Muszę się wam do czegoś przyznać – uwielbiam westerny: rozległe
pustkowia, bezkresne pola, małe miasteczka, w których każdy łypie
spode łba na samotnego jeźdźca znikąd. Pościgi, strzelaniny,
napady na pociągi, ludzkie życie tak żałośnie krótkie, warte
ledwie garść dolarów... A nade wszystko – przygoda! Te właśnie
nieco kuriozalne upodobania sprawiły, że dzisiejszy tytuł spodobał
mi się od pierwszej rozegranej partii, chociaż spośród wszystkich
elementów, które wymieniłem, znajdziemy tu tylko jeden – i nie
trzeba geniusza, by ujrzawszy tytuł wywnioskować, który to
element. Oto... „Bang!”
„Bang!”
jest towarzyską grą karcianą przeznaczoną dla grupy od czterech
do siedmiu osób. Wcielają się oni w rewolwerowców, którzy
postanowili pewnego dnia pozabijać się na głównej ulicy jakiegoś
nienazwanego miasteczka na Zachodzie. No, to spore uproszczenie –
każdemu z graczy przydzielona jest w końcu osobna rola, a wraz z
nią cel, który trzeba osiągnąć, by zwyciężyć. Role (prócz
jednej) nie są jawne, co upodabnia „Banga” do klasycznej zabawy
towarzyskiej – „Mafii”. Mamy więc Szeryfa, którego tożsamość
wszyscy znają – usiłuje pozbyć się z miasta Bandytów (których
celem jest z kolei zabicie Szeryfa – żaden Bandyta nie ma pojęcia,
kto jeszcze jest Bandytą) oraz Renegata. Szeryfowi pomagają
Zastępcy – a pikanterii temu zadaniu dodaje fakt, że Zastępcy
wiedzą, kto jest Szeryfem, Szeryf nie wie jednak, kto jest Zastępcą,
może więc w ferworze walki odstrzelić niewłaściwą osobę...
Jest też tajemniczy Renegat, najbardziej złożona rola w całej
grze, wymagająca tego, by po trochu i we właściwych proporcjach
sympatyzować z każdą ze stron. Jego zadaniem jest wyeliminowanie
każdego z pozostałych graczy, co wiąże się z tym, że najpierw
pomaga on Szeryfowi w zgładzeniu Bandytów, a potem staje do walki z
samym stróżem prawa (nie na odwrót – inaczej wygrają
złoczyńcy!).
To tyle
założeń. A jak wygląda sama gra? Gracze, począwszy od Szeryfa i
zgodnie z ruchem wskazówek zegara wykonują swoje kolejki –
ciągnąc dwie karty ze wspólnej talii, następnie zagrywając z
ręki tyle kart, na ile mają ochotę, a potem odrzucając do górnego
limitu określonego przez liczbę punktów życia, jakie im zostały
– maksimum to pięć, minimum to jeden, a jeśli spadniesz do zera,
odpadasz z gry. Karty symbolizują różne akcje, jakie możemy
wykonać. Na przykład, karta o wiele mówiącym tytule Bang! pozwala
strzelić do innego gracza, karta Pudło! uchylić się od takiego
trafienia – i to dwie najczęściej rzucane karty w grze. Można
też napić się piwa, by odzyskać utracone zdrowie, bądź postawić
kolejkę wszystkim, wyposażyć się w lepszą broń (to znaczy, o
lepszym zasięgu – normalnie walić można tylko do swoich
bezpośrednich sąsiadów, a dopiero z lepszą giwerą można sięgnąć
dalej i ponad ich głowami), sprowadzić do miasta Indian, by zrobili
zamieszanie, schować się za beczkami gwarantującymi częściową
osłonę... Możliwości jest parę i chociaż po kilku partiach
wszystkie karty zna się już na pamięć, w żaden sposób nie
umniejsza to radości z gry – ich znajomość jest wręcz
konieczna, by móc wypracować sobie jakąkolwiek taktykę. Emocje
sięgają zenitu, kiedy któryś z graczy odpala wiązkę dynamitu –
ten przekazywany jest od gracza do gracza do momentu, w którym
wybuchnie, a ponieważ nie sposób przewidzieć, kiedy to nastąpi,
czasami naprawdę można się lekko spocić...
Sprawę
komplikuje fakt, że oprócz roli, każdemu z graczy przydzielona
zostaje postać. Rewolwerowcy mają różne cechy – jeden pozwala
powtórnie używać już odrzuconych kart, inny zabierać karty
pozostałym graczom, jeszcze inny strzela tak celnie, że trzeba aż
dwóch kart Pudła!, by uniknąć jego kul... Są też tacy, którzy
mogą układać karty na wierzchu talii, wpływając na los kolejnego
gracza. Rewolwerowców jest szesnastu, zdolność każdego z nich
unikalna i chociaż trafiają się wyjątki, większość z nich
pozostaje całkiem nieźle zbalansowana. Miłym smaczkiem jest to, że
imiona niektórych bohaterów mocno kojarzą się z innymi,
prawdziwymi lub fikcyjnymi postaciami Dzikiego Zachodu, celowo jednak
odrobinkę je zmieniono – nawiązanie jest mało subtelne, ale
dowcipne. Mamy tu całą obsadę "Dobrego, Złego i Brzydkiego",
odpowiedniki Calamity Jane i Jessego Jamesa, a nawet Billego Kida i
Butcha Cassidy'ego!
Z pozoru
prosta gra ma w sobie całą masę niuansów – na przykład, losowy
wynik dynamitu w każdej turze przestaje być losowy, gdy gracz po
prawej stronie ma zdolność ułożenia jednej z dociągniętych kart
na górze talii, w ten sposób sprawiając, że jego sąsiad wyleci w
powietrze (lub nie). Z kolei fakt, że za zabicie Bandyty gracza
czeka nagroda, nawet jeśli sam był Bandytą, genialnie oddaje
klimat i relacje w grupie wyjętych spod prawa łotrów, którzy
chętnie siekną ci w plecy, kiedy przestaniesz być użyteczny albo
kiedy zwietrzą w tym interes. Jeżeli chodzi o to, jak mechanika
współgra z klimatem gry, „Bang!” jest absolutnie genialny w
swojej prostocie.
O czym warto
pamiętać, siadając do „Banga”? Przede wszystkim o tym, że to
tylko gra – w dodatku bardzo losowa gra, której osią jest
negatywna interakcja między graczami. Dobrze jest mieć to na uwadze
szczególnie w chwili, w której karta wybitnie nie podchodzi,
trzecią kolejkę z rzędu ktoś wsadza nas do więzienia, a w
dodatku przez zakratowane okno wpada podpalona laska dynamitu...
„Bang!” jest grą szybką, radosną i zabawną, ale tylko dla
osób, które mają choć odrobinkę dystansu do siebie i tego, co
robią. Zdarzają się partie, kiedy pozostali wsiądą na jednego
gracza tak bardzo, że wykończą go, zanim w ogóle dojdzie do jego
pierwszego ruchu. Takie wydarzenia są częścią gry i jeśli komuś
to przeszkadza, zdecydowanie powinien zagrać w coś mniej losowego -
bowiem element losowości jest w „Bangu” rzeczą bardzo istotną,
a bez odpowiednich kart nie da się zrobić dosłownie niczego. Nie
każdemu przypadnie to do gustu, ci jednak, którzy cenią sobie
dreszczyk związany z wyczekiwaniem na nadejście tej właściwej
karty, pokochają tę grę – tak samo jak ja.
Cóż
dodać? „Bang!” zgarnął w swoim czasie masę prestiżowych
nagród, wyszła do niego fura dodatków z nowymi bohaterami, kartami
czy różnymi urozmaiceniami w stylu kart wydarzeń modyfikujących
na jakiś czas reguły dla wszystkich graczy, wciąż pozostaje
jednak tytułem o prostych, łatwych do wytłumaczenia zasadach, a
przy tym diabelnie miodnym. W umiejętny sposób łączy w sobie
dynamikę i chaos saloonowej strzelaniny z subtelnym elementem
intrygi i dochodzenia, kto jest kim, w kogo skierować kolejną kulę
a do kogo lepiej nie odwracać się plecami. To tytuł idealny na
spotkania towarzyskie, do posiedzenia przy piwie, a nawet na kawie z
rodziną. Kto jeszcze nie zagrał, niech prędko nadrobi zaległości!
Dane ogólne:
Tytuł: Bang!
Czas rozgrywki: 20-40 minut
Liczba graczy: 4-7
Wiek: 8+
Autor: Emiliano Sciarra
Polski dystrybutor: Bard
Źródła rycin:
Okładka - rebel.pl
Wnętrze pudełka - boardgamegeek.com
Karty w polskiej wersji językowej - archiwum.allegro.pl
Źródła rycin:
Okładka - rebel.pl
Wnętrze pudełka - boardgamegeek.com
Karty w polskiej wersji językowej - archiwum.allegro.pl
Brzmi kosmicznie. Zapraszam do mnie na bloga! :)
OdpowiedzUsuńJest kosmicznie.
Usuń