niedziela, 18 września 2016

"Grimm Fairy Tales #04: Rumpelsztyk" - recenzja komiksu

Po trzech zeszytach serii „Grimm Fairy Tales”, które reprezentowały dość nierówny poziom, zdecydowanie jednak wykazując tendencję do poprawy, przyszła pora na część czwartą - najbardziej jak dotąd przeze mnie wyczekiwaną. Nie przedłużając: przedstawiam Wam „Rumpelsztyka”.

Milly zaszła w ciążę z niewłaściwym facetem. Na wieść o mającym przyjść na świat dziecku, jej chłopak proponuje aborcję, a kiedy pomysł nie znajduje aprobaty, dochodzi do wniosku, że na żywym niemowlaku można nawet zarobić sprzedając go bogatej, bezdzietnej rodzinie. Młodzi nie dochodzą do porozumienia w klasycznym przypadku próby uniknięcia odpowiedzialności przez przyszłego ojca. Ich głośnej dyskusji w parku przysłuchuje się znana nam już z poprzednich części bajarka – i, wykorzystując chwilę, w której Milly zostaje sama, opowiada jej jedną ze swoich historii...

Młynarz nie jest najrozsądniejszą osobą, zwłaszcza kiedy wypije. W karczemnych przechwałkach, chcąc być lepszym od towarzyszy chwalących się swoimi pociechami, mówi, że jego córka potrafi uprząść ze słomy czyste złoto. Oczywiście nikt w to nie wierzy, ale słowa zostały wypowiedziane w złą godzinę: ktoś postanawia donieść królowi o zasłyszanym zjawisku. W wyniku tego oboje - niefortunny chwalipięta i jego córka - trafiają na dwór, gdzie dziewczyna ma pozostać, by udowodnić swoje zdolności ku chwale królestwa i przyszłemu bogactwu ojca... lub zginąć. Załamana płacze w ciemniej piwnicy, jej żale zostają jednak wysłuchane: tajemniczy stwór obiecuje pomoc w zamian za kolejne korzyści czy kosztowności, aż do momentu, w którym dziewczyna przyrzeka, że odda mu swoje pierwsze dziecko.

Brzmi klasycznie? Tak, ale tylko do czasu. Znana powszechnie wersja opowieści została urozmaicona o postać szpiega, który dowiaduje się o całej sprawie i podpowiada (poprzez jednego z jej posłańców) królowej - młynarzównie właściwe imię. To otwiera drogę do dalszego ciągu opowieści, która dotąd kończyła się w momencie pogromienia niecnego Rumpelsztyka. Tu jednak akcja toczy się dalej, aż do momentu, w którym na dwór przybywa rzeczony „szpieg”, by wspomnieć dawne dzieje i ujawnić okrutną prawdę o pakcie zrozpaczonej dziewczyny z chciwym stworem.  Owa tajemnica jest sednem opowieści i pretekstem do wysnucia morału: dziecko jest najcenniejszym darem, którego nie zastąpi żadna ilość złota. W tym przypadku nie wiemy jednak jak historia wpłynęła na postawę Milly i czy utwierdziła ją w podjętej decyzji: końcowa scena nie daje jasnej odpowiedzi.

Widać wyraźną poprawę w przypadku dialogów. Seria miewała już różnych tłumaczy, którzy z mniejszym lub większym powodzeniem starali się oddać klimat opowieści, nie zawsze się to jednak udawało: albo stylizacja na dawny styl wypowiedzi była stosowana nie dość konsekwentnie, albo w ogóle jej nie było. Tutaj zostało zachowane dobre rozgraniczenie pomiędzy obiema częściami historii, dawnej i współczesnej: widać subtelną różnicę w sposobie wypowiadania się postaci.

Na dobre wyszła też serii kolejna zmiana osoby odpowiedzialnej za rysunek. H.G. Young,
współpracujący zresztą z wydawnictwem Zenescope przy takich tytułach, jak „Sins of the Fallen” czy „Jindai”, zdecydowanie pokazał, że wie co robi. W zeszycie czwartym nie uświadczy się już żadnych kłopotów z perspektywą, proporcjami sylwetek czy karykaturalnym wyglądem postaci widzianych z oddali, jak to się zdarzało w częściach poprzednich. Mimika bohaterów została również oddana w sposób szczegółowy i żywy (wyraz twarzy młynarzówny, gdy usłyszała o pomyśle taty – bezcenny). Bardzo podobały mi się przejścia między poszczególnymi kadrami komiksu – niektóre z nich były tak płynne, jakby oglądało się animację. Całość, wraz z kolorami dodanymi przez studio Transparency Digital, prezentuje się wyjątkowo miło dla oka.

„Rumpelsztyk” jest jak dotąd najlepiej wykonanym i dopracowanym zeszytem serii. Chociaż nieco mniej mroczny od „Kopciuszka”, porusza trudniejszą tematykę, przejawia swobodniejsze podejście do dobrze znanej historii i daje mniej gotowych odpowiedzi, pozostawiając pewne elementy do własnej interpretacji. I, co najlepsze, podtrzymuje tendencję jeśli chodzi o coraz lepszą jakość kolejnych zeszytów. Polecam, przykładam kocią łapkę jako znak jakości i niecierpliwie czekam na dalsze części.

Dziękuję wydawnictwu Okami za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.

Informacje ogólne:
Tytuł oryginału: Grmm Fairy Tales #04: Rumpelstiltskin
Wydawnictwo: Zenescope/Okami
Scenariusz: Joe Tyler, Ralph Tedesco
Ilustracje: H.G.Young (rysunki i tusz), Transparency Digital (kolory)
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 24

______________

Recenzje poprzednich części:

2 komentarze:

  1. Nie lubię komiksów, ale ten bym chętnie przeczytała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna taka zabawa ze starą oklepaną opowieścią. nie dość, że nieco przebudowana i poszerzona o nowe wątki to jeszcze wbita w ramę komiksu. Ciekawa propozycja.

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: