowi szczegółowy wgląd z historię każdej z postaci. Robi to najczęściej w postaci dłuższego wtrącenia: jako wspomnienie bądź opowieść któregoś z bohaterów. Takie fragmenty, posiadające bardzo często sporą objętość, bywają pisane dość chaotyczne i przetykane licznymi dygresjami, co bardzo dobrze oddaje moment wzburzenia postaci, którą sytuacja skłoniła do wytłumaczenia swojego postępowania. Bohaterowie sami w sobie są jednak dość schematyczni: niewinna i naiwna Antonia, podstarzała, ale wciąż przekonana o swej urodzie Leonella, szarmancki Lorenzo, wrażliwy Rajmondo, porywcza Agnes… Momentami wydaje się, że ich byt definiowany jest jedną cechą przyporządkowaną im już na samym początku, nie sposób jednak odmówić autorowi konsekwencji w ich kreacji. Trochę brakuje jakiegoś rozwoju w charakterach i postępowaniu, co w obliczu drastycznie zmieniających się losów byłoby bardziej na miejscu. Tacy jacy są, pozostają jednak charakterystycznymi elementami stylu i gatunku, którego reprezentantem jest ta powieść. Na tym tle wyróżniają się mocno Ambrozjo i Matylda, u których jedynym elementem stałym jest wzrastający pociąg do złego. Mnich został potraktowany ze szczególną pieczołowitością: jego postępowanie jest zawsze solidnie umotywowane, decyzje ukazane zostały w odniesieniu do jego przeszłości i wychowania, kształtującego charakter z całą listą zalet i przywar, zakrawający momentami na swoistą analizę psychologiczną. Ambrozja się nie lubi, potępia się go z całego serca, ale tym gorsze są momenty, w których zaczyna się mu współczuć. Z drugiej strony Matylda – postać dość tajemnicza, z tylko lekko zarysowaną przeszłością, jest, jako bohaterka, bardzo nierówna; z czasem daje się jednak zauważyć elastyczność, z jaką dopasowuje się do zmieniających się nastrojów ukochanego. Ona właśnie była dla mnie elementem drażniącym – zdecydowanie zbyt szybko można domyślić się, jaka jest jej rola w tej historii.

Tym, co stanowi w znacznej mierze o wartości pozycji jest jej nastrojowość. Całość dzieje się przeważnie na dość niewielkiej przestrzeni (poza, oczywiście, wspomnieniami postaci), dzięki czemu lokacje poznamy dość dokładnie. Warstwa opisowa w „Mnichu” jest bardzo rozbudowana, autor nie szczędzi czytelnikowi szczegółów wystroju wnętrz, zagospodarowania terenu czy ulic miasta o różnych porach dnia, a sceny w kryptach to już majstersztyk budowania klimatu grozy poprzez samą wizję otoczenia. Akcja jest nierówna, dynamiczne i pełne emocji sceny przeplatają się z przydługimi wspomnieniami bądź momentami zadumy, a te z kolei urozmaicone bywają wierszami, spośród których część jest autorstwa Lewisa, inne zaś pochodzą z odrębnych pozycji i są opatrzone stosownymi przypisami. Nie radzę pomijać wierszowanych wstawek – to naprawdę ładny i nastrojowy kawałek poezji, w dodatku przetłumaczony wiernie i z polotem. Czyta się to zadziwiająco płynnie i gdy raz się zacznie, trudno jest się otrząsnąć z nastroju po zaprzestaniu czytania.

„Mnich” pozostaje jednak specyficzny ze względu na to, że, jak wspomniano nawet w opisie okładkowym, „trąci myszką”. Przejawia się to w rozmaity sposób, ale ogólne wrażenie daje się odczuć dość szybko: bohaterowie bywają skrajnie naiwni i prości, ich światopogląd wydaje się tak odległy od dzisiejszych realiów, że często ma bardzo obcy, choć nie pozbawiony uroku wydźwięk. Antonia i Rajmondo – rodzina de las Cisternas chyba ma tę przesadną egzaltację w genach – stanową w książce najwyraźniejsze przykłady tego zjawiska. Również i elementy, uznane swego czasu za wulgarne i brutalne - czy też wręcz antyklerykalne! - na współczesnym czytelniku wcale takiego wrażenia nie zrobią, wręcz przeciwnie. „Mnich” w porównaniu do wielu dzieł twórców dwudziestego pierwszego wieku jest wręcz zaskakująco delikatny i „grzeczny”, całą swoją grozę opierając bardziej na sugerowaniu scen pełnych okrucieństwa niż opisywaniu ich. Elementem robiącym niejakie wrażenie pozostaje erotyka; nie ma tu co prawda żadnej dosadności w opisach, ale w trakcie rozwoju fabuły motywy te ewoluują z platonicznych uniesień do brutalnie egzekwowanych żądz, a obserwowanie przemian, jakie pod tym względem zachodzą w niektórych postaciach, jest cokolwiek niepokojące.

Dzieło Lewisa jest powieścią wielowątkową i złożoną, trzeba więc przyszykować się na to, że wiele razy fabuła odejdzie na dość długi czas od głównego wątku. Pełna nawiązań, wątków mrożących krew w żyłach, ale i dość ironicznego humoru, będzie idealna dla osób, które wolą grozę w mniej dosadnym wydaniu i cenią konsekwentnie budowany nastrój. Nie da się ukryć, że „Mnich” się zestarzał, wiele kwestii zdążyło się zdezaktualizować, a intryga jest przewidywalna, to przecież całość zachowała swój niesamowity urok gotyckiego romansu grozy, idealnego na długie, jesienne wieczory.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Vesper.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: The Monk: A Romance
Autor: Matthew Gregory Lewis
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2016 (pierwsze wydanie polskie: 1964)
Liczba stron: 464
___________________________________
Zdjęcie drugie przedstawia okładkę wydania z 1991 roku - w tej własnie wersji trafiło w moje ręce po raz pierwszy. Zużyte, zniszczone, niekompletne, "nielegalne" - jako że byłam zdecydowanie na taką lekturę za młoda. Cieszę się, że mogłam do tej książki wrócić.

4 komentarze:

  1. Zabieram się dziś za lekturę ^^
    Specyficzny humor, nastrój i tematyka - wszystko mnie do niej przyciąga ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Liczne, rozbudowane opisy to rzeczywiście wielka zaleta, jeśli chodzi o książkę, klasykę, z tego gatunku. Od wczesnego dzieciństwa przejawiałem wielkie zainteresowanie powieściami utrzymywanymi w podobnym klimacie. Po prostu uwielbiam się bać, a najlepiej na wyobraźnię działa ciężka, gęsta atmosfera. Zazwyczaj jest tez tak, że fascynuje nas zło i choć niektóre rzeczy mogłyby się wydawać niestosowne jako obiekt mrocznych zainteresowań, po prostu nas to jara. I nie ukrywam, że tematyka książki jak najbardziej przyciąga moją uwagę. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, która okładka jest lepsza. Mam wielki sentyment do tandety. :)
    Radek Optymista

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam okazję wysłuchać i choć początkowo mocno byłam zdziwiona, to jednak wciągnęło mnie i trzymało.
    http://mcagnes.blogspot.com/2015/03/mnich-romans-grozy-matthew-gregory-lewis.html

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: