poniedziałek, 29 sierpnia 2016

"Posiadłość" Maggie Moon

Do niektórych książek uprzedzamy się z góry. Zaznaczę, że nie o takiej książce chciałabym dziś napisać, jednak ma tu zastosowanie pewna dość ogólna zasada: oczekiwania, jakie wyrabiamy sobie w stosunku do powieści, zanim ją przeczytamy, potrafią znacząco wpłynąć na jej faktyczny odbiór. Dlaczego tak jest? Bywa różnie: czasem wrażenie buduje ogólna oprawa dzieła, źle dobrana okładka, kiepski blurb, często wpływają na nas opinie innych osób bądź niechęć do jakiegoś motywu, nadużywanego przez popkulturę a użytego ponownie w pozycji, po którą akurat mieliśmy sięgnąć. Ale do rzeczy: wobec książki „Posiadłość” Maggie Moon miałam właśnie parę takich uprzedzeń, utkanych na podstawie oględzin okładki. Mogę szczerze powiedzieć, że żadne z nich nie okazało się prawdziwe.

Zara Dormer jest młodą artystką. Jako studentka dość prestiżowego malarskiego kierunku, pochodząca z biednej rodziny, nie ma łatwego życia. Większość z jej kolegów i koleżanek to osoby z wyższych sfer, lubiące podkreślać swoją wyższość nad jedyną osobą w grupie, której nie stać na akcesoria najlepszej jakości - chociaż nadrabia wszelkie braki wybitnym talentem. Najzdolniejsi z roku mają możliwość wyjazdu na warsztaty do Charlottshire i położonej tam starej posiadłości rodu Debrettów, słynnej z tego, że czas zatrzymał się dla niej i jej mieszkańców gdzieś w epoce wiktoriańskiej. Zara jest jedną z osób wytypowanych do tego wyjazdu, a w trudnościach finansowych wspiera ją przyjaciółka, Dora, za zgodą rodziców Dormer udzielając jej pożyczki. Pełna nadziei i entuzjazmu bohaterka wyrusza więc w podróż, nie spodziewając się, że tajemnicze miejsce skrywa więcej sekretów, niż wszystkim im się wydaje.

Klimat w powieści budowany jest dość powoli. Wątki współczesne przetykane są wstawkami z przeszłości, przedstawiającymi momenty z życia różnych pokoleń rodu Debrettów, nawiązując do trapiących rodzinę problemów i sugerując istnienie bardziej skomplikowanej prawdy o nich. Jest to rozwiązanie, które ma swoje dobre i złe strony. Doskonale wzmacnia napięcie, pokazując jednocześnie ludzką i zwyrodniałą naturę mieszkańców posiadłości, nie zdradzając zbyt wiele o tym, czym się zajmują, ale też pokazuje pewne braki warsztatowe. Powieść rozpoczyna się taką właśnie wstawką, i jest to najsłabszy fragment książki, zbudowany na banalnej sytuacji, przedstawiający bohaterów w sposób bardzo sztampowy, przywodzący na myśl seryjne książki o wampirach. Takie spłycenie tematu tymczasem jest zupełnie niepotrzebne, jako że im dalej tym lepiej: wraz z rozwojem sytuacji sposób prowadzenia retrospekcji wydaje się pewniejszy, opisy bardziej szczegółowe a nastrój mroczniejszy. Nie warto więc zniechęcać się słabym początkiem.

Warstwa opisowa jest mocną stroną książki. Widać w niej drobiazgowość i wyobraźnię autorki, która wyraźnie inspiruje się powieściami z gatunku gotyckiego horroru, co po części udaje jej się odzwierciedlić w swojej twórczości. Trudno tu jednak o jakikolwiek patos, został on z powodzeniem zastąpiony lekkim poczuciem humoru bohaterów, opartym na ich doświadczeniu życiowym (sporym pomimo wieku) i dystansie, jaki mają do siebie i innych. Narracja jest trzecioosobowa, ale wydarzenia obserwujemy zawsze z punktu widzenia postaci aktualnie będącej na pierwszym planie: zazwyczaj jest to Zara, Frank lub któryś z Debrettów, z nielicznymi wyjątkami. Daje się zauważyć pewna różnica w postrzeganiu: Zara bardziej zwraca uwagę na otoczenie, towarzyszą jej szczegółowe opisy krajobrazów, pomieszczeń i obserwowanych przez nią osób, podczas gdy Frank jest bardziej skupiony na własnych odczuciach. To bardzo subtelny, ale dający pełnię odbioru postaci zabieg, wart pochwały.

Konstrukcja bohaterów w „Posiadłości” jest bardzo niejednorodna. Najlepiej w powieści wypadają Zara i Frank, otrzymując w procesie twórczym żywe, realistyczne charaktery, a ich postępowanie jest logiczne i konsekwentnie prowadzone do samego końca. Frankiem zdążyłam się zresztą pozachwycać już samym początku powieści – jego zachowanie jest tak sugestywne, że łatwo wyobrazić go sobie jako partnera w rozmowie - to uroczo nieporadny chłopak o zbyt długim języku, ciągle niezręczny i całkowicie świadom tego faktu. Reszta towarzystwa to już niestety zbiór stereotypów rodem z akademickiego podwórka, ale ponieważ niewiele mamy z nimi styczności w powieści, nie razi to tak bardzo. Miałam za to trochę problemów z Debrettami – jak wszystkie postacie mroczne do bólu, są oni momentami ciężkostrawni. Powodem tego jest ich aparycja, podkreślany często specyficzny urok opierający się na nietypowej barwie oczu. To dość banalne rozwiązanie staje się uciążliwe, gdy wzmianka o tym pojawia się któryś raz z rzędu, na szczęście ratują ich dobrze napisane charaktery, bardzo subtelnie sugerujące głębiej leżący problem. 

Zastrzeżenia mam co do samej fabuły. W trakcie powieści autorka wprowadza wiele wątków – znaczna większość dotyczy właśnie mieszkańców posiadłości – z których spora część pozostaje niewyjaśniona. Pozostają one jako tajemnice rodu – być może do kontynuowania w kolejnej części, jako że zakończenie wyraźnie wskazuje na to, że historia nie urwie się w tym miejscu. Niestety, już w kwestii choćby obciążenia genetycznego u Debrettów – jego powody pominę z oczywistych względów, choć i to jest dość oklepany motyw – cóż, nie tak to działa. Szczegóły choroby, niewyjaśnione i niewystarczająco umotywowane, sprawiają wrażenie elementu trochę na siłę wprowadzonego do historii, by zwiększyć jej dramatyzm. Sytuację uratowałby porządny research i bardziej szczegółowe przedstawienie problemu, tego jednak brakło. Podobne odczucia mam do zakończenia: ilość ratujących bohaterów zbiegów okoliczności robi się cokolwiek zbyt duża jak na tak niewielką objętość tekstu, a tu wyjaśnień jest również za mało. 

Ostatecznie, czytanie „Posiadłości” było dla mnie bardzo odświeżające – bardzo brakowało mi czegoś bardziej angażującego emocjonalnie, a mniej logicznie. Powieść ma w sobie pomysł, przyjemny nastrój i intrygującą fabułę, która wymagałaby jedynie drobnego dopieszczenia i dopracowania szczegółów, by stać się pozycją bardzo dobrą. Zadziwiający może wydawać się fakt, że zupełnie brak tam klasycznego wątku erotycznego, który w podobnych książkach pojawia się niemal w standardzie, zwłaszcza gdy mamy do kompletu wątek lekko zaciągający czymś paranormalnym. Mogę więc określić ją jako lekkostrawny thriller do przeczytania nawet w jeden wieczór, i polecić wielbicielom podobnych książek.

Za udostępnienie ksiażki do recenzji serdecznie dziękuję autorce.

Dane ogólne:
Tytuł: Posiadłość
Seria: Zara Dormer
Autor: Maggie Moon
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 294

2 komentarze:

  1. Hyhy, a pamiętam Twoją reakcję, kiedy Ci mówiłam, o czym mniej więcej jest ta książka :DDD
    Też mile ją wspominam, muszę kiedyś w końcu dorwać drugą część, choć pewnie prędzej przeczytam o niej u Ciebie ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dalej pamiętam, jak czytałam i czekałam na ten romans, tą SCENĘ między Zarą a Noelem, która musiała nastąpić... i nie nastąpiła! Z jednej strony dobrze dla książki, z drugiej... :D
      Za drugą się zabieram niedługo (:

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: