piątek, 5 sierpnia 2016

"Złote spinki Jeffreya Banksa" Marcina Brzostowskiego

Marcin Brzostowski to pisarz wyjątkowy. Już same tytuły jego książek zastanawiają: „Wirujący sztylet hiszpańskiej kusicielki”, „Słodka bomba Silly”, „Zemsta kobiet” czy „Podpalę wasze serca!” to tylko przykłady. Brzmią intrygująco przez mnogość skojarzeń, jakie mogą wywoływać, nie sposób też nie zastanowić się przez chwilę, co może się za nimi kryć. Niech jednak nie zwiedzie nieostrożnego czytelnika zbyt prostolinijne myślenie, ponieważ żadne oczywistości nie mają tu zastosowania, a podczas czytania jedyne, czego można się spodziewać, to zaskakujące zwroty akcji. Wspomniana „Zemsta kobiet” trafiła kiedyś i w moje ręce, wywołując reakcję, którą najprędzej mogłabym określić słowami „zbierałam szczękę z podłogi”. Jak mogłoby mi pójść drugie podejście do tak specyficznego typu literatury? Obiektem eksperymentu tym razem były „Złote spinki Jeffreya Banksa”.

Tytułowy bohater jest ministrem spraw wewnętrznych. Doszedł do tej pozycji w sposób dość specyficzny: będąc studentem w Oksfordzie, bardzo klasycznym zresztą w swej imprezowej studenckości, przez pomyłkę, którejś nocy, wszedł nie do tego pokoju, co trzeba, zastając tam niejaką pannę Elizabeth Young. Błąd swój uświadomił sobie rano, prawdziwie przejmując się nim dopiero jakiś czas później, gdy jego przygodna kochanka odnalazła go w pubie, by przekazać mu równie klasyczną szczęśliwą nowinę. Jeśli jednak Jeffrey chciał planować jakąś ucieczkę, przeszło mu to szybko, gdy dowiedział się, z jak bogatej i szanowanej rodziny pochodzi jego „ukochana”. Ale do rzeczy. Pan minister z Oksfordu wyniósł był jeszcze jedną cenną rzecz: przyjaźń z miejscową mafią. To do niego zwraca się o pomoc niejaki Ezekiel Horne, szef londyńskiego półświatka, gdy jeden z jego podwładnych daje się złapać z torbą pełną kokainy. Niestety, główny bohater gdzieś w trakcie wydarzeń gubi prezent od żony – spinki do mankietów, rodzinną pamiątkę. Czy Banksowi uda się wyciągnąć z więzienia podwładnego starego kumpla, nie zwracając przy tym niczyjej uwagi? Co wspólnego z tym ma rosyjska mafia i samochód pełen krówek? I –wreszcie – czy Jeffrey zdąży na kolację z okazji rocznicy ślubu?

Fabuła wydaje się być dość zawiła, jednak to tylko pozory. Historię obserwujemy z różnych, przeplatających się punktów widzenia: Jeffreya Banksa, Ezekiela Horna bądź Frankiego Reeda a.k.a. Turbo, przeżywającego w więzieniu rozterki nie tylko moralnej natury, bądź nawet paru postaci pobocznych. To pomieszanie spojrzeń nie powoduje chaosu, nawet pomimo zamknięcia go w tak niewielkiej przecież objętości (134 strony). Wszystko się ładnie łączy w całość, a jedna osoba będąca aktualnie w centrum uwagi autora niemal zawsze znajduje się w sytuacji, która nawiązuje w jakiś sposób do innych. W rezultacie odnosi się wrażenie, że chociaż akcja umiejscowiona jest na tak rozległej przestrzeni, jaką jest Londyn i jego okolica, to całość zamyka się jakby w obrębie jednego pomieszczenia. To „zamknięcie” spowodowane jest, jak się wydaje, właśnie skupieniem na konkretnej postaci i jej działaniach, bez wdawania się w opisy otoczenia. Taki zabieg pozornie przyspiesza bieg wydarzeń, bardzo je też spłycając, ale nie o głębię tu przecież chodzi.

„Złote spinki Jeffreya Banksa” to powieść po trosze kryminalna i sensacyjna, ale ponad wszystko – komedia pełna absurdu. Bohaterowie to zbiór stereotypów, wydarzenia stanowią skrót i parodię gatunków, do których fabuła zdaje się przynależeć, z przedstawieniem wszystkich ich niedorzeczności. Jednak i humor, którym pozycja ta jest przesycona, nie każdemu przypadnie do gustu, u niektórych tak uproszczony i groteskowy wizerunek postaci i zjawisk może wywołać sprzeciw, ostrzegę więc czytelnika od razu: przez zażyciem należy skonsultować się z lekarzem i powyciągać kije z różnych części ciała. A potem można do woli rozkoszować się losami gangsterów jedzących krówki.

W porównaniu do „Zemsty kobiet”, „Złote spinki…” sprawiają wrażenie powieści nieco poważniejszej i o znacznie mniejszym stopniu „udziwnienia”: absurdów jest mniej i są one zdecydowanie łatwiejsze do przyswojenia bez chwil przerwy na zastanowienie, co też właśnie się przeczytało. Dla mnie jest też książką o wiele przyjemniejszą w odbiorze, proszącą się o to, by nakręcić na jej podstawie film z Lesliem Nielsenem w roli główniej. Polecam jako coś lekkiego na odtrutkę po poważnych tematach, do połknięcia w jeden wieczór.

Za możliwość przeczytania ksiązki serdecznie dziękuję autorowi.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Złote spinki Jeffreya Banksa
Autor: Marcin Brzostowski
Wydawnictwo: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
Rok wydania polskiego: 2015
Liczba stron: 134

4 komentarze:

  1. Rewelacyjna komedia absurdu. Marcin to jeden z moich ulubionych pisarzy tworzących książki w tym nurcie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, świetna rozrywka, doskonale się bawiłam przy tej lekturze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie i tak nadal opadała szczęka, a biednych panów opychających się krówkami było mi tak strasznie szkoda... :D

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: