czwartek, 22 września 2016

"Faust. Tragedii część pierwsza" Goethego - nowe tłumaczenie

 "Fausta" zna chyba każdy, kto zwykł chociaż czasem nie spać na polskim w szkole średniej. Jeden z najgłośniejszych dramatów Goethego, uznawany zarazem za najważniejszy tekst, który wyszedł spod jego pióra, to zarazem ponadczasowy utwór traktujący o tym, jak wiele jest w stanie poświęcić człowiek w swoim pragnieniu spełnienia, szczęścia i wiedzy. "Faust" dał początek jednemu z najciekawszych literackich archetypów postaci (bohatera, który jest w stanie zaprzedać się złu tylko po to, by wiedzieć więcej), eksploatowanemu szeroko w przeróżnych tekstach kultury na przestrzeni wieków aż do dnia dzisiejszego – i zarazem jednemu z moich ulubionych. Pamiętając tekst jako nieco ciężki, ale mimo wszystko zrozumiały dla ówczesnego nastolatka, z pewnym zaciekawieniem sięgnąłem po nowy przekład tego klasycznego dzieła, który zawdzięczamy Pawłowi Węcławskiemu – nie oczekując absolutnie niczego, acz mając pewną nadzieję, że nowe wydanie uczyni tę niezwykłą historię ciut łatwiejszą do przyswojenia przeciętnemu zjadaczowi chleba. Jak było naprawdę? A zatem...

W swojej pogoni za wiedzą, co prawda, nie zawarłem paktu z diabłem* - posłużyłem się za to dwoma innymi przekładami jako materiałem porównawczym: polskim tłumaczeniem autorstwa Emila Zegadłowicza z pierwszej połowy XX wieku (które, o ile pamiętam, jest bieżącym, jeśli chodzi o materiał przerabiany w szkołach średnich), oraz angielskim, autorstwa Baylarda Taylora (rok 1870), cieszącym się sporym uznaniem za wierność oryginałowi. Brakło mi, niestety, dostatecznej znajomości języka niemieckiego, aby móc porównać nowy przekład z oryginałem, stąd za wszelkie uchybienia wynikające z mojej niewiedzy z góry przepraszam.

I co mi z tych porównań wyszło? Zestawienie tych trzech pokazało, że nowy przekład plasuje się gdzieś pomiędzy dwoma porównawczymi, jeśli chodzi o przystępność. Tłumacz używa języka nam współczesnego, co już jest pewnym skokiem jakościowym w porównaniu ze starszym przekładem, zdecydowanie odświeżając niemłody przecież tekst - choć jednocześnie wkłada mnóstwo wysiłku, aby w miarę możliwości zachować poetyczność oryginału. Taką ogólną tendencję daje się tu wskazać – tekst starszy jest bardziej dosłowny, mniej barwny, zaś nowszy poświęca tę dosłowność na rzecz estetyki.

Jak z warstwą znaczeniową? Jak to z tłumaczeniami – zwłaszcza tekstów poetyckich! - bywa, różni się od pozostałych. Przykład takiego zdarzenia daje się wyłowić już w dedykacji: u Zegadłowicza jest to "Tak teraźniejszość gubi się, szarzeje/Co przeminęło, prawdziwe istnieje.", u Taylora "What I possess, I see far distant lying/And what I lost, grows real and undying.", z kolei w tłumaczeniu Węcławskiego "To, co posiadam, widzę jak z oddali/To, co prawdziwe – już mi odebrali.", co wydaje się dużo celniej trafiać w sedno. Z drugiej strony, znajdująca się zaraz na samym początku dyskusja Dyrektora Teatru z Poetą i Wesołkiem jest tu nieco nieczytelna - zdecydowanie bardziej sensownie wyszła w starszym tłumaczeniu niż w nowym, gdzie naprawdę ciężko na pierwszy rzut oka stwierdzić, kto tu z kim rozmawia (to jakby trzech panów po prostu stało obok siebie i mówiło do publiczności, podczas gdy mieli tak naprawdę zażarcie dyskutować nad sensem teatru w ogóle!) i co próbuje mu powiedzieć. Za to pierwsza wizyta Mefistofelesa w przekładzie Węcławskiego jest zdecydowanie dużym krokiem naprzód, a piekielny bies jest w tej wersji stosownie charakterny i zadziorny, czego nie można było powiedzieć o jego starszym pierwowzorze – i po prostu lepiej wypada jako kusiciel.

Myślę, że nowy przekład "Fausta" jest tworem miejscami nieco nierównym, ale jeśli zamiarem tłumacza było oddanie poetyckości pierwowzoru, której lwia część straciła się w porównywanym tutaj tłumaczeniu, myślę, że zamiar ten wypełniono w stu procentach. Nie jest to przekład odpowiedni do pisania wypracowań albo przygotowywań do matury – to bardziej rzecz dla tych, którym "szkolne" tłumaczenie po prostu nie wystarczy z przyczyn czysto estetycznych. I w tej roli powinno się sprawdzać bardzo dobrze.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy tłumaczowi.

Dane ogólne:
Tytuł: Faust. Der Tragödie erster Teil
Autor: Johann Wolfgang von Goethe
Tłumaczenie: Paweł Jan Węcławski
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 268


* - zagajony o możliwość ubicia interesu, powiedział coś w deseń "hola hola, ale my tutaj też mamy pewne standardy!". Ech.

3 komentarze:

  1. Wybacz proszę, Łotrze, że dedykację otrzymała Vyar, jakoś tak założyłem czytającego Kota. Dziękuję Ci za miłe słowa - wiem na co zwrócić uwagę, gdy kiedyś w końcu podejdę do drugiej części Fausta ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ wcale nie szkodzi! Sam jestem sobie winien - było się podpisać swoim nazwiskiem.

      Cieszę się, że tekst przypadł do gustu - obawiałem się, że brak mi kwalifikacji, by się należycie wypowiedzieć. Fajnie, że moje uwagi na coś się przydadzą.

      Usuń
    2. Różnice w przekładach są ogromne. Choćby pierwszy z brzegu przykład:

      "Panie, władnący dniem i   mrokiem   raczyłeś zejść przed nieba próg —
      patrzysz łaskawym na mnie okiem —   przeto tu staję w   gronie Twoich sług.   Nie umiem splatać słów górnie i   grzecznie   — niechże niebiańska szydzi ze mnie brać —   rozśmieszyłbym cię patosem bezsprzecznie,   gdybyś się, Panie, nie oduczył śmiać.   Gwiazdami, bezkresami włada myśl Twa boska;   nie znam się na tym; jedno wiem: człowiek się troska!   Ten mały bożek ziemi w   życia błędnym kole   pcha swój ciężar w   jednakim, upartym mozole;   rzekłeś: złudę światła mu dam, niechaj go krzepi.   — wierzaj, Panie, bez tego byłoby mu lepiej —   rozumem złudę nazwał, spaczył ten dar Boży —   w   rezultacie jak zwierzę żyje, bodaj gorzej.   Wybacz, Panie łaskawy, lecz tak mi się zdaje —   podobien19 człowiek wielce do świerszcza, co wstaje   na wydłużonych nóżkach — skacze i   rzępoli,   i   brzęczy skargą zrzędną o   tym, co go boli   — i   więcej — ! — gdybyż w   trawie siedział! — aleć oto   podnosi się — skok w   górę! — nosem zarył w   błoto!"

      U Węcławskiego:

      "
      Ty, o   Panie, już się zbliżasz, pytasz Co się w   świecie dzieje? Moje emocje, moje myśli czytasz I   na mój widok aż się śmiejesz. Bo   nie potrafię władać słowem, I   każdy wokół mnie wyszydza; W   patosie swym zachodzę w   głowę, Czy Cię   ma marność   nie obrzydza? Czy świat, czy słońce, niech się ziści Wiem tylko, jak człowieka zniszczyć.
      Malutki bożek czynu złego, Cudowny tak, jak dnia pierwszego. Gdybym był żył  — troszeczkę lepiej, Gdybyś mi   nie dał władzy w   niebie; Choć rozsądkowi memu trzeba, Najgorszym być zjadaczem chleba. Chodź sądzę, z   łaski pozwolenia, Żem jest insektem. Do zwątpienia, Skaczącą bezustannie pchłą Żywiącą się marnością   swą; Lecz dopuść tylko do człowieka! Zagryzę. Spójrz no, jak ucieka.
      "

      Nie znam niemieckiego, ale czy naprawdę można to tak skrajnie różnie tłumaczyć? I są literówki w nowym przekładzie, jak powyżej zamiast choć jest chodź.

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: