wtorek, 23 sierpnia 2016

Crash Space #3 - Bang! - recenzja gry

Muszę się wam do czegoś przyznać – uwielbiam westerny: rozległe pustkowia, bezkresne pola, małe miasteczka, w których każdy łypie spode łba na samotnego jeźdźca znikąd. Pościgi, strzelaniny, napady na pociągi, ludzkie życie tak żałośnie krótkie, warte ledwie garść dolarów... A nade wszystko – przygoda! Te właśnie nieco kuriozalne upodobania sprawiły, że dzisiejszy tytuł spodobał mi się od pierwszej rozegranej partii, chociaż spośród wszystkich elementów, które wymieniłem, znajdziemy tu tylko jeden – i nie trzeba geniusza, by ujrzawszy tytuł wywnioskować, który to element. Oto... „Bang!”

„Bang!” jest towarzyską grą karcianą przeznaczoną dla grupy od czterech do siedmiu osób. Wcielają się oni w rewolwerowców, którzy postanowili pewnego dnia pozabijać się na głównej ulicy jakiegoś nienazwanego miasteczka na Zachodzie. No, to spore uproszczenie – każdemu z graczy przydzielona jest w końcu osobna rola, a wraz z nią cel, który trzeba osiągnąć, by zwyciężyć. Role (prócz jednej) nie są jawne, co upodabnia „Banga” do klasycznej zabawy towarzyskiej – „Mafii”. Mamy więc Szeryfa, którego tożsamość wszyscy znają – usiłuje pozbyć się z miasta Bandytów (których celem jest z kolei zabicie Szeryfa – żaden Bandyta nie ma pojęcia, kto jeszcze jest Bandytą) oraz Renegata. Szeryfowi pomagają Zastępcy – a pikanterii temu zadaniu dodaje fakt, że Zastępcy wiedzą, kto jest Szeryfem, Szeryf nie wie jednak, kto jest Zastępcą, może więc w ferworze walki odstrzelić niewłaściwą osobę... Jest też tajemniczy Renegat, najbardziej złożona rola w całej grze, wymagająca tego, by po trochu i we właściwych proporcjach sympatyzować z każdą ze stron. Jego zadaniem jest wyeliminowanie każdego z pozostałych graczy, co wiąże się z tym, że najpierw pomaga on Szeryfowi w zgładzeniu Bandytów, a potem staje do walki z samym stróżem prawa (nie na odwrót – inaczej wygrają złoczyńcy!).

To tyle założeń. A jak wygląda sama gra? Gracze, począwszy od Szeryfa i zgodnie z ruchem wskazówek zegara wykonują swoje kolejki – ciągnąc dwie karty ze wspólnej talii, następnie zagrywając z ręki tyle kart, na ile mają ochotę, a potem odrzucając do górnego limitu określonego przez liczbę punktów życia, jakie im zostały – maksimum to pięć, minimum to jeden, a jeśli spadniesz do zera, odpadasz z gry. Karty symbolizują różne akcje, jakie możemy wykonać. Na przykład, karta o wiele mówiącym tytule Bang! pozwala strzelić do innego gracza, karta Pudło! uchylić się od takiego trafienia – i to dwie najczęściej rzucane karty w grze. Można też napić się piwa, by odzyskać utracone zdrowie, bądź postawić kolejkę wszystkim, wyposażyć się w lepszą broń (to znaczy, o lepszym zasięgu – normalnie walić można tylko do swoich bezpośrednich sąsiadów, a dopiero z lepszą giwerą można sięgnąć dalej i ponad ich głowami), sprowadzić do miasta Indian, by zrobili zamieszanie, schować się za beczkami gwarantującymi częściową osłonę... Możliwości jest parę i chociaż po kilku partiach wszystkie karty zna się już na pamięć, w żaden sposób nie umniejsza to radości z gry – ich znajomość jest wręcz konieczna, by móc wypracować sobie jakąkolwiek taktykę. Emocje sięgają zenitu, kiedy któryś z graczy odpala wiązkę dynamitu – ten przekazywany jest od gracza do gracza do momentu, w którym wybuchnie, a ponieważ nie sposób przewidzieć, kiedy to nastąpi, czasami naprawdę można się lekko spocić...

Sprawę komplikuje fakt, że oprócz roli, każdemu z graczy przydzielona zostaje postać. Rewolwerowcy mają różne cechy – jeden pozwala powtórnie używać już odrzuconych kart, inny zabierać karty pozostałym graczom, jeszcze inny strzela tak celnie, że trzeba aż dwóch kart Pudła!, by uniknąć jego kul... Są też tacy, którzy mogą układać karty na wierzchu talii, wpływając na los kolejnego gracza. Rewolwerowców jest szesnastu, zdolność każdego z nich unikalna i chociaż trafiają się wyjątki, większość z nich pozostaje całkiem nieźle zbalansowana. Miłym smaczkiem jest to, że imiona niektórych bohaterów mocno kojarzą się z innymi, prawdziwymi lub fikcyjnymi postaciami Dzikiego Zachodu, celowo jednak odrobinkę je zmieniono – nawiązanie jest mało subtelne, ale dowcipne. Mamy tu całą obsadę "Dobrego, Złego i Brzydkiego", odpowiedniki Calamity Jane i Jessego Jamesa, a nawet Billego Kida i Butcha Cassidy'ego!

Z pozoru prosta gra ma w sobie całą masę niuansów – na przykład, losowy wynik dynamitu w każdej turze przestaje być losowy, gdy gracz po prawej stronie ma zdolność ułożenia jednej z dociągniętych kart na górze talii, w ten sposób sprawiając, że jego sąsiad wyleci w powietrze (lub nie). Z kolei fakt, że za zabicie Bandyty gracza czeka nagroda, nawet jeśli sam był Bandytą, genialnie oddaje klimat i relacje w grupie wyjętych spod prawa łotrów, którzy chętnie siekną ci w plecy, kiedy przestaniesz być użyteczny albo kiedy zwietrzą w tym interes. Jeżeli chodzi o to, jak mechanika współgra z klimatem gry, „Bang!” jest absolutnie genialny w swojej prostocie.

O czym warto pamiętać, siadając do „Banga”? Przede wszystkim o tym, że to tylko gra – w dodatku bardzo losowa gra, której osią jest negatywna interakcja między graczami. Dobrze jest mieć to na uwadze szczególnie w chwili, w której karta wybitnie nie podchodzi, trzecią kolejkę z rzędu ktoś wsadza nas do więzienia, a w dodatku przez zakratowane okno wpada podpalona laska dynamitu... „Bang!” jest grą szybką, radosną i zabawną, ale tylko dla osób, które mają choć odrobinkę dystansu do siebie i tego, co robią. Zdarzają się partie, kiedy pozostali wsiądą na jednego gracza tak bardzo, że wykończą go, zanim w ogóle dojdzie do jego pierwszego ruchu. Takie wydarzenia są częścią gry i jeśli komuś to przeszkadza, zdecydowanie powinien zagrać w coś mniej losowego - bowiem element losowości jest w „Bangu” rzeczą bardzo istotną, a bez odpowiednich kart nie da się zrobić dosłownie niczego. Nie każdemu przypadnie to do gustu, ci jednak, którzy cenią sobie dreszczyk związany z wyczekiwaniem na nadejście tej właściwej karty, pokochają tę grę – tak samo jak ja.


Cóż dodać? „Bang!” zgarnął w swoim czasie masę prestiżowych nagród, wyszła do niego fura dodatków z nowymi bohaterami, kartami czy różnymi urozmaiceniami w stylu kart wydarzeń modyfikujących na jakiś czas reguły dla wszystkich graczy, wciąż pozostaje jednak tytułem o prostych, łatwych do wytłumaczenia zasadach, a przy tym diabelnie miodnym. W umiejętny sposób łączy w sobie dynamikę i chaos saloonowej strzelaniny z subtelnym elementem intrygi i dochodzenia, kto jest kim, w kogo skierować kolejną kulę a do kogo lepiej nie odwracać się plecami. To tytuł idealny na spotkania towarzyskie, do posiedzenia przy piwie, a nawet na kawie z rodziną. Kto jeszcze nie zagrał, niech prędko nadrobi zaległości!

Dane ogólne:
Tytuł: Bang!
Czas rozgrywki: 20-40 minut
Liczba graczy: 4-7
Wiek: 8+
Autor: Emiliano Sciarra
Polski dystrybutor: Bard

Źródła rycin:
Okładka - rebel.pl

Wnętrze pudełka - boardgamegeek.com
Karty w polskiej wersji językowej - archiwum.allegro.pl

2 komentarze:

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: