Najpierw książka, potem film – mówi niepisane prawo
czytelnicze. A co, jeśli wersja papierowa powstała po tej oglądanej na szklanym
ekranie? Powieści pisanych na podstawie gier czy filmów mamy coraz więcej, a
sięgają po nie głównie wierni fani danej serii. Osoby luźniej związane z
tematyką często się rozczarowują, jako że pozycje tego rodzaju bywają zwykle
raczej kiepskie, częściej stanowiąc uzupełnienie dla bardziej znanego
pierwowzoru albo wręcz „jeszcze raz to samo”. Sięgając po „Wersal. Prawo krwi”
o tym, że jest to właśnie tego typu książka dowiedziałam się dość późno, a to
przez zwyczajne niedopatrzenie, informuję więc z góry, że serialu, do którego
książka nawiązuje, nie znam, nie jestem więc w stanie ocenić zgodności jednego
z drugim. Samą powieść potraktowałam więc jako coś w rodzaju zachęty do
obejrzenia choć paru odcinków wersji ekranowej.
Wersal – marzenie francuskiego króla, Ludwika XIV, pałac,
mający mieścić w sobie całą świetność ówczesnej epoki, dość szybko zaczęło
dochodzić do skutku. Zaczęło się od snów i rozważań na jawie, przetykanych
wizjami z przeszłości, w których matka dowodziła przyszłemu władcy, że, pomimo
czekających go przeszkód i wrogów, czyhających na każdym kroku, on musi
pozostać nieugięty i uparcie dążyć do celu. Ludwik wiedział, że jego plany nie
spotkają się ze zrozumieniem ani zadowoleniem poddanych: lud, wyczerpany wojną
i biedą, krzywo spojrzy na kolejne, pełne przepychu budowle dla arystokratów,
szlachta z kolei, zakochana w Paryżu, odmówi pozostania z dala od niego. Szybko
okazuje się, że, tak jak można było przewidzieć, finanse nie będą jedyną
przeszkodą w realizacji tak ambitnego przedsięwzięcia, a wielu z tych, którzy
mienili się przyjaciółmi, pokaże swoją prawdziwą twarz. Ale król nie należy ani
do osób pozbawionych charakteru, ani łatwo poddających się, więc żaden cios nie
pozostanie bez odpowiedzi.
„Wersal. Prawo krwi” jest książką pisaną na podstawie
serialu telewizyjnego i jako taka posiada wszelkie wady i zalety takiej formy.
Rozpoczyna się mocną sceną przedstawiającą królewskiego brata, Filipa,
zabawiającego się z kochankiem - po to, by natychmiast przejść do błyskawicznej
akcji, zagrożenia życia króla i pogoni za zamachowcami. Trudno tu o opisy, a
jeśli już są, to idealnie odpowiadają momentom, w których kamera „zatrzymuje
się” na konkretnym elemencie (woda spływająca po piersiach kąpiącej się
kobiety, zaskoczenie na twarzy damy po usłyszeniu szokującej wiadomości),
przedstawiając go w sposób, wydawałoby się, nadmiernie wręcz szczegółowy, w
kolejnych etapach zaś tych szczegółów brak jest zupełnie, a autorka bardzo
skąpo kreśli okoliczności i otoczenie. Najgorzej wypadają tutaj sceny
batalistyczne, których opisowe ubóstwo sprawia wręcz, ze łatwo je przeoczyć – i
zdziwić się później, że bohaterowie powrócili oto z jakiejś wojny. Zdecydowanie
lepiej odnajdą się tu osoby, które z serialem miały już styczność, reszta
będzie musiała polegać wyłącznie na własnej wyobraźni i bardzo uważać, by nie
zgubić się w czasie czytania.
W powieści występuje plejada postaci historycznych, od
Ludwika XIV, Filipa Orleańskiego czy Filipa de Lorraine, po większość znanych
ze wspomnianej epoki pań: królowej Marii Teresy, Louise de la Valliere,
Athenais de Montespan czy Henriettę Annę Stuart. Bohaterowie, chociaż
nakreśleni dość oszczędnie, są jednak jedną z mocniejszych stron książki,
głównie z powodu wyrazistych i konsekwentnie prowadzonych charakterów. Pełne
akcji sceny, często brutalne bądź wulgarne, podawane niemal bez chwili
wytchnienia, pozwalają na dość dokładną ich obserwację, jako że w takim natłoku
wydarzeń i zmieniających się błyskawicznie stronnictw i sympatii bardzo łatwo
jest wyłapać błąd. Nie znalazłam nic takiego: może intrygi nie zostały podane w
najbardziej subtelny z możliwych sposobów, a niezdradzaniem tajemnic autorka nie przejęła się niemal w ogóle, większość rozwiązań podając
czytelnikowi prawie na tacy, ale wiedza obserwatora nie przekłada się na tę,
którą posiadają postacie.
Wspomniałam o wadach „serialowych” powieści: jedną z takich
cech jest nagłe urywanie wątków, które przez jakiś czas traktowano jako istotne
fabularnie. Do takich należą najczęściej te, których zgodności z wydarzeniami
rzeczywistymi trudno się dopatrzeć, a co do wyjaśnienia których mogło po prostu
braknąć pomysłu. Powieść nawiązuje też do paru nie do końca wyjaśnionych
teorii, jak np. ciemnoskóra mniszka z Moret, którą i książka, i serial opisują
jako owoc zdrady Marii Teresy. Jest to motyw sensacyjny, ale i on gubi się w
fabule, gdy tylko odegra swoją - bardzo krótką zresztą, a szkoda – rolę.
Ostatecznie jednak, pomimo pewnych słabych punktów, nie jest
to książka zła. Dynamiczna akcja, prosty język i postacie, które swoim
temperamentem wynagradzają braki w warstwie opisowej tworzą coś, co jest
zadziwiająco łatwe do przyjęcia nawet bez znajomości serialu. Wyraźnie
zaznaczono, że jest to tom pierwszy, a seria będzie kontynuowana, więc
pozostaje nadzieja na wyjaśnienie wielu niedomkniętych – lub porzuconych, kto
wie! – wątków, że trudno jest nie budować sobie pewnych oczekiwań względem
ciągu dalszego. Co tylko oznacza, że pozycja spełniła swoje zadanie: ciekawa
jestem, jak potoczą się dalej losy Sophie, bohaterki, której charakter
niezaprzeczalnie ewoluuje w czasie powieści, chociaż w niezbyt pozytywną
stronę, jak poradzi sobie Ludwik, którego otacza tylko coraz więcej wrogów i
wreszcie: kto spiskuje, a kto nie? Dla osób lubiących książki pełne akcji i
emocjonujących scen, a ponadto lubujących się w klimatach siedemnastowiecznej Francji, pozycja ta stanowić będzie chwilę całkiem niezłej rozrywki.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Versailles: Le rêve d‘un roi
Autor: Elizabeth Massie
Wydawnictwo: Książnica
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 304
Nie rozumiem idei pisania książki na podstawie scenariusza filmowego. Czytałam jedną taką, coś w klimatach Henryka VIII i było to traumatyczne przeżycie. Skrótowość i powierzchowność, przeskoki scen, które kojarzą się właśnie z pracą kamery - to się nie sprawdza na kartach książki, kiedy materiału na powieść jest sporo, potrzeba jedynie dobrego pomysłu. Ekranizacja powieści bywa dobra, ale książka napisana na podstawie scenariusza to jakieś nieporozumienie. Mimo atrakcyjnych dla mnie realiów - nie sięgnę, zbyt obawiam się rozczarowania. Inna sprawa, że niespecjalnie ciągnie mnie nawet do serialu :P Wolę poszukać dobrej powieści osadzonej w czasach Króla Słońce ;)
OdpowiedzUsuńMnie do serialu zniechęciła mnogość scen erotycznych, chociaż trzeba przyznać, że w trailerze wygląda urokliwie.
UsuńMam niebywałą ochotę zajrzeć do niej, ale nie wiem czy to by było coś dla mnie...;/
OdpowiedzUsuńZawsze można zaczać od serialu (:
UsuńNie znam ani książki, ani filmu, ale wydaje mi się, że tematyka mi podpasuje :) Lubię książki pisane prostym językiem i takie, w których dzieje się coś dynamicznie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa z kolei wolę, jak czasem akcja zwalnia, na przykład by pokazać jakiś piękny plener (:
UsuńNie lubię serialu, ale ten mnie do siebie zachęca. Jednak kiedy zobaczyłam, że jest książka... Wolę książkę ;) Muszę ją w końcu kupić i przeczytać.
OdpowiedzUsuń